Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2010, 17:31   #21
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Wszyscy, którzy obudzili się w celi wyglądali na zakłopotanych i zmieszanych. Rozglądali się dookoła, patrząc na praktycznie nie zniszczone i wyludnione miasteczko. King przez chwilę zastanawiał się czy nie nafaszerowali ich wszystkich Tornado, ale szybko odpuścił tą myśl. Coś mu jednak nie pasowało.

Szeryf cały czas obserwował sytuację na parkingu, jakby czekał aż ktoś zrobi coś za co będzie mógł go wyrzucić z ich małego miasteczka.
Kinga interesowała tylko jedna osoba- Gary. Wierzył w przypadki jednak to co tu zaszło to gruba przesada. Zastanawiało go także, gdzie się podział Jonasz. W końcu był tam z nim, gdy urwał mu się film, więc albo spierniczył, albo ktoś coś kombinuje. Właściwie druga opcja wydawała się bardziej prawdopodobna.
Gdy Gary zakładał swoje rzeczy, z kieszeni wypadło mu coś małego. To coś przypominało jakieś urządzenie elektryczne, jednak King nie znał się na tym, więc nie był pewny. Wiedział jednak, że takie gadgety nie są teraz często spotykane...

Szeryf poinformował wszystkich o tym, gdzie go znaleźć i o wolnych domach, które można zająć. W sumie dla szamana było to jakieś wyjście. Zająć na dzień, może dwa jakieś miejsce i zastanowić się co robić dalej. Na prawdę nie miał ochoty iść pieszo przez kolejne czterech dni.
Widząc jak szeryf zaczyna iść w kierunku domu, mężczyzna podszedł do niego szybkim krokiem, aby się z nim zrównać.

-Możemy zamienić słowo?- zapytał.
-Jeśli koniecznie musisz.
-Jest stąd jakiś transport do Sedony, albo ktoś może podrzucić mnie w okolicy?

-Nie, bo tam nie ma po co jechać... - odpowiedział z lekkim zdziwieniem - Tam skażenie jest dużo wyższe niż tutaj.
-A jak najszybciej można się tam dostać?- odpowiedział wyraźnie zawiedziony.
W tym momencie King zauważył jak facet, który stał koło szeryfa powstrzymuje się przed śmiechem. Tak jakby walczył ze sobą, aby czegoś przypadkiem nie zepsuć tym wybuchem.
-Drogą dla samobójców, czyli najszybciej - główną drogą. Najbezpieczniej... Chyba rozpadliną Hank'a, ale to na pewno nie jest najszybciej. Doliną droga zajmie około 4 dni.
-Jeszcze jedno mnie męczy... Kiedy mnie dopadliście, znaczy uratowaliście- poprawił szybko- Był ze mną jeszcze ktoś. Co się z nim stało.
-Eee... Więc...- szeryf wyraźnie nie wiedział co ma odpowiedzieć- facet miał mutację genetyczną. To niestety spowodowało, ze musieliśmy go odstawić z dala od doliny.- King wyczuł w głosie szeryfa kłamstwo.
-Mutację...- powtórzył- Mam jeszcze pytanie o miasto. Skąd macie zaopatrzenie? Z tego co widziałem wszystkie sklepy są puste, a jednak musieliście przeżyć tu te wszystkie lata.
-Miasto od zawsze było na swój sposób odcięte od innych ośrodków. Ludzie robili zapasy nawet na 2-3 lata w piwnicach. Teraz, gdy skażenie wycięło ponad trzy czwarte populacji mamy tych zapasów od cholery i jeszcze trochę. Do tego od czasu do czasu jeździmy do tych starych magazynów wojskowych.
-To wszystko. Dzięki za informacje.

King postanowił, że przejść się po miasteczku i je trochę poznać.
Centrum nie wyróżniało się bardziej niż inne miasteczka w tych czasach (z wyjątkiem nienaruszonego stanu budynków, porządku na ulicach i braku pałętających się fagasów). Najwyższe budynki miały maksymalnie 2 piętra. Wszystkie sklepy wyglądały na zamknięte i puste. King domyślał się, że mieszkańcy prawdopodobnie przejęli wszystkie biznesy u siebie w domach. Centrum składało się z dwóch większych skrzyżowań. Kiedy skręcił w jedną z ulic zatrzymał się na chwilę, patrząc dookoła. Czuł, jakby kiedyś był w tym miejscu, lub w miejscu bardzo podobnym do tego... Brakowało jeszcze palm, upalnego słońca i szumu morza. Stał tak chwilę, rozglądając się po willach, stojących po obu stronach ulicy. Widocznie kiedyś mieszkali tu bogaci.

Widząc, że w dolinie zaczyna robić się coraz ciemniej, King postanowił znaleźć jakieś miejsce do spania. Wrócił do centrum, gdzie znalazł jedno piętrowy domek rodzinny. Upewniwszy się, że nie należy do nikogo otworzył delikatnie drzwi i wszedł do środka, trzymając lufę pistoletu przed sobą. Wolał upewnić się, że będzie w domu sam i nikt go w nocy nie zaskoczy.
Kiedy sprawdził cały dom wszedł do pokoju na piętrze, gdzie znajdowało się łóżko i stolik z kanapą. Rzucił torbę na ziemię i usiadł, kładąc nogi na stole.

-”Co teraz? To miasteczko bardziej przypomina nie zniszczony przez wojnę raj jakim miała być Sedona.”- pomyślał- „Co jeżeli szeryf nie kłamał i Sedona na prawdę jest zniszczona... Po co miałbym tam teraz iść?”

Siedział tak pogrążony w myślach, wpatrując się we wschodzący za oknem księżyc. Zupełnie nie miał pomysł za co się zabrać. Iść dalej, zostać, zawrócić? Wszystko dookoła go rozpraszało. Ten spokój, czystość... i cholerny ból głowy, który ćmił się gdzieś w środku łepetyny.

-Skoro sam nic nie mogę wymyślić... Trzeba poprosić o radę.- powiedział sam do siebie podnoszą z ziemi torbę. Grzebał w niej kilka chwil i w końcu wyciągnął z niej mały plastikowy woreczek wypełniony jakimś wysuszonym chwastem. Następnie sięgnął do kurtki po papierosa i wysypał z niego tytoń, mieszając go z zielskiem i wpychając go z powrotem w bibułkę.
Już po chwili pokój wypełnił się mdłym, drażniącym zapachem palonego skręta.

Wszystko przed oczami Kinga na chwilę zniknęło, by po chwili oślepić go nagłym błyskiem niebieskiego światła.
Siedział w tym samym pokoju, jednak coś się w nim zmieniło. Ciemności nocy zostały wyparte przez intensywne błękitne światło wpadające przez okno, zatrzymujące się na obłokach dymu, krążącego po pokoju. Pod ścianą przy wejściu siedział młody mężczyzna w białej koszuli, z zapalonym papierosem w ręku.



King patrzył na niego z widocznym zdziwieniem, choć widywał go już wcześniej, podczas swoich specjalnych „sesji”.

-Zdziwiony?- zapytał wstając- W sumie się nie dziwię. Pierwszy raz twój trip jest tak realny... Brałeś chemię?
-Nie...- odpowiedział zmieszany- Jak to możliwe.
-Nie mam pojęcia.- facet rzucił się na drugą kanapę, której jeszcze przed chwilą nie było- To chyba sprawka tego miejsca. Jest takie... magiczne!
-Jak to magiczne?
-No nie wiem. Na tyle magiczne, żebyś mógł mnie dotknąć.


King siedział przez chwilę w milczeniu starając się ogarnąć myśli. W końcu jednak przypomniał sobie dla czego chciał rozmawiać ze zjawą.

-Jestem już niedaleko Sedony, ale sprawy się pokomplikowały...
-Znaczy?
-Podobno miasto jest doszczętnie zniszczone i nie ma czego tam szukać.

-Tutaj w sumie też jest milutko. Nawet w Miami nie mają tak wygodnych kanap.- zaśmiał się.
-Możesz coś sprawdzić?
-Zależy.
-Chcę wiedzieć czy niejaki Jonasz Eppes żyje.
-Hmmm... Mogę powiedzieć ci tyle, że u nas na podwórku takiego nie ma.
-A dawni mieszkańcy tego miasteczka?
-I to jest ciekawsze pytanie!-
podniósł się do pozycji siedzącej- Ludzi tu zginęło kurewsko dużo, albo i więcej, a skomunikować się można z ledwie garstką duchów. Dziwne nie? Tak jakby nie wszyscy umarli... ale już nie żyją.

Nastąpił krótka cisza przerwana dźwiękiem zapalniczki i wypuszczanego dymu przez zjawę.

-Sedona to na prawdę mój cel?- zapytał King zmieniając temat.
-Tak jak mówiłem ci przy naszym ostatnim spotkaniu- głos mężczyzny zmienił się na poważny- sam wyznaczyłeś sobie ten cel. Ja ci tylko towarzyszę i pilnuję, żebyś nie wkopał się w jakieś gówno... choć nie powiem, jest z tym ciężko.
-Jak mogłem sam wybrać ten cel, skoro nawet nie wiem po co mam tam iść?!- uniósł głos i wstał, zaczynając krążyć po pokoju.
-Już ci mówiłem. Nie mogę powiedzieć ci tego co sam już wiesz. Nie powiem ci kim jestem, kim ty byłeś, po co zapierniczasz od jakiegoś czasu do tego pieprzonego miasto bo sam to wiesz. Jest to gdzieś tam, w twoim przeoranym umyśle. Musisz się tylko trochę wysilić i sobie przypomnieć. Ja za ciebie nic nie zrobię.
-Ale jak?- zawiesił głos.
-Nie wiem... Wszystko przyjdzie z czasem.- powiedział wstając- Muszę lecieć high nie może trwać wiecznie. Nie daj się zabić- krzyknął ze śmiechem i rozmył się w powietrzu.

King padł wycieńczony na kanapę. Przed oczami znowu została tylko ciemność, a on pogrążył się we śnie.

-A mówią, że ludzie mają trudności z zasypianiem w nowych miejscach...- usłyszał śmiech przyjaciela, który dobiegał jakby z bardzo daleka.
 
Zak jest offline