Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-09-2010, 14:56   #41
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Hank
Mimo, że ledwo co słyszał okrzyk Mahona i tak strzelił w garbusa. Jeśli gnój zabierze trumnę to po jabłkach. Celował w głowę licząc na szybkie zejście pokraki. Garb jak zauważył, nie był zbyt dobrym miejscem na marnowanie bełtów.
 
Mike jest offline  
Stary 05-09-2010, 22:00   #42
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Ilmar

Ostatni raz taką bandę cudaków widział w Pellak, kiedy przyjechali cyrkowcy. Każda szanująca się trupa trzymała na podorędziu kilka zdeformowanych dziwolągów, najczęściej owoców kazirodztwa. Trzeba było jednak przyznać, że te stwory w podziemiach biły na głowę wszystko, co Ilmar widział do tej pory. Przede wszystkim, żaden z nich nie hodował takiego zwierzątka...

- Kurwa, ja pierdolę - wyrwał mu się komentarz.

Zaraz potem w jaskini rozpętało się piekło...

Posyłał bełt za bełtem, usiłując trafić w karła. Niestety, było to dwa razy trudniejsze, niż w przypadku normalnego człowieka, a bolące żebra dodatkowo to utrudniały. Ilmar musiał więc przyznać, że w tej walce nie przydawał się na wiele. Szczęśliwie przynajmniej dziad oberwał bełtem w pierś. I walka już zbliżała się do szczęśliwego finału, kiedy pojawił się kolejny problem.

Ryk przewiercił mu niemal uszy na wylot. Ilmar wrzasnął z bólu, usiłując ochronić dłońmi atakowane bębenki. Chyba na niewiele mu to się zdało. Stwór w końcu ucichł, ale wraz z nim również reszta świata.

Wokół było ciemno i bezgłośnie. Jak w grobowcu.

Ucieczka wydawała się naturalnym odruchem. Szpicel nie miał pojęcia, jak wyjść - byle znaleźć się dalej od potworów. Ruszył na czworakach w przeciwną stronę do tej, w którą był odwrócony. Rękę wyciągnął przed siebie, usiłując wymacać najbliższą ścianę. Póki nie ujrzy światła dnia, ani myślał się zatrzymywać.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 06-09-2010, 19:30   #43
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Salim

Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. To jest: do wymazania z powierzchni ziemi ohydztwa, które zalęgło się w tej cuchnącej jamie. Jedni zabrali się do sprawy bardzo ochoczo, inni z pewnym ociąganiem. Najwięcej werwy znalazł w sobie zeugl, który - jak przystało na żałosną podróbkę prawdziwego krakena - popłakał się jak baba i zaczął wyć, waląc mackami po ścianach. Jebany mazgaj darł się głośniej niż keolandzka matrona, robiąca awanturę pijanemu mężowi, wracającemu do domu nad ranem, ze śladami szminki na koszuli. Jucha poszła z uszu, zimno przeniknęło Salima do żywego. Jeśli dodać do tego fakt, że rozchlapana na cztery świata strony woda zgasiła wszystkie pochodnie to Baklun naprawdę wpadł w tarapaty. Nie mógł po ciemku walczyć, ani strzelać. Pewnikiem nie mógłby też w takim stanie doczłapać do korytarza, z którego przyszedł. Korytarza zalanego wodą, wijącego się jak wąż. Zdradliwego nawet dla widzących.

