Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2010, 16:00   #195
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Annie Carlson



-Annie- George wyciągnął wymięty zeszyt zza paska spodni-Annie, czy tego szukasz?

Carlson chwyciła podany jej zeszyt, nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Jak? Kiedy? Gdzie dziennikarz trafił na pamiętnik? Ale czy to naprawdę teraz ma znaczenie. Najważniejsze, że znowu trzyma zeszyt w rękach i w każdej chwili mogą opuścić to miejsce. Wystarczy tylko wybrać kolejne drzwi i uciec nimi do następnego wspomnienia Rossie.
Annie przekartkowała zeszyt żeby, upewnić się, że to na pewno on. Zatrzymała się na ostatniej kartce i ostatnich drzwiach. Rossie w wariatkowie. To chyba tam powinni udać się w następnej kolejności. Czy nie o to prosiła zjawa? Kiedy już znajdziecie to czego szukacie, przyjdźcie do mnie. A gdzie teraz była Rossie? W domu wariatów. Annie poczuła, że wcale nie ma ochoty ponownie spotykać dziewczyny, nie po tym jak tamta ją potraktowała. No i gdyby Carlson mogła wybierać to raczej nie poszłaby do domu dla psychicznie chorych. Ale chyba nie miała wyboru. Z pamiętnikiem otwartym na ostatniej stronie Annie czekała przygotowana żeby otworzyć drzwi do domu dla obłąkanych.

Dzięki Derekowi wiedzieli już, że nie można ufać Przezroczystemu, który chciał ich zwabić do siebie i utopić. Natomiast Przewoźnik tak jak Charon żądał opłaty, której po prostu nie mogli zapłacić. Tylko ucieczka przy pomocy pamiętnika wydawała się bezpieczna. Oby tylko dar zadziałał i oby Holy szybko wróciła.

Cyrus wpatrywał się w Przezroczystego i w Przewoźnika jakby oceniał stopień zagrożenia z ich strony. Natomiast George z Derekiem wdali się w jakiś spór. Annie bezwiednie zaczęła przysłuchiwać się ich konwersacji. George uważał ze powinni uciekać stąd jak najszybciej, sugerował, że Innuaqui może ich tutaj dopaść osobiście. Derek uparcie postanowił czekać na Holy.

Dyskutowali zawzięcie przerzucając się argumentami aż w końcu Carlson wstyd przyznać pogubiła się w tej całej dyspucie. Co chwila któryś z nich zadawał jej jakieś pytania i dziewczyna starała się odpowiadać jak najdokładniej wedle swego stanu wiedzy, ale pytania dotyczące jej daru wprawiały ją w zakłopotanie bo sama niewiele wiedziała na jego temat. Gray zaczął zastanawiać się jak można dostać się na wyspę do Holy i chyba był nawet skory do skorzystania z usług Przewoźnika. Annie nie bardzo pojmowała jego podejście: czy on zakładał, że Holy nie poradzi sobie sama z tym kamieniem albo nie da rady sama wrócić. Miej trochę wiary w nią, człowieku. Przewoźnik był coraz bliżej. Carlson miała nadzieje, że Derek jednak nie będzie na tyle naiwny żeby z nim płynąc, w końcu Holy powinna lada chwila wrócić do nich a wtedy „ulotnią się” stąd wszyscy razem. No dalej Holy, pospiesz się dziewczyno. Annie znowu skupiła się na pamiętniku. Wróć tylko a wszyscy znikniemy z tego miejsca w mgnieniu oka.


George Wasowsky



Opanowało go przerażenie, pierwotny strach. Ktoś kogo się obawiali najbardziej zbliżał się nieubłaganie. George czuł to każdą cząstką siebie. Musiał ostrzec pozostałych, wykrzyczeć.

W zamian za to został zrugany.
No tak, niepotrzebnie panikował, przecież nie ma powodu się bać.
Głupiec-Tylko kto, on czy Derek?
W sumie to nie istotne bo decyzja została odsunięta w czasie. Tylko, że jego akurat nie mieli a pozostała jeszcze Holy. Annie trzymała kurczowo pamiętnik Rossie i była gotowa z niego skorzystać w chwili kiedy to będzie niezbędne. Z tym się można było zgodzić, albo skorzystać z oferty przewoźnika. Już spokojniej, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych emocji w tym duchu się właśnie wyraził.
No tak-Cokolwiek by teraz powiedział nie mogło się to spotkać z aprobatą Dereka, nie w jego stanie. Chłopak był wyraźnie pobudzony i agresywny.
Ważyła się teraz kwestia dokąd się skierują. Kamień po który przybyli nawet jeśli zniszczony nie rozwiązywał ich problemu. Musieli znaleźć Rossie i uzyskać od niej informację jak przetrwać czwarty dzień.
Dziwnie się to wszystko układa-przyszło mu na myśl, jakby tak właśnie byli prowadzeni. Coś mu wyraźnie nie pasowało w tej całej sytuacji. Był dziwnie spokojny i opanowany, jakby zaczynał dostrzegać rysę w tej konstrukcji jaką dla nich zbudowano. Tak mu się przynajmniej wydawało. Kamień nie miał aż takiego znaczenia powinni zmierzać do Rossie.
Derek zasugerował, że ma coś z głową, że za mocno oberwał skoro proponuje coś takiego.
Nie było czasu na kłótnie, w ten sposób chłopak się tylko napędzi i Bóg raczy wiedzieć co zrobi. Wskoczy do jeziora czy udusi George'a. Z dwojga złego już lepiej żeby się wyładował, może się w końcu opanuje i zacznie konstruktywnie podchodzić do problemu. Co mu szkodzi, już i tak ostro dostał w dupę, że kolejny cios od rozbuchanego młodzieńca krzywdy mu nie zrobi.

Czy czymś Cię uraziłem Derek?-uśmiechnął się sceptycznie-Jeśli tak to proszę wybacz, nie miałem takiego zamiaru. Jeśli potrzebujesz na kimś odreagować to nie krępuj się chłopcze. Rozumiem, że Twoje potrzeby są w tej chwili właśnie takie, śmiało-rozłożył bezradnie ręce i podszedł blisko chłopaka patrząc mu prosto w oczy-uderz mnie jeśli tego potrzebujesz, może jak się wyładujesz będziemy mogli porozmawiać jak ludzie.
Chyba się nie powiodło bo mimo tego, że Derek się jednak powstrzymał, mimo, że miał wyraźną ochotę to dalej z uporem maniaka trzymał się jak tonący kamienia.

-Chyba wiesz po co tutaj jesteśmy-mówił przez zaciśnięte zęby-po kamień, nie po Rossie. Kiedy jedno z nas jest na wyspie by znaleźć to co nas uratuje, ty oferujesz ucieczkę.... kurwa George ona tam jest sama.

Kamień pomoże tylko Holy biedaku, rozumiem Cię, ale musimy myśleć co dalej-pomyślał, ale powiedział coś innego

-Więc szukajmy rozwiązania tej sytuacji Dereku-powiedział bardzo spokojnie-nie konfliktów. Mogę się mylić-zwrócił się do reszty-jeśli będziemy czekać spotka nas tutaj śmierć. Zawsze jednak możemy założyć, że zdążymy uciec używając Twojego daru Annie. Jeśli do tego dojdzie wydaje mi się, że powinniśmy dotrzeć do tej Rossie, która jest w zakładzie dla obłąkanych. Mam wrażenie, że nie wszystko nam jednak powiedziano i że ona może wiedzieć więcej.

