Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2010, 20:37   #129
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
-Mistrzu...- zaczął Nejl i od razu przerwał, zbierając myśli- I bez twej prośby chcę pomóc Lirze... Misja na Rodii uczyniła mnie niejako za to odpowiedzialnym. Z tym, że nasza współpraca nie była do tej pory łatwa. Trudno jest zdobyć jej zaufanie i wcale nie jestem pewien czy przez ten czas zdołałem zdobyć go choć trochę. Nie umiem powiedzieć czy teraz uda mi się do niej na tyle przybliżyć by pomóc jej w tych chwilach...

- Tak, rację masz całkowitą. Shalulira przyjaciół jednak wielu nie ma. Jej mistrza między nami nie ma już. Kandydata niż ty lepszego może nie być już.

Młody Jedi w milczeniu spuścił głowę zastanawiający się nad tym co przed chwilą usłyszał. Rozumiał, dlaczego mistrz Jedi tak martwi się o Shalulirę. Czuł również, że nie może odmówić, ale nie opuszczały go obawy, czy podoła temu... Ale czy chodziło tu o niego czy o nią?
-Dobrze Mistrzu Yodo - odrzekł w końcu z lekkim kiwnięciem głowy - Postaram się jej pomóc, postaram się być dla niej oparciem... Choć czy zdołam zdobyć jej zaufanie, to już pozostaje w woli mocy.

- W twojej woli pozostaje to. Jeśli tylko próbować masz, daruj sobie. Zrób to, albo nie rób. Próbowania żadnego nie ma.

Te słowa zdziwiły Nejla i przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Jakże bowiem trudno było pozbyć się wątpliwości... Ne mógł zaprzeczyć, że obawiał się tego zadania. Nie wiedział czy Lira w ogóle da mu szansę, by jakoś zdobyć jej zaufanie, a przecież bez niego nie mógł jej pomóc. A może trzeba po prostu działać?
Ricon znów kiwnął głową i jeszce raz potwierdzil.
- Dobrze mistrzu- po czym wstał skłonił sie na pożegnanie i wyszedł na zewnątrz.

***

Nejl z niejaką fascynacją wpatrywał się żółty, oszlifowany velmorite, który znalazl w magazynie kryształów. Wybór odpowiedniego kryształu nigdy nie był łatwy, ale rycerz nie spodziewała się, że zajmie mu to tak długo. Po tym, jak stracił swój miecz świetlny, coraz lepiej rozumiał więź, jaka się tworzy między tą antyczną bronią a jej właścicielem. I wlaśnie ta wieź nie pozwalała mu przez dlugi czas wybrać tego odpowiedniego. Jeden kryształ był zbyt duży, inny zawierał drobne rysy, które dyskredytowały go w podświadomości Ricona. Jeszce inne młody rycerz odkładał, tak po prostu, nie wiedząc właściwie czemu nie są właściwe. W końcu znalażł tej jeden, może niezbyt okazały, lecz po prostu pasaował...
Oczywiście to dopiero był początek. Budowa miecza, synchronizacja kryształu mogła trwać tygodniami. Ale teraz jakoś to nie miało większego znaczenia. Chłodny i śliski kryształ, był czymś co mogło teraz zająć zmysły. Podczas gdy umysł krążyły wokół tego jak pomóc Lirze. Czy w ogóle dopuści go do siebie. Czy wykryje jej zamiary, czy będzie musiał cierpliwie czekać, a sama coś powie o nich. Nagle poczuł przez moc, że ktoś się zbliża.. Czyżby to była to właśnie ona?