"Havelock, uważaj! Uważaj, przed tobą!" - wrzasnął brnąc w stronę najbliższego załomu korytarza. Nie wiedział czy coś było przed szlachcicem, ale zeugl był na pewno za nim. "Słowo! Skacz, są z lewej!" - krzyknął moment później do kapłana, również bez pojęcia czy coś czai się z tamtej strony. Zapewne nic tam nie było, ale zmierzając za wskazówkami Salima, w stronę, gdzie wcześniej warował zeugl chłopcy mogli na chwilę czymś go zająć. A ich krzyki, gdyby któryś został złapany, dałyby pewnie słyszącym jako-takie wskazówki. Wiedzieliby na przykład, w którą stronę napierdalać z kusz albo gdzie nie uciekać. No i kupiłoby to trochę czasu Baklunowi, który przepłynął kawałek pod wodą, wynurzył się parę metrów dalej i brnąc po omacku, przypadł plecami do ściany. Był chyba za zakrętem. Mógł zacząć modły. Modlił się gorliwie, acz po cichu. A może tak mu się tylko zdawało. Uszy nadal miały awarię. Tak czy inaczej, błagał swego pana o dar widzenia w ciemności. Zaklęcie proste, acz warte w tym momencie więcej niż zatrzymanie czasu i roje meteorów razem wzięte. Zaklęcie dające szansę na przetrwanie.
 
Panicz jest offline  
Stary 07-09-2010, 00:05   #44
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Havelocka ogarnęła ciemność, ostatnie co widział to skaczący zeugl gaszący światło. Ostatnie co słyszał co jakiś okropny wrzask. W ciemności mógł polegać tylko na swoim węchu i słuchu. Stwór nie pachniał fiołkami, dlatego też Havelock począł oddalać się od źródła zapachu, uważając by nie wyjść z jaskini. Oprócz tego przygotował swoje kusze do strzału, chwycił je w dłonie i zaczął czekać, wiedział, że żeby zrobić coś potworowi będzie musiał trafić go w oko, a ponieważ wiedział, że słudzy boży potrafią mocą swego boga rozświetlać mrok czekał licząc, że któryś z ich kapłanów to zrobi. Wtedy chciał wystrzelić w oczy potwora.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 08-09-2010, 21:40   #45
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Ciemność! Widzę ciemność! Ciemność widzę! – krzyczał przez chwilę w myślach lub bodaj nawet w głos ten i ów. Tyle, że ciemności, w akompaniamencie plusku rozchlapywanej wody, szczęku zwalnianych spustów kusz, trzasków uderzających pocisków i szuraniu sunących po omacku w mroku, nie sposób było rzec kto krzyczał. Jeśli krzyczał. W związku z tym co już było ich udziałem całkiem było możliwym, że to ich fantazja płatała im figiel. Że działo się coś zupełnie innego a to ich umysł spuścił im na oczy mrok. Mrok i fatum w postaci mackowatej, wściekłej bestii, krewniaka morskich krakenów. Jej ryk dudnił w uszach gorzej od mroku. Mrok był dlań tylko echem. A świst przelatujących w ciemnościach macek oraz łomot uderzeń i plusk rozbijanych mocarnymi ciosami wód uzmysławiał obecnym w podziemnej pieczarze ile prawdy w tym, co czasami myśliwi prawią o zdybaniu rannego zwierza w jego mateczniku. Zeugl bez dwóch zdań był ranny. Zeugl bez dwóch zdań był w swoim mateczniku. Jednak było coś jeszcze. Zeugl nie był zwierzęciem. Z iście ludzką empatią zareagował na śmierć osoby bliskiej. Z iście ludzką furią natarł. A teraz, tego również byli tego świadomi, korzystając ze swoich zwierzęcych instynktów, z iście ludzką mściwością szukał odpłaty. Na nich…

-Niezwyciężony. Ześlij na ten pomiot piekieł światłość swej sprawiedliwości! Spraw aby jasność mej wiary wspomagana twoim błogosławieństwem oślepiła mego przeciwnika, aby macki zła nie potrafiły celnie sięgnąć twego sługi! – Głos Słowa Bożego przebił się przez jazgot, jaki zeugl czynił w swoich desperackich, pełnych mściwości atakach. Słowo Boże wierzył gorąco, że Pan ześle mu blask. Światło tak niezbędne dla pokonania owej bestyjki. Jednak Pan… milczał. W przeciwieństwie do Zeuga. Słowa modlitwy musiały zbudzić czujność bestii. Może też widziała ona w takim mroku, tego nie wiedział z nich żaden. Słowo Boże wyczuł raczej, niż poczuł ruch za plecami. Uskoczył świadom krzyku Salima. "Słowo! Skacz, są z lewej!" Skoczył. Skok ocalił mu życie. W miejscu w którym stał macka uderzyła w wodę wzbijając fontannę. Uderzył na odlew, lecz w ciemności chybił. Nie tracąc zbędnie czasu uskoczył po raz wtóry. Powiew powietrza uzmysłowił mu, jak bardzo blisko był śmierci.

