Wielkim wspólnym wysiłkiem towarzysze zdecydowali - idą korytarzem, który nie jest zajęty przez martwego węża.
Z Vallomem na przedzie szli przez jaskinię, która powoli przestawała być jaskinią... w naturalnym tego słowa znaczeniu. Ściany zaczynały wyglądać, jakby ktoś je ociosał, by nie stanowiły naturalnego zagrożenia dla kogoś kto próbowałby się o nie oprzeć.
Zaczęli też dostrzegać puste uchwyty na pochodnie - najpierw bardzo rzadko, jednak w miarę pokonywania jaskini, natykali się na nie co kilka jardów, ustawione regularnie raz z prawej strony a raz z lewej.
W końcu Vallom dostrzegł koniec tunelu w postaci wejścia do większego pomieszczenia. Nareszcie!
Radość jednak szybko zmieniła się w... odruchy wymiotne. Cuchnęło tam niesamowicie...
Mogło to mieć coś wspólnego z faktem, iż na środku pokoju była siódemka postaci, które klęczały nad kilkoma ciałami martwych koboldów.
Gdy tylko dostrzegły światło, postaci odwróciły się i zaczęły sunąć w stronę śmiałków.
Teraz, kiedy zobaczyli ich martwe, gnijące twarze, nie mieli wątpliwości - to były ghoule, lecz nie wszystkie. Dwa z siedmiu potworów były większe i jakby... bardziej martwe. To z kolei były ghasty.
Cokolwiek śmiałkowie zamierzali, powinni działać szybko... |