Domenico Scaloni
Przyzwalająco machnął ręką do Mikiego. - Pamiętaj, na ulicy rozkazuje Vittorio i masz wypełniać jego polecenia co do joty, jasne? No, idź już.
Po odprowadzeniu syna do jego matki i wysłuchaniu jej napomnienia o kupnie małemu nowych butów, na co Vincenzo zareagował prychnięciem i błyskawiczną dematerializacją, a Domenico obietnicą przekazania funduszy na ten jakże szczytny i niecierpiący zwłoki cel, wrócił do kuchni, by przygotować swoje królestwo na cowieczorne oblężenie.
Zrobił sobie właśnie chwilę przerwy i stał za barem, popijając piwo z kufla, gdy do lokalu wpadł pijany nowobogacki z obowiązkowymi fagasami wiszącymi u sakiewki.
Widząc zamieszanie, jakie na wstępie wywołał i coraz paskudniejsze grymasy na twarzach krasnoludów, szybko zainterweniował. - Panowie, piwo na koszt firmy dla was. - mruknął, zbliżywszy się do stołu nieludzi. - I zapraszam do czystszego stołu. - dodał, wskazując na mebel dokładnie po drugiej stronie sali. Mimo, że były inne wolne. Bliżej.
Krasnoludy powarczały przez chwilę w swoim gardłowym języku, po czym skorzystały z oferty Domenica, trafnie odczytując jego intencje.
Załatwiwszy z nimi sprawę, osobiście ruszył obsłużyć szlachetkę i jego przydupasów. - Witam szlachetnych panów. - ukłonił się lekko. - Co podać? Jeśli można, polecam specialite de la maison... - Że co, kurwa? - beknął nuworysz i otarł usta rękawem. - Specjalność zakładu, znaczy.
- Jeszcze się, kurwa, pytasz? Zawsze biorę to co najlepsze! Dawaj!
Domenico skinął uprzejmie głową i ruszył do kuchni. - Ejże, garkotłuku! Jeszczem nie skończył!
Wrócił do stołu, przywołując na twarz zawodowy uśmiech. - Szlachetny pan sobie życzy?
- Wódki! - złowił znużone nieco spojrzenia swoich włazidupków. - Ale najdroższej! - włazidupki wyraźnie się ożywiły. - Natychmiast. Zaś co do kupna tego lokalu... - napomknął Scaloni. - Kupuję! Znaczy, jak tylko zjem i wypiję!
Domenico uśmiechnął się. Gdyby szlachetka był trzeźwiejszy i bardziej roztropny, na ten widok spuściłby z tonu. Ale nie był.
W drodze do kuchni zatrzymał się przy barze. - Poślij kogoś po Lucę. Niech przyjdzie do kuchni. Zaznacz, że chodzi o pieniądze. - mruknął do Alessia.
Ruszył do swych włości, nucąc wesoło pod nosem. |