Chwile jeszcze trwała rozmowa o możliwych rozwiązaniach, ale wydawało się, że nie ma szans pomóc dziewczynie na wyspie jeśli ona sama sobie nie pomoże. Stanęło na tym, że będą czekać i w ostateczności uciekać przez drzwi w pamiętniku. George miał tylko nadzieję, że Annie rozumie, iż jedynym sensownym wyborem są drzwi do "wariatkowa".
Derek chyba też to rozumiał bo wyglądał na złamanego.
-Bądź dobrej myśli Derek-poklepał chłopaka po ramieniu-poczekajmy na rozwój sytuacji.

No właśnie, a właściwie w jakiej sytuacji tak na prawdę się znajdowali.
Dziwnym wydał mu się dobór darów, dziwnym o tyle, że taki trafny. Ten klucz i pamiętnik tak idealnie do siebie pasujące. Piórko dla Holy i jedyna droga na wyspę to "przypadkowo' tylko z pomocą tego daru. Miał uczucie, że są częścią czyjegoś nie do końca uczciwego planu. Jakby ich wykorzystywano. Wyraził nawet głośno swoje wątpliwości. Dodał do tego jeszcze swoje podejrzenia o Indianach, że być może oni także byli ofiarami rytuału albo co gorsza sprawcami.

-Dary jakie otrzymaliśmy, klucz i idealnie pasujący do niego pamiętnik, dar Holy dzięki któremu mogła pokonać ten dystans, to tak jakby to wszystko zostało przewidziane. czy ktoś już przeżywał coś podobnego? Do tego ci Indianie. Nataniel wspominał o dwóch próbach dopełnienia rytuału. Rzeź w ośrodku letniskowym 36 lat temu i ta dokonana na wycieczce w której brała udział Rossie 18 lat temu. Co Indianie mają do tego? Z artykułu, który pokazywałaś tam w domu wynikało,. że ten brutalny czyn na jednej z dziewczyn z ich plemienia dokonano jakieś 54 lata temu. Trzy razy po 18. Zbieg okoliczności? Być może, ale co jeśli nie? Co jeśli oni też byli ofiarą rytuału albo co gorsza chcieli dokonać zemsty i...-zawiesił głos-wiem, że to brzmi niesprawiedliwie, ale kto wie. Czy ten ich Innu.. czy jak tam go zwą nie jest nazywany aniołem gniewu?

Teraz kiedy to wyraził na głos wydało mu się to potworne. Być może trzymałby się kurczowo tej swojej spiskowej teorii gdyby nie Annie.

-Indianie chyba pilnują tego jeziora przez które może się wydostać ten cały Innuaqui. Ktoś wspominał że dopiero jak postawiono Ośrodek nad jeziorem to zaczęły się próby jego powrotu.a ta indiańska dziewczyna zginęła w latach sześćdziesiątych więc to nie mogło być 54 lata temu.

To go trochę sprowadziło na ziemię. Czemu aż tak pomylił fakty?

Musiałem coś pomylić-podrapał się po głowie. Poruszał ustami jakby coś liczył. Uderzył się otwartą dłonią w udo jakby doszedł do zgody z samym sobą-Tak! Masz racje Annie. Głowa mi szwankuje, musiałem coś źle zapamiętać, wybaczcie. W gruncie rzeczy, cieszę się, że się myliłem, że moje obawy są bezpodstawne.

Milczeli. Cyrus w ogóle nie włączył się do rozmowy obserwując przybyszy od strony jeziora. Czółno zbliżało się, aż w końcu przewoźnik zatrzymał się nieopodal wyraźnie czekając na jakąś decyzję.
Dobrze-pomyślał-jeśli coś się zacznie dziać on na pewno ulotni się pierwszy.
Wystarczyło tylko obserwować i liczyć, że Holy pospieszy się z tym kamieniem.



Derek „Hound” Gray



Dar zadziałał pomimo moich obaw. Na szczęście. Rymująca kreatura okazała się zgodnie ze słowami Przewoźnika – Demonem z Jeziora, chcącym doprowadzić do naszej zguby. Sam Przewoźnik mówił prawdę, mógł nas przewieść bezpiecznie gdziekolwiek byśmy chcieli, nie robił jednak tego za darmo. Była cena, pasująca do tego miejsca – ból, cierpienie a nawet i śmierć. Czego innego jednak można było sie tutaj spodziewać.... Czas płynął nieubłaganie a Holy nie wracała. Ten, który dążył do uwolnienia zbliżał się. Dawało się to wyczuć nawet w powietrzu
„Dawaj Holy. Proszę. Dasz radę”
Potem nagle jak Filip z konopii wyskoczył George, jakby odkrył Amerykę.
-Mój Boże-wyszeptał niedaleko mnie George – Słuchajcie – powiedział już głośniej -Słuchajcie mnie!! - wrzasnął.
Odwróciłem wzrok z wyspy w kierunku krzyczącego staruszka.
- Musimy uciekać rozumiecie? Uciekać. On tu idzie. Ten, wiecie kto. Idzie tutaj, wyczuł nas, nie wiem, nie czujecie tego, nie pamiętacie co mówił Nataniel? Użycie daru przyciągnie jego uwagę - wyrzucał z siebie gorączkowo.
„Wiemy wiemy. Czujemy to też”
- Kurwa. Nie panikuj dodatkowo George - cofałem się ostrożnie od jeziora - nadchodził już zanim użyto darów. Myślcie jak się stad wydostać - zerknąłem ponownie z niepokojem w kierunku wyspy
Potem już była tylko moja kłótnia z Georgem. Annie starała się w miare możliwości łagodzić sytuacje a Cyrus milczał. Może to dobrze, bo jakby mi dał bron to bym chyba zastrzelił Georgea
„Kurwa mać. Adler. Pieprzony stary Adler. Inni nadstawiają za Ciebie dupę a Ty jak przychodzi tylko okazja to sie zawijasz” – wściekałem się w myślach na George’a
"Wszysycy Ci zwisaja liczy się tylko Twoje życie. Już Ci nie zależy George?"

W końcu doszliśmy do wniosku, że poczekamy na Holy. Gdyby coś sie złego stało... to oni przejdą przez pamiętnik a ja... ja postaram sie wyciagnac Holy... Nie zostawie jej tutaj nawet jakbym miał skorzystac z pomocy tego Przewoznika.
Całym soba byłem przy Holy. Na wyspie. Nie wiedziałem jak jej pomóc. Nie wiedziałem nawet czy potrzebuje pomocy. Postanowiłem że poczekam jeszcze chwilkę a potem.... potem przywołam Przewoźnika i zapłacę cenę po to by jej pomóc, by ją zabrać z tej wyspy, by znowu ją zobaczyć, by być z nią.



Holy Charpentier




Unosiła się w powietrzu, naprawdę leciała! Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, poły kurtki trzepotały niczym jakieś dziwaczne skrzydła. Sylwetki jej towarzyszy zamieniały się w malutkie punkciki podczas gdy ona wznosiła się coraz wyżej i dalej...
„Derek... Czy coś do niego czuję, czy to tylko odpowiedź na jego sygnały, sympatia spotęgowana przez pragnienie bliskości, strach przed samotną śmiercią? Irytująca była ta jego nadopiekuńczość, traktowanie jej jak małej, bezradnej dziewczynki,, lecz z drugiej strony... Och, co ja robię do cholery?! Idealne wyczucie czasu i momentu na takie przemyślenia... o rzesz szlag...!
- Sszlaggg...!
Euforia minęła równie szybko jak się pojawiła, ulatując wraz ze znoszącym ją w nieznanym kierunku wiatrem.
Jeśli nie zamierza odstawic numeru Ikara musi jak najszybciej opanować latanie, w przeciwnym razie będzie kiepsko...
Rozpostarła szeroko ramiona usiłując utrzymac równowagę i oprzeć się znoszącemu ją wiatrowi.
„Opanować latanie, nie dać porwać się zawirowaniom ciemności, nie roztrzaskać się na skałach, nie spaść... przeżyć, sporo tego, cholera!”

