Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2010, 15:27   #61
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podczas gdy ludzie i elf zajmowali się przyziemnymi sprawami czekając na ozdrowienie tego ostatniego, Helfdan ostrożnie przemierzał przestronne korytarze szukając wrogów, pułapek, skarbów, ale przede wszystkim (no, może nie przed skarbami) wyjścia. Póki co jednak jedyne, na co się natykał to brud, smród oraz pułapki, które pieczołowicie oznaczał w poczuciu odpowiedzialności za resztę drużyny. W końcu był ich przywódcą! Mówi się, że niektórzy mają więcej szczęścia niż rozum; najwyraźniej tropiciel rozum miał, gdyż za piątym razem usłyszał jęk zwalnianej... a potem pękającej cięciwy i świst bełtu, który przeczesał mu włosy na brodzie. Może więc jednak szczęście? Od tej pory Helfdan uważał jeszcze bardziej; gdy zaś natknął się na niezbyt dobrze ukryte - ale jednak - pomieszczenie, w którym ktoś mógł swobodnie zaczaić się na przechodzących korytarzem podróżników okazało się, że niestety nie może już uważać bardziej.

Kilkadziesiąt kroków dalej tropiciel natknął się na dużą komnatę pełną stołów z uchwytami, zardzewiałych narzędzi niewiadomej przydatności oraz... zamkniętych klatek, w których leżały stare, rozpadające się szkielety dziwnych potworów; niektórych o niepokojąco humanoidalnych kształtach. Nic żywego, nic znanego - półelf ruszył więc dalej. Oliwy nie wypaliło się wiele, ocenił więc, że nie chodził więcej niż pół godziny.

Po kolejnych kilkudziesięciu metrach korytarz rozgałęził się. Wokół cuchnęło pleśnią, wilgocią i moczem - "Nie tylko zwierzęcym!", rzekł nos Helfdana. Żaden z korytarzy nie prezentował się wybitnie interesująco, mężczyzna ruszył więc lewym, który - co ciekawe - nie zawierał praktycznie żadnych pułapek, a nieliczne znalezione były już zużyte. Tu nie było żadnych komnat, ukrytych wnęk czy pokoi. Korytarz wił się wyraźnie w dół, a śliska podłoga i kapiące d czasu do czasu z sufitu krople świadczyły, że zapewne gdzieś w pobliżu przepływa podziemna rzeka lub przynajmniej źródełko. Nagle, przed kolejnym zakrętem półelf dostrzegł majaczącą w półmroku ludzką sylwetkę. Kobiecą sylwetkę, należałoby dodać, w stroju poplamionym czymś ciemnym - może błotem, a może krwią... Nie niosła lampy ani pochodni; gdy zaś Helfdan stanął, stanęła i ona, po czym odwróciła się i nieśpiesznie ruszyła z powrotem, z tropicielem skradającym się czujnie za plecami. Postać od czasu do czasu odwracała się, nie zmieniła jednak ani tempa ani kierunku, aż w końcu zniknęła w czymś, co mogło być dużą salą lub jaskinią. Uszu Helfdana dobiegł cichy szum wody.



Tropiciel ostrożnie podszedł na skraj komnaty, jednak światło lampy nie objęło tajemniczej nieznajomej. W półcieniu zamajaczyły mu trzy sylwetki: dwie humanoidalne, trzecia zaś miała niewiele ponad pół metra wysokości, za to była szeroka na co najmniej trzy. On nie widział kim - lub czym - byli, oni zaś z pewnością dostrzegli blask jego lampy. Czym prędzej ukrył ją pod płaszczem i zaczął ostrożnie wycofywać się z progu sali; po kilku krokach jednak usłyszał zza pleców głośny chlupot, warczenie i odgłosy walki. Helfdan nie byłby Helfdanem, gdyby dał się pokonać rozsądkowi. Zawrócił i wszedł do sali, oświetlając walczących oliwną lampą Aesdila.

Było na co patrzeć. W sięgającej do kolan wodzie, która zakrywała dolną część sali stała niebrzydka kobieta w brudnej halce, o zgniłozielonych włosach i czarnych jak smoła oczodołach. Wokół niej to wznosił się, to opadał złoty dym (czy też mgła), przybierając koszmarne kształty wyszczerzonych paszcz i krzyczących w przerażeniu twarzy. Przed nią zaś, na poziomie wody stało coś, co przypominało wielką jaszczurkę z kolcami na grzbiecie i o kończynach przypominających nogi pająka. Jedna z nóg zwisała bezwładnie, brocząc krwią, a potwór szykował się właśnie do kolejnego ataku na kobietę. I wszystko było by może dobrze, gdyż oboje byli zajęci sobą, gdyby z drugiej strony wejścia nie odezwał się nagle cienki, lecz dziwnie gardłowy głos:
- Mamusiu... przyprowadziłam ci śniadanko...


 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:28   #62
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
~A czy ja wyglądam na kogoś kto się ZNA na nieumarłych, co ja nekromanta plugawy? ~ miał ochotę spytać barda Manorian.

W swoim dotychczasowym życiu mało miał do czynienia z ożywieńcami. Choć wraz z Praxorem i kilkoma braćmi walczył z widmem, które zagnieździło się na cmentarzysku opodal Silverymoon, to jednak spotkań z tymi przeklętymi istotami mógł jak dotąd zliczyć na palcach jednej ręki.
Ciarki przeszły po plecach młodego sługi Tyra na wspomnienie tej strasznej nocy, gdy wraz z paladynem przemierzali zasnute mgłą alejki cmentarza, rozświetlane tylko zimnym blaskiem księżyca i pochodni. Pamiętał dokładnie krzyki strażników, gdy bezcielesny stwór z potępieńczym wizgiem wychynął z mroku i rzucił się na jednego z nich. Nieszczęśnik dotknięty jego szponiastą ręką w mgnieniu oka usechł niczym kwiat pozbawiony wody. Cudem tylko trzech kapłanów i paladyn zdołali unicestwić potwora. Jednak trzech z pięciu strażników, którzy wybrali się z nimi nie wróciło do swych domostw tej nocy.


Manorian wiedział co prawda trochę więcej o nieumarłych z klasztornych ksiąg i wykładów Ojca Ixiona, jednak niewiele ponadto. Jego wiedza głównie świadczyła o tym, iż powstawali oni jeśli śmierć ich doczesnego ciała została w jakiś sposób zakłócona. Czasem zdarzało się, że dusza pragnęła dalej wieść materialną egzystencję, lub nie dokończona sprawa w Torilu kotwiczyła ją na tym planie egzystencji w wypaczonej formie. Czasem gniew, nienawiść ale i miłość - silne emocje mogły sprawić, iż umierający nieszczęśnik powracał do "życia" w postaci upiora, zjawy czy strzygi. Jednak te przypadki były raczej marginalne.

Głównie nieumarłych widywało się za sprawą, o zgrozo żywych. Ożywione szkielety, zombi czy przeraźliwe Licze były zasługą złowrogiej magii, eliksirów czy zakazanych praktyk. Choć w większości wypadków takie ożywione zwłoki, czy kości były na ogół bez wolnym narzędziem w rękach plugawych czarowników, to istoty pokroju Liczy były już stokroć groźniejsze.

Iulus nie chciał nawet rozumieć jaka pokręcona i plugawa idea może narodzić się w myśli maga, który chce transformować własne ciało i jaźń w tak ohydną istotę jaką jest Licz.
Czy chęć posiadania potęgi i nieśmiertelności, może być tak wielka by być zdolnym do wypaczenia własnego ciała?
Najwyraźniej niestety tak. Póki więc ludzkość, nie wyzbędzie się egoizmu, akceptując Boskie prawa, słudzy jasności będą potykać się w boju z mrocznymi siłami, będą przelewać krew za niewinnych.
Manorian westchnął, gdyż zdawał sobie sprawę, iż taka walka może nie mieć końca.

Kapłan potrząsnął głową napominając się słowami starego Ixiona - "Wątpliwości są przyczynkiem herezji"

Ze zdwojona siłą kapłan zabrał się za nasączanie oliwą szmat owiniętych wkoło starych desek.
- Mam nadzieję, że Helfdan sam sobie poradzi - mruknął odkładając ostatnią pochodnie - wydaje mi się ze już dość długo go nie ma, a Wam ? - spojrzał po towarzyszach.
- Będziemy tutaj odpoczywać, czy jeśli tropiciel coś znajdzie podążymy dalej ? Jeśli Aesdil jest w stanie to ja mogę ruszać, jeszcze trochę Bożych Darów mam do wykorzystanie.

Mówiąc to wstał i podszedł do korytarza którym ruszył wcześniej półelf. Przystanąwszy u jego wylotu spróbował wejrzeć w głąb mając nadzieję, że zobaczy wracającego zwiadowcę.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:29   #63
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
gościnnie nieprzystępne panienki dzięki nieuprzejmości MG

__________________________________________________ ___________
_____________________________






Trudno to było nazwać zwiadem biorąc pod uwagę fakt, iż większość żyjących w tych podziemiach stworzeń widziało w ciemnościach… w przeciwieństwie do półelfa. Światło lampy choć osłonięte za płótnem to jednak z daleka było widoczne. Dlatego tropiciel musiał się wznieść na wyżyny swoich umiejętności zarówno tych związanych z cichym poruszaniem się jak również zwracania uwagi na najdrobniejsze szczegóły otoczenia czy dźwięki. Był w końcu tym, który występował w różnych opowieściach ze stwierdzenie „– poczekajcie tutaj, sprawdzę co tam jest” i z reguły już nie wracał. Cóż… Helfdan nie był z tych co się dałby w kaszy bez skwarek zjeść dlatego podążał w głąb mrocznych korytarzy.

Jakiś pieprzony psychopata urządził sobie tutaj jakieś laboratorium połączone z pomieszczeniami przeznaczonymi dla „żywego inwentarza”… pomimo, iż przyglądał się wszystkim pomieszczeniom dość dokładnie nie znalazł niczego godnego uwagi. Zgodnie z zapowiedziami jakie złożył paladynowi systematycznie zaznaczał swoją drogę. Co dziesięć metrów po lewej stronie zostawiał po sobie ślad. Kolejny debil postarał się o pozakładanie tutaj pułapek… jedna na drugiej, jakby się wściekli. Szczęściem nie pierwszy przemierzał te korytarze, jak również mechanizmy wielu z nich nie były przewidziane na taką żywotność. Mimo wszystko jeden bełt skołtunił mu brodę.

Już miał wracać gdy kogoś zobaczył. Jakby jakieś młode dziewczę… tego nawet Helfdan nie mógł się spodziewać. Najeżone pułapkami korytarze pełne szkieletów i jakaś młódka. Włosy na karku mu się zjeżyły. Gnany ciekawością podążał za nią – ona udawała, iż nie dostrzega światła jakie się roztaczało wokół niego a on stawał na głowie żeby nie stracić życia. Zaczynało to już przypominać długą wędrówkę gdy przed półelfem otworzyła się wielka komnata. Miejsce, w którym mogliby mu wejść za plecy. Postanowił się wycofać, sprawdzić czy to nie pułapka… czy ktoś nie spróbuje za nim iść. Nie próbował!

Do jego uszu dobiegł odgłos walki.

- Co jest? Zapytał sam siebie. Ostrożnie ruszył dalej.

Nie krył zdziwienia. Jakaś panna wywijała balety w chmurze złotawej mgły przed jakimś stworem. Ni to pająk ni to jaszczur. W starciu między kobitką, a potworem ten drugi z całą pewnością nie był górą. A ona w swojej egzotyce była wcale pociągająca. Nim jednak jakakolwiek kosmata myśl przebiegła mu przez łepetynę odezwała się ta, za sprawą której się tutaj zjawił.

- Mamusiu... przyprowadziłam ci śniadanko...


Nie zabrzmiało to jak zachęta do zabawy wręcz przeciwnie, a dziwnie gardłowy głos dodawał temu wszystkiemu posmak dziwaczności. Helfdan zapragnął zbliżyć się do tajemniczej nieznajomej… tym bardziej, że niewiasta z zielonkawymi włosami radziła sobie nad wyraz dobrze.

- Coście za jedne, dzierlatki? Co się tutaj dzieje do jasnej cholery!
Zerwał się do biegu by znaleźć się jak najszybciej tej młodszej. Miał jednak na uwadze też co się działo w bajorze. Ta na jego widok rozdarła się: iiidź sobieee... Mamooo!!, i rzuciła w stronę zamglonej kobiety. Helfdan zauważył, że w czasie biegu w ogóle nie widać było jej lewej nogi do wysokości kolana, choć słychać było tupot obydwu. Kobieta odwróciła się w ich stronę, jaszczuropająk skorzystał więc z okazji i rzucił się na nią z głośnym rykiem.

Helfdan nie dawał za wygraną, próbował przeciąć młodej drogę, a ci którzy go znali wiedzieli że jak chce dorwać jakąś dziewkę to bez wątpienia ją ucapi. Wcześniej czy później! I całkiem nieźle mu szło. Dziewczyna w biegu poruszała się dość niezgrabnie, zderzyli się więc przed linią wody i potoczyli w nią, spleceni. Dziewczyna wiła się w uścisku tropiciela, wyjąc i kopiąc nogami... A raczej nogą! Na oczach Helfdana lewa łydka rozpadła się na drobne kropelki i zniknęła w wodzie. Dziewczę dalej wyło głucho, wywracając oczami, a jej paznokcie powoli zaczęły przeradzać się w szablaste szpony, zahaczając już o spodnie mężczyzny. Z boku dobiegł skowyt jaszczura, a woda zabarwiła się krwią.

Być może powinien się teraz zastanawiać kto tu jest dobry, a kto zły. Czy dziewczyna się zmienia bo myślała, że chce jej zrobić krzywdę albo czy go zwabiła tutaj by skosztować jego białe mięsko. Może powinien zakończyć jej żywot krótkim ciosem kukri nim jeszcze przemieni się w groźną bestię jednak Helfdan nie byłby Helfdanem gdyby łatwo mu przychodziło zabijanie kobiet… tym bardzie, że już za chwilę po dziewczynie nie powinno być śladu. Odskoczył

- Spokojnie maleńka! Nie wiedziałem, że z ciebie taka kocica.
Mówił odchodząc od kuternogi cofając się w kierunku wyjścia mając jednocześnie przed sobą całą trójkę. – Chyba dziewczyny mnie z kimś pomyliłyście. Nie wyglądam przecież na soczystego wieprzka. Może na zdrowego ogiera... Pomimo dramatycznej sytuacji sypnął jakimś typowym dla siebie żartem. Dał ostatnią szansę panienkom aby się opamiętały. Nie raz już bywał pożerany, ale póki co tylko wzrokiem...

Szabla pewnie spoczywała w jego prawicy, jednak nisko opuszczone ostrze gotowe raczej było do szybkiego ciosu z dołu niż zastawy. W lewicy lampa, a na przedramieniu prostokątny puklerz. Cofał się tak by zielonowłosa dziewoja nie zasadziła mu jakiś czarem na dzień dobry. Cofał się tak do czasu aż na wilgotnej podłodze nie wyczuł stopami nierówności stanowiącej świetne oparcie dla jego butów. Dające mu szansę na błyskawiczny wypad bez ryzyka poślizgnięcia.

Dziewczyna nie wykazała zainteresowania soczystością Helfdana. Gdy tylko ją puścił przewróciła się na brzuch i jęcząc, na czworakach zaczęła uciekać w stronę zielonowłosej kobiety, która tymczasem powróciła do pastwienia się nad jaszczurem. Potwór szarpał się i rzucał w złotej mgle, która trzymała go jak klatka. Część oparu uformowała dwa bicze; kobieta leniwymi, niedbałymi uderzeniami chlastała ciało jaszczura, metodycznie odcinając mu kolejne kończyny, przy wtórze wycia i skomlenia konającego zwierza. Jej twarz pozostała bez wyrazu; ciężko było określić, czy czerpie przyjemność z torturowania przeciwnika, czy podchodzi do tego jak do szatkowania mięsa na obiad. Podobnie nie okazała emocji, gdy czarnulka dobiegła wreszcie do niej i przylgnęła mocno, jak wystraszone zwierzątko. Przez plusk wody, mlaskanie rozcinanego ciała i wycie jaszczuropająka Helfdan usłyszał jej zapłakany głos:

- Mamusiuuu... odpadła mi nóżka...

I oto na oczach zaskoczonego tropiciela - choć w takiej sytuacji chyba niewiele już mogło zaskoczyć - złoty bicz odciął dolną część jednej z kończyn pająka, która unoszona przez wodę podpłynęła do dziewczyny i jakiś cudownym sposobem przykleiła się do jej kikuta, na powrót ożywając. Czarnulka zaczęła skakać i tańczyć radośnie jak dziecko, które dostało nową zabawkę, a kobieta zakończyła męki potwora jednym ruchem odcinając mu głowę. Wielki, łuskowaty łeb upadł niedaleko Helfdana; wąskie, niebieskie oczy osadzone w twarzy nieprzyjemnie przypominającej ludzką zamrugały kilka razy i zaszły mgłą. Z mięsistych ust, z których wystawały dwa rzędy ostrych, krótkich kłów wypłynęła strużka krwi.

Reszta cielska stwora runęła w wodę, kobieta zaś podeszłą bliżej i tą samą, magiczną metodą rozpoczęła oprawianie - a raczej rozczłonkowywanie - zdobyczy. Dziewczyna zaś śmiała się i tańczyła wokół niej jak gdyby w ogóle nie zauważyła rzezi, która przed chwilą miała miejsce w komnacie.

No tak, tego można się było spodziewać po takich spotkaniach w podziemiach. Dziewczyny nie były zbyt rozmowne, a i tropiciel nie był skory do zaprzyjaźniania się z mieszkankami tych labiryntów. Tym bardziej po pokazie sprawiania zdobyczy jaki zaprezentowała starsza. Nie chciałby żeby nim się tak zajęła… chociaż zabawa z biczem nie była mu całkiem obca.

- Dobra, właściwie to ja chyba nie skorzystam z zaproszenia na obiad. Zaczął się wycofywać w kierunku wyjścia. – Do zobaczenia miłe panie… mam nadzieje, że następnym razem będziecie bardziej rozmowne.

- Pa! pa! - zawołała czarnulka i rzuciła w jego stronę czymś, co mogło byc kawałkiem płuca... albo wątroby. Zniknęło w ciemnej wodzie, a dziewczyna wróciła do tulenia towarzyszki.

Wracał ostrożnie, tak jak szedł w drugą stronę. Z całą pewnością miał kogoś na plecach a czy coś się nie napatoczy po drodze tego nie mógł być pewien. Tym bardziej mając w pamięci dziwną krzyżówkę jaszczura, pająka i jeszcze czegoś. Efekt jakby jakiś dziwacznych eksperymentów.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:31   #64
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
__________________________________________________ ___________
_____________________________





-Dopóki Aesdil nie może się ruszać, dopóty... my nie możemy wyruszyć dalej. A Helfdan, poradzi sobie.-
rzekł Raydgast, po czym spojrzał na kapłana mówiąc.- Gdyby nie był pewny swych umiejętności to by sam nie wyruszył.
Usiadł i powoli zaczął ostrzyć miecz w milczeniu, czekając na powrót tropiciela. Czasami trzeba po prostu zaufać innym. Wszak nie mogli pogonić za Helfdanem i zostawić elfiego barda samemu sobie. Mogliby co prawda się rozdzielić, ale czy jedna osoba byłaby wsparciem dla tropiciela?
Czy zawadą w jego skradaniu?
Wreszcie Aesdil zaczął wykazywać objawy ustępowania paraliżu, paladyn przestał ostrzyć miecz i powoli schował w miecz w pochwę i wstał mówiąc.- No to możemy ruszać. Ja na przedzie, Aesdil w środku, Iulus z tyłu. Tropiciel zostawić miał znaki, toteż powinniśmy go znaleźć. Pozostaje pytanie co dalej?
Tu przerwał i rzekł po chwili spokojnym tonem głosu.- Priorytetem jest odkrycie ścieżki prowadzącej na wolność. Dopiero jak będziemy mieli bezpieczną drogę odwrotu, można będzie debatować nad tym, czy warto dalej przeszukiwać te tunele.
Paladyn sięgnął po buzdygan i pochodnię i minąwszy kapłana ruszył pierwszy rozglądając się za znakami tropiciela.
Wkrótce dostrzegł trzy poziome kreski na ścianie, znak rozpoznawczy Helfdana.
Pozostało za nimi podążać.
Paladyn dotknął kresek zastanawiając się co miałby napisać w raporcie. Miał bowiem same poszlaki, same domysły... żadnych dowodów. Czy dowody są warte każdej ceny? Czy zadanie przed nim postawione jest warte czyjejś. Paladyn wątpił w to.
Na razie jednak pozostało im się stąd wydostać. Brawura jest bowiem oddzielona od odwagi linią rozsądku.

