Ilmar
Ostatni raz taką bandę cudaków widział w Pellak, kiedy przyjechali cyrkowcy. Każda szanująca się trupa trzymała na podorędziu kilka zdeformowanych dziwolągów, najczęściej owoców kazirodztwa. Trzeba było jednak przyznać, że te stwory w podziemiach biły na głowę wszystko, co Ilmar widział do tej pory. Przede wszystkim, żaden z nich nie hodował takiego zwierzątka...
- Kurwa, ja pierdolę - wyrwał mu się komentarz.
Zaraz potem w jaskini rozpętało się piekło...
Posyłał bełt za bełtem, usiłując trafić w karła. Niestety, było to dwa razy trudniejsze, niż w przypadku normalnego człowieka, a bolące żebra dodatkowo to utrudniały. Ilmar musiał więc przyznać, że w tej walce nie przydawał się na wiele. Szczęśliwie przynajmniej dziad oberwał bełtem w pierś. I walka już zbliżała się do szczęśliwego finału, kiedy pojawił się kolejny problem.
Ryk przewiercił mu niemal uszy na wylot. Ilmar wrzasnął z bólu, usiłując ochronić dłońmi atakowane bębenki. Chyba na niewiele mu to się zdało. Stwór w końcu ucichł, ale wraz z nim również reszta świata.
Wokół było ciemno i bezgłośnie. Jak w grobowcu.
Ucieczka wydawała się naturalnym odruchem. Szpicel nie miał pojęcia, jak wyjść - byle znaleźć się dalej od potworów. Ruszył na czworakach w przeciwną stronę do tej, w którą był odwrócony. Rękę wyciągnął przed siebie, usiłując wymacać najbliższą ścianę. Póki nie ujrzy światła dnia, ani myślał się zatrzymywać. |