Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2010, 11:26   #21
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
-Pierdol się cwelu!-krzyknęła w odpowiedzi na wołanie przeciwnika.-Osobiście przybiję ci twoje przyrodzenie gwoździami do twarzy!!- sztylety błyskawicznie pojawiły się w jej dłoniach, widziała, że rusza w ich stronę. Teraz to już koniec, oni albo on, ktoś padnie, wolała żeby był to on i postanowiła tą wolę urzeczywistnić. Zdziwienie i zaskoczenie na twarzy Herkulesa Magoo gdy, o włos uniknął trafienia z kuszy w potylicę, sprawiło, że odruchowo parsknęła śmiechem. Jednak, polecenie egzekucji wydane przez Burke`a szybko znów przywołało lodowatą powagę na jej twarz. Nowi uczestnicy zabawy mieli lepszą broń, było ich więcej a przeciw sobie mieli poranionych przeciwników. W momencie wykończyli Veinricka i Benathiego, po czym wzięli się za Herkulesa. I tu się ździebko przeliczyli... Wróg nie wróg, ale gnojek był naprawdę dobry, przyznała w duchu dziewczyna pędząc pod górkę. To jednak nie zmieniało sytuacji, nie było właściwie innej opcji poza ucieczką, żal jej było trochę Blaka, raczej nie miał siły uciekać. Szkoda bo twardziel był z niego i mógłby się jeszcze przydać ale cóż jego zabić nie chcieli. ~Choć może by wolał śmierć niż to co planował dla niego pedzio w śliwkowym szlafroczku... ~ pomyślała dziewczyna kryjąc się za wozem pełnym pękatych worków, najwyraźniej z mąką. Już miała spierniczać do następnej osłony gdy zauważyła, że wóz nie miał klinów wepchniętych pod koła a spust hamulca jest przywiązany w pozycji na „luz” ~Co jest? Czemu to nie zjeżdża w dół, przecież tu jest kurwa pochyło?~ Wtem jej uwagę przyciągnęła żyłka utrzymująca dźwignię w miejscu tak że nie pozwalała ona aby pojazd ruszył. ~Kolejna pułapka tego chuja złamanego. Wystarczyłoby uderzyć w dźwignię i ten wóz poleciałby ulicą w dół jak pieprzona lawina na kołach...~ Nawet się nie zastanawiała co robić, po prostu to zrobiła.
-Myvern,Jamila, Blak! Spierdalać pod ściany!- krzyknęła Kerin kopiąc w dźwignię i wyciągając łuk.

Wóz toczył się najpierw boleśnie powoli, w końcu Złoty zaułek nie opadał stromo jak jakieś górskie zbocze. Niemniej jednak prawie półtora tony mąki swoje waży i bardzo szybko wóz nabrał prędkości stukając kołami na bruku jak stado galopujących koni. Towarzysze dziewczyny ledwo zdołali uskoczyć pod ściany gdy minął ich już porządnie rozpędzony. Kierował się niemal idealnie w stronę ganku na którym stali Burke i jego bandziory. ~Pewnie ten drań zablokował dyszel, żeby to cholerstwo nie skręciło.~Pomyślała dziewczyna.

Widząc zbliżający się wóz jeden z ochroniarzy złapał swego pana i wciągnął do budynku, drugi wskoczył za nimi w ostatniej chwili, trzeci nie zdążył... Sekundę potem dał się słyszeć potężny huk gdy pod wpływem uderzenia zawaliła się część wejścia do budynku a w powietrze poszybował biały obłok.

-Blak! Ruszaj dupsko!-Krzyknęła Kerin biegnąc ze strzałą na cięciwie
-Myvern żyjesz?! Jamila krzycz jak kogoś zobaczysz!-nie czekając na odpowiedź rzuciła się do trupa Veinricka szukając złota, bez forsy nie mieli szans tak jak w pojedynkę nie mieli szans z Herkulesem. Miała nadzieję, że ten bydlak zdechł pod kołami. Zerknęła na ganek, wejście było praktycznie zawalone, może nawet właściciel leży pod gruzami? Szukała szybko obmacując nieco rozjechane przez wóz ciało wiedząc , że zaraz pojawi się Straż i masa gapiów a wśród nich zawsze znajdzie się jakiś usłużny gnojek który doniesie komu trzeba, że żyją i gdzie są. Trzeba więc brać forsę i się zbierać, może uda się ukryć i zebrać siły żeby coś wymyślić, wolałaby uciec z forsą ale instynkt podpowiadał jej, że większe szanse ma z tymi ludźmi. A ona słuchała swojego instynktu, był bardzo skuteczny.
 