Wędrowali korytarzem idąc „śladami tropiciela”. Paladyn się rozglądał, wypatrując niebezpieczeństwa w blasku pochodni. I nie znalazł jednak żadnych niebezpieczeństw, za to natrafił na klatki z więźniami, albo co bardziej prawdopodobne... klatki z ofiarami potrzebnymi do eksperymentów magicznych, bądź na ofiary dla demonów.
Ich widok skwitował słowami.- Nie powinniśmy się tam udawać, kto wie ile łaknących zemsty duchów, moglibyśmy przebudzić swoją obecnością.

Legendy o Hardanie nie wspominały jakoś o podziemiach pełnych pułapek i pomieszczeń przeznaczonych na plugawe eksperymenty. Ale tak to chyba jest ze starzejącymi się magami. Zyskują moc kosztem rozumu. Czasami się to objawia w postaci irytujących nawyków i szukania sobie na starość młodych kochanek. A czasami budowaniem lochów zbieraniem potworów i robieniem plugawych eksperymentów, by zdobyć więcej mocy. Po co im ta moc była potrzebna, skoro ich działalność ograniczała się do siedzenia na tyłku w twierdzy? Tego paladyn nie wiedział. Tak było z Halasterem, zwariowanym arcymagiem żyjącym w labiryncie Podgóry ( który jeśli wierzyć plotkom bardów, sam zbudował zaludniając dodatkowo potworami wszelakiej maści. Co jednak nie odstraszało awanturników od zwiedzania jego siedziby.). Tak też zapewne było i z Hardanem.
Paladyn zupełnie nie rozumiał co takiego atrakcyjnego jest w magii, że całkiem inteligentni ludzie i nieludzie ucząc się jej zmieniają w mamroczących pod nosem starców żądnych potęgi, uwielbienia ... i zazwyczaj jakiejś młódki na starość.
Nie bardzo też wiedział, po co stetryczałemu magowi, osiemnastoletnia dziewucha. No chyba, że jako niańka do zmieniania lnianych pieluch.

Te rozmyślania paladyna przerwało dotarcie do rozwidlenia korytarza, na którym to Raydgast zaczął wypatrywać śladu pozostawionego przez Helfdana.


__________________________________________________ ___________
_____________________________






Nieświadom rozterek kapłana i paladyna Aesdil roztrząsał kwestię nie-życia. Spotkanie z widmem, jeśli nawet nie pozostawiło trwałych śladów na psychice elfa, to wstrząsnęło nim porządnie. Och, jasne że nie był aż takim ignorantem by popaść w stupor - jeśli nie zaskoczyło go aż tak koszmarnie to dlatego że był wychowankiem świątyni Lathandera i nie raz posłyszał szeptem opowiadane historie co starszych i bardziej doświadczonych kapłanów Pana Poranka wracających z pomijanych milczeniem misji. Kołek w serce wampira, obuch na szkielet, modlitwa na upiora ... to wszystko było jednak teorią, wygodnie przesłoniętą zasłoną braku naocznego doświadczenia, nawet mimo tego czego nasłuchał się jako bard od poszukiwaczy przygód czy innych osób mających do czynienia z tymi wynaturzeniami. Nawet starcie z "falą", tak niedawno pokonaną w walce nad rzeką, nie niosło w sobie takiego ładunku grozy - niemal do momentu zniszczenia potworności Laure nie wiedział tak naprawdę z czym mają do czynienia bowiem nikt nie był łaskaw tego objaśnić. Później zaś poczucie triumfu i chęć niesienia pomocy nieszczęsnym więźniom "fali" skutecznie przytłumiło i odsunęło w niepamięć pytanie o istotę rzeczy. Teraz jednak...

Złocisty nie był przyjacielem drowów. Można by nawet powiedzieć że było zdecydowanie przeciwnie. Koszmary, nękające elfa co noc, nie pozwalały mu o tym zapomnieć, a walki w labiryncie pod Nashkell tylko nienawiść pogłębiły. Jednak los który bogowie (czy demony) zgotowali mrocznemu krewniakowi, pokonanemu dopiero co... Nawet najgorszemu wrogowi nie życzył tak przeklętej egzystencji a fakt że widmo mimo obłędu zachowało resztki świadomości był jeszcze gorszy. "Gdy walczymy to walczymy bez litości, na śmierć i życie, ale na tym koniec, przynajmniej z mojej strony" - powtórzył choć dreszcz przebiegł mu po plecach gdy przypomniał sobie na jakie "atrakcje" może mieć nadzieję po wpadnięciu w łapy zdeprawowanych pobratymców. Za to wspomniał ileż radości sprawiło mu przebicie mieczem pleców drowiego wartownika w jednej z pieczar pod Nashkell. Oczami wyobraźni dostrzegł też zaskoczenie w oczach duszącej garotą Lukasa mrocznej elfki-zwiadowcy, gdy szarpnięciem odgiął jej głowę i wbił sztylet pod brodę, sięgając mózgu. Może takie wspomnienie nie pasuje do obrazu honorowego boju, ale w koszmarnym labiryncie Podmroku ten sposób odpłaty za bolesną stratę Arenae i Lukasa był jak najbardziej na miejscu. Aesdil raptownie powrócił do rzeczywistości czując jak usta wykrzywia mu brzydki grymas a w gardle rodzi się warkot. Na powrót przybrał obojętny wyraz twarzy. Sparaliżowany, nie mógł klęczeć wygodnie, więc gdy skończył pomagać z pochodniami pozostał oparty o ścianę, z mieczem na podorędziu i czujnie obserwując wejście do sali. Rozmasowywał uda i krzyż, nie mogąc się nadziwić bezwładności zwykle zwinnego ciała. Nie było to miłe uczucie.
- Długo - potwierdził słowa kapłana o nieobecności Helfdana - miał się tylko rozejrzeć i wrócić. Pewnie powędrował dalej, ale nie można wykluczyć że któraś z pułapek go unieruchomiła. Więc poszukać go trzeba, tym bardziej że ciągle nie wiemy co pokonało i tak zmaltretowało drowa - wskazał pękniętą czaszkę i obgryzione gnaty. - Sam się tutaj nie przeciągnął po podłodze. A skoro coś pokonało drowa...

* * *
Skinął głową przy słowach paladyna.
- Jeśli odnajdziemy Helfdana a nie znajdziemy szybko innego wyjścia to najlepiej będzie powrócić do kraty i próbować ją sforsować - obojętnie - z pomocą moich czarów czy czysto siłowo
- wzruszył ramionami, bo, o ile słuch go nie mylił w momencie zadziałania alarmu, przynajmniej jeszcze jedna przeszkoda stała im na drodze. - Jeśli nie po coś innego to po to by mieć otwartą drogę powrotną do świątyni i Britty. Zważcie że to co ciągnęło drowa to albo nie uruchomiło alarmu i kraty, albo zawiaduje nimi. A na ewentualność spotkania z tym czymś wolałbym jak najlepiej się przygotować. Widma same z siebie chyba nie powstają... - z wysiłkiem oderwał myśli od pokonanego nieumarłego, wbrew odrazie obiecując sobie że musi poważniej zainteresować się magią nekromantyczną...

* * *

"W górę!" - powoli, powoli, życie wracało do nóg elfa. Czekał spokojnie, nie wykonując zbędnych ruchów poza masażem, choć wewnątrz kipiał z niecierpliwości i ulgi. Wreszcie był w stanie poruszyć mięśniami i tym gorliwiej próbował zmusić je do skoordynowanego ruchu, ale i tak mało ze skóry nie wyskoczył zanim prostowniki i zginacze na tyle odzyskały czucie by podnieść i utrzymać jego chwiejne ciało w pionie. Aesdil zacisnął zęby i wsparł się na mieczu, czując mrowienie i ból nóg, jednak zdołał się blado uśmiechnąć.
- Jaj mi nie urwało, to najważniejsze - zażartował i odczekał jeszcze chwilę zanim poczynił pierwszy krok. Nie nadwerężając się przespacerował najpierw po komnacie, oglądając masę porozbijanych słojów, butli i innych pojemników, przyglądając się zmutowanym szkieletom o groteskowo powiększonych łapach i pyskach. Tu obejrzał ściągnięty z regału i rozbity kałamarz, a tam resztki księgi którą nierozpoznawalna maź niemalże stopiła z podłogą. Tu spalony kwasem stwór owinął się wokół jakiejś metalowej żerdzi, tam natomiast rdza znaczyła resztki nieznanego mechanizmu. Parę co grubszych butelek i fiolek przetrwało proces niszczenia i na nich chętnie położył rękę - będą jak znalazł po wyczyszczeniu by powiększyć zapasy wody. Najbardziej jednak ucieszyła go nienaruszona szpula miedzianego drutu i płytki tego samego metalu ciśnięte niedbale w kąt pomieszczenia - tak dawno nie miał okazji do pracy z wdzięcznie odpowiadającym na jego kunszt materiałem! Pogładził czule gładkie powierzchnie. Przyjrzał się płytkom i nagła myśl go oświeciła.
- Iulusie - dokuśtykał niepewnie do kapłana - czy możesz podać mi pieczęć? Odwzoruję ją dokładniej niż wcześniej próbowałem...

* * *

Wyruszyli gdy w końcu był w stanie dotrzymać kroku kapłanowi i paladynowi. Wychodząc z pamiętnej sali (jeśli kapłan nie zniszczył w jakiś sposób kości drowa to Aesdil zabrał je ze sobą) przystanął i spojrzał w prawo. "Kull pewnie się martwi" - pomyślał, a i jemu było ciężko pozostawiać przyjaciela w niepewności. Postanowił wracać jak najszybciej, na razie jednak...
- Dobrze - ustąpił i oddał prowadzenie paladynowi - idziemy.

Ujął łuk w dłoń
wierząc w elfi wzrok, nawet w tych ciemnościach. Rosła sylwetka paladyna przesłaniała mu widok, poradził sobie drepcząc blisko prawej strony korytarza, by spoglądać bez przeszkód przed siebie i mieć czyste pole ostrzału. I oprzeć się o ścianę w momentach gdy mięśnie nóg czy grzbietu go zawodziły...

Rychło odnaleźli znaki zostawiane przez Helfdana i Laure pilnie ich wypatrywał, nie polegając jednak na nich niewolniczo. Choćby z tego względu że półelf mógł przeoczyć tajne przejście czy stanąć tak szczęśliwie że minął pułapkę nawet nie zdając sobie z niej sprawy... Dalej i dalej, w poszukiwaniu półelfa ... lub jego martwego ciała.

