Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2010, 21:36   #21
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Teleportacja składała się na trzy części. Zebrania mocy wszystkich czterech żywiołów, wypuszczenia ich w specjalnie przygotowaną bramę, a potem wybrania celu. Wszystko oczywiście mogli przeprowadzić jedynie parający się magią. Ianlamin i Dunigan rozpoczęli swoje inkantacje i krótki rytuał. Ian był swoistą elfią legendą, podobno sam jeden zabił jednego z Rustinów podczas wojny z demoniczną hordą Xarxa, dwieście lat temu. Mimo to wkład Siwobrodego w uformowanie portalu był równie wielki co elfa.

W końcu uformowała się pomarańczowa "siatka" zabierająca całą przestrzeń bramy. Krasnolud odłączył się od rytuału kiedy elf sam podtrzymywał portal. Nie mogli stworzyć samoistnego, gdyby fort upadł demony miałyby przejście do drużyny. Tak więc wszyscy, ufając Duniganowi, że operacja jest bezpieczna wleźli ku zgubie...


Zawroty głowy zawsze zdarzały się podczas teleportacji, czasami, jeśłi operacja była przeprowadzona niedokładnie, lub przez nowicjuszy, zdarzały się wypadki, brak kończyn(y), złe miejsce. Mnóstwo możliwości. Tym razem wszystko było w porządku.


W porządku. Pojęcie względne. Góry Thokul jak zawsze wyglądały złowrogo. Nic dziwnego, że tylko barbarzyńcy mogli tu się osiedlic. Towarzysze szybko się otrząsnęli po teleportacji i obrali kierunek.
Pierwsze godziny marszu, a dla Hansa i Arthasa wolnej jazdy na koniach (wierzchowce o dziwo proces przeszły bezproblemowo), mięły spokojnie. W końcu coś po prostu musiało się stać. Nataniel gestem wstrzymał towarzyszy, nakazał by się wsłuchali. Hans i Athjeari wyczuli obecność demonów. Na tą informację drużyna poszła za wonią skażenia. W końcu zaczęły dobiegać ich odgłosy walki. Zboczyli z ścieżki i tuż przed źródłem odgłosów skryli sie za mniejszym wzniesieniem za, którym to znajdowała się depresja górska. Kilkunasto kilometrowy odcinek równiny pośród gór.

Pierwszy za wzniesienia wyjrzał Lastway. Po jego geście wszyscy inni spojrzeli na bitwę toczoną przez plemię barbarzyńców i demonów. Na ziemi leżało już wiele powalonych demonów. Stosunek poległych barbarzyńców do otchłańców był niewielki. Dzikusy cięły swojimi toporami, młotami, mieczami dwuręcznymi w dzikim szale. Na początku było ich około czterokrotnie mniej niz demonów, teraz stosunek liczebny się wyrównał.


Jeszcze parę minut zajęło barbarzyńcom wybicie ostatnich demonów. Najwyraźniej wódz plemienia wydał z siebie ryk zwycięstwa, za nim poszła reszta plemienia.
Oprócz jednego. Szaman. Podszedł do wodza i wszczął z nim rozmowę na osobności. Raz gdy wódz chciał sie gdzieś obrócić szaman powstrzymał go, ale gdzieś zawiódł oczyma. Spojrzał na was!

Szaman wrócił z wodzem do reszty wojowników i wyryczał
-Bracia! Odnieśliśmy dziś kolejne wspaniałe zwycięstwo! Demony padają pod naszą osadą na tej dziwnej równinie od dwóch miesięcy niemal dzień w dzień! Prosiliśmy innych o pomoc, długo już nie wytrzymamy, ale ludzie z południa, zachodu, elfy, krasnoludy nie uraczyły nas swoją obecnością! - Wtedy to właśnie wódz wskazał swoim wielkim toporem na pozycję na której się znajdowaliście,- A oto proszę, podróżnicy, tchórze, których strach wyczuł nas Ixizel, ukrywają się i chcą się czegoś nauczyć od nas! A więc dajmy nauczkę tchórzom, którzy nie chcą wziąść udziału w boju! Bracia! Dzisiaj jeszcze przelejemy krew! KREW TCHÓRZY! LUDZKĄ KREW!

Kolejne ryki przedarły powietrze, z bojowym okrzykiem na ustach. Około trzydziestu barbarzynców ruszyło w waszą stronę. Dzieliło was nie więcej jak czterdzieści metrów, dla takich wojowników był to nędzny dystans, nawet pod górkę. Czas sprawdzić ile jesteście warci.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HIXJeAYy0iE[/MEDIA]

DO ULUBIONYCH GRACZY.
Walki najlepiej przeprowadzić w weekend (około 16 sobota będę), czwartek około od 14:30 (przybliżenie) do 15:20 (pewne). Piątek niestety nie wiem jak będzie wyglądał. Znak dostepnego na GG wskaże porę.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-09-2010, 23:42   #22
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OnIMQElwqUk[/MEDIA]

Magowie dość szybko zabrali się za rytuał teleportacji. Przebiegł szybko i dość bezboleśnie. Również klacz Łowcy nie odniosła jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu. Człowiek rzucił okiem na towarzyszy. Wszyscy na szczęście byli cali i zdrowi. Hans poklepał swoją klacz po grzbiecie i już kilka minut później ruszyli w drogę. Mozolny przejazd (a dla jego towarzyszy przejście) przez góry zdawało się nie mieć końca. Takie podróże nie były zbyt interesujące do czasu aż coś zaczynało się dziać. Jednak przez kilka godzin było zwyczajnie nudno. Po kilku godzinach jednak Hans wyczuł coś dziwnego. Nie tylko on. Templariusz także zdawał się być czymś poruszony. Po chwili ich oczom ukazała się straszliwa rzeź. Liczna grupa demonów walczyła z jakimiś ludźmi - jak się później okazało - barbarzyńcami. Z początku zdawało się, iż demony wytną ich w pień, ale szybko szala zwycięstwa przeważyła na stronę ludzi. Gdy padł ostatni demon, barbarzyńcy wznieśli okrzyk zwycięstwa. Wódz krzyczał coś, ale Hans nie słuchał. wiedział jak może się to skończyć. Przygotowywał kuszę do strzału, sprawdzał zamek i magazynek. Odjechał od grupy kilkadziesiąt metrów, by móc swobodnie strzelać.Wszystko było w porządku. Łowca szepnął coś do ucha "Kolbie" i ta pobiegła w las. "Mądra klacz, nie ma co" powiedział i uśmiechnął się w duchu do siebie.

