Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2010, 16:55   #27
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Sielawa kontra dorsz

Podgolony łeb alfonsa poruszał się niemrawo, raz w górę, raz w dół. Klecha wsłuchiwał się ze zniecierpliwieniem w słowa dwójki swych gości, przytakiwał, dawał znać, że rozumie. Naprawdę świetnie rozumiał, bo przecież nie był żadnym tumanem. Z wyróżnieniem skończył seminarium, a przy prowadzeniu zamtuza też nie raz musiał się wykazać intelektem. Szczególnie, gdy trafiali się tacy, którzy bystro konkludowali, że księdzu ruchać dziwek i ściągać z nich kasę to nie lza. Skoro dalej siedział w erotycznym biznesie to znak, że radził sobie i z takimi konserwatywnymi klientami. I teraz też wiedział, że sobie poradzi.

"Jak już mówiłem, rany waszego kumpla są posklejane, jakoś złożyłem go do kupy" - Malcolm zapalił podsypany do fajeczki tytoń i zaciągnął się z błogością - "Niestety, nie znaczy to, że zaraz ruszy hasać po ulicach, zbierając na pysk kolejne piąchy. Jeśli teraz ktoś go ruszy to rany się otworzą, będzie nie do odratowania".

Kerin wzruszyła ramionami. Myvern i Jamila popatrzyli po sobie, czytając nawzajem w oczach tę samą myśl. Czyżby groźba? Bo nikt Blaka ruszać nie miał zamiaru, miał się kurować pod okiem Van Rijna. Z dala od krwiożerczych detektywów, kapłanów Kurella, sadystycznych antykwariuszy i ich trzódki, bakluńskich wirażków i innych nie miłujących bliźniego swego skurwieli.

"Widzę, że macie kogoś na karku, a ja prowadzę tu interes. Jeśli wpadnie tu jakieś stado chamów to na co liczycie? Schowam was w szafie i powiem, że znalazłem go przed domem?" - kapłan nerwowo ćmił fajeczkę, co chwila spoglądając na nieprzytomnego półorka - "Jeśli ma tu zostać to chcę się dowiedzieć wszystkiego. Żeby żadne ścierwo nie zaskoczyło mnie, kiedy będę drzemał. Dociera to do was?"

Dziewczęta spoglądały na kleryka słodkimi oczkami, zastanawiając się, jakie argumenty może przeciw nim wytoczyć. Solettan paru się domyślał.

"Nie chcę, moi mili, aby grano ze mną w chuja. Zawołam tylko i zaraz przyleci tu moja trzódka. Myvern zna brata Alberta i brata Mikołaja" - Malcolm wiedział, jak wzbudzić w człowieku niemiłe wspomnienia. Miłosierny brat Albert i szczodrobliwy Mikołaj byli monstrualnymi tucznikami, robiącymi w lokalu za wykidajłów. Noszenie habitu nie kolidowało im z pracą w burdelu i 'udzielaniem nauczek' amantom o lekkich sakiewkach. Solettan zaprzyjaźnił się z nimi bliżej, gdy kiedyś, w trakcie galopowania na jednej z dziewczyn, zdał sobie sprawę, że przecież nie ma z czego za podróż zapłacić. Przechlał wszystkie moniaki w jakiejś spelunie i jechał teraz na gapę. Próbował ewakuować się oknem, ale jakoś nie wyszło. Oba tłuste wieprze z wystrzyżonymi tonsurami urządziły mu wówczas niezłą ścieżkę zdrowia. Przez trzy następne dni rzygał krwią, a sikać musiał po niewieściemu. No ale! Stare dzieje. Choć mogły się powtórzyć przecież.

"Usiądziemy, porozmawiamy. Opowiecie mi, co i jak, a wtedy nie będzie kłopotu. Jeśli w coś wchodzę to muszę wiedzieć, co i jak" - Malcolm rozsiadł się przy stoliku, na którym spoczywał półżywy Blak. Nalał sobie wina do kieliszka i przypił do rozmówców - "To nie tylko dla waszego dobra, ale przede wszystkim dla waszego druha, który jak nikt inny potrzebuje teraz spokoju".
 
Panicz jest offline