Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2010, 21:54   #7
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gangi. Miał ochotę zaśmiać się im w twarz, przy tym konspiracyjnym gadaniu i przedstawianiu co i jak stoi. Niestety brakowało mu kapsli i gambli, zabijanie było sposobem na zyskanie gratów, dzięki którym znów nie musiałby wsadzać nosa w nieswoje sprawy. Nigdy tego nie lubił i unikał, gdy tylko mógł. To sprawiało, że stawał się rozpoznawalny. Ludzie zaczynali zadawać swoje idiotyczne pytania, na które odpowiedzi tak na prawdę nawet nie były im potrzebne. Ale chcieli je znać. Niektórzy nawet chcieli zabijać, gdy odmówiło się na nie odpowiedzi. Świat stał się doprawdy niezwykle śmieszny.
Spojrzał w oczy brodatemu, który raczej więcej lat niż sam Keith to nie miał. Za to trzymał się gorzej, zmęczony pewnie udawaniem twardziela. Oni wszyscy udawali twardzieli. Najlepiej było to widać, gdy dostawał taki kulkę w brzuch i zdychał powoli.
Zdecydowanie najlepiej.
Wędrowiec wyszczerzył się prawie radośnie. Wyciągnął rękę jeszcze raz, mocno ściskając tę należącą do nowego pracodawcy.
- Zgoda.
Nie zamierzał jednak z nimi bratać się zbyt długo. Był samotnikiem i uważał to za dobre. Wstał od stołu, wracając na swoje miejsce przy barze.

Prawie nie zwrócił uwagi na krótką walkę, po której padł trup, brudząc i tak już niezbyt czystą podłogę. Można by powiedzieć: zwyczajna rzecz. Zwycięzca był zwycięzcą, nawet jak wyglądał jak fajfusowaty wymoczek, który przeżył to cudem, ale teraz będzie się obnosił z tym na cały zrujnowany świat. Nie jego sprawa, chociaż sądząc po reakcji szefowej, gęba ta nie zniknie mu z oczu w najbliższym czasie. Dopiero jak ją ktoś odstrzeli.
Wziął kolejny łyk słabego piwa. Wydawałoby się, że mając tu tyle żarcia, powinni umieć zrobić lepsze. Może po prostu byli partaczami?
Odstawił pusty kufel, przypatrując się bliżej znajdującym się w barze ludziom. Dzikusów skwitował pełnym ironii uśmiechem, po kobiecie tylko przesunął spojrzeniem, nie chcąc wyjść na takiego, który za bardzo się nią interesuje. Ładne kobiety, w dodatku samotne, nie miały tu łatwego życia. Lepiej miały te brzydkie, pokoju Riki, przy czym w ich przypadku lepiej było, jak nie otwierały japy. Parsknął cicho, słysząc rozmowę, jaką odbyła z tym całym "Hawkiem". "Jakoś mam złe przeczucia co do ciebie".
Czy ludzie byli na prawdę tak tępi? Koleś właśnie zaszlachtował drugiego, a ta go bierze do gangu i przy okazji twierdzi, że ma złe przeczucia.
Przynajmniej wiadomo, kto będzie podesłany jako zwiadowca. Pierwszy do odstrzału.
Chociaż sam podejrzewał tego starucha czy rozmawiającego z nim tribala.
Zresztą. Nie jego sprawa.

Wstał ze stołka, wywołując jego krótkie skrzypnięcie i zwracając na siebie uwagę kilku osób. Nie lubił tych spojrzeń, naruszały pewną sferę, którą zawsze tworzył wokół siebie, zwłaszcza w nowym miejscu. Przeszedł przez bar, nie rozglądając się i tylko na chwilę zatrzymując przy szefowej Los Diablos.
- Będę na zewnątrz. Gdy zbierzecie wszystkich i przyjdzie do ustalania co i jak trzeba zrobić, niech ktoś mnie zawoła.
Wyszedł, zamiatając podłogę długim płaszczem, nie czekając na odpowiedź nawet przez chwilę. Będzie im potrzebny to zawołają, nie będzie, to on też miał ich w dupie. W grę wchodziło także zbieranie ochłapów po trupach, Wędrowcowi było wszystko jedno. Cała ta zabawa pewnie mogłaby się skończyć pokojowo, gdyby jedna i druga strona nie zaczęły pruć w siebie z kaemów. Przed barem rozejrzał się, dostrzegając swój cel - mały, ledwo trzymający się w całości sklepik. Uśmiechnął się sam do siebie, ruszając przed siebie i cicho nucąc słowa piosenki, poznanej tak dawno temu...

Here was I, a gypsy,
looking for a world to roam in,
Now the world is in my arms.
No more endless searching for a place to feel at home in...


Zajrzał do środka, zanim pchnął wykonane z blachy drzwi. W środku nic go nie zaskoczyło. Przy ścianach stały krzywe regały, zastawione wszelkiego rodzaju śmieciem, który nikomu nigdy nie bywał potrzebny. To co było ważne i cenne sprzedawca, wąsaty, nieźle podtuczony chłop, trzymał albo pod ladą, albo na niewielkim zapleczu.
- Nie prowadzę tu rozdawnictwa brudasie! Tu trzeba płacić!
Keith westchnął, niezrażony podchodząc do lady. Zawsze było to samo, trzeba przyznać, że przeżyło niewielu czarnych. A jeśli dodawało się do tego niezbyt ładny wygląd, można by pomyśleć, że Wędrowiec faktycznie kupować nie zamierza. Nie zamierzał też spierać się z grubasem, stawiając przez nim czerwony nabój.
- Potrzebuję tego.
- Nie mam.

Haskel jeszcze raz westchnął, wyjmując kilka niepotrzebnych mu naboi kalibru 5.56.
- Może znajdę trochę śrutu.
Dorzucił jeszcze kilka pocisków.
- Mają być całe. Muszę się przydać Los Diablos, inaczej wasz burmistrz nie ma co liczyć na powodzenie akcji.
Posłał mu przeciągłe spojrzenie. Zazwyczaj wolał obywać się bez takich argumentów, ale teraz nie miał wiele czasu na szykowanie amunicji.
 
__________________
If I can't be my own
I'd feel better dead
Sekal jest offline