W pośpiechu uczyła się sterowania, intuicyjnie, ustawiając się tak do prądów powietrznych, by bez przeszkód, a do tego najszybciej jak to możliwe dotrzeć do celu. Nie było to łatwe. Raz wir powietrzny omal nie rzucił ją o wystające z jeziora przypominające zęby jakiejś bestii skały. Niemal w ostatniej chwili, jakimś cudem udało jej się uskoczyć, wzbić w powietrze, szybując przez chwilę tuż nad samą taflą wody.

„Nie dotykać wody...”

Holy już teraz rozumiała sens ostrzeżenia Rossie. W chwili gdy jej stopa omal nie musnęła tafli jeziora, mijając się z nią zaledwie o cale, pod powierzchnią coś się poruszyło, coś –przypominającego kotłujące się kłębowisko węży.
- Sukinsyn!

Dziewczyna pośpiesznie wzbiła się w górę nauczona by więcej, za wszelką cenę nie patrzeć w dół... i zachować ostrożność. Szło jej już coraz lepiej. Nauczyła się tak sterować ramionami i ustawiać by prąd powietrzny niósł ją szybciej w obranym kierunku. Mimo wszystko jednak nie było to przyjemne doświadczenie. Kilka razy wleciała w zawirowania formującej się wokół niej czarnej mgły. Zimno jakie ja wówczas opanowywało niemal paraliżowało, miała wrażenie jakby czyjeś lodowate dłonie próbowały złapać ją w uścisk po to by wrzucic ja z powrotem do autokaru w chwili wypadku, zamykając ja na wiecznośc w tym koszmarze...
Za każdym razem gdy udawało jej się wyrwać, wylecieć z czarnej mgły uświadamiała sobie że to coś faktycznie spychało ją na dół, sparaliżowana pikowała w stronę kotłującej się wody, by nagle ocknąć się i poderwać się w górę.

Dotarła na wyspę. Otaczające ją stalagmity z bliska wcale nie wyglądały przyjaźniej. Wylądowanie pośród nich unikając roztrzaskania się na ogromnych skalistych kłach wymagało mistrzostwa lub ogromnego szczęścia. W tym wypadku Holy raczej dopisało to drugie. Z impetem uderzyła o mokrą powierzchnię wpadając w poślizg i rozpaczliwie próbując złapać równowagę. Jeszcze kawałek przejechała na kolanach szorując dłońmi po śliskiej powierzchni, zdzierając sobie skórę do krwi.

- Z lądowania pała... chyba jednak nie dostanę peleryny i kusej spódniczki Wonderwoman... – mruknęła gramoląc się z ziemi i pośpiesznie otrzepując podarte spodnie – cudownie, jak mała dziewczynka... – ignorując ból stłuczonych kolan zaczęła rozglądać się po wyspie w poszukiwaniu kamienia... Ukrytego przez Rossie, z wyrytymi ich imionami rytualnego kamienia...
– szybko, nie ma czasu... Cholera!
Po pospiesznej inspekcji Holy odnalazła cztery kamienie pasujące do opisu. Jednakowe, wyglądające jak pokryte bazgrołami półtorametrowe menhiry. Wydzielały z siebie niebieskawe światło... źródło blasku bijącego z wyspy.

- Wielkie dzieki Nathanielu że wspomniałeś nam o takim drobiazgu jak cztery kamienie!


