Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2010, 16:07   #196
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
NARRATOR


Holy Charpentier

Postać za tobą była już prawie całkiem wyraźna, nabierała coraz większej realności. Widziałaś już bladą niczym pomalowaną twarz, długie tłuste włosy opadające na policzki, błyszczące ciemnością oczy i cień czarnych, ogromnych, postrzępionych skrzydeł nad plecami.

Skończyłaś rysunek na wybranym kamieniu i wtedy ujrzałaś, że głaz zafurkotał, zahuczał i .. zmniejszył się do wielkości otoczaka. Tak! To chyba był dobry wybór! Chwyciłaś go w dłoń i ponownie przywołując moc pióra wybiłaś się niezgrabnie w powietrze. Wszystko było lepsze, niż pozostanie na wyspie z tym... z tym czymś.

Od razu po starcie poczułaś, że powrót nie będzie tak łatwym zadaniem, jak przylot. Zawirowania ciemności nad powierzchnią były zbyt liczne, było ich zbyt wiele. Widziałaś stąd resztę towarzyszy koszmaru, lecz żaden z nich nie był w stanie ci pomóc. Musiałeś sobie poradzić sama.
Wokół siebie czułaś zimno i ciepło, lodowate podmuchy z serca lodowca by za chwilę poczuć żar pożogi. Nie potrafiłaś utrzymać zbyt dobrze lotu i wiedziałaś, że zbyt dużo czasu zmitrężyliście na brzegu, kiedy zdecydowałaś się poczekać na to, aż George dołączy do was. To zemściło się na was. Twój brak zdecydowania, twoje oglądanie się na resztę.
W każdym razie zgubiła ciebie.

W pewnym momencie nie udało ci się ominąć jednego z zawirowań. Lodowate dłonie chwyciły cię niczym szpony. Zaczęły ściągać w dół. Walczyłaś z tym, lecz nie byłaś w stanie z tym wygrać. W końcu, po kilkunastu panicznych uderzeniach serca, poczułaś, ze ta potworna, nieludzka siła szarpnęła tobą tak mocno, że spadłaś do wody.

Lodowata i gorąca zarazem ciesz, będąca gęsta jak smoła, zamknęła się nad tobą i oczy zalała ci ciemność.


Derek Hound


Widziałeś Holy startującą z wyspy. Wokół niej wirowały te przerażające wstęgi ciemności, jednak dziewczyna radziła sobie z ich omijaniem, chociaż widać było, że przychodzi jej to z coraz większym trudem.
W końcu jednak popełniła błąd. Smug było zbyt wiele. Kiedy Holy była w połowie drogi do brzegu ujrzałeś, jak jedna z nich szarpnęła nią, owinęła się wokół ciała, i brutalnie szarpnęła w dół. Holy znikła w bulgocącej wodzie jeziora. Jeśli nawet krzyczała, to nie słyszałeś jej krzyku.

I wtedy, nad wyspą pojawił się cień czegoś potężnego ze skrzydłami. Cień będący jedynie zarysem sylwetki, jednak dziwnym sposobem, jakieś obrazy zaatakowały twoje rozdygotane myśli. Wszystko działo się w kilka sekund.

- Uratują ją dla ciebie, Dereku – szept w twoje głowie i twarz bladego mężczyzny. Nie mogłeś wiedzieć, chociaż w jakiś sposób wiedziałeś, że to ta sama twarz, którą Holy widziała na wyspie.

- Dam ci ją, jeśli ty dasz mi siebie. Wskocz do wody, a ja sprawię, że ona opuści jezioro cała i zdrowa. Lecz ty, drogi Dereku, umrzesz i zasilisz rytuał mego powrotu.

Szept jest beznamiętny, zimny i przywołuje wspomnienie głosu, którego zmuszony byłeś słuchać zza drzwi łazienki w swoim domu w tej dziwnej wizji, którą mieliście jak ogarnęło was białe światło.

- Wybieraj szybko, a ona przeżyje. Lecz ty zajmiesz jej miejsce.


George Wasowsky

Przewoźnik podpłynął blisko brzegu, a w tym samym momencie nad wyspą pojawiła się sylwetka Holy. Szybowała z trudem omijając coraz liczniejsze zawirowania ciemności. W końcu, co było dla ciebie oczywiste, jedno z nich chwyciło ją i cisnęło do jeziora. Woda w tym miejscu zagotowała się, zawirowała. Przypominało to atak wygłodzonych piranii, jaki kiedyś oglądałeś na Discovery.