Rychło też odnalazł rytm marszu przydatny w podziemiach - niespieszny, ostrożny, dający możliwość przygotowania się na spotkanie z mieszkańcami takich korytarzy. Łyknął z manierki, z niezadowoleniem dostrzegając jak bardzo mimo racjonowania skurczył się zapas wody. Popełnił ten sam błąd co pod Lasem, nie przygotowując się na tak długi marsz - jednak chyba nie on jeden...

* * *

"Hardan nie był chyba czarodziejem specjalnie obawiającym się ... konsekwencji." - taka myśl postała mu w głowie gdy ujrzał pomieszczenie z klatkami.
- Helfdan już tutaj był, to pewne - odpowiedział na słowa paladyna - Więc zaryzykuję i wejdę tu, poczekajcie w drzwiach... - na wszelki wypadek trzymał jednak nerwy na wodzy i tłumił emocje, by faktycznie nie przywołały one jakiejś niespokojnej duszyczki...

Niestety wynik rekonesansu nie powiedział mu nic więcej ponad pierwszą obserwację, że pomieszczenie służyło jako rodzaj laboratorium, nawet sprzęty nie były mu specjalnie znane. Z drugiej strony, żaden nieumarły nie wychynął z klekotem czy wyciem, więc Aesdil uznał przeszukanie za umiarkowanie udane - nie miał ochoty w tym stanie mierzyć się z następnym potworem dysponującym mocami tak niebezpiecznymi. W pobliżu klatek jednak powróciła mu też sprawność ciała i pokrzepiony tym nabrał otuchy. Ba, zaczął żartować.
- Helfdan chyba jakąś niewiastę wywęszył? Po co inaczej tak daleko by się wyrywał... Coś ty mu paladynie powiedział gdy wychodził z sali? By szukał wyjścia czy białogłowy?

Rychło też natknęli się na rozwidlenie korytarzy. Wskazał wydrapane w ścianie lewego przejścia znaki.
- Tędy trzeba nam się udać - westchnął, oglądając potem jednak i drugą odnogę, tudzież nasłuchując odgłosów z niej. Nie na tyle jednak się wahał by opóźniać marsz w poszukiwaniu Helfdana...
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:31   #65
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dzieci, nie bierzcie z nich przykładu...

Prowadzona przez paladyna grupa skręciła w lewy korytarz, podążając śladami ciekawskiego tropiciela. W przeciwieństwie do poprzedniego, w tym nie było żadnych komnat ani wnęk, a oznaczenia pułapek pojawiały się niezwykle rzadko. Czyżby poprzednia droga miała mieć w założeniu wystarczająco zabezpieczeń by zatrzymać potencjalnych intruzów? Podejrzanego trzepotu również nie było słychać, więc ciszę przerywały tylko odgłosy kroków trzech mężczyzn.

Po pewnym czasie korytarz zaczął opadać ostro w dół i robić się coraz bardziej wilgotny... a z ciemności rozległ się tupot obutych stóp. Wszyscy chwycili za broń... a kilkanaście metrów dalej cienie skaczące po ścianach korytarza i kroki ciężkich podkutych butów zwiastowały tropicielowi rychłe spotkanie z resztą dzielnej drużyny. Helfdan oparł się o ścianę i czekał aż podejdą.Czekał dłuższą chwilę, ponieważ druga strona wpadła na podobny pomysł, ale w końcu się doczekał.
- No to widzę, że niecierpliwe chłopaki nie mogły wysiedzieć na tyłkach i poczekać aż wrócę. Zaczął żartobliwie. – Jeżeli jednak przyszliście mi powiedzieć, że przełamaliście kratę to nie będę się gniewał. Ale jak mi powiecie, że przez ten czas zbijaliście bąki albo wcierali oliwę w nogi Złocistego to źle to o was świadczy.
- Jednak dzięki bogom na mnie nie ciąży brzemię lenistwa. Zaczął przygotowując się na dłuższy wywód. – Ktoś się nieźle tutaj namęczył z tymi podziemiami. Sporo trudu włożył w tutejsze pułapki, laboratoria, nie wspominając już o tych cholernych podziemiach. Trochę jest tu jakiś żyjątek… mniejszych i większych. Ale takim dzielnym zuchom jak nam nie zagrożą jak te kościste dupki, które spotkaliśmy wcześniej. Nie sprawdziłem całej tej części ale niewykluczone, że prowadzą one do jakiejś wielkiej sali… może świątyni z czymś co przypominało hmmmm okna. Może stamtąd będą jakieś wyjścia.

- Ano, nie wysiedzieliśmy na tyłkach. Woleliśmy sprawdzić czy twojego nic do kości nie obgryza
- Aesdil odciął się ale i uśmiechnął z ulgą na widok jak najbardziej żywego tropiciela. - Nie sądziliśmy że tak daleko się wybierzesz. Co zaś do kraty - gdybyśmy nią się zajmowali to nie byłoby nas tutaj, a i tobie moglibyśmy niedźwiedzią przysługę wyrządzić, bowiem przy jej forsowaniu nie uniknęlibyśmy hałasu. Nieważne - machnął ręką. - Świątynia? Okna? Musimy więc sprawdzić to miejsce.
- Okna? - zdziwił się paladyn. To brzmiało zbyt pięknie, było prawdziwie. Przede wszystkim dlatego, że okna powinny być widoczne z powierzchni. A nie przypominał sobie, by tropiciel widział jakieś okna gdy byli na powierzchni. Raydgast potarł brodę dodając.- To brzmi podejrzanie... Coś tu nie pasuje.
- Mnie także nic a nic nie pasują okna do podziemi...
- Nie ukrywał zdziwienia. - Niestety słoneczko przez nie nie zerkało na mnie. Ale może wy coś podobnego widzieliście i będziecie wiedzieć co to jest. A z kratą mogliście się mimo wszystko pobawić kto miał słyszeć jak pieprznęła ten słyszał.

Kapłan podrapał się w podbródek w zamyśleniu:
- Okna powiadasz? Generalnie wciąż zdaje mi się jesteśmy pod ziemi, więc po co komu tutaj okna? Jesteś pewien, że to nie jakieś portale aby? - spytał spoglądając na tropiciela z lekkim niedowierzaniem - wszystko to zaczyna mi przypominać sen jakiegoś szaleńca. Mam wrażenie, iż zaraz obudzimy się w jakiejś dziurze a to wszystko okażę się tylko snem albo skomplikowaną iluzją - zaczął mruczeć bardziej do siebie niż do towarzyszy. Nagle jednak ożywił się bardziej i powiedział głośniej niż by tego chciał. - Czekaj czekaj! Jakie żyjątka spotkałeś? To było coś normalnego, jakieś gryzonie, nietoperze a może koboldy czy coś?

- A może i portale, to wy tu jesteście kształceni... nie ja.-
Powiedział do kapłana tropiciel drapiąc się po skołtunionej czuprynie. - Co się zaś tyczy żyjątek to nic takiego wcześniej nie spotkałem, ale nie jestem specjalistą od podziemnych stworzeń. Może jak się wam to pokaże to sami mi powiecie co to jest.

Kapłan zamyślił się i po chwili dodał:
- Ale powiedz na co mamy się przygotować? Czy były to istoty rozumne czy raczej typowe zwierzęta, Humanoidzi? Czy byli agresywni, czy raczej pierzchali przed Tobą? Opisz może jak wyglądał jakiś ich przedstawiciel. Ciężko jest iść na spotkanie z czymś czego jedyny opisem jest "żyjątko". Wolałbym wiedzieć co mniej więcej nas czeka. - mruknął

Nie chcąc tracić czasu, dostrzegając że tropiciel z jakiegoś powodu jest niechętny doprecyzowaniu sytuacji ale i że najpewniej nic groźnego go nie zaatakowało, Aesdil bez słowa sięgnął po lampę i ruszył korytarzem. Możliwe że gadatliwość grupy przy braku konkretów jest wynikiem zbyt długiego przebywania w ciemności i oddziaływania ciągnących ze środka ziemi gazów kopalnianych.
- Idziecie? - rzucił krótko nie oglądając się za siebie.
- Pośpieszna decyzja już raz wpakowała cię w kłopoty.- odparł paladyn, na krótką wypowiedź Aesdila przypominając mu o ataku widma, który to niejako sam sprowokował. A następnie zwrócił się do tropiciela pytając.- Jako znawca dziczy bardziej jesteś obeznany od nas, ze stworzeniami w niej żyjącymi. Nie potrafisz opisać co spotkałeś?- Równie dobrze możemy rozmawiać w drodze - odpowiedział Aesdil nie przerywając marszu i niemal znikając reszcie z oczu. - Każdy z nas chyba to potrafi. Możemy zaoszczędzić w ten sposób sporo czasu. A skoro Helfdan ma problem z opisem zaryzykuję obejrzenie tych domniemanych portali, świątyni i żyjątek na własne oczy.

- Cóż Panie Paladyn, ty się tutaj obligowałeś raportować. Nie ja! -Zwrócił się Helfdan do rycerza bo nie lubił jak ktoś za niego odpowiadał. - Ale jak to trafnie zauważyłeś, że to ja jestem obeznany z dziczą. Więc jeżeli mówią nie znam tych żyjątek to znaczy nic innego jak to, że ich nie znam. Jeżeli jednak masz pewność, którędy do wyjścia to chętnie za tobą pójdę. -Odczekał chwilę by dać paladynowi szansę na prowadzenie. - Jak nie to sprawdźmy do końca ten korytarz i jeżeli nie będzie stamtąd wyjścia to zrobimy tak samo z następnymi.

Raydgast obiecał sobie jedno. Następnym razem wynajmie zwiadowcę, na którym można polegać, że wyjaśni sprawę nie używając półsłówek. Portale kojarzyły się paladynowi z jednym... z przejściem do Piekeł.
Kapłan spojrzał na paladyna wzruszając ramionami.
- Ma rację. Nie znamy innego wyjścia a portale zwykle gdzieś prowadzą; okna mogą być również wskazówką. Jeśli zaś "żyjątka" okażą się inteligentne, to może być nam pomocne.
- ruszył za Aesdilem. - Poza tym to ty nie chciałeś się rozdzielać.
- Nie zamierzałem też iść ślepo w każde niebezpieczeństwo i nadal nie zamierzam. A portale... na powierzchnię nie prowadzą. Prędzej do Otchłani piekielnych. - burknął paladyn.- Zaś inteligentne żyjątka mogą się okazać dwakroć niebezpieczniejsze od nieinteligentnych. Jakoś nie wierzę w dobrą wolę czegokolwiek tu żyjącego.

- Ej no zaczekajcie chwile! -
Iulus spojrzał najpierw na barda potem na paladyna - to że idziemy w tamtą stronę chyba nie oznacza od razy, zę wejdziemy na środek komnaty i wrzaśniemy "Hop Hop jest tu kto?" Aesdil jest elfem, widzi w ciemnościach lepiej niż Helfdan. - wskazał palcem na barda by podkreślić jego przynależność do rasy - może tam wejść bez światła, po cichu i jeszcze raz sprawdzić pomieszczenie. Może on rozpozna czym są okna albo sprawdzi czym są te całe żyjątka. Bo ja osobiście po tym marnym wszelako opisie wnoszę że "żyjątka" to raczej coś drobnego i mało znaczącego. Więc nie mamy się czego bać. W końcu Helfdan nie jest na tyle głupi by nie mówić nam że czają się tam jakieś potwory prawda? Nie chce chyba popełniać samobójstwa przy okazji wciągając nas na dno otchłani. Nikt nie jest tak bezmyślny. A okna,portale cokolwiek to przynajmniej jakaś część zabudowań świadcząca o innej naturze tego pomieszczenia. Może być tam coś czego Helfdan nie zauważył. Może jakieś ukryte drzwi które znajdzie złocisty, może jakiś czar który zdołamy wykryć naszymi modłami. A może "żyjątka" są czymś z Podmroku. - opuścił ramiona tłumiąc napływającą złość. - I tak nie mamy już nic lepszego do roboty, jedynie nie dać się ukatrupić bez sensu w tej schizofrenicznej plątaninie korytarzy. Musimy być ostrożni, ale musimy też sprawdzić każdą opcję. Nie mam racji ?

- Lepiej byśmy byli ostrożni bardziej niż dotąd. - odparł paladyn, wzruszając ramionami. Może zakonni tropiciele uczynili go wybrednym i zbyt wymagającym. Ale wolał solidniejsze opisy niż... " jakieś żyjątka i jakieś okna". Jaki jest pożytek ze zwiadowcy, jeśli koniec końców i tak wszystko trza sprawdzać samemu?

Aesdil odwrócił się i stał chwilę nieruchomo, tłumiąc złość. Dopiero gdy był pewien że głos i zachowanie ma pod kontrolą zaczął mówić spokojnym głosem.
- Iulusie, taki dokładnie miałem zamiar - sprawdzić wszystko co się da, ale ostrożnie. Opisz proszę Helfdanie po drodze to co widziałeś - a raczej te istoty. Rozumne były? Ludzkich kształtów i rozmiarów? Mówiły coś? I chodźmy wreszcie - niedługo czas nam będzie albo poszukać wyjścia albo wracać i forsować kratę - a nawet z wykorzystaniem moich zaklęć będzie to długotrwały i głośny kawał roboty. Znajdźmy coś co posłuży do wyłamania osłabionych zaklęciem prętów.


Droga w dół zajęła Wam niezbyt dużo czasu. Helfdan prowadził pewnie, choć czujnie, nie dając się jednak naciągnąć ne konkretne zwierzenia. Niemniej jednak bezpiecznie dotarliście do wielkiej, pustej sali - pustej, jeśli nie liczyć zakrwawionej wody i zmasakrowanych resztek dziwnego stworzenia, które prawdopodobnie należało do owych "większych żyjątek"... albo raczej mniejszych, skoro leżało rozczłonkowane w sięgającej Wam po kolana wodzie. Ów widok nie wydawał się jednak dziwić podejrzanie mało kooperatywnego tropiciela. Osiągnął swój cel - sprowadził Was do komnaty. A może to wcale nie było celem Helfdana lecz... kogoś innego?



Rzecz jasna Aesdil nie mógł sobie odmówić obejrzenia ścierwa. Na pierwszy ogień poszedł leżący nieopodal wejścia łeb gada, który przy pewnej dozie wyobraźni mógł być kiedyś głową postawnego mężczyzny. Obecnie pokryty był szeroką łuską; wąskie, niebieskie oczy wpatrywały się niewidzącym wzrokiem w sufit. Z mięsistych ust wystawały dwa rzędy ostrych, krótkich kłów, a rozwidlony język bezwładnie wysunął się na ziemię. Z wody wystawało obłe cielsko stwora, z którego usunięto najważniejsze (i najsmaczniejsze) organy. Cichy plusk świadczył, że kolejne istoty z tutejszego łańcucha pokarmowego zbliżały się, by pożywić się resztkami uczty. Było na czym ucztować - cielsko miało ponad dwa metry szerokości (nie licząc pająkowatych nóg), długie na trzy, a kolczasty ogon tej samej długości był zapewne zabójczą bronią. Nie dość zabójczą, sądząc po tym, co zostało z jego właściciela.

Brodząc w lodowatej wodzie i odganiając się od rybowatych stworzeń wielkości męskiego przedramienia zaczęliście zwiedzać salę. Podobnie jak komnata z płaskorzeźbami i ta wyglądała na wykonaną w celach mieszkalnych. Ściany wykańczały roślinne zdobienia, sufit gdzieniegdzie podpierany był spiralnymi kolumnami, a na prawej ścianie zbudowano nawet niewielką galeryjkę (na którą nie było wejścia). Zadzierający głowę elf dostrzegł jedynie delikatną, złotą mgłę unoszącą się pod sufitem.

Naprzeciwko galerii faktycznie znajdował się rząd czterech wysokich, oszklonych okien. Niestety, ku Waszemu rozczarowaniu, za kryształowymi taflami widać było wyraźnie grubą warstwę ziemi, a brak kontaktu z jastrzębiami świadczył, że nadal znajdowaliście się głęboko pod ziemią. Nic portalopodobnego nie znajdowało się w zasięgu wzroku.

W rogach komnaty zauważyliście również dwa równoległe, zalane wodą korytarze, które dla Helfdana wyjaśniały - przynajmniej w teorii - zniknięcia dwóch widzianych wcześniej kobiet. To jednak była już jego słodka tajemnica.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:32   #66
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Widok, jaki zastali w sali zaskoczył wszystkich - prócz tropiciela,co jeszcze spotęgowało zaskoczenie pozostałych mężczyzn.

"Helfdan, na kły Ivida, przeszedł samego siebie w niedopowiedzeniach" - taki wniosek nasunął się elfowi - nikogo chyba to nie zdziwi - automatycznie, gdy z mieczem w dłoni wśliznął się pierwszy do sali i obejrzał sobie pobieżnie sytuację. I poczuł, a humor momentalnie mu się zważył gdy lodowaty ziąb podziemnego stawu przeszył jego nogi. Pogorszył mu się jeszcze bardziej gdy dojrzał "złocistą mgłę" pod sufitem, a najbardziej gdy ujrzał obrażenia martwego cielska i prawdę o "portalach" i "świątyni". Z drugiej strony tropiciel przeżył drogę tutaj, więc nie było o co się obrażać. Jeszcze. Ale miłości w spojrzeniu Laure skierowanym na Helfdana nie było.
Machnięciem dłoni wezwał resztę grupy, nie spuszczając wtedy z oka "mgły", o której poinformował towarzyszy. Zwiad już w pełnej sile przyniósł odkrycie obu korytarzyków i - co bardziej zachęcające - galeryjki, co mocno zaabsorbowało Złocistego. Aesdila martwił też dziwny opar pod sufitem, i właśnie miał coś zaproponować gdy ...

Iulus bardzo powoli schował obnażony miecz do pochwy u pasa. Następnie zaciskając pięść w pancernej rękawicy podszedł do tropiciela. Spoglądając mu prosto w oczy z odległości niecałego metra, wyprowadził krótki szybki cios. Bez mrugnięcia okiem, bez drgnięcia żadnego zbędnego mięśnia. Pieść Manoriana po prostu grzmotnęła w Helfdanowy nos.
- Co to ma być? - warknął kapłan przez zaciśnięte zęby - czy jesteś takim głupcem, czy ktoś Ci mózg wypalił doszczętnie? - wyciągając miecz zrobił dwa kroki w tył i celując w pierś tropiciela obejrzał się delikatnie na boki - Co Ty kombinujesz? To mają być te Twoje żyjątka, to jest kurewska potworność? Lepiej wyjaśnij szybko co tu dokładnie widziałeś i co Ci się w głowie usrało żeby nam wcześniej nie wyjaśnić sytuacji?
Oczy kapłana wręcz płonęły gniewem. Zaciśnięte szczęki drżały. Manorian stał teraz w takiej samej pozycji jak w momencie walki z widmem. Miał nadzieję, że tak jak w przypadku starcia z nieumarłym ma jakichś zaufanych towarzyszy za plecami.
Przed sobą widział póki co tylko półgłówka, który ryzykował życia całej drużyny. Jedynym usprawiedliwieniem mogło być w tej chwili chyba tylko omotanie przez zdradziecki czar. A jeśli była to prawda to byli w naprawdę poważnym kłopocie, nie wiedząc z czym przyjdzie im walczyć, musieliby jeszcze zabić własnego tropiciela.

Aesdilowi opadła szczęka. Dosłownie. Zajęty swarami z paladynem czy z tropicielem zawsze uważał Iulusa za osobę do rany przyłóż i dobrego ducha tej grupy. Taka stanowczość jednak...
- Stać! - warknął - Wstrzymajcie broń! Paladynie, spróbuj wyczuć czy jakiś złowrogi umysł nie działa w pobliżu lub czy coś nie próbowało opanować umysłu Helfdana - o mały włos nie dodał "Przydaj się wreszcie na coś", ale w porę przypomniał sobie że Raydgast próbował go uzdrowić po starciu z widmem i w ostatnim momencie ugryzł się w język. Stał po kolana w zimnej wodzie i dzielił swoją uwagę między grupę, "mgłę" i właśnie taflę wody, z entuzjazmem wsączającej w organizmy paskudny chłód. Miecz trzymał w pogotowiu - miał co prawda nadzieję że paladyn udzieli szybkiej odpowiedzi na ważkie pytanie o stan Helfdana, ale "strzeżonego Lathander strzeże" - i kapłana i tropiciela obserwował w oczekiwaniu na wynik "oględzin" przez paladyna.

- Czy ja wyglądam na czarownika, wdzierającego się do głów innych? -
rozsierdził się paladyn, choć to nie Aesdil był powodem gniewu Raydgasta.To miejsce miało ulotną aurę zła, podobnie jak martwe stworzenie, choć w tym przypadku silniejszą. Lecz wątpił, by istota która je zabiła, była wcieleniem dobroci. Rzekł szybko do Iulusa.- Masz na podorędziu jakiś czar, którym da się bezkrwawo obezwładnić Helfdana, na wypadek gdyby zdecydował się na nas napaść? Jeśli jest pod wpływem wrogiego umysłu, to należy się liczyć z tym, że zostanie tropiciel użyty przeciwko nam.


Miejsce to nie napawało paladyna entuzjazmem. Zbyt wiele tu było okazji do zasadzki, zwłaszcza że ostrożność była towarem deficytowym w tej drużynie. Co więcej, nie było sensu iść dalej...zalane wodą korytarze, to nie miejsce dla ciężko opancerzonych wojowników. Galeryjka nie wyglądała obiecująco, złocista mgiełka u góry tym bardziej. Jedynym pozytywnym aspektem obecnej sytuacji, było to że póki co żyjątka ograniczały się do sporych rybek. I paladyn nie miał ochoty poznawać kolejnych. Raydgast rzekł więc.
- Przybyliśmy, obejrzeliśmy i ja stwierdzam, że nie ma tu nic, na co warto poświęcać czas i siły. I lepiej poszukać szczęścia w innych korytarzach.

- Prócz walnięcia tarczą w ten jego ośli łeb, mogę co najwyżej ukoić wszelkie emocje, powodując że nie będzie skory ani do bitki ani do chędożenia
- sarknął Iulus spoglądając spode łba na tropiciela.

-Zawsze to coś.- odparł Raydgast rozglądając się dookoła. Nastepnie dodał.- Nie wyczułem tu zagrożenia, ale to nie znaczy, że się tu coś nie czai.
Ku zdumieniu Aesdila paladyn wreszcie podzielił się wynikami użycia swoich mocy. Słysząc to i dostrzegając wyraz twarzy wracającego do formy Helfdana elf postanowił zainterweniować zanim dojdzie do czegoś gorszego niż mordobicie, do czego swego czasu z takim zapałem półelf namawiał jego i Raydgasta. Biorąc za dobrą monetę pomoc paladyna usiłował się nie zastanawiać co tak naprawdę było przyczyną milczenia Helfdana ... i tak gwałtownego wybuchu Iulusa.
- Splotę zaklęcie wykrywające magiczne aury, czary i ich pozostałości. Skieruję je na was, potem zaś na ten dziwny opar pod sufitem, sprawdzę też tą bestię i co się tylko da w tej sali. Więc nie wymachujcie bronią i stójcie spokojnie. I szukajcie szybko wytłumaczenia jeśli okaże się że któryś z was jest pod wpływem jakiegoś czaru...
- pewnie, było to trochę nieuczciwe, bowiem "głównym podejrzanym" był Helfdan, ale Laure miał to gdzieś jeśli ktoś inny poczuje się urażony. Podszedł bliżej.
- Egomet arcessere quaesitum operi Artifex IAM! - wydeklamował śpiewnie, ruchem dłoni i ostatnim słowem aktywował czar, z miejsca koncentrując go na blisko siebie stojących rozmówcach. Zapewne zupełnym przypadkiem w drugiej dłoni dzierżył nie lampę - odstawioną na ziemię - a miecz. I miał wielką nadzieję że użycie cennego zaklęcia okaże się uzasadnione.
Po chwili rzekł:
- Helfdan jest wolny od jakiegoś zewnętrznego wpływu.


Znaczyło to, że jest tylko lekkomyślnym osobnikiem, niegodnym zaufania. Dla Raydgasta była to miażdżąca wiadomość. Tym bardziej paladyn chciał się stąd wydostać. I zatrudnić najemników, na których mógłby polegać.


Helfdan powoli podniósł się z klęczek i potarł krwawiący nos. Może rzeczywiście coś było w tych wywodach, jakimi go raczyli. Chyba tracił zmysły skoro się nie zdarzył uchylić, a może się tego nie spodziewał po ojczulku. Jucha kapała mu na rękę i nie wprawiała go w dobry nastrój.

- Każdy ma prawo do błędów kapłanie, ty właśnie wyczerpałeś swój limit jaki się tyczy relacji ze mną. Podsumował zachowanie ojczulka. Bez nadmiernego patosu, bez zapowiedzi podstępnej zemsty ale i bez typowego dla półelfa żartobliwego tonu. Bez nuty rozbawienie. Brzmiał inaczej, na tyle niepokojąco iż rozsądny człowiek zastanowiłby się przed popełnieniem kolejnej takiej głupoty.
Gdy jego słowa już odpowiednio długo mogły dzwonić w tym zakutym łbie kapłana zwrócił się do reszty tytanów intelektu z jakimi przyszło mu tu teraz rozmawiać. – Was po prostu kompletnie pojebało. Tego nie da się nazwać inaczej… Lepiej rzućcie wykrycie prawdziwej głupoty żeby mieć lepszy obraz sytuacji. Wymownie postukał się po głowie.
- Zachowujecie się jak jakieś chędożone księżniczki… „chcemy wyjść, chcemy wyjść”, „nie szukamy niepotrzebnej konfrontacji” ale jak mogliście się zająć kratą to się wam dup nie chciało ruszyć. Nie wiem jaki jest wasz pomysł na to żeby stąd wyleźć ale jak ma to być łażenie jak oczadzieli to beze mnie. Jak mówię, że to jest niesprawdzona odnoga to znaczy, że tak jest.
Ja nie zamierzam włazić raz w jeden korytarz raz w drugi tylko dlatego, że jakimś panienkom się nie spodoba rozsmarowany stworek na posadzce albo pleśń na ścianie czy to że jest tam coś dziwnego. Albo sprawdzać to systematycznie albo liczyć na szczęście… jednak jeżeli uważacie się za takich synów fortuny to lepiej spróbujcie rozpieprzyć te kraty swoimi makówkami. Bo szansa powodzenia jednego i drugiego jest podobna. Wszystko ma swoje granice, nawet cierpliwość takiej ostoi spokoju jak Helfdan. Łazi taki naraża skórę aby reszta nie wlazła w pułapki albo co ich nie zżarło a ci nic tylko marudzą i marudzą. Jakby jęczenia było mało to jeszcze po mordzie go leją i jakieś farmazony wygadują. Koniec świata…
Zdaje się, że kompletnie nie rozumiecie tego że opadająca brama była informacją dla wszystkich stworzonek tych podziemi, że przyszło świeże mięsko. Nie rozumiecie tego, że jak coś tu żyje to wie o was dużo szybciej niż wy jesteście to w stanie dostrzec. Dlatego jeżeli twierdzę, że widziałem czy spotkałem jakieś stworki i wam to mówię to znaczy że nie miały wobec mnie wrogich zamiarów. I możecie to przyjąć spokojnie za fakt.
I tak, widziałem co załatwiło tego paskuda… ba można powiedzieć, że nawiązałem międzygatunkowy dialog między jakąś zgniłozieloną czarownicą i jej kaleką zmiennokształtną przyjaciółką. Gdyby chciały mnie zabić to pewno by to zrobiły… ale to tak naprawdę to jest bez znaczenia bo i tak byście gówno z tym zrobili jak z odblokowaniem pewnej drogi powrotu.
Więc skończcie srać po krzakach weźmy się za sprawdzanie reszty tej części tak by się stąd wydostać nim coś nasz zeżre albo sami padniemy z głodu. A to - wskazał na złotawą mgiełkę - jest pozostałość po czarach tej zgniłki… przynajmniej to było wokół niej i z tego robiła dość skuteczny oręż.
Paladyn zacisnął usta w gniewie słysząc butną odpowiedź tropiciela. Teraz wspominał o takich szczegółach? Spojrzał na Helfdana mówiąc.- Gdyby kratą tak łatwo się można było zająć, to byśmy się nią zajęli. Co jest oczywiste i dla ciebie. Jeśli nie potrafisz sobie sam poradzić ze zwiadem, to trzeba było powiedzieć. Albo ja, albo Iulus byśmy poszli z tobą. Zamiast tego jęczysz teraz, że narażasz dupsko w zamian za całą grupę. Narażasz, bo stwierdziłeś swym zachowaniem, że sobie poradzisz.
Spojrzał na mgłę.- Nie dziw się gniewowi Iulusa, sam go na siebie sprowadziłeś kłamiąc. Bo tym jest to co uczyniłeś. Tym jest zatajenie prawdy. I jeszcze jedno... Może cię i te panny oszczędziły, ale czy zadałeś sobie trudu pomyśleć nad ich motywacjami? Pomyślałeś czemu cię zostawiły przy życiu?

- Chyba mnie chłopcy z kimś mylicie. Jeżeli myślicie że będę znał odpowiedzi na wszystkie pytania świata to cóż dziękuję za zaufanie, ale mam je głęboko. To czy sobie poradziłem czy nie cóż kwestia interpretacji. Słucham twojej propozycji paladynie. Oczywiście pierdolety w stylu unikajmy niebezpieczeństwa i konfrontacji mnie nie interesują.

- To prawda, pomyliłem się co do ciebie.- burknął paladyn i rozejrzał się dodając. -A to co ciebie interesuje, ja z kolei mam tam gdzie słońce nie dochodzi.

- Niech ten komentarz będzie potwierdzeniem mych słów, Panie "nie mam pomysłu co teraz zrobić ale będę obalał pomysły innych bo mi się nie podobają ich gęby"... jednak czasem można by coś zaproponować oprócz gadania dyrdymałów.

- Pakowanie się wprost na zagrożenie, to nie pomysł. Łażenie do korytarza zalanego wodą mając na sobie ciężkie zbroje, to nie pomysł. Forsowanie na siłę akurat tej drogi na marszu, skoro są inne, to nie pomysł. Jak będziesz miał pomysły, to może ich posłucham.-
odparł Ryadgast starając się tłumić gniew na tropiciela zachowującego się jak obrażony maluch.- Ale głupotę obalać będę zawsze.
- Podsumowując, kręcenie się w kółko po podziemiach bez wody i jedzenia to dobry pomysł. Sprawdzanie wyrywkowo korytarzy i miejsc gwarantując przeoczenie „czegoś” i zwielokrotnienie czasu potrzebnego na opuszczenie tych podziemi to dobry pomysł. Liczenie na szczęście to jest twoja propozycja? Wracanie do miejsca, które godzinę temu skreśliłeś z listy możliwych miejsc ucieczki jest już dobre. Obchodzenie szerokim łukiem ścierwa jaszczura to dobry pomysł pomimo tego, iż w każdym korytarzu może się coś czaić? Zdziwiony się dopytywał tropiciel. - O ile mnie pamięć nie myli nie wpakowałem was w „zagrożenie” chyba, że jest nim nieestetycznie rozczłonkowany stworek… a co do wody, ani cię tam nie wrzucałem ani nie kazałem łazić w zbroi. Nawet nie wiemy jak tam jest głęboko.
Szkoda, że brak ci odwagi by brać na siebie odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Chyba, że jednak jest to coś innego... jednak podobnie jak obce mi są motywacje mrocznych istot tak samo mieszkańców tej krainy są dla mnie niezgłębione.

