Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:27   #61
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podczas gdy ludzie i elf zajmowali się przyziemnymi sprawami czekając na ozdrowienie tego ostatniego, Helfdan ostrożnie przemierzał przestronne korytarze szukając wrogów, pułapek, skarbów, ale przede wszystkim (no, może nie przed skarbami) wyjścia. Póki co jednak jedyne, na co się natykał to brud, smród oraz pułapki, które pieczołowicie oznaczał w poczuciu odpowiedzialności za resztę drużyny. W końcu był ich przywódcą! Mówi się, że niektórzy mają więcej szczęścia niż rozum; najwyraźniej tropiciel rozum miał, gdyż za piątym razem usłyszał jęk zwalnianej... a potem pękającej cięciwy i świst bełtu, który przeczesał mu włosy na brodzie. Może więc jednak szczęście? Od tej pory Helfdan uważał jeszcze bardziej; gdy zaś natknął się na niezbyt dobrze ukryte - ale jednak - pomieszczenie, w którym ktoś mógł swobodnie zaczaić się na przechodzących korytarzem podróżników okazało się, że niestety nie może już uważać bardziej.

Kilkadziesiąt kroków dalej tropiciel natknął się na dużą komnatę pełną stołów z uchwytami, zardzewiałych narzędzi niewiadomej przydatności oraz... zamkniętych klatek, w których leżały stare, rozpadające się szkielety dziwnych potworów; niektórych o niepokojąco humanoidalnych kształtach. Nic żywego, nic znanego - półelf ruszył więc dalej. Oliwy nie wypaliło się wiele, ocenił więc, że nie chodził więcej niż pół godziny.

Po kolejnych kilkudziesięciu metrach korytarz rozgałęził się. Wokół cuchnęło pleśnią, wilgocią i moczem - "Nie tylko zwierzęcym!", rzekł nos Helfdana. Żaden z korytarzy nie prezentował się wybitnie interesująco, mężczyzna ruszył więc lewym, który - co ciekawe - nie zawierał praktycznie żadnych pułapek, a nieliczne znalezione były już zużyte. Tu nie było żadnych komnat, ukrytych wnęk czy pokoi. Korytarz wił się wyraźnie w dół, a śliska podłoga i kapiące d czasu do czasu z sufitu krople świadczyły, że zapewne gdzieś w pobliżu przepływa podziemna rzeka lub przynajmniej źródełko. Nagle, przed kolejnym zakrętem półelf dostrzegł majaczącą w półmroku ludzką sylwetkę. Kobiecą sylwetkę, należałoby dodać, w stroju poplamionym czymś ciemnym - może błotem, a może krwią... Nie niosła lampy ani pochodni; gdy zaś Helfdan stanął, stanęła i ona, po czym odwróciła się i nieśpiesznie ruszyła z powrotem, z tropicielem skradającym się czujnie za plecami. Postać od czasu do czasu odwracała się, nie zmieniła jednak ani tempa ani kierunku, aż w końcu zniknęła w czymś, co mogło być dużą salą lub jaskinią. Uszu Helfdana dobiegł cichy szum wody.



Tropiciel ostrożnie podszedł na skraj komnaty, jednak światło lampy nie objęło tajemniczej nieznajomej. W półcieniu zamajaczyły mu trzy sylwetki: dwie humanoidalne, trzecia zaś miała niewiele ponad pół metra wysokości, za to była szeroka na co najmniej trzy. On nie widział kim - lub czym - byli, oni zaś z pewnością dostrzegli blask jego lampy. Czym prędzej ukrył ją pod płaszczem i zaczął ostrożnie wycofywać się z progu sali; po kilku krokach jednak usłyszał zza pleców głośny chlupot, warczenie i odgłosy walki. Helfdan nie byłby Helfdanem, gdyby dał się pokonać rozsądkowi. Zawrócił i wszedł do sali, oświetlając walczących oliwną lampą Aesdila.

Było na co patrzeć. W sięgającej do kolan wodzie, która zakrywała dolną część sali stała niebrzydka kobieta w brudnej halce, o zgniłozielonych włosach i czarnych jak smoła oczodołach. Wokół niej to wznosił się, to opadał złoty dym (czy też mgła), przybierając koszmarne kształty wyszczerzonych paszcz i krzyczących w przerażeniu twarzy. Przed nią zaś, na poziomie wody stało coś, co przypominało wielką jaszczurkę z kolcami na grzbiecie i o kończynach przypominających nogi pająka. Jedna z nóg zwisała bezwładnie, brocząc krwią, a potwór szykował się właśnie do kolejnego ataku na kobietę. I wszystko było by może dobrze, gdyż oboje byli zajęci sobą, gdyby z drugiej strony wejścia nie odezwał się nagle cienki, lecz dziwnie gardłowy głos:
- Mamusiu... przyprowadziłam ci śniadanko...


 
Sayane jest offline