Hank pomimo ciemności, które zapadły niespodziewanie, doskonale miał świadomość w której części lochu znajduje się garbus. Czekał tylko na jakiś jego ruch, by mieć pewniejszy namiar. W końcu usłyszał. Od razu poprawił namiar i strzelił. Bełt pomknął w ciemności uderzając w coś. Coś krzyknęło i zwaliło się z głuchym łomotem upuszczanej skrzyni. Sukcesem Hank napawać się już nie zdążył. Potężne uderzenie rozświetliło mu mrok nocy i cisnęło do wody wyrywając z dłoni bezużyteczną w tej chwili kuszę. Tego, że jego ciało przygniata wielotonowe monstrum Hank już nie poczuł. W sumie… miał szczęście….

Salim brnął w mroku modląc się o dar widzenia. Nie młody już Baklun miał jednak świadomość, że modlitwa modlitwą, ale o siebie zadbać trzeba. W sumie bogowie mogli mieć inne, zgoła lepsze zajęcia niźli strzeżenie jego losu. Czynił więc co tylko wpadło mu do głowy, byle tylko wydostać się z pieczary a kiedy wyczuł załom, zniknął za nim bez wahania, pozostawiając w skąpanej w mroku pieczarze resztę kompanów. Wnet poczuł, że poziom wody się podnosi a dno schodzi pod wodę. Zbliżał się do „syfonu”. Jeśli chciał uciec z pieczary, musiał zanurkować w ciemnościach. I wierzyć w opiekę swoich bogów. Oraz trzymać się lewej ściany na wypadek, gdyby bogowie byli zajęci. Gdyby…

Ilmar na czworakach sunął wolniej, niż pozwalał na to jego pełna prędkość, w biegu. Jednak poruszając się w ten sposób zdawał się nieudolnym … karłem. To ocaliło mu życie, bo zeugl raz niemal nań uderzył, ale zrezygnował uznając, że tak nie może poruszać się którykolwiek z intruzów. Trybunalczyk nie czekał na wzniosłe chwile zwycięstwa, na chwałę i tryumf. Chciał żyć. Powoli i mozolnie pełzł w kierunku wyjścia, na ile był w stanie je w ciemności zlokalizować. Szybko też okazało się, że orientację ma wcale dobrą. Wymacał tunel, dalej załom a dalej jeszcze wymacał… Salima. I wodę, która się podnosiła. To oznaczało, że zbliżył się do wyjścia. I miał szansę, na ocalenie. O ile w mroku odnajdzie drogę ucieczki w krętym, zalaną wodą korytarzu…

Luiggi miał plan. Liczył na to, że skupisko kamieni zapewni mu osłonę przed lecącymi gwiazdkami, którymi ciskał weń karzeł. To był dobry plan. Miał tylko jeden mankament. Skupisko kamieni osuwało się czyniąc nieznaczny hałas. Nic wielkiego. Nie w ogólnej kakofonii wrzasków, mlaśnięć, ryków i pluśnięć. Nic wielkiego do chwili, kiedy w ogólny harmider włączył się jego własny głos. Krył się przed karłem, miał osłonę i pozostało jedynie czekać na światło, kiedy nagle w ciemności jego nogę oplotła wijąca się, lepka, miażdżąca w uścisku macka. Ryknął upuszczając kuszę, dobywając noża i tnąc w nią wściekle, lecz efekt tego był taki, że naraz jego drugą nogę w ciemności oplotła druga, szukająca po ciemku celu macka. Zeugl skupił na nim swą uwagę jedynie przez chwilę, lecz tego było dosyć. Macki uniosły się w górę, po czym szarpnęły w dwóch przeciwnych kierunkach. Jego wycie niosło się echem po jaskini na długo po tym, jak dwa osobne kawałki człeka zwanego Luiggim, upadły w dwóch przeciwnych sobie krańcach pieczary ciśnięte precz przez usatysfakcjonowanego z rezultatu Zeuga.