- Przestańcie! - warknął elf rozpaczliwie próbując utrzymać koncentrację na zaklęciu i usiłując zapobiec dalszej kłótni - wzajemnie się nakręcacie! Pogrzało was że kłócicie się w PODZIEMIACH, na placu niedawnej walki??!! Będzie na to czas po powrocie w bezpieczne miejsce!!!
Kapłan schował miecz i warknął:
-jak mamy teraz ufać Twojemu zwiadowi, kiedy nie raczyłeś opisać nam tego co dokładnie widziałeś. Jak mieliśmy się przygotować na to co nas tu spotka. Naraziłeś całą grupę, bo już o Twojej pustej makówce nie wspomnę. Tak bardzo marudziłeś na ostrożność Raydgasta i jego sztywną doktrynę, że w zamian postanowiłeś postawić na głupotę i kłamstwem wprowadzić nas na niebezpieczną ścieżkę. Co z Ciebie za przewodnik do ciężkiej cholery! -krzyknął Iulus - dobrze wiedziałeś że jeszcze niedawno Aesdil był ranny, a tak jak powiedział paladyn w tym miejscu wszystko jest tak dziwne, że ciężko powiedzieć czemu zatrzymały Cię przy życiu. Może właśnie po to byś doprowadził je do nas albo nas tutaj. Pomyślałeś w ogóle o tym? -
Manorian oskarżycielsko wycelował palcem w pierś tropiciela
- Czy niechęć do sarkania paladyna i brawura barda którą chciałeś najwyraźniej przebić zupełnie zaćmiła Ci umysł. Posłuchaj co sam wygadujesz. Wiem, że pewnie wszyscy o nas tu wiedzą, ale po to właśnie wysłaliśmy Ciebie na zwiad by dowiedzieć się więcej o tym miejscu. Tobie ufaliśmy, wierzyliśmy w Twoje umiejętności i wiedzę, w Twój rozsądek. Jeśli chcesz popełnić samobójstwo to nas w to nie wciągaj i lepiej wybierz sznur. Będzie łatwiej i mniej boleśnie.Herosie.-
najwyraźniej wywód o sraniu po krzakach mocno utkwił w kapłańskiej rzyci. Purpurowy na twarzy wypluł wraz ze śliną ostatnie słowa.

- Kapłanie chyba inaczej postrzegamy rzeczywistość. Jedynym zagrożeniem póki co jesteś ty! Po godzinie te stworki mogą być bóg jeden raczy wiedzieć gdzie. A nowe mogły przyleźć.To moje „kłamstwo” sprawiło to, że się bezsensownie nie rozdzieliliśmy. A jeżeli informacje jakie teraz usłyszałeś wywołają u ciebie jakąś reakcję to chciałbym wiedzieć o co cię one wzbogaciły.

- Tak jestem zagrożeniem dla Ciebie, bo ty naraziłeś na niebezpieczeństwo grupę. I masz racje o coś mnie wzbogaciły mam dość jojczenia, marudzenia i sarkania. Potrzebna nam teraz siła i wspólne działanie, nie rozwodzenie się nad tym czy się dzielić i kto ma rządzić. Kto idzie w lewo czy w prawo. Tu masz rację. Ale drużynę trzeba też zbudować na zaufaniu i współpracy. Twoje kłamstwa gorzej na nas działają niż pieprzenie paladyna o śniętym obowiązku śledzenia drowów gdy ogólnie jesteśmy w czarnej dupie... - zająknał się - że tak się wulgarnie wyrażę.
On przynajmniej nie prowadził nas jako drugie danie dla wiedźmy która potrafiła jednym ruchem ręki pochlastać takiego potwora.- wskazał z wyrzutem na ścierwo rozkładające się w kącie.

- Jakie niebezpieczeństwo? - Dokładnie wyartykułował po raz kolejny pytanie. Skończcie pierdzielić górnolotne, nic nie znaczące farmazony o zaufaniu i współpracy, drużynie czy inne pierdoły i daj mi poznać jaki masz plan, jeżeli mój jest taki do bani! Niestety systematyczne sprawdzanie tych korytarzy jest jedyny jaki padł.

Kapłan westchnął opuszczając wreszcie tarczę
- Masz rację Helfadnie powinienem pieprzyć te farmazony zanim jeszcze wjechaliśmy do Podkosów. Powinniśmy już wtedy zacząć współpracować i sobie ufać po niefortunnym wyjeździe. Nie znam drużyny która kłótniami i sfarami do czegokolwiek by zaszła. A twój plan uważam za świetny - systematyczne przeszukiwanie - tak, Ty na szpicy - tak ale komnata z wiedźmą która szatkuje monstra - jak Ty sobie to wyobrażałeś? Wjedziemy tu i jeśłi będą powiemy im dobry wieczór, wpadliśmy z wizytą? To co tu leży i to co to zabiło to zawsze niebezpieczeństwo na które powinniśmy się przygotować, a nie iść w ciemno - sam mówiłeś że wiedźma nie była sama. Może chce się zabawić naszym kosztem. W końcu długo mogła być tutaj sama, bez świeżego mięska- rozumiem że znasz się na spaczonej, demonicznej jaźni? tak? -
westchnął jeszcze raz - I jeśli uważasz że zaufanie w drużynie to farmazon i głupstwo to faktycznie inaczej postrzegamy rzeczywistość.

- Masz rację jest to dobry plan. I na tym koniec… nie weszliśmy tutaj jak żacy do burdelu tylko każdy metr pokonujemy ostrożnie jakbyśmy stąpali przed śpiącym smokiem. Cóż wzajemne zaufanie nie zagwarantuje nam wyjścia stąd. Więc póki co jest to farmazon. A co do wiedźm… to chyba tylko ja ich nie widzę!

- A że tak spytam kto zaproponował byśmy weszli tu ostrożnie? bo nie pamiętam byś to był Ty. Zresztą teraz to sam już nie wiem czego spodziewać się za zakrętem i czego jeszcze nam nie powiedziałeś. Próbuje tylko pogodzić paladyńską paranoje z Waszą brawurą - natarł Iulus.

- Cóż jeżeli myślisz, że mógłbym wejść tutaj z większą ostrożnością to mnie przeceniasz... a póki co ja was prowadziłem więc sam nie wiem co ci powiedzieć. Jeżeli nie masz lepszego pomysłu niż systematyczne sprawdzanie korytarzy to niech się reszta wypowie i skończmy te głupoty.

Elf pogubił się w wywodach jednej i drugiej (i trzeciej, licząc paladyna) strony. W zasadzie nic dziwnego, bowiem kilka ładnych minut spędził obserwując zaklęciem swarzącą się grupę i resztę komnaty a nie słuchając rozmówców. Może to i dobrze, bo mógłby dołożyć swoje nieprzyjemne słowa.
- Dobrze więc, oto co proponuję - na dzisiaj koniec. Wracamy do świątyni, tym bardziej że, jak już wcześniej mówiłem, sforsowanie kraty lub raczej krat, bo więcej odgłosów było słychać - potrwa. Tym bardziej że nie mamy łomu czy topora, a mimo tego że osłabię pręty i tak trzeba je będzie wyłamać czy wyważyć. Wrócimy, dowiemy się co słychać, zjemy, uspokoimy i podejmiemy decyzję co dalej. Jak ktoś ma lepszy plan to niech go przedstawi.

- Co znaczy, że to potrwa? -
Helfdan nie odpuszczał.

- Żeby być precyzyjnym, bo najwidoczniej bez tego ani rusz - osłabienie jednego miejsca, by łatwiej było je przeciąć czy wybić, to dziesięć minut. I właśnie przecinanie czy wybijanie miałem na myśli kiedy mówiłem że to będzie głośny proces. To że krata opadła to niefortunne - fakt - i głośne, ale nie wiem czy aż taką zwróciło uwagę wszystkich w podziemiach - zawały się zdarzają. Za to miarowe odgłosy uderzania w kratę - tym to już powinniśmy się przejmować i dlatego chciałem żebyśmy ją forsowali będąc całą grupą. Jeśli uda się osłabić pręt w jednym miejscu i na przykład wygiąć go to świetnie - ale sami widzieliście grubość kraty. Jak już mówiłem, pierwszy raz zdarza mi się forsować zamykającą mnie kratę, więc powstrzymajcie złośliwość jeśli okaże się że trzeba będzie pogłówkować czy powtórzyć tą czynność parę razy. Twardość żelaza uda mi się znacznie osłabić, mniej więcej do t
wardości ... ołowiu? Coś w tym stylu.
Tak przy okazji, użyta tu magia musiała być silna, naprawdę silna, skoro po kilkudziesięciu minutach od tego całego ... kawałkowania ... utrzymuje się ta aura. Nie wiem czy to co widać pod sufitem to pozostałości użycia czy raczej źródło -
zastanowił się czy mówić coś jeszcze, ale machnął na to ręką - nie wydawało mu się by ktoś był w tym momencie poważnie zainteresowany aurami, czarami, pozostałościami czy szkołami magii, a tym bardziej domysłami. Z żalem spojrzał na galeryjkę - miał dziwne przeświadczenie że to obiecujący kierunek, ale w obecnej sytuacji...
- A już zupełnie na marginesie i dla polepszenia nastrojów - elf uśmiechnął się z jakiegoś powodu - powtórzę słowa Tii - "fala" która zaatakowała nas nie tak dawno temu miała to zrobić bowiem wyczuła "wybrańców bogów" i "władających magią" i te właśnie moce chciała posiąść. Więc, wybrańcy bogów, postarajmy się nie pozabijać w zapomnianej przez bogów i ludzi dziurze w ziemi... - osobiście Laure uważał że Tia majaczyła albo poczucie wdzięczności kazało jej się doszukiwać bogowie jedni wiedzą czego w niedobranej grupie. Po śledztwie w Nonthalu wszelkie tego typu wróżby (i wróżów) miał w głębokim poważaniu, jedyne wieszczenie jakie uznawał to używane przez siebie zaklęcia dzięki którym jego ciosy i pociski dochodziły bezbłędnie celu. Nic więcej. Skoro jednak miało to w jakiś sposób pomóc wyjść z podziemi w jednym kawałku... Uśmiechnął się szerzej - jeśli faktycznie w najbliższym czasie nie znajdą śladów drowów, po grupie pozostanie tylko wspomnienie a sam będzie mógł wyruszyć za Sorg.