Barbarzyńcy zaatakowali, krzycząc coś o tym iż nikt im nie pomógł w walce z demonami. Hans położył kolbę kuszy na ramieniu i nacisnął spust. Deszcz bełtów poleciał w stronę dzikusów biegnących ku niemu. Kilku padło nafaszerowanych drewnianymi bełtami, inni byli coraz bliżej. Kliknął odczepiany bębenkowy magazynek i Łowca odrzucił go w przeciwną stronę od kuszy. "Wróg nie strzeli mi w plecy z własnej kuszy" - pomyślał i przygotował się do walki wręcz. Srebro klingi błysnęło w słońcu i krew polała się po raz pierwszy tego dnia. Jeden z wrogów dobiegł do Łowcy i wyprowadził cios toporem z prawej strony. W odpowiedzi Hans przeszył go mieczem. Wyszarpnął ostrze i stanął gotów do dalszej walki. Trzech wrogów stało dalej, w lepszych zbrojach i z lepszym uzbrojeniem. Jednego z nich nagle otoczyła czerwona aura, jakby dostał nagle nagłego przypływu łaski uświęcającej. Wyskoczył z górę z niebywałą siłą, wybraniec kościoła jednak nie dał się zwieść i uderzył w tym czasie we wroga stojącego za nim. Przeszył go mieczem nim tamten wylądował. Cudem Hans unikał kolejnych ataków barbarzyńcy z aurą, od czasu do czasu parując czy też wyprowadzając szybkie kontrataki. Łowca cofnął się. Zaplótł rękę z tyłu niczym szermierz. Wzbudziło to śmiech barbarzyńców, gdyż nie zdawali sobie sprawy z tego, iż jest ona zaciśnięta na nożu. Wróg z aurą zaatakował. Hans odskakiwał i wyprowadzał szybkie cięcia, lecz do walki przyłączył się drugi - gorzej wyszkolony wojownik. Podczas błędu jaki popełnił jeden z nich, Hans rzucił się w środek i ściął głowę wojownika z tarczą. Już miał wyprowadzić miażdżący cios we wroga z aurą, ale ten sparował to i odrzucił topów. Chwycił miecz pozostawiony przez kompana i z furią krzyknął
- TO BYŁ MÓJ BRAT, ŚMIECIU!

Aura barbarzyńcy zwiększyła się. Rzucił się do przodu, lecz Hans miał już gotowy plan. Przeszedł do ataku, przeciwnik bowiem gorzej radził sobie z obroną. Podczas gdy Łowca odsłonił się w czasie ataku, barbarzyńca chciał kopnąć go i odrzucić. Ten jednak wykazał się refleksem i wbił mu nóż trzymany z tyłu w nogę. Zawył z bólu i wyprowadził szaleńcze uderzenie od góry. Hans sparował je, lecz nie zdążył odbić kolejnego. Miecz przejechał mu po brzuchu w chwili gdy próbował odskoczyć. Tym razem Łowca krzyknął z bólu. Barbarzyńca wyciągnął nóż nogi, a rana ... zasklepiła się. Szybko doskoczył do Hansa, a ten z trudem robił uniki, odskakiwał i wykonywał piruety między cięciami. Wszystko to miało na celu odkrycie obrony przez barbarzyńcę. Gdy ten uniósł miecz, Hans zanurkował i wbił mu miecz w brzuch. Wróg kopnął Łowcę i przywalił mu w twarz. Hans padł na twarz ze złamanym nosem. Zamroczyło go, a barbarzyńca w tym czasie wyrwał sobie miecz z brzucha. Rana znowu zasklepiła się. Leżący na ziemi Łowca wydobył nóż spod płaszcza i gdy tylko przestało mu się ćmić w oczach - rzucił nim i trafił w mostek. Wróg ponownie spróbował wyjąć go, lecz aura zniknęła. Korzystając z tego faktu łowca wydobył trzeci nóż z buta i rzucił się na wroga. Przebił jego serce, gdy ten nie dał rady się obronić. Dźgnął go jeszcze kilka razy i złapał za włosy. Odciągnął głowę do tyłu i przejechał nożem po gardle.

Po zebraniu swojej broni Hans oddalił się za jakiś głaz. Zagwizdał z całej siły. Przez chwilę nic, aż w końcu pojawiła się klacz Łowcy. W jego oczach zabłysła nadzieja. Szybko zaczął przetrząsać juki. Znalazł tam fiolki i bandaże. Opatrzył ranę na brzuchu i zdezynfekował ją zawartością flakonika. Zacisnął zęby i wyciągnął nóż, który wróg wbił mu w nogę gdy ten przebijał jego serce. Tę ranę także opatrzył, po czym padł na ziemię przy kamieniu. Po chwili dopiero otrząsnął się i zobaczył co dzieje się z jego towarzyszami. Nie miał teraz siły dołączać do walki, nie miał siły na cokolwiek ....
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 03-09-2010, 18:52   #23
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
YouTube - Greatest Battle Music Of All Times: Avenger (No Choir)

Z nieufnością przyglądał się staraniom magów. Jeśli już czegoś nienawidził, to z pewnością to była ta kasta. Jednak doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jak po prostu przejdzie przez ten portal, bo to jednak niemożliwe, by każdy osobnik operujący magią chciał go zabić. Nie tutaj...

Rozmyślania przerwał mu dialog dwóch brodaczy.
-Rozumiem o co chodzi. Widząc takie towarzystwo na pewno się szybko za kumplujemy. Jestem Kolgrim Mennuswich, i jak pewnie zauważyliście z pochodzenia jestem krasnoludem. No to... kiedy nas teleportują?
-Jak tylko wszyscy będziemy gotowi. Przepraszam was moi drodzy, gdzie moje maniery. Jestem Duningan Siwobrody. Jak już słyszeliście, przypadł mi zaszczyt wspierania was moją wiedzą i doświadczeniem, bo jak mniemam jestem z was wszystkich najstarszy. Co nie znaczy niedołężny.
-Szós... Jap-Cuir Katanio, Rzeźnik Marveński. I nie wchodźcie mi w drogę, bo dowiecie się, dlaczego.
Warknął tylko gardłowym, lekko stalowo brzmiącym głosem. Splunął jeszcze przez prawe ramię i z zamkniętymi ślepiami przelazł przez bramę.

***

Podróż między wymiarami, czy przez to tam się odbyła, nie przyniosła mu żadnych szkód. Oczywiście nie zmieniło to jego nastawienia do kuglarzy, bo to by było za łatwe. Zwłaszcza, że przeszedł z dziwnym uczuciem w okolicy żołądka. W końcu niecodziennie ktoś z jego fizjonomią przechodzi przez magiczne teleporty. Sprawdził tylko, czy ma przy sobie cały sprzęt(a konkretnie o broń mu chodziło) i nie oglądając się za innymi, ruszył za Hansem.
I pewnie byłby oglądać całą drogę jego plecy i zad konia, gdyby nie bitwa, której zostali świadkami. Jacyś barbarzyńcy walczyli z odziałem Gabriela. Cy innego dupka, który ma władzę nad demonami. W końcu gdy ostatni ze stworów poległ, barbarzyńcy zainteresowali się wesołą gromadką i ruszyła, by pokazać im, gdzie raki zimują.

