Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 13:20   #44
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciąg dalszy całkowicie wspólnego posta.

Rav nie miał pojęcia, czemu Amy go się czepia. Chciała, żeby stał i patrzył? Nic nie robił? Nie dość, że Ci Trzej, to jeszcze jakieś czarne paskudztwo, wyciągające po nich swoje macki?
Być może nie miał racji i atakowanie czarnego cienia zwykłą pochodnią było bez sensu? Ale co miał zrobić? To 'coś', co rozciągało się we wszystkich kierunkach nie wyglądało na podatne na uderzenia nożem.
Pozostawała pochodnia. Albo ucieczka. Ale na to była chyba już za późno...
Zadał cieniowi kolejny cios pochodnią.

Tym razem Trzmiel nie walczył z przerażeniem. Był z nich najmłodszy... Czego mógł od siebie wymagać? Coś w nim aż krzyczało, by się poddał. W ciemności nie poczuje już nic. Nawet strachu. Niech tylko nic nie robi przez parę chwil i będzie po wszystkim. Zupełnie po wszystkim.
- ... zupełnie po wszystkim, zupełnie po wszystkim, zupełnie po wszystkim... – szeptał cichutko z zamkniętymi oczyma. Ręką kurczowo trzymał się rękawa kaftanu Rava, który w pewnym momencie mu się wyrwał. Nie otwierał oczu. Głos Amarys. Coś mówiła.... chyba do Rava. I znów jej krzyk. Mocny... Nie. Bezcelowy. Tak, ale... Ale naprawdę mocny... Przestał szeptać i słuchał jak dziewczyna powołując się na imię Pana Niebios staje naprzeciw zjawy. A on stoi jak kołek i nawet nie drgnie czekając na zgotowany mu los. Otworzył oczy... ciemność tworzyła już wokół nich niemal doszczętnie zamkniętą sferyczną kopułę. Zdawała się ruszać. Tchnąć plugawym życiem. Serce Trzmiela waliło jak szalone... Oddychał głośno, szybko i płytko z szeroko otwartymi oczami obserwując to co kapłani z przytułku przeoczyli w jego fundamentach... a może właśnie nie?
W otwartym przez Aglahada przejściu coś przebijało się przez ciemność... Ta sama co wcześniej poświata, tylko, że... jej kształt nabierał konkretnych konturów. Młody mag zmrużył oczy. Czas jakby zwolnił... Tam... tam stał jakiś mężczyzna. Ciemność uniemożliwiała dojrzenie rysów twarzy, ale sylwetka była wyraźna... jakby to migotliwe światło obszywało ją wokół ciemnej pustki powietrza nadając jej widmowego, ale i dziwnie znajomego widoku. Oddech Trzmiela spowolnił. Wyrównał się. Serce uspokoiło. Spocona z trawiącego gorącem strachu dłoń, przestała drżeć. Czuł, że właśnie dzieje się coś co miało się wydarzyć. Jakby to wszystko ktoś zaplanował i nad tym trzymał pieczę. Coś, co nie może mieć złego końca jeśli się to zrozumie. Patrzył przez tą krótką chwilę prosto na eteryczną postać i wiedział. Nie wiedział co dokładnie, ale zdawał sobie sprawę, że to coś dobrego. Kogo mu przypominała? Niepostawna i nieimponująca, ale jednak... tak znajomo epatująca... Płomień pochodni, którą Rav rozganiał zacieśniający się wokół nich mrok przemknął pomiędzy nim, a świetlistym widmem. Twarz starszego chłopaka wyglądała na rozwścieczoną. Walczył. I Trzmiel też musiał... raz jeszcze spojrzał w otwór naruszonego przejścia, lecz tym razem już nic tam nie było... Widmo tak samo nagle jak się tam pojawiło, zniknęło. Tak jak chaos w głowie młodego maga gdzie po tym wszystkim pozostało jednak coś... jakby echo niezrozumiałych słów, które usłyszał....
A czas znów gonił. Znów zrobiło się go mało i myśli miast błądzić wokół chęci poddania się, szukały rozwiązania tej sytuacji. Myśl! Masz jeszcze tylko jedno, ostatnie zaklęcie... Myśl! Zakazana animacja... Nekromancja... Samoistna, lub osobowa... Magiczna dziedzina potępiana przez ścieżkę życia. Żeby jeszcze mógł rzucić jakiś czar z tej ścieżki... Słowa Amarys nadal było słychać w korytarzu mimo iż dziewczyna skończyła już mówić... No jasne... Drobne odblaski na zbierających się wokół chłopaka magicznych nitkach, już zaczęły lśnić gdy jeszcze szukał w pamięci najlepszego obiektu... w kieszeni spodni wymacał zwitek poprutych ze starej koszuli nitek. Czuł jak w palcach podporządkowują się słowom mocy, które miał już na końcu języka.
- Sohane et selai – szepnął w końcu przymykając oczy.

Aglahad czuł jak wiotczeją mu wszystkie mięśnie. Nawet serce, które do tej pory łomotało jak szalone teraz wyraźnie zwolniło. Chłopakowi zdawało się, że między każdym kolejnym jego uderzeniem mijają długie minuty. Po fali zdziwienia i radości po przybyciu Amarys nie zostało już ani śladu. Przyszedł czas by się poddać. Co mogli zrobić? Cztery sieroty przeciw czemuś, czego nawet nie potrafił nazwać. Jakiejś strasznej, mistycznej sile. Przecież oni wszyscy umrą. Praktycznie już umarli, teraz musiały tylko nastąpić formalności.
W przejściu, które przypadkiem otworzył, Aglahad dostrzegł coś dziwnie znajomego. Nie była to żadna postać, prędzej przedmiot. Nawet nie przedmiot a fragment pomieszczenia. Dobiegająca z kominka przyjemna poświata przypomniała mu stare czasy. Tak stare, że zapomniał o nich podczas pobytu w nowym domu. Zaraz, jednak ktoś tam był, krzątał się po pomieszczeniu.. ścierał kurz z kominka. Aglahad wytrzeszczał oczy, starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów. Paraliżujący go strach gdzieś ustąpił. Wizja rozmyła się, gdy zrobił pierwszy niepewny krok. To już nie wróci.. liczy się tu i teraz. I przyjaciele! Właśnie.. co z nimi?
Rav wymachiwał pochodnią, Amarys wrzeszczała, a Trzmiel recytował zaklęcia. Biedny Aglahad bardzo chciał coś zrobić, ale nie miał pojęcia co. Wszystkie ważniejsze role już zajęto. Jedyne co przychodziło mu do głowy to ucieczka. Przecież to oczywiste, że powinni uciekać! No bo po co z Tym walczyć! No ale tamci jak na złość uciekać nie chcieli. Chłopak zupełnie już zgłupiał…
- Trzmiel..! – syknął do mamroczącego coś kolegi. – Trzmiel..! Co ja mam właściwie robić?

Krótka inkantacja uwalniała magiczne sploty z dłoni młodego maga, w której nadal znajdowały się odbijające światło pochodni zwinięte w kłębek nici. To był ten moment... Takiego zaklęcia jeszcze nigdy nie rzucał. Przez mięśnie dłoni przechodziły słabe skurcze i mrowienie od magicznej energii, która delikatnie pulsowała w żyłach...
Lekkie, acz nagłe szarpnięcie za rękaw sprawiło, że stracił na chwilę koncentrację. Myśli zgubiły na chwilę swój właściwy tor, a ostatni strumień magii szarpnął się niczym spłoszony koń i opuścił dłoń rzucającego... Trzmiel zamarł spoglądając jak uwolnione, nitki magii, kapryśnie przybierają nadanych im nadwerężonych zarysów. Czar został rzucony poprawnie... tak samo jak inkantacja... ale magia to nie nauka ścisła. Koncentrator nie jest tu ozdobą... Oh, niechże choć raz, los mu nie rzuca kłód pod nogi...
- Aglahad...- spojrzał z wyrzutem i przerażeniem w oczach w jednym, na kolegę - A niech cię gęś kopnie ciemniaku!... Za tobą!
Upomniał go w sam raz, by młody łotrzyk zdążył machnąć pochodnią w sięgającą po nich uwitą z ciemności mackę...
 
Kerm jest teraz online