Holy przygryzła nerwowo wargę oglądając znalezisko. Na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo, rozmieszczone blisko siebie, pokryte mchem i jakimś dziwnym pismem. Na każdym z nich wymalowana duża, krwistoczerwona sześcioramienna gwiazda. Nic wyróżniającego jeden od pozostałych, nic konkretnego... Nie, chwila! Drobne szczegóły, niewidzialne na pierwszy rzut oka. Kształt. Ilość znaczków wyrytych w kamieniu. Emocje... Głosy...
Potworne głosy bólu, rozpaczy, agonii
W chwili gdy zbliżyła się do pierwszego poczuła żar emanujący z kamienia i... krzyki... wyraźnie słyszała dobywające się stamtąd potworne, agonalne wrzaski, huk pożaru i klekot łańcuchów. Zar emanujący z kamienia był tak rzeczywisty że aż cofnęła się przestraszona.
Drugi kamień rozbrzmiewał jeszcze bardziej przerażającymi wrzaskami konających ludzi, łoskot metalu, zgniatanego szkła, ludzkich ciał obijających się o ściany, okna, latające przedmioty...mały chłopczyk roztrzaskujący się o szybę obok niej...
Holy wycofała się pośpiesznie do kolejnego kamienia bojąc się że jeszcze chwila a to wspomnienie wpędzi ją w szaleństwo.
Trzeci kamień krzyczy głosem dzieci, pisk mordowanych, huk strzałów, potworny warkot i nieludzki chichot.
Czwarty to wrzaski bólu i agonii, odgłos spadającego ostrza, wycie psa, trzask ogniska... To musiał być ośrodek wypoczynkowy, kamień zamordowanych tam wczasowiczów... tak jak trzeci kamień, ten rozbrzmiewający głosem dzieci to pewnie szkolna wycieczka i kamień Rossie, z imionami jej i jej przyjaciół... zawahała się przez chwilę zbita z tropu. Rossie ukryła kamień na wyspie. Tylko że my mieliśmy odnaleźć kamień z wyrytymi na nim naszymi imionami by wymazać je i przerwać łowy... „Zainicjowało to zaklęcie rzucone przez kapłana Innuaqui jeszcze w autobusie.”
Autobus...
Holy rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś co mogłoby posłużyć jej za narzędzia. O zniszczeniu półtorametrowego kamienia nie miała co nawet marzyć, nie w tak krótkim czasie, nie bez odpowiednich narzędzi i nie bez czyjejś pomocy...Podniosła leżący nieopodal kamyk o lekko spiłowanych krawędziach. Nie był to idealny materiał do pisania lecz w pobliżu nie było niczego lepszego. Nie miała czasu na poszukiwania, nad wyspą zaczęły gromadzić się coraz gęstsze chmury zapowiadając coś niedobrego...
Podeszła do wybranego kamienia, świecącego jakby bledszym już światłem i zmuszającym do pośpiechu.
Ten sam strach, wrzask, ból, śmierć, łoskot zgniatanego metalu i metaliczny smak krwi... jak wtedy gdy uwięzieni w autobusie staczali się w dół parowu...

Sekstagram.

Zaczęła żłobić w kamieniu znak siedmioramiennej gwiazdy jaki ukazał się w jej myślach. Narzędzie było beznadziejne. Kamyk co rusz wyślizgiwał jej się z mokrych od potu dłoni, krawędzie nie były wystarczająco ostre by łatwo dało się nimi żłobić w kamieniu.

Cholera, cholera, cholera!
Ogarniała ją czarna rozpacz.
Rozejrzała się jeszcze raz za czymś innym do pisania i wówczas jej wzrok padł na kolumny stalagmitów gdzie gromadząca się ciemna substancja wyraźnie zaczęła kształtować się w jakiś przerażający humanoidalny kształt.
Cholera!

Holy odwróciła się do swojego kamienia zębami zdzierając skórę z poranionego nadgarstka i pośpiesznie malując własną krwią symbol na wybranym kamieniu.
Boże, żebym się tylko nie pomyliła, żeby faktycznie drugi kamień był naszym kamieniem, tak jak wybrałam... nie mogę tego zawalić, nie mogę pogrążyć reszty...
Wiedziała że musi się śpieszyć jeśli chce przeżyć, dokończyć rysunek i używając daru Nathaniela wrócić na brzeg do pozostałych... póki jeszcze niebo nie jest zasnute całkowicie ciemnością, zanim to coś na brzegu wyspy sformuje się do końca i nim dosięgną ją jego szpony
 
Ravanesh jest offline