To rzecz jasna, nie pokrywało się z planami Szóstego. Dlatego zręcznie złapał za pręt z plecaka i trzymał w pełnej gotowości do rzutu. Zwróciło na niego uwagę pięciu przeciwników, odłączając się od grupy, by najpierw zakończyć żywot mutanta. Ten, nie chcąc do tego dopuścić, sam ruszył biegiem w stronę barbarzyńców, jednocześnie ciskając bronią niczym oszczepem w jednego z nich. Nawet nie patrzył, czy trafił. Od razu odbezpieczył blokady podtrzymujące ostrza, przygotowując się do walki. A trafił w nogę barbarzyńcy, przebijając ją na wylot. Wrzask rozległ się po okolicy. Jap-Cuir, nie zwracając na to większej uwagi, zamachnął się, chcąc płazem uderzyć jednego z pozostałej czwórki. Przeszył głowę trafionego i od razu odskoczył, by nie znaleźć się w zasięgu toporów. Ruchy jego sprawiały wrażenie mechanicznych, tak, jakby zaprogramowano mu w głowie wszystkie możliwe kombinacje obrony i ataku. Uśmiechnął się paskudnie i zapytał głośno:
- Kto następny?
Nie czekając na odpowiedź, znów wpadł między napastników. Powtórzył manewr z płazowaniem, jednocześnie starając się atakować drugiego z nich. Trzeciemu napluł w oko, chcąc wyprowadzić go tym z równowagi. I przy okazji oślepić na kilka sekund. O ile ciosy i kopniakowi wychodziły mutantowi wręcz podręcznikowo, o tyle nie mógł ani razu trafić w drugiego z nich. Ku zaskoczeniu Katanio, bity za bardzo się tym nie przejął. Co więcej, był gotów do ataku, tak jak dwóch jego kolegów. Wyskoczył więc po raz kolejny, skupiając się na barbarzyńcy, który zdążył wyciągnąć już pręt z nogi obficie krwawiąc. Kopnął go w twarz, barbarzyńca stracił przytomność.
- Jeszcze trzech...
Mruknął do siebie. I po raz trzeci wpadł między nich, tym razem zmieniając taktykę walki. Złapał się za ramiona przeciwnika i podparłszy się na nim, kopnął obunóż jego kolegę, nim ci cokolwiek zdążyli zrobić. Przy okazji odbił się od kopniętego, z powrotem znajdując się poza kołem. Znalazł się za plecami trzeciego przeciwnika, którego ciął w kręgosłup. Ot, na tyle, by wyeliminować go z dalszej gry. Nic poważnego, co mogło by się skończyć śmiercią. Za tą subtelność, Jap-Cuir musiał zapłacić odpowiednią cenę. Kopnięty barbarzyńca wyskoczył tuż przed nim i zamachnął się toporem zza głowy. Mutant szybko odskoczył, jednak ostrze przejechało mu po klatce piersiowej robiąc paskudną ranę. Niebieska krew zalała tors Szóstego, jednak ten nie stracił głowy. Ani dosłownie, ani w przenośni. Póki wojownik był zajęty próbą panowania nad ciężką bronią, mutant po prostu wbił mu prawe ostrze w twarz. Kopnął jeszcze rannego w brzuch, gdy pojawił się już ostatni z przeciwników. Wykonał proste cięcie z drugiej strony, tworząc X na klatce piersiowej Jap-Cuira. Ta rana była jednak głębsza i to do tego stopnia, że stracił władzę w lewym ramieniu. Poważnie rozeźlony podbiega do niego i wycina mu podobne X swoim ostrzem. Broń wypadła mu z rąk. Zostaje jeszcze kopnięty w twarz z taką mocą, że Rzeźnik czuł, jak coś mu chrupnęło pod butem.

Odwrócił się i powolnym krokiem wycofał się z pola bitwy, zbierając po drodze swój pręt. usiadł przy jakimś kamieniu, wbił pręt w ziemię i zerwał z siebie strzęp koszuli, którym obwinął swoje rozwalone, zachlapane niebieską krwią ramię. I bezczynnie przyglądał się zmaganiom innych.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D

Ostatnio edytowane przez Lechun : 03-09-2010 o 18:57.
Lechun jest offline  
Stary 03-09-2010, 18:57   #24
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NM6DClLQaow[/MEDIA]

Tak, to Nataniel pierwszy usłyszał odgłosy walki, i również on był osobą najbliżej pobojowiska. Nigdy nie pomyślałby, że karzą jego grupie wpierać barbarzyńców na tyle…barbarzyńskich, aby po prostu zaatakować kogoś, bo znudziły im się demony.

Migiem podniósł się z ziemi, spostrzegł że sześciu z oponentów biegnie w jego stronę, tak więc rzucił się do biegu z dala od reszty przeciwników, jak i towarzyszy chcąc być pewnym, że nikt z owej szóstki nie będzie atakował i ich.
Nataniel był krukiem, postacie tej klasy wolą walki z osłabionym przeciwniku i tylko w konieczności, a teraz ot tak wylądował na froncie wyciągając z pasa pod płaszczem dwa sztylety i w biegu rzucając nimi w oponentów za sobą.
Celował w jednego, trafił dwóch, cóż…szczęście głupca…albo elfa…oba pasowały do niego po połowie.

Gdy tylko znalazł się w pewnej odległości od tłumu i towarzyszy, mogąc ucieszyć się samotnią wyjął z pochwy ostrze, zaczął parować zmyślnie uderzenia przeciwników, na zmianę to żelazno-drewnianym kijem i wyjętym z niego mieczem, czekał na jakąś okazję do ataku, nie miał jednak szczęścia.
Zwlekał zbyt długo i przeciwnicy których miał przed sobą, otoczyli go, a to nie działało na jego korzyść.
Wreszcie nie chcąc pozostać bez końca w pozycji obronnej, wykonał przewrót w przód między przeciwnikami których miał przed sobą, jakimś cudem nie zaplątał się w poły płaszcza ani nie zrobił sobie krzywdy żadną trzymaną bronią.
Wybił się na równe nogi i odciął głowę wroga przed sobą, odskakując od barbarzyńcy obok niego. Kolejno zablokował pochwą trzecie uderzenie. To był pierwszy błąd, winien był odbić się po odskoku, siła uderzenia wybiła mu z rąk pochwę miecza, niby lewak, a jej stratę przypieczętowało cięcie trzeciego przeciwnika.

Rana na prawym ramieniu idąca do brzucha była płytka, więc sam Nataniel złapał broń w obie ręce, rozmyślał nad tym czy podnieść upadłą pochwę, i to skończyło się brakiem spostrzegawczości. Zapomniał że jeden z oponentów posiada tarczę, którą skutecznie się bronił.
Tak stało się i teraz, przeciwnik sparował uderzenie, zaś przy kierujących się w jego stronę dwóch kolejnych atakach, półelf uniknął tylko jednego dostając na ramieniu kolejną płytką ranę.

Wtedy odskakując Lastway spostrzegł skałę w oddali, rozpoznał również walczącego w jej pobliżu Kolgrima.
Nie mógł jednak spuścić oczu z swoich przeciwników, więc w stronę skały szedł krokami w tył, częściej odskakując niż parując. Nie chciał zaprezentować wrogowi uległości mimo tego, gdy jedne z nich uderzył nierozważnie toporem, miecz Nataniela spokojnie go sparował, pozwalając za pomocą drugiej ręki wbić przeciwnikowi w gardło sztylet.

W ten sposób pod skałą panował problem z powaleniem wyłącznie dwójki pozostałych wrogów.
Lastway nie miał zamiaru stać pod skałą zbyt długo, była ona swoistym punktem śmierci, nikt nie walczy w ślepej uliczce gdy sam jest przy jej końcu.
Poczekał krótką chwilę, i gdy barbarzyńca uniósł swój topór ten wbił mu w gardło swój sztylet, aby następnie pchnąć jego ciało w stronę opatrzonego w tarczę wroga.

Przeciwnik z tarczą uniknął lecącego w jego stronę truchła, i ruszył do kontrataku w zemście za swoich zmarłych kompanów. Ciął toporem jak zwykle, Nataniel sparował ten atak uśmiechając się pewny siebie, dostał jednak w ten uśmiech tarczą, która złamała mu nos, zamroczenie nie było przyjemne. Chłopak oberwał wtedy niezdolny do reakcji toporem pierwszą poważną ranę, z którą nie mógł już długo walczyć. Idąc za ciosem uderzył nogą w rękojeść topora wciskając go w ziemię, mieczem zaś ciął prosto w gardło oponenta, ostateczny zamach był na tyle skuteczny, że półelf skończył obryzgany krwią z przeciętego do połowy gardła.

Nataniel upadł na ziemię łapiąc się za brzuch, i szepcząc standardowe „Ojcze najwyższy wspomóż mnie” wspomógł, a jakże. Zaimprowizowane zaklęcie uzdrawiające mimo braku poprzedniego przygotowania ocaliło półelfa od śmierci, skończył on nieprzytomny na ziemi z myślą w pamięci, aby użyć potem ubrań barbarzyńców jako materiału na bandaże.
„Jeżeli oni walczyli z demonami tak długo, wygramy z nimi w mniej jak miesiąc”
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 03-09-2010 o 19:05.
Fiath jest offline  
Stary 04-09-2010, 16:17   #25
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
YouTube - Sherlock Holmes Theme song

Alfonsik dreptał na samym końcu pochodu, w raczej dobrym samopoczuciu. Tym co je polepszało był fakt, że monstra zwane końmi znajdowały się na przeciwnym końcu pochodu i nikomu nie przychodziła do głowy myśl, by sadzać Gnoma na jednym z tych śmierdzących zadów. Nagle nie wiedzieć czemu poczuł ból nosa spowodowany uderzeniem zakończonym upadkiem na plecy. Szumiąca w uszach adrenalina sprawiła, że Pisarz szybko stanął na nogach i dziko spojrzał na przeciwnika... którym okazały się plecy jednego z tych dryblasów... Templariusza, Paladyna czy ki diabeł - i tak byli do siebie podobni jak dwa udka kurczaka, czy tam krople wody. Czternastoimiennemu zaraz pociekła ślinka na myśl o kulinarnych przysmakach, których teraz z pewnością nie będzie mu dane spróbować. Z żalem rozejrzał się wokół i stwierdził, że drużyna również znieruchomiała. Już miał pytać o co chodzi, ale zauważył coś, co zepsuło nostalgiczny klimat chwili - dzikie wrzaski. Konstatując po hałasie i zachowaniu reszty awanturników, że są atakowani rozejrzał się wokół, w końcu dostrzegając oponentów. Fala uderzenia już rozlewała się na pozostałych awanturników, jednakże Słoneczny Pisarz blaskiem swojej wspaniałości przyciągnął spojrzenia szóstki oponentów, którzy z wściekłością rzucili się w stronę opalonego Gnoma zapewne z powodu zazdrości, jaką powodowała w nich wyżej wspomniana wspaniałość.
***
Niepozorny wojownik dobył pokrytej napisami kuszy, po czym z lekkim uśmiechem wycelował i nacisnął spust. Najszybszy z wojów raniony w serce zwalił się głucho na twardą ziemię, ale bełt niesiony mocą runów leciał dalej, raniąc kolejnego z barbarzyńców w rękę. Tenże mąż zatrzymał się, tak więc w natarciu pozostało zaledwie czterech dzikusów. Patron Run widząc skutek swoich działań krzyknął głośno:
-Ha! Wielkość nie ma znaczenia! - po czym schował kuszę do plecaka. Następnie lewą ręką wyciągnął zza pasa dłuto i tą dziwną różdżką zaczął w powietrzu kreślić świetliste znaki: Powietrza, następnie Uderzenia, a nadpisał je znakiem Mocy. W tym momencie poczuł piekący ból - to topór jednego z wrogów pozostawił po sobie płytki ślad na ramieniu. Na szczęście w tym momencie cała nacierająca czwórka odleciała do tyłu. Piąty barbarzyńca,ten zraniony bełtem ponownie rzucił się do biegu, jednakże Patron Run zupełnie się tym nie przejmując wetknął dłuto za pas i uśmiechając się szaleńczo dobył szabli,by skoczyć w stronę najbliższego przeciwnika i wbić mu wzmocniony runami oręż w brzuch. Okazał się on być niezwykle wytrzymały, dlatego potrzebne było drugie pchnięcie. Następnie z dzikim okrzykiem :
-Zaraz przykrócę waszą męskość! - wykonał dziki młynek i susem zbliżył się do kolejnego przeciwnika próbując jednym zamaszystym cięciem od góry do dołu przejechać po jego kroczu. Wszyscy wrogowie stali już na nogach, choć przez chwilę była szansa, że każdy z nich padnie - ze śmiechu - bowiem nacierający Gnom po otrzymaniu kopniaka przeleciał ze świstem kilka długich kroków, tracąc przy okazji broń. Poturbowany biedak z piskiem dzikiej furii wyszarpnął z pochwy zapisany runami sztylet i z gniewem, którego nie przestraszyłoby się ludzkie dziecko cisnął go w stronę swojego krzywdziciela. Następnie by zyskać nieco czasu podniósł się i wyrysował Run Światła, tryskający oślepiającym złotym promieniem. Trafiony sztyletem w podbrzusze zwijał się w spazmach przedśmiertnego bólu, dwaj pozostali zostali oślepieni a ostatni ten raniony wcześniej bełtem odwróciwszy się przed uruchomieniem znaku uniknął pozbawienia wzroku. Jak się okazało, łatwiej było mu uniknąć czaru niż ciosów wydawanych na oślep przez braci krwi, z trudem jednak udało mu się dobiec do malca. Pozbawiony swojej szabli awanturnik polegał jedynie na gabarytach i szybkości, zręcznie unikając trzykrotnie świszczącego ciężko topora. I już spokojnie odchylał się w bok by po raz kolejny umknąć, ale tym razem miał pecha i tylko jedną rękę zdolną do walki. Odskakując dziko do tyłu namalował opalonym palcem prawej ręki runę odepchnięcia, po czym ze złością w dzikim szale zaczął wypisywać kolejno: znak Fali, znak Dźwięku, Uderzenia i Wzmocnienia, całą inkantację zakańczając znakiem Wiatru, po czym przystawił usta do runicznego wiersza i krzyknął. Potężna fala uderzeniowa ugodziła wszystkich czterech mieszkańców tej krainy, jednocześnie ogłuszając ich zmysły. Po wszystkim wycofał się kreśląc mały znak nieprzenikalności mający stanowić słabą barierę spowalniającą próbujących dojść do siebie ofiar magii.
Rzuciwszy krótkie tęskne spojrzenie w stronę szabli bezzwłocznie zarysował w powietrzu znak wyzwalający telekinetyczną energię, skierowaną tak, by uderzyła w trzeciego przeciwnika. Następnie z dozą staranności wyrysował skomplikowany run Dominacji - mający sprawić by jeden z pozostałych przeciwników posłusznie z wolą energicznego Patrona Run zaatakował swojego towarzysza. Następnie, na wszelki wypadek Alfons zarysował w powietrzu znaki odepchnięcia, tarczy i bariery, by stworzyć coś w rodzaju pola ochronnego, które przetrzyma kilka ciosów izolując go od wielkoludów. Dwóch barbarzyńców dokonało żywota: jeden wyrzucony w powietrze telekinezą spadł na kark, który chrupnął nieprzyjemnie; drugi zdominowany symbolem rzucił się na rannego towarzysza. Tamten dwoma ciosami powalił opętanego biedaka wcześniej sypiąc przekleństwami. Jego wściekłe spojrzenie skupiło się na antagoniście w czasie gdy ten kreślił drugi symbol ochronny.
-- Ha! Nie zginiesz tak łatwo! - krzyknął Gnom, unosząc palec wskazujący w triumfalnym geście. By wywiązać się z powyższego zapewnienia stał się bardziej delikatny: poprawiwszy barierę zabrał się za stworzenie z Celności i Energii pocisku przypominającego strzałę. Tenże pocisk przebił się przez bark biegnącego samotnie biedaka przewracając go.
Zastanawiając się głośno co zrobi z przeciwnikiem napisał w powietrzu Spętanie. Trzy złote pierścienie otoczyły masywnego olbrzyma. Zadowolony zwycięzca jak szalony pobiegł w stronę szabli, gdy już ją dzierżył spojrzał nieufnie w stronę pokonanego. Podchodząc do niego kreślił Wolę i Osłabienie - chcąc pozbawić go najstraszniejszej broni barbarzyńcy - dzikiej determinacji. Po chwili namysłu dołożył kolejne dwa runy - wyssania i siły, ich celem było niejako pożarcie pozostałej przeciwnikowi energii, tak by już nie był fizycznie zdolny do oporu. Potraktowany runiczną magią wojownik dosłownie kurczył się w oczach, jednakże jego przyszły oprawca ostrożny do samego końca narysował czubkiem ostrza na jego głowie krwisty znak Snu. Po tym ceremoniale potomek zacnego rodu usiadł obok uśpionego jeńca i krzyknął piskliwie:
-Weźcie tego tutaj zwiążcie, zdobyłem nam jasyyyyr!
Pogrążony w samozadowoleniu nie zwrócił uwagi na fruwające wokoło kończyny, ze stoickim spokojem jakby nie zauważając ferworu toczącej się przecież wciąż bitwy zajął się leczeniem swoich ran. Gdy już był całkowicie zregenerowany beztrosko zaczął zmierzać w kierunku Nataniela a później Hansa, po to by uzdrowić ich do końca. Co dziwne podczas spacerowania po polu walki ani razu nie został zraniony. Cóż, jak to się mówi: "głupi ma szczęście a biednemu zawsze strzała w oko".
Co dziwniejsze nie skierował swoich kroków w kierunku Mutanta. Zapewne wciąż mu nie ufał, bądź miał za złe incydent w Forcie.
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 04-09-2010 o 17:25.
Aramin jest offline  
Stary 04-09-2010, 20:59   #26
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Barbarzyńcy zbliżali sie w strasznym tempie. Drużyna cały czas bacznie obserwowała ich szarżę. Athjeari wysunął się na przód, a wódz barbarzyńców wskazał na niego toporem w pełnym biegu.
-TEN CHŁOPIEC JEST MÓJ! - Krzyknął i przygotował swój topór do cięcia za głowy.
Rycerz gestem pokazał towarzyszom, że zajmie się wodzem w pojedynkę.
- Nie wtrącajcie się. Chce walki to będzie ją miał - Rzekł i przygotowywał się do odskoczenia w tył i jednoczesnej asekuracji tarczą, mając nadzieję na uniknięcie bądź zablokowanie potężnego cięcia.
Gdy dwóch przeciwników dzieliło zaledwie parę metrów, wódz wykonał skok. Zleciał na rycerza z taką szybko, że nie miał żadnych szans na uskok. Zablokował uderzenie tarczą, jednak topór najwyraźniej musiał być natchniony magią, gdyż tarcza wyleciała mu z rąk i rozleciała się na dwie części. Barbarzyńca od razu odskoczył na pewną odległość.
Co do licha...
Athjeari musiał zmniejszyć dystans. Teraz bez tarczy nie miał szans w pojedynku na większą odległość. Jego jedyną szansą było przeciwstawienie szybkości miecza potężnym, jednak wolniejszym, atakom topora. Doskoczył do przeciwnika i wykonał cięcie mierząc w jego brzuch. Wojownik tylko lekko się uchylił i przyjął jednak lekkie cięcie, nieco rozcinające skórę. W tym samym czasie zamachnął się zza prawego barku i chciał Athjeariego skrócić o głowę, jednak tym razem udało mu sie odskoczyć. Jednak wódz nie dawał za wygraną i znów się na niego rzucił, tym z zamiarem wyprowadzenia cięcia zza lewego ramienia.
Mając w pamięci stratę tarczy, rycerz nawet nie próbował blokować ciosu mieczem, tylko spróbował uchylić się przed nim i wykonać niskie cięcie wycelowane w uda przeciwnika.
Udało mu się uniknąć ataku, jednak riposta nie była już tak idealna. Nie udało mu się zadać zbyt poważnych obrażeń. Jedynie musnął jego lewego udo. W tym momencie barbarzyńca uderzył go lewym kolanem w twarz. Schylenie się nie było jednak zbyt dobrym pomysłem przeciw przeciwnikowi z pełna swobodą ruchów. Siła uderzenia odrzuciła go dwa metry do tyłu, upadł, ale nie wypuścił miecza. Barbarzyńca zaśmiał się i gestem nakazał mu wstać. Równie dobrze mógł go uderzyć toporem w plecy, tak jak go kopnął.
Athjeari zły i upokorzony wstał powoli i wytarł ręką krew płynącą z nosa. Czuł się wściekły tym, co przed chwilą się zdarzyło. Skłonił lekko głowę w stronę barbarzyńcy pokazując, że jest gotowy, aby wznowić pojedynek. Po chwili przyjął postawę bojową i oczekiwał na ruch swojego przeciwnika.
Barbarzyńca liczył na to, iż to rycerz zaatakuje, ale nie chciał czekać. Rzucił sie w stronę Athjeariego tnąc toporem na wszystkie strony z zawrotną prędkością i stabilnością. Rycerz wziął głęboki wdech i poczekał, aż przeciwnik się zbliży na odpowiednią odległość. Zamierzał zaryzykować i spróbować uniknąć ataku przeciwnika, a następnie wykonać cięcie mające trafić mięśnie znajdujące się w ramionach przeciwnika.
Tym razem mu się udało, uniknął ciosów obracając się w bok jednocześnie tnąc w lewą rękę przeciwnika mocno przerzynając biceps wodza, który ryknął i odskoczył chwytając topór w prawą rękę. Spojrzał na swoją lewą kończynę.
-TY POMIOCIE KHYBERA! SPOTKA CIĘ ZA TO KARA!
Zamachnął sie toporem od dołu próbując ściąć mu nogi. Jednak rycerz znowu się obkręcił i ciął ponownie, tym razem chcąc skrócić go o głowę. Jednak wódz uchylił się i uderzył sam trafiając w brzuch. Zbroja została przecięta w miejscu, w które trafił, ale sam Athjeari pozostał nietknięty. Wódz odskoczył krok przed jego kolejnym atakiem i warknął. Wpadł w szał i znów rzucił się na przeciwnika. Rycerz uśmiechnął się kątem ust i przygotował się na odparcie szarży. Udany manewr znacznie rozszerzył jego pole do manewru. Lewy bok barbarzyńcy był teraz praktycznie bezbronny a w związku z tym, iż teraz operował toporem tylko jedną ręką przypuszczał, iż jego ciosy będą teraz słabsze i stracą na szybkości. Spróbował uniknąć najbliższego ciosu toporem i balansem ciała znaleźć się przy lewym boku przeciwnika i ciąć go w odsłonięty brzuch.
Pierwsza część planu udała się bez zarzutu, ale wódz niespodziewanie obrócił sie na pięcie i ponownie uderzył jeszcze z tym samym impetem zamachu, co wcześniej. Cios uderzył go w bok, ponownie przechodząc przez zbroję, ale tym razem pozostawiając po sobie sporą ranę w boku, bardzo głęboką. Myśląc, ze już wygrał korzystając z t niedogodnej pozycji swojego przeciwnika, wyprostował sie i kopnął go potężnie. On odleciał kawałek, pozostawiając za sobą ślad krwi. Upadł na ziemię z ogromnym bólem. Barbarzyńca już na niego leciał.
Athjeari zignorował narastający ból w boku i przeturlał się na bok przed ciosem topora i biorąc w dłoń garść piachu. Zamierzał w porywie rozpaczy stanąć na nogi tak szybko jak mógł i sypnąć nią prosto w twarz przeciwnika. Następnie zadać decydujący cios w szyję przeciwnika. Odturlał się błyskawicznie na bok, a topór wbił się tuż obok niego w ziemię, przeciwnik jednak uniknął zarówno garści piachu jak i ciosu w szyję.
-TCHÓRZ! – Ryknął i jak na potwierdzenie słuszności swoich słów kopnął go znowu, po czym doskoczył i mocno uderzył cię w twarz. Przez szok wywołany uderzeniem rycerz wypuścił miecz, który odleciał ze dwa metry. Barbarzyńca od razu rzucił sie do swojej opuszczonej broni.
Athjeari ostatkiem sił postanowił złapać biegnącego obok przeciwnika za nogi i pozbawić go równowagi, dobywając zarazem krótkiego miecza, który zawsze nosił przypasany do lewego uda. Skacząc jego rana jeszcze bardziej sie otworzyła powodując niesamowity ból. Mimo to udało mu się powalić przeciwnika i chwycić miecz. Barbarzyńca walnął go jeszcze łokciem w twarz, powodując chwilowe zamroczenie, ale nie przeszkodziło to jednak Athjeariemu w wbiciu miecza w serce przeciwnika. Osunął się bez sił na ciało swojego przeciwnika. Nie był w stanie nic zrobić i mógł jedynie oczekiwać na wynik bitwy oraz ewentualnej pomocy towarzyszy.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 04-09-2010, 23:08   #27
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Duningan szybko ocenił zaistniałą sytuację. Nie było źle. Przewaga liczebna może i była po stronie wroga, jednak byli zmęczeni walką z demonami. A to zawsze coś. Krasnolud za cel obrał szamana. Z resztą jego towarzysze powinni poradzić sobie bez problemu.

