Bandyta widząc reakcję księdza roześmiał się
- Może to i mój syn, ale zawsze mam jeszcze sześciu... i nie zamierzam na tej szóstce skończyć - tu spojrzał wymownie na panią szeryf. - A teraz ojczulku skłoń zebranych, żeby oddali potrzebującemu wszystko co ma wartość, a może obejdzie się bez trupów martwych gringos... Wilhelm van Leeborn:
Kaminsky wyciągnął z kieszeni swojego prochowca jabłko, które natychmiast ugryzł.
- Wiesz szefuniu - zwrócił się do Ciebie - że nic nam nie udowodniono. Zresztą słodycze psują zęby, a do jakiegoś łapiducha, co ma obcęgi wielkości Kansas i chce nimi grzebać w mojej gębie, nie pójdę...
- Tradycja jest tradycja, George'owi wystarczą sznurek i drzwi - wtrącił Justin - Metoda tańsza i przyjemniejsza.
- Przyjemniejsza?! Cholerny masochista, nie znałem Cię od tej strony...
- Już prędzej sadysta, bo to ja otwieram te drzwi - Rainbow uśmiechnął się szeroko.
Ech, dobre dzieciaki, tyle, że po złej stronie barykady. Gdyby doszło co do czego, ty zabiłbyś ich, a oni Ciebie. Może i znałeś rodziców Justina od lat, ale od czasu gdy zmarli chłopak popadł w złe towarzystwo. Zawsze lubił popić i był szybki, co często demonstrował. Dla Johnathana Mastersa, który przybył do miasta dokładnie w dniu 24-tych urodzin Justina, okazał się świetnym nabytkiem i dobrym pracownikiem. Kaminsky, najbardziej zaufany człowiek swojego szefa, przyjechał razem z Mastersem i to właśnie on zwerbował Justina, po jednym z jego pokazów szybkości. Szybko się zaprzyjaźnili, dzięki czemu Rainbow piął się szybko w hierarchii grupy. Nie minął pełny rok, a Justin jest obecnie zastępcą prawej ręki Mastersa.
- Ech, chyba widzę pociąg - powiedział Kaminsky wyrzucając ogryzek na tory. |