Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2010, 15:48   #23
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Levan nie odzywał się zbyt wiele. Ani w tym momencie, ani właściwie nigdy. Mógłby powiedzieć o sobie, że jest lakoniczny, ale nie znał takiego słowa. Raczej nie można było określić go jako małomównego - bo to zakładałoby, że Levan rozmawia, tylko rzadko. Zwykle jego wypowiedzi ograniczały się do bąknięć i konkretów. To na trzeźwo. Gdy wypił jego wątpliwej mądrości komentarze i niekoniecznie trafne uwagi jeszcze bardziej kłuły w uszy swoją sporadycznością. Zamykał się wtedy w sobie i nikt poza nim nie wiedział o czym myśli. Wielu jego byłych towarzyszy uważało go za głupiego, ale przy bliższym poznaniu okazywało się, że Levan może i jest prosty, może i nie jest lwem salonowym i elokwentnym pierwszym mówcą Kieslevu, ale nie był idiotą. Był za to krańcowo praktyczny. Świetnie dogadywał się - choć to wyjątkowo nietrafione w jego przypadku słowo – z zupełnie odmiennymi od niego osobami. Takimi, które powiedzą co zrobić i jak zrobić. Levan był wykonywaczem. Był w tym dobry, bo był skuteczny. Był skuteczny, bo był dobry. Jedną z takich osób był obecny gdzieś w promieniu dwustu stóp Tupik Grotołaz. Gdzieś na świecie była jeszcze jedna taka osoba i Levan bardzo by chciał wkrótce ją spotkać. Tupik był przebiegły i zmyślny. Mimo że sam gadał dużo i w połowie zdania Levan nie pamiętał już co było na jego początku, to nie potrzebował wielu słów by zrozumieć Levana i na odwrót. Levan doskonale znał gesty wykonywane przez Tupika, znaki złodziejaszka, którym Niziołek bywał. Mógł z dużym prawdopodobieństwem zgadywać o czym myśli Tupik.

Zgadywał więc, że glejty, które starał się – w efekcie ze znaną sobie skutecznością – uzyskać, pozwolą im nie tylko na bardzo swobodne działania na włościach von Zwirgau’a, ale także na przeróżne profity, jak często nazywał je nizioł. Kieslevita wiedział już, że te profity, to nie są ani magiczne napoje, ani żadne insekty, tylko noclegi w łóżkach, dzbany wina, ktoś kto zajmie się koniem i to nie tylko tym w stajni, ale też tym drugim, którego łatwiej zmęczyć. Levan wiedział więc, że warto wesprzeć małego w jego staraniach, bo wiedział też – głównie z doświadczenia – że mało kto traktował krótkiego Tupika poważnie. Przynajmniej na początku, bo niziołek w ekspresowym tempie potrafił zmienić czyjeś zdanie o nim. Tak jak to niegdyś było z Levanem. Niewiele brakowało a Tupikowi udałoby się zostać mistrzem gildii w Księstwach Granicznych, mimo że wszyscy jego towarzysze byli od niego więksi, silniejsi i szybsi. Nie byli też skrajnie głupi i wiedzieli, że warto słuchać Tupika, a te zrobi tak, by każdemu żyło się dobrze.

Levan chodził więc dwa kroki za plecami Tupika jak milczący cień, patrzył, obserwował i słuchał wszystkiego co dzieje się dokoła. Jego płaszcz odchylił się niby przypadkiem odsłaniając wiszący u jego boku morderczy rapier i zatknięty za pas zakrzywiony nóż z koszem na rękojeści, którego kieslevita używał jako lewaka. Zauważył, że zarządca przekazuje jednemu z mężczyzn coś, co prawdopodobnie jest obiecaną mapą okolic. Tamten obejrzał zwój ze znawstwem. Levan zrobiłby to samo nawet gdyby rozwinął to do góry nogami. Lubi robić dobre rażenie nawet gdy nie miał o czymś pojęcia.

Gdy zobaczył wóz, który jacyś chłopi wepchnęli na plac we wsi doszedł do wniosku, że plan o jakim wcześniej myślał i zasadzka, jest kolejną rzeczą, o której Levan nie miał zbyt wiele pojęcia. Może bardziej o planie niż zasadzce. Nie był to ani wóz kupiecki, ani nawet podobny. Chyba tylko gang ślepych staruszek mógłby jadące takim wozem osoby wziąć za kupców. Miał nadzieję, że nie wspomniał o swoim pomyśle na głos po czym przypomniał sobie, że to jeden z krasnoludów wypowiedział na głos to, o czym kiesevita tylko myślał. Na szczęście – kamień spadł z czegoś co mogłoby uchodzić za serce Levana. Tak naprawdę to Levan niespecjalnie dbał o to, jak wezmą się za wykonanie zadania. Po prostu chciał już działać. Wiedział, że akurat w poszukiwaniach on może być przydatny. Znał się nieźle na tropieniu, a z wytropieniem zgrai ludzi w lesie nie powinni mieć większych problemów – ślady kół, kopyt, butów, połamane gałęzie, pozasypywane ogniska. Taka ilość ludzi musiała zostawić po sobie jakieś ślady, chyba że wyjątkowo dobrze znała się na ich ukrywaniu – tego Levan też nie mógł wykluczyć. Poza tym chciał ruszać w drogę, upolować czasem bażanta, może królika, usmażyć go. Poczuć na twarzy wieczorny letni deszcz. Byłoby to odmianą po wiosennych ulewach i trudach zimy. Miał nadzieję, że to będzie wreszcie spokojne lato, a zapewnią mu to pieniądze von Zvirgau’a.
 

Ostatnio edytowane przez Azazello : 04-09-2010 o 15:51.
Azazello jest offline