Rudzielec jest offline  
Stary 31-08-2010, 15:37   #22
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Burke, draniu! Jeśli jeszcze żyjesz, to nie masz się z czego cieszyć. Wrócę po ciebie i zrobię wszystko, żeby twoja śmierć była gorsza niż to co czeka cię po niej ty synu taniej dziwki! - wrzeszczał w stronę rozwalonego budynku, wymachując mieczem. Nie widział nigdzie Magoo, miał nadzieję, że nie przeżył tego starcia.
- Nic mi nie jest, dzięki. Ten numer z wozem był niezły, masz u mnie plus. - powiedział do Kerin uśmiechając się.
- Blak, ten konus nieźle Cię urządził. Chodź spadamy stąd.
Schował sejmitar, podszedł do słaniającego się na nogach wielkoluda i przewiesił jego rękę przez kark. Podpieranie towarzysza było tym trudniejsze, że znacznie górował nad Myvernem, zarówno wzrostem jak i wagą.
- Żywych nas nie wezmą! - powiedział, po czym ruszyli za Kerin.
- W miarę możliwości staraj się nas osłaniać! - powiedział do towarzyszki.
 
Rychter jest offline  
Stary 31-08-2010, 21:48   #23
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Podpierając się ostrzem i ramieniem Myverna, z wielkim bólem wymalowanym na twarzy, zdołał się podnieść. Pociski nadal tkwiły w ciele wymuszając pochyloną pozycję i powodując ból przy każdym kroku. Starał się biec, ale nogi dosłownie odmawiały posłuszeństwa. Jakby u kostek wisiały solidne łańcuchy. Obejrzał się za siebie:

~Nikogo. Ale wóz to za mało na tego psa.. i skąd ci kulturyści u antykwariusza. Chłodna historia..

-Ktoś.. musi szybko opatrzyć moje rany.. Znacie jakieś miejsce..? - głos olbrzyma urywał się przy ciężkim oddechu.

Choć ból był nieziemski to ork równie zdecydowanie nie zamierzał żegnać się z życiem. Jeśli nie liczyć bełta tkwiącego pod żebrami, to bywał w gorszych opałach.

~Nikt nie mówił, że będzie łatwo..
 
majk jest offline  
Stary 03-09-2010, 00:10   #24
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Nie było łatwo. Nie mogło być łatwo, nie w takiej sytuacji. Łatwo to było zarobić w mordę na wiejskiej zabawie czy zbrzuchacić młynarzównę w stodole, ale pokonać Herkulesa Magoo? Tu trzeba było mieć wujka w boskim panteonie, albo tornister pełen artefaktów. Albo coś w tym guście. Zwianie mu też zresztą nie było dużo łatwiejsze. Mimo świadomości, jak trudne przedsiewzięcie stoi przed czwórką (już tylko czwórką!) awanturników, wyzwanie zostało podjęte. To był kwartet ambitnych młodych ludzi, zazdrosnych o własne żywoty i w żadnym wypadku nie zamierzali się z nimi rozstawać. Z zarobionym przez całą bandę złotem też ciężko było się pożegnać, a szczególnie młodziutkiej Kerin. Złotowłosa nimfa najpierw zesłała na ludzi Burke'a armageddon, a teraz jeszcze miała dość odwagi, by przetrząsać ciało Veinricka, choć niedobitki półnagiej armii antykwariusza czaiły się gdzieś w okrytej zasłoną pyłu alejce. To, co miała znaleźć zlokalizowała bez trudu, ale mina jej zrzedła, gdy zważyła pakunek w dłoniach. Nie miała wcześniej okazji zliczyć brzęczącej zawartości torby, jednak była pewna, że wcześniej dukatów było więcej. Już sam widok sakwy, napchanej po brzegi, rozpalał wyobraźnię i rodził błysk w oku. A teraz skórzana paka była zmiętym, sflaczałym workiem, w którym coś pobrzękiwało niemrawo. Dziewucha zaklęła szpetnie i miała już brać nogi za pas, gdy z brudnożółtego obłoku, który wzbił się po zwaleniu budynku, wychynął jeden z kuszników. Cały w kurzu, z siną, pyłową peruką na włosach brał Kerin na cel. Od bełtu z kuszy szybsza być nie mogła, a trafienie z dwóch metrów miała jak w banku. Z miejsca skoczyła jak sprężyna, oszukując samą siebie, że może się udać. Wylądowała, przekoziołkowała wśród rozrzuconych koszy z przyprawami, dopadła do zasłony z dębowego kufra. Nie czuła bólu. Wcale, a wcale. Nie oberwała, nie słyszała nawet, by bełt świsnął jej gdzieś koło uszu. Nie przemogła ciekawości, obejrzała się za siebie. Jej wybawca właśnie podkręcał wąsa rozglądając się uważnie naokoło. Dopadł strzelca w ostatniej chwili, znokautował miażdżącym atakiem na podbródek, dobił kopniakiem w grdykę. Pobudki wybawiciela Kerin zdecydowała zanalizować w innym terminie. Zniknęła w chmurze jamilowego pudru, dogoniła ślimaczącą się po bruku dwójkę. Myvern robił, co mógł, by przeciągnąć zostawiającego krwawe zygzaki Blaka o parę metrów dalej. Szło jak po grudzie. Olbrzym był potwornie ciężki, a nogami przebierał niemrawo, każdy krok po równej drodze był dla niego jak wspinaczka po pionowej ścianie.

