Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2010, 15:28   #41
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Amarys nie mogła spać. Co raz to przewracała się z jednej strony wąskiego łóżka na drugą. Koc, którego szorstkiego dotyku i zatęchłego zapachu oczekiwała niczym zbawienia u końca każdego, ciężkiego dnia pracy, dziś ciążył jej niemiłosiernie, gryzł i dusił. Nawet świeżo wypchany, pachnący łąką siennik nie przynosił jej wytchnienia. Nie pomagało ani liczenie w myślach rachunków, ani liczenie smoków. Amy westchnęła, jeszcze raz przewracając się na drugi bok. W tej nocy było coś dziwnego, coś niepokojącego. Sama nie wiedziała co tak bardzo wyprowadziło ją z równowagi - zniknięcie towarzyszy, czy spotkanie z niebiańskim gryzoniem. W każdym razie Amarys tej nocy daleko było do spokoju i racjonalności. Coś było nie tak i czuła to wyraźnie, jakby przez skórę. Blada poświata Solinari oblewała wszystkie sprzęty w dziewczęcym dormitorium niesamowitym blaskiem. Wszędzie wokół panowała niezwykła wprost cisza. Śpiące dziewczęta robiły zwykle więcej hałasu niż stado owiec, ale nie tym razem. Amy wyraźnie słyszała swój oddech...

I wtedy w niezmąconej ciszy dziewczyna usłyszała ciche piśnięcie. Wstrzymała oddech, bo teraz słyszała ciche chrobotanie, a potem szelest. Szczur! Znaczy się Habakuk! Znaczy się... Zza krawędzi łóżka wyłonił się wąsaty pyszczek. Wąsy poruszyły się nerwowo razem z całym różowym nosem. Po chwili na łóżku pojawiła się całość stworzenia. Była to mysz. Mała, biała myszka o czerwonych ślepkach i ruchliwym, śmiesznym pyszczku. Amy westchnęła rozczarowana. Cóż, widać limit boskich objawień na ten tydzień już wykorzystała. Widok myszy na łóżku wcale nie był czymś niezwykłym w domu dla sierot. Zwykle kończyło się wrzaskiem tej czy innej dziewuchy i wściekłym nawoływaniem: "Mruczek! Bierz ją!", tyle że leniwe kociska raczej nie miały w zwyczaju na takie okrzyki reagować. Dziś Amarys jakoś nie chciało się krzyczeć, ani tym bardziej szczuć białej myszy kotem. W końcu była wybranką Habakuka, a to do czegoś zobowiązuje. Mysz przysiadła na samym skraju łóżka rozglądając się nerwowo we wszystkie strony - widać czuła mieszkające przy piecu koty. W końcu jednak zatrzymała się w miejscu i kiwnęła na dziewczynkę, a potem ruszyła ku krawędzi łóżka. Amarys szerzej otworzyła oczy. Nie! Przywidziało jej się. Przecież... Myszka zatrzymała się i jeszcze raz kiwnęła różową łapką. Tej nocy chyba już nic nie zdziwi biednej Amarys. Nowo powołana kapłanka poderwała się z łóżka. Posadzka była zimna. Prawie pisnęła dotknąwszy jej stopami. Mysz kluczyła między łóżkami śpiących dziewcząt, a Amy najciszej jak umiała szła za nią. W blasku Solinari wszystko było takie dziwne, rozmyte i połyskujące. "Zupełnie inne niż zawsze..." - zdążyła pomyśleć nim stanęła przed ścianą. Myszy nigdzie nie było widać, tylko gładkie, połyskujące kamienie. Amarys westchnęła - zgubiła swojego przewodnika! I co z niej za wybraniec skoro zwykłą mysz potrafi zgubić myśląc o niewiadomo czym! I wtedy zobaczyła ruchliwy pyszczek wystający spod jednego kamienia. Dziewczynka przyklękła na zimnej podłodze i dostrzegła ledwie widoczną szczelinę. Myszka wyszła na zewnątrz i wskazała na szczelinę mocno już poirytowana całym zajściem. "Ale ja jestem za duża! - Chciała powiedzieć Amarys - "Przecież przez to nawet mysz się nie przeciśnie!" . Cóż to ostatnie tak jakby nie do końca było prawdą, ale nie zmieniało to faktu, że... Nagle w głębi swego ciała poczuła najpierw delikatne łaskotanie, które po chwili przemieniło się w mrowienie, a to bardzo szybko odczuła jakby ją coś od środka zasysało... "Kurczę się..." - pomyślała spanikowana - "A może to świat rośnie..." Czuła mrowienie na całym ciele, Zdawało się jej, że ktoś lub coś ciągnie ją za uszy, a równocześnie jakby ściskano ją ze wszystkich innych stron. Nos strasznie ją swędział, a wąsy paskudnie się nastroszyły. "Wąsy?!" - z zamyślenia nad przedziwnym uczuciem wyrwało ją natarczywe piśnięcie, które doskonale zrozumiała, było w nim coś o głupich ludziach, głupich bogach i ich głupich misjach i o serze i suchym chlebie, który czeka, a może było i jeszcze więcej, ale Amy nie wszystko udało się pojąć z tego natłoku znaczeń zawartego w krótkim pipnięciu. "A tak mysz czeka..." Teraz szczelina między podłogą, a ścianą zdawała się być szeroką rozpadliną, w którą bez problemu udało się jej wśliznąć.

Było tam ciemno, ale jej paciorkowate oczy doskonale widziały wszystko. Biegła co tchu za białą myszką, długimi ciemnymi korytarzami świata pod domem. To było dziwne miejsce i później Amarys niewiele potrafiła sobie przypomnieć z tej szalonej gonitwy. To było miejsce pełne chrobotów i cichego popiskiwania. Miejsce wszystkich małych istot, które lubią ciemność. Jak przez mgłę Amy pamiętała głosy, które rozumiała, choć rozumieć nie miała prawa. Lewie słyszalne głosy splatające się w niekończącą się pieśń o szczęściu pełnej spiżarni, równym oddechu braci i sióstr w ciemnej kryjówce, trudzie niekończącego się przegryzania i ostrej grozie straszliwych pułapek czekających w nad-świecie. To wspomnienie jeszcze długo później sprawiało, że Amarys wstrząsał dreszcz przestrachu. Było w tej mysiej pieśni coś dziwacznego i niepokojącego. Ale w tamtej chwili nie myślała o tym. W tamtej chwili widziała jedynie biały kształt swojego przewodnika i czuła całą sobą, że musi za nim podążać, nic więcej nie miało znaczenia. Jej wędrówka zakończyła się równie szybko jak zaczęła. Za jednym z niezliczonych zakrętów niekończących się korytarzy otworzyła się pusta przestrzeń oblana jaskrawym światłem. Biała mysz wskazała jej wyjście. Pisnęła cicho i nim Amarys zdołała jej choćby podziękować (choć tak naprawdę nie wiedziała czy myszy wiedzą czym jest wdzięczność) biała mysz znikła pozostawiając ją zupełnie samą w tym wielkim świecie. Amarys rozejrzała się wkoło... i dostrzegła Rava wchodzącego z pochodnią do tunelu

- Komu w drogę, temu czas - głos był niesamowicie potężny i przerażający dla myszy, a jednak jakąś cząstką siebie Amarys chciała podbiec i schować się w kieszeni chłopaka...

Jednak nadal obserwowała to wszystko skryta w głębokiej ciemności. Była zarazem sobą jak i zwierzęciem. Choć niczego bardziej nie pragnęła jak dołączyć do przyjaciół to jednak za nic nie była w stanie tego uczynić. Cała jej mysiość żądała od niej, by skryła się jeszcze głębiej przed tymi olbrzymami. Tym bardziej chciała się do nich zbliżyć bo czuła, że w tym dziwnym miejscu coś jest bardzo nie tak. Czuła to w wąsach...

- Aglahad... Może pójdziesz przodem? Ciemne korytarze to chyba twoja domena... Tylko nie upuść pochodni.

Jak to się stało, że te głupole nie widziały tego! Ona czuła to doskonale. W każdym kącie korytarza gromadziło się coś ciemniejszego niż najgłębszy cień. To było coś lepkiego i cuchnącego spalenizną. Chłopcy powoli ruszyli w głąb tego strasznego korytarza, gdzie tej lepkiej ciemności było jeszcze więcej. Amarys pisnęła przerażona, a jej mysie serduszko mało nie wypadło z malutkiej piersi. To coś wabiło jej przyjaciół światłem, trupim blaskiem schwytanych wcześniej w pułapkę. Amarys pisnęła raz jeszcze i pchnęła mysie ciałko naprzód całą swoją wolą. Przy zejściu do korytarza ciemności gęstniały, gęstymi kroplami spadając z sufitu na posadzkę. Amarys z trudem wymijała śmierdzące spalonym drewnem krople i ruszyła wgłąb korytarza.
Z rosnącą paniką przyglądała się wysiłkom Aglahada zakończonym nieoczekiwanym otworzeniem się bocznego tunelu, z którego dobywał się nikły poblask. A Rav zamierzał tam wejść!

Stali wpatrzeni w blady blask trupich ogników jak urzeczeni, a to... To zbierało się tuż za ich plecami. Kotłujące się cienie wzrastały, bezgłośnie bulgocząc i kotłując się tuż przy kracie. To było wielkie, miało setki długaśnych cienistych macek, które raz po raz sięgały ku chłopcom. To było bardzo głodne, gotowe by skoczyć, zdusić wszelkie światło, pożreć blask jaki bił od jej przyjaciół. A te głupole wciąż jak oczarowani spoglądali wprost w blade, zielonkawe światełko. Żaden z nich nawet nie dostrzegł, jak ich pochodnie powoli przygasają, jakby w korytarzu zabrakło powietrza, którym karmił się ogień. Swąd spalenizny był prawie że namacalny. Z ulgą zobaczyła, że Trzmiel łapie nieostrożnego chłopaka za ramię. Myślała, że go zatrzyma a on... on... zamierzał tam wejść razem z nim!

"Pomóżcie nam! Prosimy! Pomóżcie!" Szeptały martwe głosy, a ich ogniki powoli przygasały. Ciemność wybuchła setką ciemnych odnóży, które otoczyły ich ze wszystkich stron. Amarys usłyszała lepkie mlaśnięcie i przez ułamek ułamka chwili widziała oblicze ciemności. Za przyłbicą z czerni czaiły się puste niby-oczy i głodne, utworzone z nicości usta. Pierwsza z pochodni zgasła, a Trzmiel poczuł na karku coś lodowatego, lepkiego i śmierdzącego dymem. Amarys znów usłyszała mlaśnięcie...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline