Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2010, 16:17   #25
Aramin
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
YouTube - Sherlock Holmes Theme song

Alfonsik dreptał na samym końcu pochodu, w raczej dobrym samopoczuciu. Tym co je polepszało był fakt, że monstra zwane końmi znajdowały się na przeciwnym końcu pochodu i nikomu nie przychodziła do głowy myśl, by sadzać Gnoma na jednym z tych śmierdzących zadów. Nagle nie wiedzieć czemu poczuł ból nosa spowodowany uderzeniem zakończonym upadkiem na plecy. Szumiąca w uszach adrenalina sprawiła, że Pisarz szybko stanął na nogach i dziko spojrzał na przeciwnika... którym okazały się plecy jednego z tych dryblasów... Templariusza, Paladyna czy ki diabeł - i tak byli do siebie podobni jak dwa udka kurczaka, czy tam krople wody. Czternastoimiennemu zaraz pociekła ślinka na myśl o kulinarnych przysmakach, których teraz z pewnością nie będzie mu dane spróbować. Z żalem rozejrzał się wokół i stwierdził, że drużyna również znieruchomiała. Już miał pytać o co chodzi, ale zauważył coś, co zepsuło nostalgiczny klimat chwili - dzikie wrzaski. Konstatując po hałasie i zachowaniu reszty awanturników, że są atakowani rozejrzał się wokół, w końcu dostrzegając oponentów. Fala uderzenia już rozlewała się na pozostałych awanturników, jednakże Słoneczny Pisarz blaskiem swojej wspaniałości przyciągnął spojrzenia szóstki oponentów, którzy z wściekłością rzucili się w stronę opalonego Gnoma zapewne z powodu zazdrości, jaką powodowała w nich wyżej wspomniana wspaniałość.
***
Niepozorny wojownik dobył pokrytej napisami kuszy, po czym z lekkim uśmiechem wycelował i nacisnął spust. Najszybszy z wojów raniony w serce zwalił się głucho na twardą ziemię, ale bełt niesiony mocą runów leciał dalej, raniąc kolejnego z barbarzyńców w rękę. Tenże mąż zatrzymał się, tak więc w natarciu pozostało zaledwie czterech dzikusów. Patron Run widząc skutek swoich działań krzyknął głośno:
-Ha! Wielkość nie ma znaczenia! - po czym schował kuszę do plecaka. Następnie lewą ręką wyciągnął zza pasa dłuto i tą dziwną różdżką zaczął w powietrzu kreślić świetliste znaki: Powietrza, następnie Uderzenia, a nadpisał je znakiem Mocy. W tym momencie poczuł piekący ból - to topór jednego z wrogów pozostawił po sobie płytki ślad na ramieniu. Na szczęście w tym momencie cała nacierająca czwórka odleciała do tyłu. Piąty barbarzyńca,ten zraniony bełtem ponownie rzucił się do biegu, jednakże Patron Run zupełnie się tym nie przejmując wetknął dłuto za pas i uśmiechając się szaleńczo dobył szabli,by skoczyć w stronę najbliższego przeciwnika i wbić mu wzmocniony runami oręż w brzuch. Okazał się on być niezwykle wytrzymały, dlatego potrzebne było drugie pchnięcie. Następnie z dzikim okrzykiem :
-Zaraz przykrócę waszą męskość! - wykonał dziki młynek i susem zbliżył się do kolejnego przeciwnika próbując jednym zamaszystym cięciem od góry do dołu przejechać po jego kroczu. Wszyscy wrogowie stali już na nogach, choć przez chwilę była szansa, że każdy z nich padnie - ze śmiechu - bowiem nacierający Gnom po otrzymaniu kopniaka przeleciał ze świstem kilka długich kroków, tracąc przy okazji broń. Poturbowany biedak z piskiem dzikiej furii wyszarpnął z pochwy zapisany runami sztylet i z gniewem, którego nie przestraszyłoby się ludzkie dziecko cisnął go w stronę swojego krzywdziciela. Następnie by zyskać nieco czasu podniósł się i wyrysował Run Światła, tryskający oślepiającym złotym promieniem. Trafiony sztyletem w podbrzusze zwijał się w spazmach przedśmiertnego bólu, dwaj pozostali zostali oślepieni a ostatni ten raniony wcześniej bełtem odwróciwszy się przed uruchomieniem znaku uniknął pozbawienia wzroku. Jak się okazało, łatwiej było mu uniknąć czaru niż ciosów wydawanych na oślep przez braci krwi, z trudem jednak udało mu się dobiec do malca. Pozbawiony swojej szabli awanturnik polegał jedynie na gabarytach i szybkości, zręcznie unikając trzykrotnie świszczącego ciężko topora. I już spokojnie odchylał się w bok by po raz kolejny umknąć, ale tym razem miał pecha i tylko jedną rękę zdolną do walki. Odskakując dziko do tyłu namalował opalonym palcem prawej ręki runę odepchnięcia, po czym ze złością w dzikim szale zaczął wypisywać kolejno: znak Fali, znak Dźwięku, Uderzenia i Wzmocnienia, całą inkantację zakańczając znakiem Wiatru, po czym przystawił usta do runicznego wiersza i krzyknął. Potężna fala uderzeniowa ugodziła wszystkich czterech mieszkańców tej krainy, jednocześnie ogłuszając ich zmysły. Po wszystkim wycofał się kreśląc mały znak nieprzenikalności mający stanowić słabą barierę spowalniającą próbujących dojść do siebie ofiar magii.
Rzuciwszy krótkie tęskne spojrzenie w stronę szabli bezzwłocznie zarysował w powietrzu znak wyzwalający telekinetyczną energię, skierowaną tak, by uderzyła w trzeciego przeciwnika. Następnie z dozą staranności wyrysował skomplikowany run Dominacji - mający sprawić by jeden z pozostałych przeciwników posłusznie z wolą energicznego Patrona Run zaatakował swojego towarzysza. Następnie, na wszelki wypadek Alfons zarysował w powietrzu znaki odepchnięcia, tarczy i bariery, by stworzyć coś w rodzaju pola ochronnego, które przetrzyma kilka ciosów izolując go od wielkoludów. Dwóch barbarzyńców dokonało żywota: jeden wyrzucony w powietrze telekinezą spadł na kark, który chrupnął nieprzyjemnie; drugi zdominowany symbolem rzucił się na rannego towarzysza. Tamten dwoma ciosami powalił opętanego biedaka wcześniej sypiąc przekleństwami. Jego wściekłe spojrzenie skupiło się na antagoniście w czasie gdy ten kreślił drugi symbol ochronny.
-- Ha! Nie zginiesz tak łatwo! - krzyknął Gnom, unosząc palec wskazujący w triumfalnym geście. By wywiązać się z powyższego zapewnienia stał się bardziej delikatny: poprawiwszy barierę zabrał się za stworzenie z Celności i Energii pocisku przypominającego strzałę. Tenże pocisk przebił się przez bark biegnącego samotnie biedaka przewracając go.
Zastanawiając się głośno co zrobi z przeciwnikiem napisał w powietrzu Spętanie. Trzy złote pierścienie otoczyły masywnego olbrzyma. Zadowolony zwycięzca jak szalony pobiegł w stronę szabli, gdy już ją dzierżył spojrzał nieufnie w stronę pokonanego. Podchodząc do niego kreślił Wolę i Osłabienie - chcąc pozbawić go najstraszniejszej broni barbarzyńcy - dzikiej determinacji. Po chwili namysłu dołożył kolejne dwa runy - wyssania i siły, ich celem było niejako pożarcie pozostałej przeciwnikowi energii, tak by już nie był fizycznie zdolny do oporu. Potraktowany runiczną magią wojownik dosłownie kurczył się w oczach, jednakże jego przyszły oprawca ostrożny do samego końca narysował czubkiem ostrza na jego głowie krwisty znak Snu. Po tym ceremoniale potomek zacnego rodu usiadł obok uśpionego jeńca i krzyknął piskliwie:
-Weźcie tego tutaj zwiążcie, zdobyłem nam jasyyyyr!
Pogrążony w samozadowoleniu nie zwrócił uwagi na fruwające wokoło kończyny, ze stoickim spokojem jakby nie zauważając ferworu toczącej się przecież wciąż bitwy zajął się leczeniem swoich ran. Gdy już był całkowicie zregenerowany beztrosko zaczął zmierzać w kierunku Nataniela a później Hansa, po to by uzdrowić ich do końca. Co dziwne podczas spacerowania po polu walki ani razu nie został zraniony. Cóż, jak to się mówi: "głupi ma szczęście a biednemu zawsze strzała w oko".
Co dziwniejsze nie skierował swoich kroków w kierunku Mutanta. Zapewne wciąż mu nie ufał, bądź miał za złe incydent w Forcie.
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 04-09-2010 o 17:25.
Aramin jest offline