Baklunka ewakuowała się pierwsza, sprawnie i szybko. Z jednej w drugą, w lewo i w prawo, zmykała ile sił w zgrabnych nogach. Władowała się po pokaźnej kupie kompostu na dach jakiegoś kantorka czy sklepiku i zamarła w bezruchu. Krew szumiała jak wodospad, serce słychać było pewnie jeszcze w promieniu paru ładnych metrów dalej. Uczucie było niesamowite. To poczucie ulgi, ten relaks, gdy spoczywa się spokojnie, z dala od niebezpieczeństwa. Z oczami wlepionymi w błękit. Było pysznie, ale dziewczyna zmobilizowała się jeszcze odrobinę, by może coś tam pokombinować z opuszczonymi kompanami. Może przeżyli i spokojnie kroczyli wśród alejek, a może umierali w męczarniach i cios miłosierdzia mógł im oszczędzić cierpień? Może byli już zimni i pozostawieni robactwu i szczurom na pożarcie, a ich ekwipunek czekał tylko na chętnych? Warto było sprawdzić. Skacząc zwinnie z dachu na dach, Jamila lustrowała uliczki niecierpliwym wzrokiem.

We trójkę zawsze raźniej. A na pewno lżej. Myvern i Kerin razem wlekli kurczowo trzymającego się życia półorka i w końcu ich wysiłki zostały nagrodzone. Nie był to szczyt marzeń, mieli prawo liczyć na coś lepszego, ale w tych okolicznościach ciężko było myśleć o dwóch rzeczach na raz. Liczyła się tylko ucieczka. Wózek ze słojami miodu, ciągnięty przez osiołka posłużył Blakowi za transport. Ciśnięty na pojazd wojownik uznał, że i tak dzielnie się spisał docierając aż tutaj i w tej samej chwili odpłynął. Ślepia same się zamknęły, a tętno zwolniło. Nieprzytomny nie słyszał krzyków właściciela wózka, który wypadł przed szynk nie znajdując ani śladu po swym wehikule. Nie słyszał też kwiko-ryków osła, który smagany rózgami pędził po wybojach, gubiąc kolejne słoje z miodem i wylewając słodycz na grafitowe cielsko giganta. Nie słyszał, gdy do wózka znienacka dopadła Jamila, biegnąc wespół z Myvernem i Kerin. No i nie słyszał, gdy całą czwórkę serdecznie witał w drzwiach kanonik Heironeusa, Malcolm van Rijn.

