Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2010, 22:32   #8
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Ch-chodźmy.
Zabójca wahał się. Nie był pewien, pytanie tylko, czego? Tak, jasne, podjętej decyzji, ale jaka ona jest? Oszuka zleceniodawcę, czy ofiarę? Pozornie wybór był banalny, jednak w obecnej sytuacji było to znacznie bardziej poważne. Jeśli wystrzeli, prawdopodobnie zginie, jeśli odejdzie, ma szansę przeżyć, w końcu jego przełożeni nie muszą dowiedzieć się o jego niesubordynacji.
Hawk wstał powoli. Ich wzrok się spotkał, wokół zapadła głucha cisza najbardziej wyczuwalna właśnie dla ich. Chłopak nadal siedział, a jego oczy mówiły wszystko. "Już po tobie."
Zdecydował.

***

Gdzie popełniłem błąd?
Jest wiele możliwości. Gdybym nie oddawał broni, mógłbym to inaczej rozegrać. Mógłbym go zabić zaraz po tym, jak jego ręka zjechała pod stół.
Mogłem też przywalić mu kuflem, gdy podczas mojej gadki rozglądał się nerwowo po sali.
Ale nie, mi się zachciało pokojowego rozwiązania...
Mogłem nie brać w ogóle tego zlecenia.
Nie, nie mogłem. To akurat pewne, musiałem to zrobić. Kurwa. Wielu powiedziałoby, że to głupota, kretynizm, samobójstwo. Wiedziałem to, z resztą podzielam zdanie tych ostatnich... Ale nie mogłem tego nie zrobić.
Chyba takie było moje przeznaczenie. Wieczna ucieczka przed mściwą mafią, aż do śmierci ich bossa, lub mojej.
I to już koniec.
Aż trudno uwierzyć.




***

W męczącej, przeciągającej ciszy dało się słyszeć iglicę uderzającą w spłonkę. I tutaj powinna skończyć się historia Hawk'a, jednego z wielu, którzy popełnili błąd. Nie ma jednak błędów niewybaczalnych, w końcu błąd to błąd. To, co się z nim stanie i jakie przyniesie ze sobą konsekwencje zależy od wielu procesów, zjawisk i istot.
Nie ma jednak błędów niewybaczalnych. Są tylko takie, których akurat nie wybaczono.

***

Stuknięcie przerwało ciszę, nie nastąpił jednak wyczekiwany huk wystrzału. Chłopak zdążył zaledwie jęknąć, zanim kufel z resztkami niedopitego piwa roztrzaskał się na jego głowie. Łowca nie zamierzał zmarnować danej mu okazji i naprawił swój błąd. A przynajmniej, starał się to zrobić.
Zabójca wyjął pistolet spod stołu i wystrzelił dwukrotnie w ofiarę, walcząc z otumanieniem, oba strzały chybiły. Fart.
Mężczyzna zdołał złapać lewą ręką za nadgarstek trzymający broń i odsunąć go na bok, w kierunku ściany, prawą zaś wymierzył mordercy mocnego sierpowego. Musiał jednak puścić go i odskoczyć przed ostrzem, którym nagle zaczął chaotycznie machać oponent. Wiedział, że to pułapka, jednak nie miał innego wyjścia. Napiął mięśnie, już miał się pochylić, gdy chłopak szybko wymierzył w niego broń.
Kolejny, nic nie niosący ze sobą stuk.
Kolejny niewypał.

Hawk nie zwolnił ani na chwilę. Nie zamarł gdy zauważył lufę wycelowaną w jego głowę, a za nią, na drugim planie pełen satysfakcji i nienawiści uśmieszek. Nie pokonał wielkiej odległości przez ten ułamek sekundy, ale i nie poddał się gdy spojrzał w oczy śmierci. Nie popełnił tego samego błędu drugi raz.
Płynnie wyciągnął niewielki nóż z wysokiej cholewy buta. Ćwiczył ten pozornie prosty element, żeby ograniczyć potrzebny czas do minimum. Już kilkukrotnie przekonał się, że było warto.
Przechylony do przodu zamachnął się, czując opór, gdy wbił się w krtań, jednak ostrze nie zatrzymało się, przecięło głęboko gardło i poleciało kawałek dalej, aż sterująca nią ręka jej nie wyhamowała.

Trup padł na podłogę. Zachował przytomność jeszcze na sekundę, może dwie, nie był w stanie jednak nic zrobić. Stało się.
Hawk usiadł na starym miejscu i przez chwilę przyglądał się swojemu "dziełu". Potem podniósł głowę i przyjrzał się reszcie obecnych. Wszyscy na niego patrzyli, choćby przelotnie. Każdy był ciekaw, o co poszło, co będzie dalej, i czy zwycięzca zabierze pistolet, czy może zostawi fant przy ciele, ot tak, z roztargnienia czy szoku.
Mężczyzna najpierw wytarł nóż z krwi i schował go, potem przeszukał ciało, pistolet zaś schował za pas, pod płaszczem. Gdy podniósł głowę, stałą przed nim Rika.

To była krótka rozmowa, która zręcznie udawała "rozmowę rekrutacyjną". Wymienić przydatne umiejętności, pokazać swój bezkonfliktowy charakter i błysnąć odrobiną inteligencji i już.
Był członkiem Los Diablos.
Przedstawił się grzecznie, w końcu i tak nie miało to większego znaczenia. Zgłosił gotowość swojemu nowemu pracodawcy i usadowił się przy stole w głębi karczmy.
Nie to, żeby uniknięcie śmierci zmusiło go do refleksji, ale chciał posiedzieć w spokoju, wyciszyć się, doprowadzić do mentalnej równowagi przed akcją. Położył łokcie na stole i złączył dłonie w modlitewnym geście. Broda oparła się o kciuki, a palce wskazujące dotykały nasady nosa, tuż pomiędzy oczami. Usłyszał jeszcze, jak Rika przywołuje do siebie jakąś szczupłą dziewczynę siedzącą spokojnie przed nim. Nadal obserwował otoczenie, nasłuchiwał, jednak pozwolił sobie na dokładniejsze przemyślenie sytuacji, jak miała miejsce dosłownie przed chwilą. Skąpstwo lub niedokładność jakiegoś rusznikarza, może nawet tego młodego zabójcy, sprawiła że aż dwa naboje nie wystrzeliły. O czymś takim trzeba było pomyśleć.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline