Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2010, 19:57   #19
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Zostawcie panowie sprawy boskie, których i tak tutaj nie rozwiążemy. Powiedział pan, że jedziemy jako obserwatorzy - Maurice przeniósł wzrok na Lexingtona – a czy jest komuś wiadomo … co tak naprawdę mamy obserwować? – zupełnie rzeczowo zapytał Watkins. - Jeśli założyć, że w Samaris istnieje ośrodek władzy, coś na kształt naszej Rady, mamy tam po prostu iść i powiedzieć, że jesteśmy obserwatorami. Ale co odpowiemy, jeśli zapytają w jakim celu ich … szpiegujemy. A co jeśli uznają nas za osoby … nazwijmy to niepożądane? Może dlatego nie powróciły poprzednie ekspedycje.

- Uszczegóławiając profesorze - odparł Armand - to pan przed chwilą odczytał, jeżeli mnie pamięć nie myli słowa: "mającej trwać dwa lata obserwacji". Słowo obserwacja nie jest więc moim wymysłem. Uważam je wręcz za wybitnie niezręczne i niedyplomatyczne. Jak pan zauważył - wysłanie takiej noty dyplomatycznej może być uznane za przejaw wrogości. Ja osobiście już teraz wyrzuciłbym ten dokument. Jeżeli zaś pyta pan o to w jakim świetle ja postrzegam tą wyprawę... Poznanie innej kultury, nawiązanie dobrych stosunków, wymiana informacji... Profesorze - to pan jest tutaj specjalistą od psychologii i psychoanalizy... - uśmiechnął się miękko - ja mogę się tylko wspierać pana książką.


„Profesorze” … no i się nie udało. Mój cały pomysł, misterny plan aby być szarym obywatelem Xhystos legł w gruzach. Ktoś mnie rozpoznał. I teraz się zacznie … profesorze to, profesorze tamto, a co pan o tym sądzi profesorze, a może lepiej iść, a może lepiej zostać. Watkins wyraźnie posmutniał. Odechciało mu się odzywać, wiedział, że odpowiedź nawet wymijająca będzie teraz przez wszystkich rozważana, będą pojawiać się kolejne pytania, rodzące kwestie, na które i tak nie znajdą odpowiedzi przy tym stoliku. A może …

- Reakcja z naszej strony, nawet ta utajniona może spotkać się z kontrreakcją. Nie mając wiedzy na temat poziomu ich ewolucji nie możemy niczego uznać za pewnik, od którego można się odnosić. Przecież będziemy tam w mniejszości, być może będą obserwować każdy nasz krok. Czy lepiej więc udać się tam jako przybysze, którzy powiedzmy zabłądzili na pustyni … - Maurice na chwilę zawiesił głos - tylko skąd tam się wzięli? Czy jako reprezentanci metropolii, co prawda odległej, ale pragnącej nawiązać czy też odnowić stosunki dyplomatyczne z Samaris. Posłańców, jak wszyscy pewnie zdajemy sobie z tego sprawę, nawet wrogich, albo się zabija, albo przyjmuje z należnymi honorami. Powinniśmy więc ustalić rolę w jakiej się mamy znaleźć. Ja optuję za oficjalnym wyjazdem. – Po tych słowach Watkins wodził wzrokiem po twarzach zebranych oczekując propozycji czy też deklaracji.

- Oczywiście, że nasz wyjazd powinien być oficjalny... Bardziej chodziło mi o poziom tej oficjalności, występowanie w roli ojców założycieli, którzy przybyli pooglądać rozwijającą się cywilizację - a coś takiego dość jasno wynika z przedstawionej przed chwilą noty - nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Moim zdaniem po prostu powinniśmy przybyć jako swojego rodzaju turyści, którzy przy okazji reprezentują miasto, jakkolwiek nie posiadają oficjalnych plenipotencji. Ponieważ ich nie mamy - pismo Rady jest niewiele warte w... zasadzie w każdej sytuacji.

- Przy okazji … pan powiada. Przy okazji to taki … turysta może wpakować się w niezłe tarapaty. Dysponujemy zbyt małą wiedzę … może tam nikt nie wpuszcza … turystów. Oficjalny wyjazd, nawet z pismem, w którym ktoś niefortunnie ujął słowo obserwatorzy ustawia nas w pewnej pozycji. Po za tym jedynym sformułowaniem jest ono bardzo grzeczne i nie powinno budzić niczyich wątpliwości. Oficjalna nota dyplomatyczna stanowić może glejt otwierający niejedne drzwi. Oczywiście w rozmowach możemy złagodzić słowo obserwator, ująć je inaczej, możemy wyjaśnić, że nawiązanie oficjalnych stosunków dyplomatycznych wymaga dużych przygotowań i starań oraz chęci obydwu stron. A nasze skromne osoby, reprezentanci Xhystos mają to ułatwić. – Watkins sięgnął po kielich wina, upił mały łyczek, otarł usta serwetą, po czym ponownie przeniósł wzrok na osoby przy stole. - Ale poznajmy zdanie wszystkich na ten temat. Jak państwo sądzicie, czy lepiej wejść do Samaris … na turystę czy oficjalnie? A może ktoś ma inny pomysł?