Upadek Holy rozwiał wszelkie złudzenia. To miejsce przestawało być przyjazne. Bulgocąca woda i coraz intensywniejszy odór siarki zaczął powodować coraz silniejszy atak duszności.
A może to śmierć Holy – bo nie miałeś złudzeń co do czego co spotkało dziewczynę w jeziorze – tak bardzo wybiła cię z rytmu, który cudem odzyskałeś.
Spojrzałeś na Cyrusa, jak na ostatnią deskę ratunku, lecz zobaczyłeś, że i z żołnierzem dzieje się coś niedobrego!


Cyrus Parker

Upadek Holy obserwowałeś z bezsilną wściekłością. Jeszcze jeden człowiek pod twoją ”komendą”, którego straciłeś. Lecz na to nie miałeś wpływu. Jest śmierć i jest życie. Jest czas na przegrupowanie i czas na atak.

I nagle uświadomiłeś sobie, że wpatrując się w demona na skale zacząłeś odczuwać .. coraz silniejszą potrzebę rzucenia się w toń jeziora! Potężna, nieubłagana wola, która jakiś innym umysł narzucił na twoją świadomość, niczym pęta.

Walcząc ze sobą z całych sił próbujesz przeciwstawić się tej obcej, złej woli.
Bezskutecznie.

Jeden sztywny krok, drugi, trzeci i dwa kolejne i już czubki twoich zakurzonych butów stykają się z powierzchnią wody. Wody w której buzuje ciemność.

Chwila słabości. Braku koncentracji o mało cię nie zgubiła.



Annie Carlson

Widok spadającej do jeziora Holy przeraził cię tak bardzo, ze przez kilka sekund nie mogłaś się poruszyć. Na brzegu Cyrus stał tuż nad wodą, jakby walcząc ze sobą, czy nie skoczyć. George nie wyglądał najlepiej, a co do Dereka przemknęła ci przez głowę myśl, ze wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi ten rzuci się by ratować Holy, co oczywiście – zdawałaś sobie z tego boleśnie sprawę – było już niemożliwe.
Ale nie to było najgorsze!

Nad wyspą pojawił się głęboki cień, do którego kierowały się wszystkie inne zawirowania ciemności. Cień rósł na waszych oczach w potężną, ludzką sylwetkę, którą jednak przyozdabiały ogromne, rozłożone na boki, pierzaste skrzydła. Tak jak wcześniej Nathaniel w Katedrze zdawał się być światłością, tak teraz – ten przybysz – zdawał się być esencją ciemności. I mimo, że widziałaś tylko ten przerażający cień, w jakiś sposób wiedziałaś, że znasz tą istotę. Ze rozmawiałaś z nią, kiedy udając twoją matkę usiłowała dostać się do twojego pokoju. Ze ścigała cię, kiedy uciekałaś z domu nad morzem do kościoła w miasteczku, ze patrzyła na ciebie czarnymi, bezdusznymi oczami wszystkich opętańców, którymi zawładnęła – zarówno żywymi, jak i martwymi.

Przybył! I za chwilę jego cień ogarnie całą grotę!

A kiedy tak się stanie w jakiś sposób przeczuwasz, że nawet dary Nathaniela okażą się zbyt słabe, by przeciwstawić się tej potędze.


Holy Charpentier


Wody jeziora okazały się być zimne i gorące. Na przemian. Niewidzialne ręce ściągały cię w dół. Wokół ciebie wirowały dziwaczne, groteskowe, cieniste sylwetki.

Opadałaś, nie mając sił by się przeciwstawić i tracąc wolę życia i walki. Wypadek i to co działo się po nim zdawało się blaknąć. Zdawało się tracić znaczenia.

Nagle poczułaś jakieś szarpnięcie. Gwałtowne i bolesne.

Woda znikła. Pojawiła się chropowata nierówność pod kolanami.
Leżałaś, ociekając lodowatą wodą, na spękanej drodze.
Wokół pachniał las. Żywicą i gnijącą ściółką.

- Patrz – ktoś zaśmiał się obok ciebie – To piękna współpasażerka.

Poznajesz głos. To John Adler.

- Co ona tutaj robi? – drugi głos jest spokojniejszy, bardziej opanowany. Nie wiesz czemu, ale od razu pomyślałaś o „Obitym żeberku”.- Zresztą, czy to ważne. Zabij ją!

- Z przyjemnością – odpowiada Adler służalczo – Nożem, czy pistoletem?

- A robi ci to kurwa jakąś różnicę?

- Nie.

- To co się głupio pytasz. Po prostu ją zabij i ruszajmy śladem reszty. Nasz pan ich namierzył. Zaraz zdejmie z nich te pierdolone anielskie zabezpieczenie i Ogar będzie wiedział, gdzie pobiegną w popłochu.

- Więc ją zastrzelę – słyszysz nad głową dźwięk przeładowywanego pistoletu.
 
Armiel jest offline