Krasnolud potrzebował jedynie ułamka sekundy, aby rozpoznać przygotowywany przez szamana czar. Z piekielną precyzją, a zarazem niesamowicie szybko zaczął inkantację swojego czaru. Kiedy skończył, nie widać było żadnego efektu jego działań. Po za demonicznym uśmiechem na ustach starego krasnoluda.
Szaman skończył swoje zaklęcie nie zwracając na przeciwnika żadnej uwagi. Nagle wypuścił ręce na przód i... wyprostował się i zaczął machać rękami. Szybko zrozumiał, że jego zaklęcie zostało odbite, po czym przyłożył ręce do oczu. Ręce rozświetliły się jasnym światłem. Zaczął się leczyć. Krasnolud nie próżnował. Szybkim ruchem wziął swój bukłak z wodą, po czym zaczął wypowiadać pod nosem tajemne formuły. Po chwili grunt pod nogami jego przeciwnika zaczął zmieniać się w bagno. Pierwsza, rozpaczliwa próba ustabilizowania podłoża przez szamana nie przyniosła rezultatu. Druga była już bardziej udana, zatrzymała działanie czaru. Jednak do pasa szaman był już pogrążony w bagnie.
Kiedy tylko udało mu się opanować zmianę podłoża, rozpoczął szybko inkantację kolejnego czaru. Zacisnął pięści, a w około nich pojawiły się czerwone kropki.
Duningan nie zastanawiał się nawet nad rodzajem czaru, jaki jego przeciwnik postanowił rzucić. Jego ręce zaczęły poruszać się szybciej niż mogło to zaobserwować ludzkie oko. Czar spowodował uśpienie szamana na krótką chwilę. Jako że wiekowy krasnolud nie chciał ryzykować, automatycznie rozpoczął rzucanie kolejnego. Tym razem był to czar bardziej skomplikowany niż wcześniejsze, to też zajął mu więcej czasu. Kiedy krasnolud już kończył inkantację, jego przeciwnik ocknął się. Po chwili zrozumiał, co krasnolud chce zrobić, i nie spodobało mu się to. Starał się szybko zablokować czar przeciwnika, jednak nie zdążył. W jednej chwili wszystkie mięśnie w ciele szamana zwiotczały. Ręce opadły wzdłuż ciała, głowa opadła do przodu. Całe ciało runęło do bagna.
-Jak nie urok to sraczka, psia jego mać…- mruknął ledwie słyszalnym głosem mag. Nie lubił przeklinać, uważał to za wysoko niestosowne, czasami jednak nie wytrzymywał.
Chcąc przesłuchać szamana, użył magii aby wyciągnąć go z bagna własnej roboty i przyciągnął go do siebie. Kiedy bezwładne ciało przeciwnika leżało obok niego, popatrzył tylko w oczy człowieka i powiedział do niego:
-Przepraszam, normalnie nie stosuję przemocy fizycznej, jednak zaistniałe warunki mnie do tego zmuszają.- po tych słowach podeszwą swojego okutego buta delikatnie mówiąc „uśpił” swojego przeciwnika na kilka ładnych minut.
Dopiero kiedy skończył z szamanem rozejrzał się po polu bitwy. Najpoważniej ranni byli Kolgrim i Athjeari. To do nich krasnolud skierował swoje kroki w celu uleczenia ich. Nie mógł jednak doprowadzić ich do stanu przed walką, gdyż nie starczyłoby mu mocy na pomoc reszcie towarzyszy, którzy z pewnością także będą potrzebowali jego pomocy.
Kolgrim był w bardzo poważnym stanie. Krwawił z licznych ran, widocznych jak i schowanych pod pancerzem. Siwobrody skoncentrował się na najcięższych ranach zagrażających życiu jego towarzysza. Miał nadzieję, że pomoc jakiej udzielił wystarczy do zakończenia walki. Musiał zając się także innymi.
 

Ostatnio edytowane przez daamian87 : 05-09-2010 o 11:02.
daamian87 jest offline  
Stary 05-09-2010, 10:07   #28
 
Kolgrim's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolgrim nie jest za bardzo znanyKolgrim nie jest za bardzo znany
Kolgrim Mennuswich widząc, że rusza na nich horda rozwścieczonych obcych miał nie miał zamiaru uciekać. To były jego otoczenie, jego dom. W górach się przecież urodził i wie jak się walczy gdy powietrze jest rozrzedzone i zimne. Wyszarpnął oba kilofy i czekał w pozycji bojowej na atak. Już sobie upatrzył pierwszą ofiarę.
Jeden z barbarzyńców był zdecydowanie smuklejszy od reszty, ale znacznie przewyższał ich szybkością i zręcznością, dzierżył dwa długie miecze. Uderzył pierwszy, wykonując skok w górę i uderzając mieczami za głowy. Reszta biegła za nim, jakieś dziesięć metrów dalej.

Krasnolud stał do ostatniej chwili, aż do uderzenia. Przy ciosie uskoczył w bok tnąc w powietrzu.
Barbarzyńca wyraźnie był zaskoczony prędkością ruchów krasnoluda. Kilof wbił się parę centymetrów od serca, a wojownik miał jeszcze kilka sekund życia. Kilof został w jego ciele gdy kolejnych dwóch uderzyło na Kolgrima. Jeden próbował zmiażdżyć mu młotem bojowym głowę, drugi ciął od dołu toporem jednoręcznym, osłaniając się tarczą. Kolejnych dwóch podbiegło do powalonego towarzysza, próbowali go ratować, wszyscy wiedzieli jednak, że nie przyniesie to skutków.
Z pozornym spokojem uskoczył przed młotem i uderzył w topór jednego z wojowników. Diament z łatwością przebił kiepską stal. Utrzymując równowagę szybko rąbnął jeszcze raz w wyglądającą na solidnie wykonaną drewnianą tarczę, która przez cios wypadła z ręki barbarzyńcy. Krasnolud uniknął też ataku młotem. Dokończył atak na nieuzbrojonego przeciwnika i wbił mu kilof w głowę. Kolgrim zwany przez bliżej znanych Przebijaczem ponownie uskoczył przed młotem bojowym i zauważył jak pozostali dwaj barbarzyńcy biegną już w jego stronę. Jeden z przeciwników miał dwa solidne topory, drugi dwa młoty bojowe.
"Czas zacząć działać naprawdę" - pomyślał krasnolud i zamiast przyjąć spodziewaną postawę obronną i liczyć na błędy w ataku wroga sam już biegł na barbarzyńców z zamiarem ataku. Zaatakował celując w tego co miał dwa topory.
Przed atakiem minął przeciwnika z jednym młotem, który był zaskoczony tym, że zostawił go z tyłu. Również pozostała dwójka zdziwiła się atakiem i nie zdążyli przejść do ofensywy. Dziwienie się nie potrwało długo bo krasnolud już musiał uskoczyć przed toporami nowego przeciwnika, ale zaraz po tym rzucił sie na barbarzyńcę z dwoma młotami. Będący dwa razy większy od typowego krasnoluda wojownik, nie zdążył zareagować a jego przeciwnik wbił mu kilof w głowę. Jednak wtedy ten, którego Przebijacz zostawił z tyłu uderzył. Kolgrim uskoczył przed jego młotem, ale nie zdążył uniknąć toporów kolejnego wroga. Jeden topór zatrzymał się na kolczudze ukrytej pod kurtą. Jednak drugi topór cudem przebił się i rozciął krasnoludowi bok. Nieznacznie, ale trochę ograniczało to jego ruchy. Kolgrimowi została ostatnia broń, niepozorny topór dwuręczny, którym może nie walczył z taką wprawą jak kilofami, a który mógł wyrządzić o wiele większą krzywdę.

Rana coraz bardziej dawała o sobie znać, jednak przez górski klimat bólu prawie nie można było czuć. Jeszcze. Krasnolud przeturlał jak najszybciej pod najbliższą skałę. Zarzucając topór na ręce krzyknął: - No który!
I zaatakował. Na tego z młotem. Chciał sobie zostawić twórcę rany na koniec. Ciął potężnie, od dołu tak, żeby jak najtrudniej było zablokować i uskoczyć przed ciosem oburęcznego topora.

Barbarzyńca ciosu pierwszego uniknął, a krasnolud uskoczył przed kontrą topornika, w tym czasie uderzając ponownie na tego z młotem. Głupiec próbował blokować, topór wbił mu się w rękę. Topornik zaskoczony tym, na chwilę się zatrzymał, po czym wpadł w szał.
Krasnolud wziął się za dobijanie bezrękiego przeciwnika.
Mały nożyk schowany pod brodą przydał się do kończącego walkę z tym barbarzyńcą ciosu. Na ostatniego nie było już prawie sił. Rana choć mocno nie bolała to wylewała dużo krwi, której już stracił ponad wszelkie krasnoludzkie normy. Wyrzucił gdzieś nożyk, który utkwił w skale, nie rozpadł się. "Dobra stal" - pomyślał. I rzucił się z bronią trzymaną już w jednej ręce i zaatakował na przeciwnika. "Jedno starcie. Jeden cios." -Pomyślał jeszcze przed atakiem.

Z początku tylko Krasnolud atakował, dwa razy próbował kontry, ale tylko zwiększał szanse małego przeciwnika, ale nagle uskoczył w bok i znowu ciął, tylko jednym toporem, a drugi przygotował na blok. Cios znowu przebił sie przez kolczugę powodując niemal identyczną ranę na drugim boku. Przeciwnik od razu zablokował rozpaczliwy cios krasnoluda, ale jednak, nawet takie cięcie dwuręcznym toporem na coś się przydało, bo wytraciło mu z rąk jeden topór, mimo to Kolgrim i tak potężnie ucierpiał.

Krew lała się już z dwóch boków. Krasnolud nie mógł czekać. Jednak długo się zbierał do ostatecznego ataku trzymając przeciwnika na dystans. W końcu zdecydował się na jeden potężny cios z prawej strony , w który włożył większość sił.

Cios przeciwnik próbował zablokować. Jednak krasnolud znał barbarzyńcę i jego styl walki. Sprytnie ominął blokadę i wbił mu topór w bok. Wyszarpnął za czym poleciała wielka ilość krwi. Barbarzyńca zawył z bólu. Ostatecznym ciosem Kolgrim rozszarpał mu całą szyję, prawie odrywając głowę.

Jednak teraz się zaczęła druga walka. Ta o życie. Krasnolud zdarł z martwego barbarzyńcy bez ręki koszulę i zaczął drzeć ją na szmaty, a następnie uciskać w miejscach krwawienia. Nigdzie nie szedł, nic nie mówił, tylko w milczeniu czekał na pomoc.
 
Kolgrim jest offline  
Stary 10-09-2010, 18:56   #29
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Dantus radził sobie całkiem nieźle. Zgniatał wielkim młote coraz to kolejnych przeciwników, walka dla niego skończyła się zerwaniem ścięgna u nogi. Temu zaradził już Dunigan. Krasnolud i gnom Alfons poświęcili mnóstwo czasu i energii na uleczenie towarzyszy. Tylko jednemu nie zdążyli pomóc. Arthas Krwistooki Lightbringer wykrwawił się.

Sam początek podróży, a jeden już poległ. Wielka strata aczkolwiek podróżnicy nie mogli się tym teraz przejmować. Spędzili noc pod gołym niebem by Dunigan i Alfons odzyskali siły, reszta też potrzebowała wytchnienia. Musieli tylko pochować rycerza.

Na zmianę czuwali wszyscy oprócz dwóch parających się magią. W końcu musieli wyruszać, stosu zabitych barbarzyńców nie palili, nie wiadomo jak blisko mogła być ich osada, a już na pewno ich szukali.



Podróżnicy mieli także jeńców, samego szamana i jednego wojownika, obydwaj schwytani przez magików. Przesłuchanie odbyło się z rana. Decyzje co do jeńców musieli podjąć w miarę szybko. Czas nie był ich sprzymierzeńcem.
Dalsza przeprawa przez góry miała trwać jeszcze parę dni, trzeba było jednak zważać na wioske barbarzyńców... duchy tych gór też nie były przyjazne.

Pałac Pana Czarnoksięstwa nie zdobędzie się sam. Dla kogoś też przypadnie koń zmarłego Arthasa, a może nawet jego bron jeśli towarzysze nie uszanują zmarłego.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 14-09-2010, 16:42   #30
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud uleczył rannych towarzyszy z pomocą gnoma Alfonsa. Później grupa postanowiła odpocząć, dzięki czemu krasnolud i gnom mogli odzyskać siły. Następnego dnia, przed wyruszeniem w drogę, musieli rozwiązać kwestię jeńców.