* * *

Malcolm nie był sympatycznym typem. Mało, który klecha był sympatycznym typem. Ale ten był wyjątkowo paskudnym gnojem. Dość wysoki, krótko ogolony o jajowatym łbie, wciśnięty w biały habit nie wyróżniał się specjalnie z klechistanu. Trochę był jednak inny. Po pierwsze, nie mieszkał na żadnej zakrystii, a w prywatnym domu. Dużym, eleganckim domostwie z całą masą pokoi. Po drugie nie mieszkał tu sam. Prowadził tu burdel. Zgadza się, był burdelpapą. Znienawidzonym przez swoje pracownice stręczycielem. Mieszkał wygodnie na parterze, gdy jego podopieczne zarabiały na piętrze, by mógł utrzymać się w luksusach. Skąd Kerin go znała było tylko jej sprawą, bo van Rijn nie zdradził jej choćby słowem. Na początku w ogóle niewiele mówił, wyraźnie zaobserwowany postacią Blaka. Trzeba było trochę popracować z narzędziami, pogmerać paluchami w mięsie, zatamować krwotoki i zaszyć rany. Chirurg z zamiłowania, Malcolm prędko zabrał się do dzieła, ale na efekty jego pracy tercet awanturników musiał czekać sporo czasu. Jak wszystko, robota w końcu doszła jednak do końca, a operowany pacjent przeżył. Opłaciło się go tu ciągnąć. Dalej nieprzytomny, ale żywy, miał przed sobą trochę czasu na tym łez padole, więc spłacenie długu towarzyszom jawiło się im jako zupełnie możliwe.

"Jest stabilny, ale potrzeba nieco czasu, by doszedł do siebie" – van Rijn wrzucił zakrwawiony skalpel do miseczki z wodą – "Macie też okazję wyjawić mi, co mu się stało. Lepiej teraz, póki jestem w dobrym humorze. Czekam".

Na moment zapadła niezręczna cisza, ale Malcolm znów się odezwał:
"Za moją pomoc każę sobie słono płacić. Z Wami nie będzie inaczej. Gadajcie, co się działo z orkiem i szykujcie monety".
 
Panicz jest offline  
Stary 03-09-2010, 13:10   #25
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jamila
Obserwowała kapłana z założonymi na piesi rękami oparta o ścianę. Nigdy nie miała zaufania do duchowieństwa, w jej rodzinnych stronach strasznie szybko brali się do kamieniowania. Ot wystarczyło się puścić i już uliczny bruk był narażony na uszczerbek. A ponoć z medykiem nie ma strachu a z kapłanem grzechu. Gówno prawda. W Balkunii, jak niektórzy miejscowi nazywali kraj gdzie mieszkają balkuni, gdyby postawić stu kapłanów, dać im kamienie i postawić przed nimi grzesznika to na hasło "niech pierwszy rzuci kamień ten który jest bez grzechu" nieszczęśnik umierał w pierwszej idealnie zgranej salwie. Cóż, duchowieństwo wyznawało zasadę, że grzeszą tylko ludzie świeccy...
- Zacznijmy od tego co mu się stało, otóż wyobraź sobie, że sami se nad tym zastanawialiśmy. Dopiero wystający bełt podsunął nam pewien pomysł. I w końcu żeśmy poskładali układankę do kupy i... - zawiesiła głos, napięcie sięgło zenitu - otóż, ktoś go postrzelił z kuszy.
Wszyscy porażeni błyskotliwością wywodu w milczeniu patrzyli po sobie.
- A co do monet... musimy się skonsultować z naszym bankierem. Jak tylko odzyska świadomość. Chyba, że chcesz odkupić od nas pewne informacje... jako kiecak wiesz doskonale ile warta jest wiedza... A wierz mi, wiedząc to co my wiemy, miałbyś spore pole do popisu. Zwłaszcza jakbyś poskładał do kupy to co szepczą ci te lafiryndy - wskazała kciukiem sufit.
 
Mike jest offline  
Stary 05-09-2010, 22:50   #26
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Myvern znał to miejsce. Bywał tutaj czasami, gdy po jakimś większym szwindlu jego sakiewka się napełniała. W tym przybytku łachudra przepuszczał zarobione pieniądze. Kojarzył też tego zepsutego klechę.
- Kiedyś spędzałem tu sporo czasu. Mogłaś powiedzieć, że prowadzisz nas do tej gnidy. - powiedział do Kerin.
- Mieliśmy kłopoty, to powinno Ci wystarczyć. Skoro mamy płacić za twoje usługi, nie musimy Ci zdawać relacji. Tak poza tym, za pieniądze, które systematycznie przez kilka lat zostawiałem starczyłyby na wybudowanie dworku w luksusowej dzielnicy. Może z uwagi na to, dostalibyśmy zniżkę. Nie mamy zbyt wiele. Jeśli nie zmieniłeś cen za usługi twoich dziewczyn, to głód Ci nie grozi.
 
