Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 12:30   #42
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dzień dłużył się Amy niemiłosiernie. Wysprzątała całą świątynię na błysk, zjadła obiad, wykonała wszystkie zlecone przez kucharkę zadania a nie było jeszcze nawet popołudnie! Do wieczora - z sumiennością, która zadziwiła zarówno Zimirę jak i ją samą - studiowała podstawowe modlitwy i rytuały, jednak mimo tylu zajęć czuła się żwawa i pełna energii. Kapłanką! Ona! Niesamowite... Raz po raz spoglądała na piękny wisior, który przezornie ukryła pod sukienką, myśląc jaką niespodziankę sprawi Ravovi gdy ten opuści już Dziurę. Na pewno jej nie uwierzy! Ale jak może nie uwierzyć, skoro na szyi wisiał niezbity dowód jej kapłaństwa? Tak wspaniałych rzeczy nie rozdawano byle komu. Kwestię objawienia postanowiła jednak odłożyć na potem. Sama nie mogła do końca uwierzyć w to, że Habbakuk przemówił do niej - nieważne już w jakiej postaci - trudno więc, by uwierzył kto inny. Była bardzo ciekawa czy Zimira powiadomi resztę akolitów i ojca Edrina o wstąpieniu Amarys w szeregi kapłanów Świątyni Dobrych Bogów. Może nawet Dorośli zwołają Zebranie i pokarzą wszystkim jaka jest teraz ważna, a akolici przestaną traktować ją wreszcie jako zawadę i gorszy gatunek człowieka? Amy rozmarzyła się na ta myśl, ale zaraz wzdrygnęła się z przestrachu. Dorośli mogą przecież zażądać, by odpracowała czas spędzony w przytułku, a tego stanowczo nie chciała. Na zewnątrz murów Domu dla Sierot Radnego Binleya czekała przecież Przygoda! Przygoda, której początek leżał bezpiecznie w kieszeni jej fartucha. Uśmiechnęła się do siebie. W natłoku wydarzeń prawie zapomniała o pamiętniku i mapie, lecz był jeszcze na nie czas. Jutro chłopcy wyjdą z Dziury - pośrednio dzięki NIEJ! - i razem zaplanują co dalej. A jeśli na prawdę nadchodzą Ciężkie Czasy, ona pomoże je zwalczyć! Ha!

Ku rozczarowaniu dziewczynki noc również się dłużyła. Amy chciała, by był już poranek a chłopcy triumfalnie przyszli na śniadanie. Znając Zimirę wypuszczą pewnie i Tych Trzech przy okazji, lecz była to tylko drobna niedogodność w obliczu odzyskania przyjaciela. A może przyjaciół... Habbakuk mówił przecież, że powinni teraz trzymać się razem. Wyobraziła sobie jak wspólnie wędrują przez zielone lasy, zakurzone gościńce i pola pełne dojrzewającego zboża. Może gdy znajdą skarb buntowników stać ich będzie na zakup wierzchowców, a wtedy będą galopować słysząc tylko wiatr w uszach? Raz czy dwa pozwolono jej się przejechać na koniu i było to wspaniałe (acz nieco bolesne) uczucie. Zaprzyjaźni się ze swoim, może i nawet kiedyś zrozumie jego język? Zimira rozmawiała przecież ze zwierzętami. Kiedyś... to słowo przewijało się przez wszystkie myśli, marzenia i pomysły jak niewidzialny łańcuch trzymający ja w miejscu. Przecież "kiedyś" równie dobrze mogło znaczyć: "nigdy"!

Amarys szarpnęła się ze złością w pościeli. Było tak okropnie duszno i na dodatek powietrze cuchnęło czymś dziwnym. Jak może marzyć o szerokich przestrzeniach, skoro dusi się w tej... spalni! Czy te dziewuchy nigdy się nie myją?! Z irytacją rozejrzała się wokół i dopiero wtedy poczuła jak bardzo COŚ jest nie tak. To nie dziewczęta ani pościel, nie duchota po całodziennym upale czy nadwrażliwość spowodowana zmęczeniem. Coś... coś czego nigdy wcześniej nie czuła było tu teraz. W nagłym poczuciu odpowiedzialności za innych Amy usiadła w pościeli i zaczęła nasłuchiwać, "czuć" tak bardzo jak tylko potrafiła mając nadzieję, że do pokoju wpadnie zaraz Zimira albo któryś z kapłanów i przegoni złe stwory, które na pewno czaiły się gdzieś w tym dziwnym księżycowym świetle. Nikt jednak nie przyszedł a otoczenie zdawało się jej coraz bardziej nierealne. Wzięła głęboki oddech by się uspokoić, lecz zrobiło się jej tylko niedobrze. Czuła jak gdyby odległy swąd spalenizny, ziemi i... zła? Jak zło może mieć w ogóle zapach? Rzuciła się na łóżko i zakryła kołdrą głowę, lecz zaraz odkryła ją z powrotem. Była tutaj tylko ona, musi wiec być dzielna. W końcu była kapłanką... prawda?

Pisk zabrzmiał w nocnej ciszy jak wystrzał. Myszka-albinoska była dziwem nawet bez faktu, że wyraźnie pokazywała, by Amy szła za nią. Może myszka była pokojówką Habbakuka? Albo też jego kapłanką? W końcu bóg zapewne nie rozróżniał na ludzi i zwierzęta. Idąc po zimnej posadzce Amy pomyślała, że powinna być chyba bardziej zdziwiona rozgrywającymi się tej doby wydarzeniami. Kiedyś słyszała, że dzieci mniej dziwią się wszystkiemu, gdyż nie wiedzą jeszcze jak świat powinien funkcjonować; za to zachwycają się nim bardziej. Ona nie czuła się w tej chwili specjalnie zachwycona. Bardziej... spełniona? Nawet mimo strachu, jaki odczuwała stąpając w dziwnym blasku Solinari.

Kolejne minuty były jak sen. Przemykanie miniaturowymi, pełnymi kurzu i pajęczyn (?!) przejściami, chór mysich głosów w jej głowie, łaskoczące o ściany wąsy i przemożna ochota na ser mieszały się w niesamowity koktajl wrażeń, który ustał nagle po wbiegnięciu do olbrzymiego (jak dla myszy) korytarza. Potem zaś mysią duszę Amarys zalała kolejna fala wrażeń: strach przez przyjaciółmi i przemożna chęć, by podbiec do nich i ostrzec... tak, ostrzec o tym, co górowało nad nią, nad nimi, nad wszystkim sprawiając, że niemal dusiła się ze przerażenia i smrodu, jaki to coś wydzielało. Na sztywnych łapkach wędrowała w ich stronę tylko siłą woli pchając małe ciałko do przodu. Krok za krokiem zbliżała się do chłopców, a ciemność gęstniała z każdą cenną sekundą. Coś mówili, lecz Amy-myszka nie słyszała ich, skupiona jedynie na kotłujących się za plecami Trzmiela mackach. Miała poczucie, że wszystko porusza się jak gdyby w zwolnionym tempie, lecz gdy potwór zawisł nad chłopakiem, a pochodnia zgasła przyduszona jego mocą Amarys nie miała już czasu żeby się zastanawiać czy bać. Jak gdyby pchana niewidzialną siłą skoczyła w stronę Degarego wracając do własnej postaci, pragnąc odciągnąć go - ich wszystkich - od zjawy. A ta była tak blisko, tak straszliwie blisko, że odór spalenizny i zła niemal ją dusił!
- Zostaw ich! - wrzasnęła - Wynoś się skąd przyszedłeś! Won do piekła! W imię... w imię Habbakuka!
 
Sayane jest offline