Bogini istniała przez krótką nicość samotnie. Buchnęła nagle kaskadą kolorów, a potem huczała światłem pośród ciemności.
Pochłaniała blaski kresek z pożądaniem, pragnieniem.
Więcej, więcej! Kto nie zachce więcej, niech zniknie!
Zapragnęła więc bezpiecznej kryjówki, gdzie mogłaby się schować przed innymi bóstwami. Wspomnienie tego co było przedtem, przybyło wraz z niespokojnym dreszczem.
Byłam tylko ja i ty. No i jeszcze ona... Lecz to co było jeszcze przedtem, było warte swojej ceny. Mówiłeś mi, że bycie ojcem właściwości i władcą wyobraźni to to, co nas spaja.
Zaufałam ci, lecz potem odszedłeś!
Bez słowa, bez słowa, bez Słowa, bez słowa.
Bogini zamarła. Teraz odszedł, tak jak i ona. A jedyne bezpiecznym miejscem wydawał się być cień. Bezszelestny, w którym cisza nie ma ani końca ani początku. Tak jak bóstwo.
Nie! Cień byłby cieniem przeszłości. Cieniem co jest, a czego już nie ma...
Początek.
Myśl nagle zakwitła w świetle Szalonej Bogini.
A gdyby tak zaryczeć w bezsilności? Pożerać, pragnąć więcej, być początkiem nie znającym końca i pozostawiać po sobie cień wspomnień?
Wykrzyczeć pomarańczowymi ustami Słowo, którego on nie potrafił.