Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2010, 01:49   #14
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po cichym powrocie na Rybkę Soren tylko rozłożył broń, żeby wyschła i natychmiast poszedł spać. Skoro nikt ich nie śledził, to przez najbliższe kilka godzin nic go nie obchodziło.
Dopiero gdy się wyspał poszedł złożyć raport baronównie. Spotkał ją na korytarzu, najwidoczniej skądś właśnie wracała. Odchrząknął, żeby zwrócić na siebie jej uwagę, a gdy się odwróciła w jego stronę, stanął na baczność, zasalutował nieco niedbale i powiedział:
- Jaśnie Pani, melduję powrót z tankowaca Tadżyka. Brak śladów przemytu niewolników, ani innych kontaktów z Beliahem. Zastraszony bronią mat zarzeka się, że nie ma nic wspólnego z piratami. Obiecał zdobyć informacje o Beliahu w zamian za niewtrącanie się w jego sprawy. Tylko mnie widział.
Skończywszy meldunek stuknął obcasami i stał wyprostowany czekając na ewentualne rozkazy. Aspazja chwilę patrzyła na wyprostowanego jak struna pilota.
- A w głowę nie dostałeś co, Soren?
- Bynajmniej, baronówno - odpowiedział całkowicie poważnie, choć nieco zdziwiony.
- To dobrze – uśmiechnęła się - objawy mnie zmyliły. Nie mam rozkazów, ale wieczorem chciałabym się spotkać ze wszystkimi w messie. Wpadnij.
- Zrozumiałem - odparł, po czym kiwnął na pożegnanie głową, obrócił się na pięcie i odszedł.

Myślał o tym, żeby popołudnie przesiedzieć w swojej kajucie, na wypadek gdyby ktoś poszukiwał odpowiedzialnych za burdę na tankowcu i bądź co bądź postrzelenie jednego z ludzi Tadżyka. Jednak perspektywa nudzenia się przez najbliższe dwa dni przekonała go, że nie ma wielkiego sensu tak się kryć. Ruszył więc do tawerny "Bryza" z nadzieją zbadania nieco terenu i być może znalezienia sobie towarzystwa na resztę pobytu na tej planecie. Najpierw jednak odwiedził Zhenga. Porozmawiali chwilę o pogodzie, przy czym Soren nie omieszkał nadmienić, że wie z pewnego źródła, iż podany mu wcześniej trop był fałszywy.

Tawerna pełna była gwaru, dymu tytoniowego i pijanych marynarzy. W pewnym momencie przewinął się tam też Evros, lub ktoś bardzo do niego podobny. Pilot, jakkolwiek zaskoczony, nie dał po sobie poznać, że go zna. Prawdopodobnie żadnemu z nich nie było na rękę przyznawać się w takim miejscu do przeróżnych znajomości, czy kontaktów.

Soren siedział właśnie przy barze, sącząc powoli piwo i odrywając usługującą tam dziewkę, niejaką Jessicę, od pracy, gdy przez otwarte na moment drzwi zobaczył, że gromadzi się tam banda janczarów, najwidoczniej dowodzona przez jakąś kobietę. Mogli szukać jego, ochroniarza Aspazji, lub dowolnej innej osoby. W takim lokalu raczej nie brakowało obiektów zainteresowania dla władz. Ale ostrożność nie wadziła. Starając się jak najmniej dać po sobie poznać, że coś go zaniepokoiło, wstukał w skrzekotkę wiadomość dla Evrosa i ostrożnie zaczął się rozglądać za drugim wyjściem. Niestety też było obstawione.
- Jess - szepnął do nowopoznanej dziewczyny - czy jest tu jakieś wyjście przez kuchnię?
Dziewczyna otwarła szeroko oczy ze zdumienia, ale pokiwała głową.
- Mogę nim wyjść? Przed chwilą wszedł facet, którego wolałbym nie spotkać twarzą w twarz. Wiesz, jestem tu incognito. Tajna misja.
Barmanka znowu pokiwała głową. Oczy świeciły jej się z podniecenia. Najwidoczniej jej życie było na tyle nudne, że cieszyła się na samą myśl o wplątaniu się w aferę szpiegowską, nie do końca świadoma konsekwencji. Nim jednak zdążyła go wyprowadzić do środka wpadli janczarzy. Cała akcja została przeprowadzona dość sprawnie. Na całe szczęście Soren nie był tym, którego szukali. Na nieszczęście był nim Evros.

Gdy tylko Soren wydostał się poza zasięg zainteresowania zbrojnych, ponownie wyjął skrzekotkę i przesłał do Deana: "Problemy przy Bryzie. Weź broń." Na wszelki wypadek przygotował też swój pistolet. Nie mógł co prawda strzelać do ludzi al-Malika, ale miał pewne szanse na dostanie się do środka bez zwracania ich uwagi. Albo na odwrócenie ich uwagi, gdyby Dean nie zdążył na miejsce zanim wyprowadzą Evrosa. Okazało się jednak, że wszelkie zachody nie były potrzebne, bo Evros wyszedł z tawerny sam, bez pomocy i bez asysty. Pilot natychmiast wmieszał się w tłum i okrężną drogą wrócił na pokład okrętu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline