Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2010, 19:37   #25
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Poranek nie należał do najprzyjemniejszych. King zerwał się z łóżka jak oparzony, rozglądając się w bezruchu po pokoju. W jego ręku natychmiast pojawił się magnum, który wieczorem położył na stoliku. Stał chwilę nasłuchując czy ktoś przypadkiem nie buszuje w domu. Gdy upewnił się, że dalej jest sam, siadł na kanapę i przetarł rękoma twarz. Nie miał pojęcia co zerwało go tak nagle ze snu.
Gdy przymknął oczy, w głowie błysnął mu jasnoniebieski ciąg cyfr. Ten kolor kojarzył mu się tylko z jego nienormalnymi wizjami. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się coś takiego. Takie szczegóły zwykle ulatniają się jeszcze przed końcem wizji, a to błysnęło mu w głowie tak jakby było pozostałością naćpania się. Sam trip też był zupełnie inny. Wszystko było takie realne, wręcz namacalne. Zazwyczaj wszystko kończyło się na zamazanych obrazach i głuchych szeptach.

Chwycił manierkę i przepłukał zaschnięte usta. Ból głowy, towarzyszący mu od kiedy obudził się w celi nie odszedł. Cały czas ćmił gdzieś we wnętrzu jego czaszki. Mężczyzna wyłożył na stolik trochę jedzenia i zabrał się za śniadanie. Cały czas zastanawiał się co ma zrobić. Z jednej strony wiedział co jest jego celem- Sedona. Jednak z drugiej... coś mu cały czas podpowiadało, żeby został na miejscu, jakby miał tu coś do zrobienia.
Nie mając nic innego do roboty wyszedł z domu na puste ulice Bridgeport. Gdzieniegdzie przemykały pojedyncze postacie, robiące coś przy swoich domach. Szaman nie rozpoznawał wśród nich nikogo z więzienia, co sugerowało, że byli to mieszkańcy miasteczka.

Niedaleko domu zajętego przez Kinga znajdowała się stara wieża, nadajnik. Mężczyzna przypominał sobie jak ktoś mu tłumaczył, że kiedyś służyły do czegoś związanego z komunikacją. Telefony komórkowe, czy coś takiego.
Gdy podszedł bliżej, zauważył solidnie wyglądającą drabinkę, prowadzącą na samą górę.

-Zobaczmy w czym siedzimy...- mruknął i zaczął wspinać się w górę.

Po kilkunastu minutach był na szczycie, skąd miał doskonały widok na całą okolicę. Poza pustynią i domkami widać było lotnisko i kawałek trasy jednoszynowej kolei, prowadzącej gdzieś w okolice miasteczka. W kilku miejscach King dojrzał zalesione tereny, jednak kolor zieleni był dziwnie nienaturalny, jakby zgniły, ale bardzo soczysty.
Dodatkowo, na pustyni można było zauważyć dziwne kształty, na wpół zakopane w ziemi. Wyglądało to jak jedno wielkie pole minowe, uzbrojone na prawdę dużymi ładunkami. Bezpieczna wydawała się tylko droga i przestrzeń na kilka metrów od niej. Miny rozłożone były w miarę równomiernie, jednak przy innych dużych nadajnikach były „posadzone” gęściej.
Kiedy zaczął przyglądać się budynkom w mieście, zauważył, że większość z nich odbija światło słoneczne. Tak jakby pokryte były jakiś ciemnym, odblaskowym szkłem, lub czymś takim.

Wszystko wyglądało, jakby Bridgeport było stworzone jako osiedle dla pracowników jakiejś bazy wojskowej, z którą było połączone przez kolej. Może chodzi nawet o Sedone...
King miał coraz większe przeczucie, że to miasteczko nie jest tak normalne, jak je opisują jego mieszkańcy.

Nie widząc lepszej perspektywy spędzenia najbliższych godzin, postanowił przejść się po obrzeżach miasteczka. Chciał poznać okolicę jak najlepiej, a przy okazji rozejrzeć się za czymś ciekawym. Włócząc się po pustkowiu wokół Bridgeport natrafił na coś ciekawego. Była to metalowa klapa wbudowana w ziemię. King kucnął przy niej, szarpnął za uchwyt i otworzył właz.
W środku dało się zauważyć tylko drabinkę schodzącą w dół betonowego, zatęchłego tunelu. Reszta tonęła w ciemności.

Szaman uznał, że nie ma sensu wchodzić do środka, jeżeli nic się tam nie zobaczy. Wrócił do domu, skąd zabrał kilka rzeczy, z których miał zamiar zrobić prowizoryczną pochodnię (noga od stołu, trochę szmat i gorzała).
Kiedy był z powrotem przy włazie, słońce było prawie w zenicie. King złożył swoją pochodnię i zaczął schodzić w dół. Klapę zostawił uchyloną, przez położenie kilku kamieni na krawędzi włazu tak, aby nie rzucało się w oczy to, że ktoś ją otworzył.
W końcu dotarł na sam dół, gdzie odpalił pochodnię i ostrożnie, z przygotowanym w ręku magnumem ruszył do przodu.
 
Zak jest offline