Rychter jest offline  
Stary 06-09-2010, 16:55   #27
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Sielawa kontra dorsz

Podgolony łeb alfonsa poruszał się niemrawo, raz w górę, raz w dół. Klecha wsłuchiwał się ze zniecierpliwieniem w słowa dwójki swych gości, przytakiwał, dawał znać, że rozumie. Naprawdę świetnie rozumiał, bo przecież nie był żadnym tumanem. Z wyróżnieniem skończył seminarium, a przy prowadzeniu zamtuza też nie raz musiał się wykazać intelektem. Szczególnie, gdy trafiali się tacy, którzy bystro konkludowali, że księdzu ruchać dziwek i ściągać z nich kasę to nie lza. Skoro dalej siedział w erotycznym biznesie to znak, że radził sobie i z takimi konserwatywnymi klientami. I teraz też wiedział, że sobie poradzi.

"Jak już mówiłem, rany waszego kumpla są posklejane, jakoś złożyłem go do kupy" - Malcolm zapalił podsypany do fajeczki tytoń i zaciągnął się z błogością - "Niestety, nie znaczy to, że zaraz ruszy hasać po ulicach, zbierając na pysk kolejne piąchy. Jeśli teraz ktoś go ruszy to rany się otworzą, będzie nie do odratowania".

Kerin wzruszyła ramionami. Myvern i Jamila popatrzyli po sobie, czytając nawzajem w oczach tę samą myśl. Czyżby groźba? Bo nikt Blaka ruszać nie miał zamiaru, miał się kurować pod okiem Van Rijna. Z dala od krwiożerczych detektywów, kapłanów Kurella, sadystycznych antykwariuszy i ich trzódki, bakluńskich wirażków i innych nie miłujących bliźniego swego skurwieli.

"Widzę, że macie kogoś na karku, a ja prowadzę tu interes. Jeśli wpadnie tu jakieś stado chamów to na co liczycie? Schowam was w szafie i powiem, że znalazłem go przed domem?" - kapłan nerwowo ćmił fajeczkę, co chwila spoglądając na nieprzytomnego półorka - "Jeśli ma tu zostać to chcę się dowiedzieć wszystkiego. Żeby żadne ścierwo nie zaskoczyło mnie, kiedy będę drzemał. Dociera to do was?"

Dziewczęta spoglądały na kleryka słodkimi oczkami, zastanawiając się, jakie argumenty może przeciw nim wytoczyć. Solettan paru się domyślał.

"Nie chcę, moi mili, aby grano ze mną w chuja. Zawołam tylko i zaraz przyleci tu moja trzódka. Myvern zna brata Alberta i brata Mikołaja" - Malcolm wiedział, jak wzbudzić w człowieku niemiłe wspomnienia. Miłosierny brat Albert i szczodrobliwy Mikołaj byli monstrualnymi tucznikami, robiącymi w lokalu za wykidajłów. Noszenie habitu nie kolidowało im z pracą w burdelu i 'udzielaniem nauczek' amantom o lekkich sakiewkach. Solettan zaprzyjaźnił się z nimi bliżej, gdy kiedyś, w trakcie galopowania na jednej z dziewczyn, zdał sobie sprawę, że przecież nie ma z czego za podróż zapłacić. Przechlał wszystkie moniaki w jakiejś spelunie i jechał teraz na gapę. Próbował ewakuować się oknem, ale jakoś nie wyszło. Oba tłuste wieprze z wystrzyżonymi tonsurami urządziły mu wówczas niezłą ścieżkę zdrowia. Przez trzy następne dni rzygał krwią, a sikać musiał po niewieściemu. No ale! Stare dzieje. Choć mogły się powtórzyć przecież.

"Usiądziemy, porozmawiamy. Opowiecie mi, co i jak, a wtedy nie będzie kłopotu. Jeśli w coś wchodzę to muszę wiedzieć, co i jak" - Malcolm rozsiadł się przy stoliku, na którym spoczywał półżywy Blak. Nalał sobie wina do kieliszka i przypił do rozmówców - "To nie tylko dla waszego dobra, ale przede wszystkim dla waszego druha, który jak nikt inny potrzebuje teraz spokoju".
 
Panicz jest offline  
Stary 06-09-2010, 17:36   #28
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Myvern wzdrygnął się na samą myśl o gorylach klechy. Przed oczami miał właśnie moment, kiedy pewnego razu go dorwali, zdawało mu się nawet że czuje ból ogarniający całe ciało. Uzbrojony czy nie, nie miał zamiaru się z nimi spotkać.
Nie czekając na pozwolenie, poczęstował się winem.
Poczuł na sobie niemiłe spojrzenie duchownego, pociągnął łyk, po czym odparł niewinnie:

- Od dźwigania naszego koleżki zaschło mi w gardle. Nie mam zamiaru się męczyć opowiadając Ci co zaszło... Poza tym... - w tym momencie wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu - stać Cię na to

Myvern nie mógł się powstrzymać od drwin, ale w końcu nie należał do ludzi dobrze ułożonych. W przeciwieństwie do Malcolma, był słabo wykształconym, żyjącym wśród plebsu rzezimieszkiem. Nie znał etykiety ani zasad savoir-vivre. Przerywając niezręczną ciszę, zaczął:
- Ktoś, nie wiemy dokładnie kto, nasłał na nas łowcę głów. Podczas spotkania z nim, okazało się, że na naszą skórę dybie jeszcze pewien handlarz rupieci, niejaki Leslie Burke. Nie mieliśmy z nim na pieńku, skurwiel albo chciał nas dorwać dla czystej, sportowej przyjemności albo, co bardzo prawdopodobne widział w nas jakąś możliwość zysku, chciał nas żywych. Możliwe, że staruchowi zwyczajnie pojebało się w głowie. W każdym razie zwialiśmy, dwóch z nas nie wyszło z tego cało, Blaka trzeba było wynosić, a nasza trójka miała szczęście.

Myvern celowo pominął, aferę z Hassanem, poszukiwania Marlona i postać pana Magoo. Wolał się nie odsłaniać, przed tym groteskowym księdzem, nie ufał mu.
 
Rychter jest offline  
Stary 06-09-2010, 21:57   #29
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Czerwone wino pieściło podniebienie, musowało w kryształowych kieliszkach. Myvern sobie nie odmawiał, ale też Malcolm nie miał zamiaru go strofować. Pełna karafka rubinowego trunku starczyłaby spokojnie dla całej czwórki, a lokal, w który spraszano spracowanych dżentelmenów (by poużywali sobie po robocie) miał bez wątpienia spory zapas różnych alkoholi.

"Ktoś, ale nie wiecie kto - dobre, serio, naprawdę niezłe - chce was wykończyć i to tak bez powodu. Przykra sprawa" - Van Rijn odstawił kieliszek na stół operacyjny, gdzie błogo drzemał sobie półork - "Nie będę w takim razie was gościł, bo ryzyko jest zbyt duże. Zostawcie mi stówkę w złocie i do widzenia. Wasz kumpel wyjdzie, kiedy już będzie mógł samemu chodzić".

Alfons zawołał coś po elfiemu czy w jakiejś innej łacinie i po serii dudniących kroków na salę wtoczyło się dwóch brzuchatych, barczystych mnichów. Skłonili się dwornie dziewczętom i pomachali staremu znajomemu. Uśmiechali się całkiem szczerze i dobrodusznie, widać niepomni skopanych nerek Myverna. Albo zwyczajnie, nie byli małostkowi.

"Jeśli chcecie zostać pod moim dachem chcę wiedzieć dokładnie, co tu jest grane. W przeciwnym razie działacie tak jak przed chwilą powiedziałem. No..." - Malcom zrobił krótką, wymowną przerwę - "To ostatnia szansa dla was, albo braciszkowie odprowadzą was do wyjścia".
 
Panicz jest offline  
Stary 07-09-2010, 12:25   #30
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jamila
- Ja spadam, gościna zbyt wiele kosztuje. Złoto odbierz od najbardziej zainteresowanego. - Oderwała się od ściany i wcale nie dyskretnie oparła lewa dłoń i rękojeść miecza. Za to całkiem dyskretnie ukryła w dłoni i rękawie noże do rzucania - Jak będzie miał za mało to odpracuje na górze. Rozszerzysz klientele.
Jakby nie patrzył wszytko zaczęło się od półorczego zadka proponowanego paserowi i na tym się może skończyć. Tak czy inaczej półork miał przejebane. Dosłownie. I raczej całego tyłka nie wyniesie z tej przygody.
Ruszyła do drzwi tak by mieć na na oku mnichów jak i alfonsa.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172