- Chyba nie zakłada pan... - Lexington powstrzymał się od złośliwego użycia słowa “profesorze”. Watkins bardzo ładnie zasugerował, że wyjazd z glejtem Rady zapewni uniknięcie jakichkolwiek kłopotów, co było spekulacją niczym nie popartą - że misja obędzie się bez jakichkolwiek problemów. Zresztą sam pan przed chwilą zauważył, że posłańców się zabija a turystów nie wpuszcza... - uśmiechnął się. - Oba pomysły mają swoje wady i zalety, ale tak naprawdę to wróżymy z fusów na temat tego, co tam spotkamy i jak zostaniemy przyjęci. Już dzisiejszego wieczoru okazało się, że wyprawa jest nie... typowa.

- Ja - odezwał się w końcu Robert - jestem za oficjalnym przedstawieniem się, jeśli oczywiście cokolwiek tam znajdziemy - tutaj spojrzał na Lexingtona - ale bez wywyższania się. Wjeżdżamy jako goście, z misją nawiązania stosunków dyplomatycznych, a nie szpiegowania. Powinniśmy raczej rozmawiać i starać się nakłaniać do współpracy... kogokolwiek tam zastaniemy.

- Dla ścisłości … zabija albo przyjmuje z honorami, chociaż mogłem pomylić kolejność. A turystów ... a propos czy ktoś ostatnio słyszał o jakimś turyście? Doprawdy nie przypominam sobie. Co do problemów … jeszcze nie wyjechaliśmy a już się pojawiają. To takie … ludzkie – szczery uśmiech zagościł na twarzy Watkinsa.

- Rozumiem wiec, że jesteśmy zgodni co do podstawowych faktów? - poziom abstrakcji czasami powodował, że Armand naprawdę nie wiedział czy to on jest, przynajmniej w pewien sposób, szalony, czy po prostu inni ludzie są zbyt wolni w rozumowaniu. - Faktów, że sformułowanie zawarte w nocie jest co najmniej niefortunne oraz, że wyjazd powinien być oficjalny, choć nie nadmuchany? A propos... czy słyszy się powszechnie o wszystkim? Nie sądzę. Informacja o turystach z zewnątrz przy ścisłej kontroli wchodzących i wychodzących z miasta jest zapewne bardzo dobrze ukryta, z wielu powodów... jednak nie o tym rozmawiamy. Prawda?

- Myślę, panie Armandzie, że nie powinniśmy rozmawiać tak otwarcie o tym, jak niefortunna jest nota dyplomatyczna. Jestem pewien - mówiąc te słowa, przyblizył się do Armanda - że jesteśmy obserwowani, więc takie uwagi mogą... pójść w szeroki świat.

- Raczej jedno słowo, ale tylko z naszego punktu widzenia. Nie wiemy nic o Samaris o ich kulturze. Być może słowo obserwator zabrzmi dla nich całkiem niewinnie. Co do faktów wiemy tylko, że jesteśmy oficjalnymi … wysłannikami, chyba lepiej brzmi, i że jutro mamy udać się do bramy B, przejść na drugą stronę muru i zająć miejsce w pociągu. Reszta jest niewiadomą. Tak samo jak ewentualni turyści, o których nikt nie słyszał.

- Oczywiście, że jesteśmy obserwowani - odparł Lexington całkowicie otwarcie - nie od dzisiaj. Chyba nie uważa pan Robercie, że nasz wybór był w jakikolwiek sposób przypadkowy? Czy ktoś miał możliwość odmówić?

- A czy można odmówić Radzie? O takim przypadku też nigdy nie słyszałem. - Uśmiech znikł z twarzy Watkinsa. Smutnym wzrokiem wpatrywał się w brunatną zawartość kieliszka.

- Właśnie o tym mówię. Nikt z nas - jak podejrzewam - nie pisał do Rady błagalnego pisma o treści: “wyślijcie mnie do Samaris, bo... cośtam”. Nikt z nas zapewne również jej nie odmówi, przecież tyle złych rzeczy dzieje się w mieście... Dla mnie ciekawszym problemem od tego czy jesteśmy obserwowani jest - przez kogo jesteśmy obserwowani? Może nawet ktoś z nas będzie pisał tajne notatki dla Rady... - ponownie zanurzył wargi w winie. Spotkanie zaczynało przypominać grę...
- Ale przecież pan Ludwiq Roubaud, jak wynika z informacji leżącej przede mną nie jedzie. Oznacza to, że istnieją powody, dla których można opuścił udział w wyprawie. Hmm ... notatki dla Rady - Watkins zamyślił się przez chwile - chyba od nas wszystkich tego oczekują. Kwestia tego, co powinno się w nich znaleźć. Jeśli trzymać się roli wysłannika - obserwatora to powinniśmy zająć się tą rolą.
- Proponuję zatem przeczytać jutrzejsze wydanie “Wiadomości”... Ja nie zauważyłem nigdzie informacji o tym, żeby Rada w jakikolwiek sposób sugerowała robienie notatek...
- To dwuletnia wyprawa, a pamięć ludzka jest ulotna, nawet notatki czasem zawodzą. Praca dyplomaty wymaga uwierzytelniania pewnych spraw. Dla przykładu notatka ze spotkanie z przedstawicielami Samaris może w późniejszym czasie być ciekawym materiałem poglądowym. Myśli pan, że będą pisać o naszym wyjeździe? Wątpię.

Kolacja dla Watkinsa ciągnęła się niemiłosiernie. Rozmowa go nudziła. Chciał wyjść, wezwać dorożkę, kazać zawieźć się do domu. Przekroczyć próg, przytulić Emilie. Ostatni raz chciał wyprowadzić psa, ucałować przed snem córkę. Wiedział, że nie śpią, że czekają na niego. Wszyscy.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline