Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 22:11   #115
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Droga powrotna, nad brzeg jaskiniowej strugi, zajęła im znacznie więcej czasu niż marsz za „szczurkami”. Znaczyli ją krwią, która obficie sączyła się z otrzymanych w boju ran. Mimo to byli losowi wdzięczni. I Bogom. Bo, że ich w tym wszystkim pomoc sprawiła, iż ocaleli, tego byli pewni. Bestie mogły ich już dorżnąć, zwyczajnie poszlachtować jak prosięta, ale się wycofały. Jakby jatka jaką im sprawili wstrząsnęła i tym plugawym plemieniem. Zmusiła do wycofania się, póki mogą. Dzięki temu wycofali się i oni. Wlokąc ze sobą żałosne resztki tego, co było ich orężem i ekwipunkiem.

Skraj wody był doskonałym miejscem na wylizanie się z ran. Kosze, jakieś patyki i resztki niezdarnych konstrukcji „szczurków” wraz z pochodnią wciąż jeszcze zatkniętą i palącą się smoliście, stanowiły doskonały przyczynek do ogniska, które wnet niezdarnie zapłonęło na skraju wylotu korytarza. Bliżej wody woleli nie obozować. Z drugiej jednak strony mieli tu i ogień i wodę i kilka ryb jako pożywienie. I chwilę na wytchnienie i obmycie ran. Szansę na przemyślenie, czy nie czas już wracać. Z drugiej jednak strony myśl o powrocie przez wodę i o jej mieszkańcu, oraz świadomość sławy rycerskiej jaką zyskali by wracając z taaaaakimi łupami, zatrzymywały ich w miejscu. „Może jak dojdziemy do siebie, ruszymy dalej?” myśleli łudząc się złudną nadzieją…

Rany opatrzyli dosyć sprawnie. Każdy z nich miał ich co najmniej kilka i każda wymagała szycia. Najgorzej było z Corvusem i Draholtem, ale i oni byli przytomni. Pomoc kompanów działała cuda. Pomoc, posiłek, świeża woda, ciepły ogień i chwila wytchnienia. Musieli odpocząć, choć bliskość „szczurków” zmuszała do wystawienia wart. Zresztą w każdych warunkach w lochach musieli by je wystawić. Nie było kłótni. Wartowali najzdrowsi. Pierwsza zatem warta przypadła w udziale Ronirowi.

Kiedy już oddechy kompanów się uspokoiły paladyn pogrążył się w modlitwie. Cisza panująca w lochu pozwoliła mu uspokoić skołatane myśli i sięgnąć uwielbieniem Pana. Pełen miłości i wdzięczności za ocalenie mu dziś żywota Ronir postanowił wartować nieco dłużej i miast budzić Nydiana wciąż trwał na posterunku. Pewnie dla tego właśnie nagłe pojawienie się wizytacji od strony, gdzie mieściła się gawra „szczurków” nie skończyła się kolejną jatką.

Ronir modlił się nieustannie, ale na szczęście modły swe wymawiał w myślach nie chcąc budzić kompanów. Dzięki temu usłyszał cichy chrobot i zgrzyt w korytarzu. Był on jednak na tyle słaby, że nie mógł być dowodem na nadciągające zagrożenie. Mimo to paladyn postanowił to sprawdzić. Spodziewał się ujrzeć wiele rzeczy, ale z całą pewnością nie „szczurka” klęczącego z kornie pochylonym do ziemi pyskiem z tacą drewnianą zastawioną suto „szczurzymi” specjałami. Pieczonymi pająkami, muszlami pełnymi śluzowatych ślimaków, gotowanymi wielkimi stonogami, marynowanymi mchami i oczami jakichś istot. W małych, kościanych czerepach…

Dar iście królewski…

.
 
Bielon jest offline