Duningan poprosił towarzyszy o pozostawienie go na chwilę samego z ludzkim szamanem. Nie byli z tego powodu zbyt zadowoleni, jednak uszanowali prośbę brodatego maga. Podszedł do szamana, usiadł obok niego i bez zbędnych uprzejmości rozpoczął rozmowę.
-Proponuję ci uczciwy układ. Nie chcę cię torturować ani straszyć, szanuję cię bo jesteś dobrym szamanem. Oni tego nie zrozumieją. Decyzja należy do ciebie. Powiedz mi co wiesz, odpowiedz na kilka pytań i odejdziesz cały i zdrowy. Co ty na to?-
- Thrunbur, mój przyjaciel, również? Dbam o swoich ludzi.- postawił szybko warunek człowiek.
Krasnolud popatrzył na niego nieprzeniknionym wzrokiem.
-Tak. Ale chciałbym mieć pewność, że mnie nie okłamiesz.-
-Daje Ci słowo mały szamanie.- odparł postawny człowiek tonem normalnym, w którym nie czuć było wywyższania się ani chęci obrażenia krasnoluda.
-W takim razie słucham. Co powinienem powiedzieć przed wyruszeniem do walki z demonami.- zadał pierwsze pytanie Duningan.
Szaman zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział.
-Potępieńcy są w całych górach. Trzeba być najzdolniejszym łowcą by ich uniknąć. Obozy mają co parę kilometrów. Jest jednak dziwne zjawisko, którego sam nie do końca rozumiem.-
-Słucham.- dodał tylko krasnolud, czekając na dalszy ciąg tego, co ma do powiedzenia człowiek.
-Kiedyś gdy nasz wódz, ten którego zabił jeden z waszych, wyruszył ze swoim oddziałem na łowy. Mówił, ze dostrzegł jak ktoś, jakiś człowiek dowodzi demonami. Człowiek lub elf. To było parę dni temu, ale miał ze sobą WIELKĄ ARMIĘ.-
Duningan zdziwił się na wieść, iż demonom przewodził człowiek.
-Człowiek dowodzący demonami?- powiedział bardziej do siebie niż do szamana krasnolud.
-Tak, miał podobno miał puste oczy i śmierdział zdradą.Tylko nasz były wódz przeżył by nam o tym powiedzieć.-
Mag zamyślił się na dłużej nad tym, co dopiero usłyszał.
-Dziwne, doprawdy dziwne... Wiesz może jak uniknąć demonów?- zadał kolejne pytanie.
- Jeśli mają ze sobą dowódców, tylko tradycyjnie, skradając sie, ale patrząc po niektórych z was- Wskazał głową na inkwizytora i Kolgrima - Nie uda się to, bez pomocy magi, którą dowódcy wykryją. Zwykli Jakiro albo inne niższe demony nie spostrzegą was pod wpływem niewidzialności szamanie.
- Pożyteczna rada. Może jakieś wskazówki co do walki z nimi?- chciał zebrać jak najwięcej pożytecznych rad.
- Demony to demony, runiczne oznaczenia broni znacznie pomagają, jak zapewne wiesz, demon Ikri może skakać bez jednej nogi równie dobrze jak z dwoma. Odpowiednie runy mu w tym przeszkodzą. Poza tym, jeśli macie kogoś kto zna się na kastach demonów, to od niego się najwięcej dowiesz.- Siwobrody od razu pomyślał o templariuszu Sirionie. Zapewne posiadał wielce użyteczne informacje, które mogły pomóc w znaczącym stopniu drużynie.
-Wielki szamanie, wiem że poznaliśmy się w niesprzyjających warunkach, chcę prosić cię jednak o pomoc.Mamy wspólnego wroga. Demony. Czuję, że góry przesiąknięte są magią. Jest jakiś sposób, abyś mógł pomóc nam w naszej misji?- Duningan miał nadzieję, że mimo wymordowania ludzi z wioski szamana, ten będzie chciał pomóc, jeżeli to możliwe, członkom wyprawy.
-A wasza misja ma na celu?- spytał zaciekawiony szaman.
-Pozbycie się demona Sindri.- odparł bez wahania krasnolud. Nie widział powodu, aby ukrywać coś przed szamanem.
-Jak rozumiem znajduje się w tych górach?-
-Niestety, w Pałacu Pana Czarnoksięstwa. Jednak nasza droga prowadzi przez te góry. dodał spokojnym tonem krasnolud. Miał wrażenie, że porozumie się ze swoim rozmówcą.
-Jest ścieżka, ukryta przed wzrokiem niewtajemniczonych, mogą ją wam ukazać, przejdziecie przez góry niezauważeni przez demony, jednak to wymaga z mojej strony wielkiego zaufania do was, więc w zamian ty pomożesz mi.- zaproponował człowiek.
-Słucham.- odparł gładząc swoją siwą brodę czarodziej.
- Odprawisz ze mną potężne zaklęcie niewidzialności na wioskę, wymaga wielkiej siły by ukryć ją przed wzrokiem dowódców, sam nie dam rady, oczywiście nie musimy się zbliżać do wioski. Zaklęcie możemy puścić stąd jeśli uwolnisz mi ręce. Po tym automatycznie pokażę wam drogę a sam przeniosę się do wioski i daje Ci słowo, nie będziemy was szukać.- zażądał szaman.
-Ani ty, ani twój przyjaciel nie zrobicie nic, co może zagrozić mnie albo moim kompanom?Nie sprowadzicie na nas hordy demonów, nie prześlecie nas do innego wymiaru ani nie ześlesz na nas niczego, co może nam zaszkodzić?- starał się zabezpieczyć na każdą ewentualność Duningan.
-Hahaha, moi kompani nigdy by nie unikali demonów, a tym bardziej nie unikali walki z nimi ściągając je na innych, oddali by im zabawę. Aczkolwiek nie zaszkodzę wam, ja czy też moi bracia zostawimy was w spokoju.-
-Nie boimy się walki z nimi. Mamy jednak swoje zadanie, które musimy wykonać jak najszybciej. Stąd moje pytanie. Dobrze, skoro ty zaufałeś mnie to i ja zaufam tobie.- po namyśle zdecydował mag. Stwierdził, iż konsultacja grupy skończyła by się w tym wypadku wypatroszeniem szamana i zaprzepaszczeniem szansy na bezpieczną i szybką podróż.
Po zdjęciu z rąk szamana więzów, obaj czarodzieje przystąpili do skomplikowanego rytuału. Przez kilkanaście minut wypowiadali długie, skomplikowane inkantacje w języku znanym tylko nielicznym. Ich ręce bezbłędnie wykonywały trudne to powtórzenia czy naśladowania gesty i ruchy. Czuć było zbierającą się w około nich moc. Cały rytuał zajął krasnoludowi i szamanowi około dwudziestu minut.
Po skończonej pracy, szaman odezwał się ponownie do Duningana.
-Przy okazji, jestem Tiki Waveharp. Daj mi chwilę, ścieżka skróci wam drogę o dzień, może dwa. Jest całkowicie bezpieczna, bo tak jakby... nie istnieje. Jest astralna.-
-Duningan Siwobrody.- również przedstawił się krasnolud.
-Gdzie kończy się ta ścieżka?-
-Tuż przed rzeką, na jakiejś ludzkiej czy kogoś tam małej równinie, od niej jest parę godzin do ujrzenia rzeki.- odpowiedział nie do końca pewny chyba człowiek.
-Dobrze. Dziękuję za pomoc, i przykro mi że spotkaliśmy się w takich okolicznościach.- wyciągnął rękę w stronę szamana, który odwzajemnił gest.
Zaraz po tym szaman odprawił rytuał a przed nim pojawiła się dziura. Można było wyczuć od niej silną, ale pozytywną energię.
-A teraz jeśli pozwolisz zabiorę mego kompana i wrócę do wioski. Oby następnym razem okoliczności naszego spotkania nie były takie... bezmyślne, nie chciałem tej walki Duniganie.-
-Ja także Waveharpie. Oby nasze następne spotkanie odbyło się w innych okolicznościach, bardziej pokojowych i przyjacielskich.- odparł krasnolud.
Waveharp pochwycił wojownika za ramię, ten spojrzał groźnie na gnoma i zniknął wraz z szamanem.

Krasnolud wytłumaczył swoim towarzyszom całą sytuację, przeprosił ich również za wypuszczenie szamana bez ich zgody, nie chciał jednak stracić użytecznych informacji i pomocy, jaką zaoferował szaman.
Po zreferowaniu otrzymanych informacji reszcie towarzyszy, pokazaniu i wyjaśnieniu jak będą podróżować, oczekiwał na pytania przed wejściem na astralną drogę.
 
daamian87 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172