Sir Havelock wiedział, że jest źle. W ciemności, w mroku, bestia była niemal nieuchwytnym celem. Wiedział, że zabije ją jedynie bardzo precyzyjny strzał. „Strzał w oko!” pomyślał, choć nie był w stanie stwierdzić czemu sądził, że wraz z okiem bestia straci na animuszu. Czuł, że tak będzie dobrze. Czekał tylko z kuszami w ręku na odpowiednią chwilę, na skrawek światła, na …

… na potężne szczęki, które znienacka schwytały go w połowie nie czekał. Zdążył ryknąć z bólu nim jego ciało zostało zdławione w mocarnej szczęce Zeugla. Jego ryk zlał się w jedno z krzykiem tryumfującej bestii. Bestii, która zabijała i która śmierci nie miała bynajmniej dość…

Cillian oskrobał bełtem gwiazdkę, która ociekała jakimś śluzem. Miał nadzieję, że będzie to śmiercionośna trucizna. Wnet jednak zapadły sakramenckie ciemności a on sam pozostał w mroku niemal w całkowitym bezruchu. Był świadom tego, że ci, co się ruszają, umierają. Nie zważał na krzyki kompanów, krzyki pełne bólu, agonalne. Nie zważał na ryki bestii, nawet wtedy, kiedy tuż obok siebie, wyczuł ruch monstrualnej bestii i usłyszał krzyk Havelocka. Usłyszał chrzęst miażdżących ciało szczęk i trzask pękających kości. I skowyt szlachcica, który utonął w mięsistej gardzieli. Jednak milczał i pozostał w bezruchu. Świadom tego, że tylko cud może go uratować…





[ Proszę Mike, pteroslawa i Komtura o niepostowanie i kontakt na GG/PW]
 
Bielon jest offline  
Stary 09-09-2010, 18:26   #46
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Walczył ile miał sił. Unikał kolejnych ciosów dzięki szczęściu, wstawiennictwie Niezwyciężonego i pomocy kompanów, którzy ostrzegali go krzykami i hałasem walki. Cudem uniknął śmiertelnego ciosu macki, który uderzył w taflę wody kilka cali obok niego. Dlatego też Niezwyciężony nie wysłuchał jego modłów. Bóg przewidział, co spotka jego sługę i miast zaklęcia obdarował jednego z towarzyszy czujnością, dzięki której ostrzegł on kleryka. Nagle rozległ się krzyk pełen agonii, bólu i w końcu nastała cisza, którą po chwili znów zakłóciło pluskanie. Coś jakby spadało do wody z wysokości kilku metrów. Coś niewielkiego i dość miękkiego. Widział niewiele. Wiedział również, że to mogą być jego ostatnie chwile. Kręcił się bowiem nieopodal potężnego cielska stwora, które doskonale czuł, za sprawą intensywnych fal, które wywoływał potwór. Słowo Boże uniósł swoją tarczę, zasłaniając się nią. Uniósł również prawicę uzbrojoną w jego ulubiony morgersztern. Podbródkiem dotknął świętego symbolu, który spoczywał mu na piersi, na srebrnym łańcuszku.

-Mogłeś tego uniknąć pomiocie piekieł! Mogłeś zostawić nas, naszą barkę i tę trumnę!- krzyczał rozwścieczony kapłan, wymachując na oślep swoim morgerszternem, jak gdyby nie był świadomy tego, że krzywdy stworowi nie wyrządzi a tylko zwróci na siebie jego uwagę.
-Sam tego chciałeś! Sam do tego doprowadziłeś! Ponieś konsekwencje swego błędu! Pierwej twój opiekun, a teraz twoja kolej! Słyszysz?! Umrzesz tu, gdzie twoje miejsce! Umrzesz w męczarniach! Takie jest słowo boże! A ja je przekazuję! Taka jest wola Niezwyciężonego! Abyś padł przed jego sługą i nim samym i oddał należyty szacunek!- krzyczał kleryk nieustannie wyprowadzając ciosy na ślepo, co jakiś czas trafiając coś, co jednak trudno było określić z powodu panującego wszędzie mroku.
 
