Kręciłem się po mieście nie wiedząc czego szukać i dokąd się udać. W końcu postanowiłem pojechać na spotkanie z księdzem Voora.
Spotkałem go w kościelnym ogrodzie.
-Niech będzie pochwalony ojcze- przywitałem się
-O! Detektyw Grand. Na wieki wieków- uśmiechnął się do mnie
-Byłem w Pensylwani ojcze i niewiele odnalazłem jedynie grób osoby o nazwisku
ElizaBETha PEOR- zaznaczyłem odpowiednie litery mocniejszym wyrażeniem
-Nie wiele mi to mówi detektywie- skwitował
-Ja też zatrzymałem się w martwym punkcie ojcze. Ale... czy możliwe że powinienem dosłownie potraktować słowa cesarza i może poszukać w Jordanii...
Voora nie odpowiedział tylko zamyślił się chwilę. Spojrzał na mnie jakby nieobecnym wzrokiem po czym przeprosił i odszedł.
Zostałem sam z własnymi myślami, poszedłem w dół alejką między pomnikami aniołów... ciekawe czy naprawdę są takie piękne ozdobione skrzydłami
Z zadumy wyrwał mnie mój telefon. Na wyświetlaczu widniało " pułkownik Colin"
Nie czekając odebrałem natychmiast.
-Witaj pułkowniku- przywitałem się
-Cześć Clause, masz kłopoty? Czytałem gazety, nie wygląda to dobrze- zimny żołnierski głos przeszedł od razu do rzeczy. Pułkownik Colin Fisher nie był typem który owija w bawełnę. Zawsze był bezpośredni i konkretny.
-Wiem że źle to wygląda ale póki co jakoś się trzymam. Ktoś mnie strasznie paskudnie wrabia.
-Mogę ci jakoś pomóc?- zapytał
-Nie raczej nie... Chociaż... - zamyśliłem się chwilkę
-No mów Clause. Uratowałeś mi życie w tamtej wiosce jestem ci to winien.
- Nic mi nie jesteś winien Colin. Wtedy zrobiłbyś dla mnie to samo.
-Mów-powiedział
-Możesz mi załatwić przelot w tą i z powrotem do Jordanii?
-Oszalałeś chłopie- wzburzył się łagodnie po czym chwilę milczał - może i da się coś zrobić ale będzie to kosztowało. I pewnie nie mało.
-Pieniądze nie grają roli, mogę dzięki temu się oczyścić poza tym pracuję nad sprawą tego tarociarza, umierają niewinne młode osoby. Mogę im pomóc.
Myślał chwilę i rozłączył się zaraz po tym jak powiedział.
-100000 dolarów na łapówki i bądź w bazie po zmroku.
- Oki- odpowiedziałem już tylko do przerywanego sygnału w słuchawce telefonu.
Kilka godzin później siedziałem w smolocie zwiadowczym. Mieliśmy między lądowanie na pcyfiku na jednym z wojskowych lotniskowców. Miałem nie opuszczać samolotu. Ukryłem się.
Lecieliśmy
-Wlatujemy w przestrzeń powietrzną Jordanii, niech się pan przygotuję bo będziemy lądować w na bardzo krótkim pasie.- usłyszałem głos w słuchawce.
Przelatując nad Chirbat asz-Szajch-Dżail poczułem wstrząs. Samolotem zaczeły miotać bardzo silne turbulencje. Ogarnął mnie strach pierwszy raz od baaardzo dawna.
Opętała nas burza piaskowa. Niski pułap był niebezpieczny w tej sytuacji.
Usłyszałem komendy pilotów mówione coraz głośniejszym tonem. Wtedy przed oczyma stanęło mi całe moje życie. Chwyciłem za telefon i szybko napisałem smsa do
Jess
"Jestem nad terenami pokolenia Rubena w samolocie. Strasznie Trzęsie. Jesteśmy dokładnie nad Bet Peor. Chyba nie uda się ... Jess! Kocham cię"
"WYSŁANE"-pojawiło się na wyświetlaczu
Huk gdy ciężka stal uderzyła o ziemię rozerwał mi wręcz bębenki w uszach. Eksplozja wybuchającego silnika rozrzuciła szczątki w promieniu kilku set metrów.
A on go pogrzebał w dolinie w ziemi moabskiej naprzeciw Bet-Peor i nikt nie zna jego grobu po dziś dzień. Ale grobu jego nie odnaleziono
Kilka godzin później gdy burza piaskowa ucichła a tubylcy i szabrownicy zrobili już swoje , milicja Jordańska i wojsko otoczyło teren katastrofy szczelnym kordonem. Nikomu nie pozwolono wejść na teren. Jeden z żołnierzy dostrzegł siną martwą rękę która wystawała z piasku.
Nagłówki w amerykańskich gazetach dementują oskarżenia jakoby wojskowy samolot szpiegowski miał rozbić się 9 km na wschód od Tall ar-Rama...