Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2010, 18:52   #23
Lechun
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
YouTube - Greatest Battle Music Of All Times: Avenger (No Choir)

Z nieufnością przyglądał się staraniom magów. Jeśli już czegoś nienawidził, to z pewnością to była ta kasta. Jednak doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jak po prostu przejdzie przez ten portal, bo to jednak niemożliwe, by każdy osobnik operujący magią chciał go zabić. Nie tutaj...

Rozmyślania przerwał mu dialog dwóch brodaczy.
-Rozumiem o co chodzi. Widząc takie towarzystwo na pewno się szybko za kumplujemy. Jestem Kolgrim Mennuswich, i jak pewnie zauważyliście z pochodzenia jestem krasnoludem. No to... kiedy nas teleportują?
-Jak tylko wszyscy będziemy gotowi. Przepraszam was moi drodzy, gdzie moje maniery. Jestem Duningan Siwobrody. Jak już słyszeliście, przypadł mi zaszczyt wspierania was moją wiedzą i doświadczeniem, bo jak mniemam jestem z was wszystkich najstarszy. Co nie znaczy niedołężny.
-Szós... Jap-Cuir Katanio, Rzeźnik Marveński. I nie wchodźcie mi w drogę, bo dowiecie się, dlaczego.
Warknął tylko gardłowym, lekko stalowo brzmiącym głosem. Splunął jeszcze przez prawe ramię i z zamkniętymi ślepiami przelazł przez bramę.

***

Podróż między wymiarami, czy przez to tam się odbyła, nie przyniosła mu żadnych szkód. Oczywiście nie zmieniło to jego nastawienia do kuglarzy, bo to by było za łatwe. Zwłaszcza, że przeszedł z dziwnym uczuciem w okolicy żołądka. W końcu niecodziennie ktoś z jego fizjonomią przechodzi przez magiczne teleporty. Sprawdził tylko, czy ma przy sobie cały sprzęt(a konkretnie o broń mu chodziło) i nie oglądając się za innymi, ruszył za Hansem.
I pewnie byłby oglądać całą drogę jego plecy i zad konia, gdyby nie bitwa, której zostali świadkami. Jacyś barbarzyńcy walczyli z odziałem Gabriela. Cy innego dupka, który ma władzę nad demonami. W końcu gdy ostatni ze stworów poległ, barbarzyńcy zainteresowali się wesołą gromadką i ruszyła, by pokazać im, gdzie raki zimują.

To rzecz jasna, nie pokrywało się z planami Szóstego. Dlatego zręcznie złapał za pręt z plecaka i trzymał w pełnej gotowości do rzutu. Zwróciło na niego uwagę pięciu przeciwników, odłączając się od grupy, by najpierw zakończyć żywot mutanta. Ten, nie chcąc do tego dopuścić, sam ruszył biegiem w stronę barbarzyńców, jednocześnie ciskając bronią niczym oszczepem w jednego z nich. Nawet nie patrzył, czy trafił. Od razu odbezpieczył blokady podtrzymujące ostrza, przygotowując się do walki. A trafił w nogę barbarzyńcy, przebijając ją na wylot. Wrzask rozległ się po okolicy. Jap-Cuir, nie zwracając na to większej uwagi, zamachnął się, chcąc płazem uderzyć jednego z pozostałej czwórki. Przeszył głowę trafionego i od razu odskoczył, by nie znaleźć się w zasięgu toporów. Ruchy jego sprawiały wrażenie mechanicznych, tak, jakby zaprogramowano mu w głowie wszystkie możliwe kombinacje obrony i ataku. Uśmiechnął się paskudnie i zapytał głośno:
- Kto następny?
Nie czekając na odpowiedź, znów wpadł między napastników. Powtórzył manewr z płazowaniem, jednocześnie starając się atakować drugiego z nich. Trzeciemu napluł w oko, chcąc wyprowadzić go tym z równowagi. I przy okazji oślepić na kilka sekund. O ile ciosy i kopniakowi wychodziły mutantowi wręcz podręcznikowo, o tyle nie mógł ani razu trafić w drugiego z nich. Ku zaskoczeniu Katanio, bity za bardzo się tym nie przejął. Co więcej, był gotów do ataku, tak jak dwóch jego kolegów. Wyskoczył więc po raz kolejny, skupiając się na barbarzyńcy, który zdążył wyciągnąć już pręt z nogi obficie krwawiąc. Kopnął go w twarz, barbarzyńca stracił przytomność.
- Jeszcze trzech...
Mruknął do siebie. I po raz trzeci wpadł między nich, tym razem zmieniając taktykę walki. Złapał się za ramiona przeciwnika i podparłszy się na nim, kopnął obunóż jego kolegę, nim ci cokolwiek zdążyli zrobić. Przy okazji odbił się od kopniętego, z powrotem znajdując się poza kołem. Znalazł się za plecami trzeciego przeciwnika, którego ciął w kręgosłup. Ot, na tyle, by wyeliminować go z dalszej gry. Nic poważnego, co mogło by się skończyć śmiercią. Za tą subtelność, Jap-Cuir musiał zapłacić odpowiednią cenę. Kopnięty barbarzyńca wyskoczył tuż przed nim i zamachnął się toporem zza głowy. Mutant szybko odskoczył, jednak ostrze przejechało mu po klatce piersiowej robiąc paskudną ranę. Niebieska krew zalała tors Szóstego, jednak ten nie stracił głowy. Ani dosłownie, ani w przenośni. Póki wojownik był zajęty próbą panowania nad ciężką bronią, mutant po prostu wbił mu prawe ostrze w twarz. Kopnął jeszcze rannego w brzuch, gdy pojawił się już ostatni z przeciwników. Wykonał proste cięcie z drugiej strony, tworząc X na klatce piersiowej Jap-Cuira. Ta rana była jednak głębsza i to do tego stopnia, że stracił władzę w lewym ramieniu. Poważnie rozeźlony podbiega do niego i wycina mu podobne X swoim ostrzem. Broń wypadła mu z rąk. Zostaje jeszcze kopnięty w twarz z taką mocą, że Rzeźnik czuł, jak coś mu chrupnęło pod butem.

Odwrócił się i powolnym krokiem wycofał się z pola bitwy, zbierając po drodze swój pręt. usiadł przy jakimś kamieniu, wbił pręt w ziemię i zerwał z siebie strzęp koszuli, którym obwinął swoje rozwalone, zachlapane niebieską krwią ramię. I bezczynnie przyglądał się zmaganiom innych.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D

Ostatnio edytowane przez Lechun : 03-09-2010 o 18:57.
Lechun jest offline