Nefarius jest offline  
Stary 09-09-2010, 21:14   #47
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cillian Mahone

Nie zdążył strzelić do garbatego. Mrok i zeugl wypełnili całą jaskinię.
A intruzi zaczęli umierać.

Znieruchomiał w swej kryjówce, zaciskając ręce na łożysku kuszy. Oczy miał cały czas otwrte, chciał, by zaadaptowały się do ciemności jak najszybciej.
Nagle koło siebie usłyszał stęknięcie, zgrzyt broni, parę ciosów, po czym coś wyrwało błyskawicznie do góry, powodując niewielki podmuch. Potem rozległo się obrzydliwe, mięsiste rozdarcie, kontrapunktowane krótkim krzykiem.
A na Cilliana spadł deszcz. Deszcz słony i śmierdzący żelazem. Obok niego coś plasnęło cicho.

Trwał w bezruchu, świadom, że śmierć minęła go zaledwie o parę centymentrów. Nie śmiał nawet głośno odetchnąć. Ale i siedzieć za załomem nie mógł w nieskończoność. Wkrótce zeugl wykryje i dopadnie i jego.
Jednak Cillian nie był z rodzaju ludzi, którzy biernie czekają na nadejście ich losu. On sam go sobie tworzył. Na wszelkie dostępne sposoby.
Rozluźnił się, uniósł kuszę jedną ręką i wystawił ją zza załomu. Po czym strzelił. Wysoko, w stronę skąd dopiero co dobiegł ryk potwora i agonalny krzyk szlachcica-idioty. Co prawda występujące w grocie echo mogło zmylić, ale skurwiel zajmował w niej sporo miejsca.

Po oddaniu strzału uznał, że nie ma już co tu tkwić. Zwłaszcza po ciemku. Położył się więc na ziemi i zaczął czołgać w głąb tunelu. Nie widział światełka na jego końcu, ale może to i lepiej. W ten sposób był przynajmniej pewien, że nadal żyje.

~ Lepiej, żeby zapewnił skurwysynowi chwilę zabawy ~ pomyślał, słysząc krzyki klechy gdzieś z głębi jaskini.
Zdaje się, że szanse Cilliana na przeżycie właśnie się zwiększyły.
 

Ostatnio edytowane przez Cohen : 09-09-2010 o 21:19.
Cohen jest offline  
Stary 12-09-2010, 12:46   #48
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Salim

Nie dość, że było dziwnie ciemno to jeszcze i dziwnie mokro. I człek czuł, że zapada się w całą tę utkaną z wilgotnego mroku materię głębiej i głębiej, z każdym krokiem coraz bliżej dna. Zanurzyć się w toń było czymś zgoła odmiennym niż hazard. Prawdziwy hazard dawał grającym równe szanse. Wprawdzie sprytniejsi umieli okpić amatorów, ale przed każdą kolejką rezultat rozdania był dla nich taką samą niewiadomą, jak dla absolutnych nowicjuszy. No, a tu szanse były czysto teoretyczne. Bo kto przy zdrowych zmysłach odważyłby się sprawdzić tę drogę? Krętą i wąską wstęgę, czarną jak smoła, z każdym krokiem tak samo obcą i odległą od wybawienia. Nie trzeba geniusza, by dokonać wyboru. Salim nie pchał się w topiel. Czując, że traci ziemię pod nogami uchwycił się jakichś oślizgłych, zwisających z sufitu sopli i ostrożnie stąpając wrócił za załom. Tu woda sięgała do kolan. Tu chciał się zatrzymać od początku, poza zasięgiem zeuglowych macek, z dala od toczącego się starcia. Skoro modły nie poskutkowały za pierwszym razem to postanowił kołatać do drzwi pana, aż ten łaskawie raczy je otworzyć. I jak postanowił tak zaczął robić.
 