***

Kolejne tygodnie mijały nadspodziewanie wolno i monotomnie, jakby wojna był jedynie iluzją. W światyni nie zostało wielu jedi a relacje z kampanii pochodziły głównie z holonetu (oczywiście oszczędne i pewno również ocenzurowane), oraz plotek jakie krażyły wśród mlodzików. Czyli nic pewnego. Czasem wracał któryś z jedi z misji, ale i od nich trudno byłoby coś wyciągnąć, gdyby nawet Nejl znał ich bliżej. Oczywiście Ricon nie byl łasy na rewelacje, ale chciałby cokolwiek dowiedzieć się o tym co się dzieje na Rodii, lecz to pozostawało poza jego możliwościami. Nie mógł przecież wchodzić w kompetencje Rady, ani prosić o tajne raporty. Pozostawało wiec co jakiś czas przeszukiwanie holosieci i wysłuchiwaniu nowych "rewelacji" w korytarzach świątynych mając nadzieję, że coś jednak się z tego wyciągnie.
Nie była to jedyna rzecz którą w trakcie tego pobytu się zajmował. Kilka razy próbowal porozmawiać z Shalulirą ta jednak ignorowała go i szybko ucinała dłuższą rozmowę, nie dając poznać nic po sobie. Może i tak to było dużo, może udało mu się ją odciągnąć od tego zamiaru, a może po prostu Lira czekała na dogodny moment by tam polecieć. może jakoś pogodziła się ztą sytuacją, a może to tylko się w niej gromadziło? Nejl chciałby poznać odpowiedzi na te pytania, lecz po owej rozmowie nadal pozostawało spięcie, które tak mocno oddaliło go od niej. może nawet bardzie niż bycie dla niej obcym.
Budowa miecza również nie szla różowo. Dziwnie się czuł, łącząc obce mu kawałki metalu, stanowiące emiter a synchronizacja szla mu topornie. Niemniej w końcu podniósł ostrożnie rękojeść, podłaczył do zasilania i i delikatnym ruchem palaca aktywowł klingę. Strumień żółtej plazmy wysunął się z emitera wydając tak dobrze mu znany basowy pomruk.
Nie leżał tak samo dobrze w dłoni jak poprzedni oręż. Inaczej go nieco wyważył i bateria była lżejsza.. Ale jeśli owinie jeszcze rękojeść skórą nekku, powinien uzyskać leprze trzymanie. Ale co bylo najważniejsze był to jego miecz, któremu poświecił tyle czasu. Choć niewielka wagę temu przykładał, znów czuł się w pełni jedi...

Jego kluczenie po światyni moglo się wydawać bezcelowe, lecz prędzej czy później dochodził do tych sal w głębi dormitoriów, gdzie mieścił się żłobek. To tu czułe na moc dzieci spędzały pierwsze beztroskie lata w murach świątynnych, pod okiem instruktorów. Niedługo część z nich pewno zostanie przydzielona do klanów, by tam przyjmować dalsze szkolenie. Nejl nawet się nie zatrzymywał, zwolnił jedynie trochę wyczuwając umysł jednego z dzieci, które za ścianą odkrywały swój niezwykły talent. Nie mógł go zobaczyć, być może chłopak nigdy nie pozna kto jest jego ojcem. Taka była cena. Ale młody jedi nie mógł sie powstrzymać, by choć tak poczuć jego obecność. To dodawało mu otuchy, choć później pojawiała sie jeszcze jedna myśl o Dajin,
która została na Malastere. Była za daleko by ją chociaż w ten sposób poczuć. Ale jeszcze ją zobaczy, przy najbliższej okazji.

***

Krople wody spływała strumieniami po dolinach ukształtowanymi w głębokim kapturze, po czym szybko przemieszczalny się w dół brązowego płaszcza by w końcu spaść na zimną i śliską platformę. Nejl przez chwilę wsłuchiwał się w monotonny szum deszczu, gdy wiatr nieco zelżał, lecz zaraz znów spojrzał w górę z niepokojem oczekując lądowników.
Niezbyt uśmiechało się mu być przynętą na inwazję tysięcy blaszaków, które miały wylądować lada chwila. Wprawdzie wsparcie trzydziestu klonów i dwójki jedi, było budujące, ale miał niejasne wrażenie, że jako "przynęta" taka siła wcale nie musi być wystarczająca by utrzymać platformę. Zostawił jednak te obiekcje dla siebie. Musiał zaufać tym w górze, a przede wszystkim swym towarzyszom broni, a także samemu ich nie zawieść.
Spojrzal jeszcze na pozostałych. Lira nadal traktowała go jakby był obcym, drugą jedi Erę praktycznie nie znal. Słyszał tylko, że brała udział w kampanii na Elom, więc prawdopodobniej miała największe doświadczenie z ich wszystkich. Były również klony. Schowani pod białymi uniformami, zdawali się być nierozróżnialni, lecz dzięki mocy rycerz dostrzegał te subtelne różnice miedzy nimi...
Nie było jednak już czasu. Ten transportowiec zwiastował rychły desant blaszaków. Era rozlokowała już żołnierzy, za co Ricon był jej w duchu wdzięczny. Niezbyt pewnie czuł się jeszcze w roli dowódcy, a ona miała już jakieś doświadczenie w tej materii. Jemu pozostawało walczyć. Wyciągnął miecz i lecz nie odpalił. dopiero gdy wrota zaczęły się otwierać aktywował żółtą klingę. Krople deszczu poczęły błyskawicznie wyparowywać z lekkim sykiem, gdy tylko zetknęły się z plazmą. Ciało rozluźniło się a świadomość rycerza otworzyło się na moc...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline