Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2010, 16:54   #24
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Dom podobał jej się. Gdyby czasy były inne z chęcią zostałaby tu i zapuściła korzenie wśród tych przytulnie urządzonych pomieszczeń i czystych mebli. Wystarczyło tylko wnieść do środka ciuchy, podłączyć prąd i wodę, i można było mieszkać. Pomyślała, że w tamtych czasach ludzie naprawdę nie mieli na co narzekać. Gdyby tak pomieszkali choć chwilę w tej rzeczywistości – brutalnej i nijakiej - doceniliby piękno swojego własnego życia.

Gdy Pyro i Cassidy szperali jeszcze po kątach ona przestawiła pickupa tak, by mogli go mieć na oku z okien salonu, do którego wniosła wszystkie ich graty. Nie podobało jej się to, że obcy mogliby pozbawić ich środka transportu, więc miała zamiar strzelać do każdego, który zbliży się do samochodu na odległość bliższą niż dwa metry. To powinno odstraszyć wszystkich potencjalnych rabusiów.

Już wchodząc do domu zauważyła pozostawiony na stole notatnik, lecz była zbyt zajęta by zaszczycić martwy przedmiot swoją całkowitą uwagą. Teraz miała trochę więcej czasu, więc rozsiadła się na wygodnej sofie w salonie i zaczęła przerzucać pożółkłe ze starości kartki. Suche i ciepłe powietrze, lata zapomnienia zrobiły swoje – atrament miejscami był nieczytelny, ale z tego co zdołała odcyfrować wywnioskowała, że to jakiś kod źródłowy opatrzony komentarzami… Gdyby tylko miała komputer to może potrafiłaby odtworzyć ten program. Ot tak, dla czystej zabawy, by zając czymś myśli i ręce. Powoli przewracając delikatne kartki natrafiła na dwa fragmenty, które nie były notatkami i uwagami do owych zawikłanych matematyczno-informatycznych wrażeń. Echo wydawało się, że notatnik służył poprzedniemu właścicielowi do tego by na brudno zapisywać postępy swojej pracy, a owe wtrącenia były zupełnie przypadkowe… Przy pierwszej mogłaby pomyśleć, że odczuwał wielką potrzebę podzielenia się z kimś takimi informacjami, ale druga… Druga to pożegnanie. Kilka dobrych chwil po przeczytaniu poświęciła się refleksji ze strony swojej czysto kobiecej natury – kim była Joann, kim dla niej był Harry, jak zareagowała dziewczyna na tą wiadomość i czy w ogóle kiedykolwiek ją przeczytała (prawdopodobnie nie, bo nie zostawiłaby chyba notatnika wychodząc z przeczuciem, że nigdy już nie wróci). Kolejne kilkadziesiąt minut leżąc już na brzuchu z ozdobną, pachnącą stęchlizną i kurzem poduszką pod brodą zastanawiała się co to jest botulin (pomimo, że jako dziecko czytała dużo książek tudzież innego słowa drukowanego to nie była pewna czy widziała już to słowo); czym zajmował się Harry skoro gdzieś się zatruł i co było w sypialni? A ośrodek, o którym pisał?

Wróciła do pierwszej notatki wczytując się w nią uważnie. Czymkolwiek Harry się nie zajmował to na pewno było to związane z informatyką. Pracowali nad czymś, co mogło przeważyć o wyniku KAŻDEJ wojny. Czy mieli na myśli wojnę, która zniszczyła świat jej rodziców? Czy może nie przypuszczali, że coś takiego może mieć miejsce. Przebiegła wzrokiem wyblakłe pismo. „…nia sztucznej inteligencji” pewnie chodziło o badania nad sztuczną inteligencją prowadzone przed Apokalipsą. Wyglądało na to, że mieli jakieś zabezpieczenia, ale nie byli pewni czy nie zawiodą. A co jeśli zawiodły i to właśnie one doprowadziły do tego wszystkiego? Serce zabiło jej mocniej. Co jeśli właśnie wpadła na trop czegoś, co właśnie tamtego dnia zawiodło?

Nawet nie zorientowała się kiedy uklękła na sofie ściskając w dłoni notatnik. Rozpalone policzki i wyraz podniecenia w oczach i ustach mówiły zbyt dobitnie o jej stanie emocjonalnym. Naraz jednak walnęła się w głowę i usiadła powrotem na sofie. Skończona idiotka!

Rozejrzała się jednak po wygodnym salonie w poszukiwaniu innych dowodów świadczących o tym, że mieszkała tu jakaś para. Na kominku stały zdjęcia oprawione w szkło i metal. Przedstawiały parę trzydziestolatków w różnych miastach świata. Echo z trudem rozpoznała panoramę swojego rodzinnego miasta, ale za to szybko zlokalizowała na świecie miasto z taka wysoką żelazną konstrukcją… tylko jak się ono nazywało… A tak! Paryż na Starym Kontynencie. Wszystko wskazywało na to, że Joan i Harry byli małżeństwem, najpewniej bezdzietnym, bo nigdzie nie widziała zdjęć dzieci. Tylko pięknego labradora w ogrodzie… Ciekawe co z tym psiakiem się stało. Obeszła cały salon w poszukiwaniu ukrytych schowków, ale nie znalazła nic ponad sejf z zamkiem elektronicznym. Echo nie chciało się na razie myśleć jak dobrać się do zawartości sejfu, więc położyła się powrotem na sofie i przymknęła lekko oczy.

Naprawdę nie miała nic przeciwko mężczyznom wystającym pod jej drzwiami w oczekiwaniu ujrzenia jej choć przez moment, ale ten na pewno nie miał tego na celu. Zresztą na oko był dla Echo trochę za stary. Nie podobało jej się, że opierał się o maskę pickupa i palił papierosa. „Jeśli choć dotknął wnętrza tej maszyny urwę mu łapy bez znieczulenia” pomyślała chwytając za swoją broń. „Chcesz umrzeć, gościu.” Wyskoczyła z domu, trzaskając drzwiami, tak by usłyszeli ją nie tylko Pyro i Cassidy, ale też ich nieproszony gość. Chyba poskutkowało, bo od razu podniósł ręce do góry, prezentując, że przyszedł bez broni. Aha. Jaaaasne.
- Jest interes. – powiedział, a słowo to zawisło przez chwilę między nimi. - Posłuchasz?
- Najpierw się przedstaw jak cywilizowany człowiek - odparła szorstko podchodząc bliżej nie ukrywając tym samym, że słowo "interes" ją zainteresowało. - I streść swój interes w trzech zdaniach.
- No tak, gdzieś mi na tych pustkowiach dobre maniery wcięło... Rusty. Po prostu Rusty. - Przytknął palce wskazujący i środkowy do rantu hełmu w niedbałym salucie.
- No może jesteś trochę zardzewiały - skinęła lekko głową wciąż mierząc go podejrzliwym wzrokiem. - Mów mi Echo.

- Nie wiem, po co tu jesteście, ale podejrzewam, że po to, po co wszyscy tu przyjeżdżają. – spojrzał na nią, jakby szukając potwierdzenia, lecz zachowała obojętno-znudzony wyraz twarzy. - Sedona i cały ten syf związany z legendą - stwierdził w końcu. Milczała uprzejmie wpatrując się w niego w oczekiwaniu. Powoli zaczynał działać jej na nerwy.
- Jedno jest pewne - przyda się i wam, i mnie każda pomoc, żeby nie dać się wpakować w różne nieprzyjemności. Ot, chociażby do aresztu, hehe...
- Przejdź do rzeczy - zniecierpliwiła się, kładąc prawą rękę na biodrze. - I nie przynudzaj, bo zrobię się zła. A jak robię się zła to nie jest miło.
- Wiem, że wasza trójka z pewnością radzi sobie wyśmienicie, a ja również nie przepadam za dodatkowym towarzystwem, ale Bridgeport i Sedona kryją jakąś cholerną tajemnicę, która może okazać się za wielką, by ugryźć samemu.
- Proponuję, tymczasowy przynajmniej, sojusz. Ja pomogę wam, wy pomożecie mnie. Proste, jak ogon jaszczurki. Jak już będziemy w Sedonie, to możemy zweryfikować nasze relacje. Bo właśnie dotarcie do Sedony może być sporym problemem. Dlaczego? A chociażby przez promieniowanie. Jest tu tyle tego świństwa, że jeszcze trochę, a zaczniemy wszyscy świecić. A jesteśmy w tej "bezpiecznej" strefie. Tak się składa, że wyczuwam to cholerstwo i mogę pomóc w wyborze trasy. Mam też mapę, na której zaznaczono kilka ciekawych miejsc... - Dziewczyna uniosła lekko jedną brew i obrzuciła nieznajomego uważnym spojrzeniem. - Nie, nie, nie mam jej przy sobie, aż tak głupi to ja nie jestem, żeby wystawiać się dopiero co poznanym ludziom. Co ja z tego będę miał? To chyba oczywiste. Oczekuję, że w razie czego będziecie strzelać w tym samym kierunku, co ja, że wspólnie załatwimy kilka problemów poza zasięgiem jednego człowieka, a jeśli się obłowimy w Sedonie, to użyczycie kawałek paki, żeby przewieźć fanty.
- Masz wysokie wymagania. - stwierdziła po chwili zastanowienia, wydymając lekko usta. -Umiejętności moich kolegów są drogie, a moje jeszcze droższe. Stać cię? - Zamilkła wpatrując się w niego wzrokiem złośliwego kota. - Może jakieś konkrety? Co TY możesz zaoferować NAM?
- Dla potwierdzenia moich intencji jedna rada zupełnie gratis, dla dobra naszych wspólnych interesów, co do których wciąż żywię nadzieję.
Jej mina mówiła niewiele ponad: No to streszczaj się.

- Ten łysy trep, szeryf, miał rację co do promieniowania. Jest tu coś więcej, niż zwykłe rady i to mnie najbardziej martwi. W każdym razie w budynkach jest tego mniej, szczególnie w solidnych betonowych konstrukcjach. Co daje mi pewien pomysł jak minąć strefę najsilniejszego promieniowania, ale trzeba to sprawdzić... – ściszył głos, jakby zaczynał mówić do siebie.
- Oh, błagam! - Nie wytrzymała. Nigdy nie potrafiła trzymać nerwów na wodzy zwłaszcza w kontaktach interpersonalnych. - Taki stary, a wierzy w takie bajki? No halo! Uzależniające promieniowanie? Dobre sobie. Okej, może i jest jakieś promieniowanie, ale jak już to zabija, a nie uzależnia.
- I wcale nie twierdzę, że jest inaczej - odparł, mrużąc oczy, jednak nie podejmując zaczepki. Widocznie uznał, że przyszedł tutaj w innym celu, a kłótnia zniweczyłaby jakiekolwiek szanse na porozumienie. - Mówię tylko, że zwykłym Geigerem tego nie wykryjecie, a założę się, że mózg i wnętrzności wypływające wszystkimi naturalnymi otworami ciała nie są najprzyjemniejszą rzeczą, którą można sobie wyobrazić.
- Tak się składa, że znam jeden taki budynek, który całkiem dobrze izoluje przed promieniowaniem, w którym jest przy okazji coś, na co pewnie sami chcielibyście rzucić okiem - zagadnął tajemniczo. - Problem w tym, że potrzebne są źródła światła, a nawet więcej - elektryczność. I tu może pomóc wasz automobil, a konkretnie paliwo - wskazał na bak, jej wzrok podążył za jego ręką, a brwi nieznacznie się zmarszczyły. - i generator, jeśli nie znajdziemy tego ostatniego w budynku. Może zresztą znajdziecie lepszy pomysł na otworzenie tego zamka szyfrowego... ops, tego akurat miałem nie mówić... - spojrzał na Echo z miną świadczącą o czymś zupełnie przeciwnym, jakby specjalnie starał się ją tym zainteresować. Parsknęła trochę jak rozjuszona kotka i wsparła obie pięści na biodrach. Lekki uśmiech litości błąkał się na jej ustach.
- A co takiego jest za tymi drzwiami, co? - spytała podejrzliwie. - I gdzie one są?
- Nic takiego... - rzucił niewinnie - Podziemna kolejka do Sedony... - mimo, że właściwie mógł mieć rację, w tej chwili blefował okrutnie. Chciał jednak rzucić asem z rękawa, by ostatecznie przekonać Echo.
- To jak, umowa stoi? - wyciąga dłoń i czeka na odpowiedź.
- Jeżeli mnie kantujesz odstrzelę ci interes przy samej dupie - odrzekła nieuprzejmie, ale podała mu dłoń. - Czasowo umowa stoi, zaintrygowałeś mnie Rusty... Ale nie licz na darmową podwózkę, bo ja nigdy niczego nie robię za darmo... No chyba że sikasz paliwem, w co szczerze wątpię, bo nie szukałbyś nas.
Ściągnęła usta w wyrazie zastanowienia.
- Dobra, poczekaj tutaj – powiedziała w końcu. – Zbierzemy resztę gratów i przyjdziemy. Pojedziemy obejrzeć sobie te twoje drzwi.

Przez chwilę pomyślała o zamku szyfrowym w sejfie. Miała się nad tym zastanowić, ale jakoś tak… zapomniała. No nic, jak okaże się, że ten Rusty po prostu ją okantował spróbuje otworzyć ten sejf jego głową. A jak nie… to się pomyśli.
- Chłopaki, ruchy! – zakrzyknęła od progu. – Jedziemy na małą wycieczkę po Bridgeport z naszym nowym kolegą Rusty’m. I wcale nie musicie go polubić…
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)

Ostatnio edytowane przez Penny : 14-09-2010 o 17:19.
Penny jest offline