Panicz jest offline  
Stary 12-09-2010, 19:35   #49
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Polowanie potrafi być bardzo ekscytującym sportem, między innymi dlatego, że role myśliwych i ofiar często nie są przypisane na stałe i mocno płynne. Gdy poluje się na zeulga w jego leżu, ten podział zaciera się całkowicie, czego niefortunni myśliwi stali się udziałem. Rozwścieczona bestia szybko uporała się z pierwszymi ofiarami, nie wyglądało jednak na to aby nieco żylasty Havelok zaspokoił jej apetyt. Na takim Salimię może i lepiej by się pożywiła. Tyle, że on żył. Jeszcze.

Cilian strzelił, ale w zalegających ciemnościach i hałasie rozpryskiwanej i bełtanej wody, nie sposób było stwierdzić czy w cokolwiek trafił. Z reszty nawet jeśli tak, to na zeulgu nie zrobiło to większego wrażenia. Mahon uznał, że ma dość i tak jak wczesnej Salim i Ilmar postanowił wrócić skąd przyszedł. Cała trójka miała jednak świadomość, że ich działania, to i tak próżny gest. Byli ślepi w ciemności, niektórzy ogłuszeni i praktycznie bezbronni przeciw rozszalałej bestii. Może trzeba było to lepiej zaplanować? Może faktycznie tu trzeba ze trzech wsi z widłami? Pytania, które dla niech pozostaną raczej bez odpowiedzi, bo trzeba by cudu aby ich teraz uratować.

- Takie jest słowo boże! A ja je przekazuję! Taka jest wola Niezwyciężonego! -

Otóż i wspomniany cud. Czasami nie trzeba bóstwa żeby go sprawić. Choć to już zależy od punktu widzenia. Rozjuszony kapłan zaatakował z furią równie wielką co zeulg, dając pozostałym szanse na ucieczkę.

Takiej walki ta jaskinia nigdy nie widziała. Samotny wojownik atakujący żądną mordu i zemsty bestie. Ciosy padały raz za razem. Przy wielkości potwora nie sposób było nie trafić, nawet po ciemku. Tyle, że broń Słowa Bożego nie była odpowiednia na przeciwnika, którego los postawiał mu na drodze. Chyba żeby trafić w jakieś wrażliwie miejsce potwora...
Zeulg nie miał tego problemu. Początkowo poświęcał Słowu Bożemu tylko cześć uwagi i macek, powstałymi próbując dosięgnąć resztę morderców swego opiekuna. I tak było ich aż nadto. Cios, który spadł na tarcze zeloty, niemal wbił go w skałę i strzaskał mu rękę. Tarcza wypadła z martwiejącej dłoni. Kolejny podciął mu nogi a giętka macka owinęła się wokół kolana. Puściła, gdy spadła na nią stalowa głownia buzdyganu. Teraz zeulg skupił się już tylko na kapłanie. Macki spadły na niego ze wszystkich stron, głucho uderzając o blachy pancerza, wyciskając powietrze z płuc, łamiąc kości i miażdżąc mięśnie. Mimo to Słowo Boże walczył. Taka była wola Niezwyciężonego.

Każdy ruch stawał się koleiną bitwą. Każdy oddech, kolejną okupioną bólem i smakiem krwi w ustach walką. Każdy cios, zadawał jakby miałby być jego ostatnim. W istocie tak właśnie było. Ostatnie uderzenie. Resztą sił, martwiejącą ręką. Buzdygan wypadł z dłoni i z pluskiem zniknął gdzieś pod wodą. Ryk potwora. Ciemność.

Uciekali. Niepomni o los towarzysza, świadomi, że swoją odwagą (szaleństwem?) kupił im życie. Dotarli do tunelu a później za załom i do mniejszej jaskini, tej do które pierwszy dotarł Mahone. Tu musieli odpocząć i się zatrzymać. Salim nie palił się do nurkowania po omacku, Cilian i Ilmar póki co, też nie. Odgłosy walki docierały do nich już mocno przytłumione, ale ryk bestii rozpoznali od razu. Zaraz potem woda zaczęła mocno wzbierać, od strony jaskini i dały się słyszeć odgłosy zbliżającego się potwora. Czas kupiony przez paladyna, właśnie się skończył.

Przypadli do ścian, świadomi, że nurkowanie już nie ma sensu. W wąskim tunelu, zeulg zmiażdżyłby ich, prędzej niż potopił. Daleki krewny krakena wpadł do jaskini jak szalony, uderzał mackami ma oślep, rycząc przy tym wściekle, tłukł ściany i sklepienie jaskini, bez żadnego sensu czy logiki. Wił się i kotłował na środku pomieszczenia, zupełnie jakby nie mógł się zdecydować co robić. Ryknął raz jeszcze rozdzierająco i zniknął po wodą. Po chwil zorientowali się że przedziera się przez zalany tunel ku rzece.

Cisza. Cisza i ciemność. Tyle zostało po zeulgu. I ciało, jakimś cudem unoszące się nad wodą. Cilian zadziałał instynktownie. Utrzymał potwornie zmasakrowaną głowę nad taflą wody. Już miał odrzucić trupa, gdy z jego gardła wydobył się charkot i wypłynęła woda pomiesza z krwią.

- Żyje. On żyje. –

Szepnął Cilian sam do siebie, nie wierząc, że ten ochłap mięsa, niemal przypadkowa zbitka ciała i powykręcanych stalowych płyt pancerza, którą utrzymywał nad woda, jeszcze kurczowo trzyma się życia. Zbroja uratowała paladyna, ale sprawiała też, że przetransportowanie go przez zalany tunel było niewykonalne. Była też potwornie strzaskana i zniekształcona, więc jej zdejmowanie, tutaj w ciemnościach... Szybciej było go dobić.

Słowo Boże pukał do królestwa Niezwyciężonego, ale ten jeszcze nie zdecydował, czy już go do siebie wezwać. Teraz jego los spoczywał w rękach trójki współtowarzyszy. Za dużo czasu na działanie nie mieli, bo woda wokół Ciliana robiła się coraz bardziej lepka od krwi.

Nafariusa proszę na razie o nie prostowanie. Słowo Boże jest ciężko ranny i jego los zależy od reszty.
 
malahaj jest offline  
Stary 12-09-2010, 20:53   #50
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Ilmar

Gdyby w tym momencie dostał Brusa w swoje ręce, udusiłby go bez wahania. Zaraz po tym idiocie, który strzelił jako pierwszy. Na szczęście obaj prawdopodobnie nie żyli. Ilmar miał nadzieję, że ich dusze trafiły w jakieś wyjątkowo paskudne miejsca. Na przykład to, gdzie łaziło się boso po rozgrzanej powierzchni wulkanu. Albo to szare pustkowie, nigdy nie pamiętał, jak się nazywało.

Dobra, dość rozmyślania o bajaniu klechów. Słuch chyba powoli mu wracał, bo słyszał już chlupot wody. Co prawda uszy wciąż bolały go niemiłosiernie, ale nie mógł narzekać. Był jeszcze cały czas w stosunkowo niezłej sytuacji.

- Dobra - spojrzał w stronę, którą wyszedł zeugl - Mamy jeszcze chwilę czasu. To co? Spierdalamy?

Jeden rzut oka na paladyna wystarczył mu żeby stwierdzić, że nie ma sensu go ratować. Obciążyliby się tylko, a i tak pewnie nie dożyłby chwili, w której dotarliby do wyjścia. Nawet rzucić go zeuglowi na pożarcie w razie czego nie było sensu, bo potworowi chyba już nie na tym zależało. Skurwiel chciał zemsty.

- No to przyjemnych snów - mruknął Ilmar, sięgając po sztylet. Tyle przynajmniej mógł dla paladyna zrobić.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172