Widząc, że kapłan opadnięty przez roszczeniowo nastawionych natrętów traci humor ukłonił się grzecznie i po cichu wycofał. Nie było sensu kontynuować rozmowy w takich warunkach.
Wyszedł do hallu i zagadnął mijającego go sługę w przybrudzonej liberii.
- Hej ty! Nie wiesz gdzie znajdę Wolfganga Lippe? Podobno jest tu aptekarzem.-a uzyskawszy odpowiedz pośpiesznie oddalił się we wskazanym kierunku.
***
Ledwo zdążył. Rozmowa z Wolfgangiem nie zajęła dużo czasu, ale grupa zdążyła już wyjść z zamku prowadzona przez Adolfa Bornitza i Ulli mocno wyciągał nogi żeby ich dogonić. Pętając się w ogonie pochodu zdołał usłyszeć, że ma im być okazany jakiś wóz i że ma to coś wspólnego z udawaniem kupców.
Pomysł niezbyt się mu podobał. Jego rodzina, gdy jeszcze mieszkał w Erzfeld, trudniła się pasterstwem. Nie sądził by wypadł przekonująco jako wozak, czy kupiec. Poza tym robienie zasadzki w kilka osób na zgraję zbójów mogło skończyć się bardzo źle. No i najważniejsze. Jeżdżąc wozem po trakcie miał małe szanse na odkrycie źródła magicznej aktywności. Toteż gdy zaprezentowano im wóz mający być kupieckim karawanem odetchnął z ulgą.
- Panowie, nie prościej dołączyć się jako dyskretna eskorta do jakiegoś prawdziwego kupca, lub wozaka? Przecież pewnie jeszcze kilku desperatów jeździ po tutejszych traktach. No i pewnie bardziej wiarygodnie będzie to wyglądało niż jazda rozpadających się wozem drabiniastym. Nie możemy pozbawiać chłopów ich narzędzi pracy, niebawem sianokosy.
Słysząc Hansa pokiwał z uznaniem głową.
- Słowa warte uwagi. Może zamiast wymyślać bzdury najpierw przeczeszemy ten las o którym mówi pan sierżant?