- Jestem za powrotem i próbą wyważenia krat.- rzekł paladyn. Wolał już spróbować siłą sforsować metalową barierę, niż zdać się na przewodnictwo Helfdana.
- Nikogo to nie powinno chyba dziwić. Sprzeczność goni sprzeczność, a marnowanie czasu to chyba twoje drugie imię. Dochodzimy jednak do punktu Panie Paladyn, że akceptowanie planu innej osoby powoli odbiera ci możliwość narzekania na niego za pięć minut. Szkoda, że ty jako osoba obeznana ze zwalczaniem zła jedyne co proponujesz to danie kreskę raz za jednym raz za drugim... Niech będzie krata, widać z tej odległości już nie jest taka trudna do sforsowania.

-Zwalczanie zła nie polega na ganianiu od legowiska jednego potwora do drugiego.- rzekł Raydgast.- Chodzi w tym o rozwiązywanie problemów i zagrożeń dla pobliskich społeczności. A tutejsze stworzenia wydają się być zagrożeniem tylko dla drowów... oraz głupców goniących za blichtrem i za złotem.
Po czym uśmiechnął ironicznie.- Paladyński obowiązek to nie siekanie wszystko co się nawinie pod miecz w imię wyższego dobra. Ale żeby to zrozumieć trzeba spojrzeć dalej niż na koniuszek swego nosa Helfdanie.
Półelf głośno się roześmiał i długo się zanosił śmiechem aż oczy zaszły mu łzami trochę to trwało niż był w stanie coś z siebie wydusić. – Brawo, widzę że w tym zakonie nie tylko was robić mieczem uczą ale i retoryki. Dziękuję za wyjaśnienie mi sensu mojej egzystencji i zdefiniowaniu tego co robię ostatnio. No i rzecz jasna za opowiedzenie czym się zajmują tobie podobni. Tylko szkoda, że na proste pytanie tak ciężko ci odpowiedzieć.
- Czy najrozsądniejsi z rozsądnych w Królestwach Pięciu Miast wzięli ze sobą jakieś żarcie czy nierozsądny zaopatrzony w suche racje tropiciel musi im wykroić trochę mięska z jaszczura?

- Tego ostatniego bym nie radził, bo stwór wygląda mi na mutację człowieka, ewentualnie jakieś połączenie czy krzyżówkę ze zwierzęciem przy użyciu magii Transmutacji, więc o ile ktoś nie jest kanibalem... - zaśmiał się elf, ale zaraz spoważniał.
Mamy trzy głosy za powrotem, Iulusie, jaka jest twoja decyzja? Co do żywności - jeśli dzisiaj starczy czasu to możemy zapolować, jeśli nie to jutro po sprawdzeniu zamku możemy uzupełnić zapasy. Ale o tym zdecydujmy po powrocie do świątyni. Na razie oszczędźcie błyskotliwość na wymyślenie sposobu na szybsze sforsowanie kraty zamiast na przytyki. Światło marnujemy.

Aesdil miał wielką ochotę odpowiednio skomentować wyższość dźwięczącą w głosie paladyna (pogardę tropiciela również) ale gryzł się w język. Ostatnie czego brakowało to kolejna pyskówka.


- Z racji kurczących się zapasów, a raczej ich braku dalsza wędrówka może być jeszcze bardziej ryzykowna. A skoro jest szansa na zmiękczenie krat. Można spróbować. - westchnął Iulus - przynajmniej jak raz jesteśmy w miarę jednomyślni, wracajmy do krat - skwitował.

- Wasza wola może i bym was poczęstował tym co mam, ale skoro już ufać mi nie możecie bo kłamliwy ze mnie sukinsyn to co was będę truł podstępnie żarciem. Zresztą i tak już opróżniliście manierkę, którą wam zostawiłem. Wasze żołądki, wasza sprawa… nie jęczcie potem, że nie proponowałem. - dodał na koniec tropiciel.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:32   #67
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Aesdil podszedł z wolna do rozkawałkowanego stwora, dając czas reszcie grupy na zastanowienie się i samemu ciesząc się odzyskaną sprawnością ciała. Fakt, był już znużony, zmarznięty i głodny a i wielogodzinne błądzenie w ciemności nie polepszało mu humoru, ale te podziemia były niemalże powrotem do labiryntu pod Nashkell ... zaś obrażenia i użycie różnorakich mocy przetestowały granice jego wytrzymałości i zdolności. A to właśnie stanowi prawdziwy impuls dla rozwoju zaklinacza. Skąd mógł wiedzieć, że w odległym świecie Athasu najpotężniejsi psionicy mistrzowskie opanowanie Drogi zawdzięczają podobnym praktykom?
Postawił lampę przy głowie stwora i odłożył miecz. Dłońmi odzianymi w skórzane rękawice sięgnął po czaszkę i podniósł ją do oczu. Wpatrzył się w ślepia potwora i dreszcz go przeszedł - tyleż z zimna co z niepewności i wrażeń po użyciu niedawnego zaklęcia. Nadzwyczaj silna aura porąbanego cielska, silniejsza nawet niż samej złocistej mgiełki nad nimi (tu zerknął czujnie w górę), sprawiła że czuł się nieswojo. A może to wina niemal ludzkiego wyrazu oczu stwora?
Podważył sztyletem i urwał łuskę z głowy "jaszczura", uciął również fragment pazura z jednej z łap stwora. Obrócił się do Helfdana i reszty grupy.
- Już się tak nie zgrywaj na najrozsądniejszego, każdy z nas przydał się ale i popełnił błędy. I nie masz monopolu na roztropność, nie ty jeden zabrałeś prowiant i wodę. Starczy również unoszenia się i dąsania się na siebie - Iulus nie poskąpiłby ci leczenia, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Chcecie się kłócić - wyjdźmy najpierw z tej dziury. A teraz, wracamy, jeśli można w tym samym szyku co poprzednio, bo drugiej odnogi nie sprawdziliśmy i nie wiadomo co z niej wylezie - elf wskazał wyjście z sali. Rzucił ostatnie baczne spojrzenie na "mgłę" i galeryjkę, obiecując sobie w duchu że tu powróci. Co dziwne, czuł się zastanawiająco podniesiony na duchu - sytuacja przypominała mu trochę poprzednią wyprawę i dzisiejszy dzień był niemalże jak powrót do tamtej pamiętnej wędrówki nieznanymi korytarzami. Wbrew pozorom sporo również się dowiedział i nie mógł się doczekać ciągu dalszego - oczywiście, po poradzeniu sobie z paroma problemami - zerknął w tym momencie na resztę niedobranej grupy Ale poradził sobie poprzednio, poradzi sobie i teraz.
- Iulusie - rzucił w pewnym momencie - jutro jest dzień świąteczny. Odprawisz z rana nabożeństwo?

- Tej też nie sprawdziliśmy więc nie będzie niczym dziwnym jak za jakimś rogiem coś się będzie czaić... - powiedział Helfdan.

- Dość tego - warknął kapłan - wracamy do kraty. I już koniec z marudzeniem i sprzeczaniem. Na razie naszym priorytetem jest wyjście stąd. Więc za to się zabierzmy, a kłócić będziemy się już na górze. - spojrzał po wszystkich posępnym wzrokiem - Chętnie odprawię jutro.

* * *

"Znowu ten furkot!" - Aesdil nadstawił ucha po dojściu do rozwidlenia. Jak na razie nic nie wyskoczyło na nich z ciemności i może lepiej było nie prowokować "spotkania", ale, co by nie mówić, przybyli tu by zdobyć informacje.
- Chwila - powiedział i wyciągnął dwie strzały z kołczanu. Obwiązał je pod grotami paskami płótna, nasączył je olejem, oparł jedną o ścianę, wyjął ciężki łuk refleksyjny i posłał zapaloną strzałę w głąb tunelu. W migotliwym świetle dojrzał niewyraźny kształt, w zarysie przypominający małpkę ze skrzydłami. Trwało to jedynie moment, a i sam stwór czmychnął w mrok czym prędzej, ale mimo wszystko na ten widok Laure cofnął się o krok.
- Robi się coraz ciekawiej - powiedział zaaferowany - Jeśli się nie mylę był to imp. Albo quasit. A stworzenia takie, z tego co wiem, są często chowańcami potężniejszych magów o niezbyt ciekawych zainteresowaniach, na przykład nekromantów. Może nawet ich nieumarłych odpowiedników.
Spojrzał na pozostałych.
- A to oznacza że żarty się kończą. W ciągu niedługiego czasu mamy dwie przesłanki świadczące o tym że mieszkańcy tych podziemi mogą posługiwać się zaawansowaną magią. Dysponuję ... zaklęciem ... które może zabezpieczyć nas przed zgubnymi skutkami niektórych czarów. Więc jeśli powiem żebyście coś zrobili - na przykład skupili się przy mnie - to zróbcie to, chyba że ktoś z was jest masochistą. Iulusie, zakładam że znasz się najlepiej na magii, jeśli rozpoznasz zaklęcie którym zamierzałby nas ktoś potraktować to powiedz mi to natychmiast. Podobnie, jeśli ktoś z was dojrzy jakiegoś czarownika to niech powie o tym, bowiem nie mam oczu z tyłu głowy.

- Zdecydowanie za mało używasz słowa "proszę"
Powiedział tropiciel do elfa jakby zupełnie nazwy dziwnych stworków i nekromantach nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

- Z twoją uprzejmością też nie jest najlepiej, ale dorosły jestem, przeżyję to - odpalił Laure.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w tunel. Kusiło go by ruszyć za stworem - formalnie rzecz biorąc nie odnieśli żadnych obrażeń, jedyne straty grupa zanotowała w dostępnych zaklęciach, zapasach i oświetleniu - ale w tym stanie ducha dalsza eksploracja nie miałaby sensu bowiem pierwsza konieczność podjęcia decyzji zaowocowałaby kolejnym sporem. Dopóki nie oczyści atmosfery nie ma co ryzykować następnej pyskówki i wymądrzania się kto ma rację. W zasadzie to trochę mu ulżyło - po nieoczekiwanym starciu z paladynem w drodze do Fortecy było mu głupio że dał się sprowokować do przedłużania kłótni i może też z tego względu nie reagował na docinki tropiciela, ale teraz i zachowanie Helfdana nie wydawało mu się ani trochę bardziej rozsądne.

* * *

- Zbierzcie coś co może posłużyć za łom lub może ... taran? - elf zatrzymał się przy sali z klatkami. Czekając na wynik poszukiwań przyjrzał się raz jeszcze porzuconym w komnacie mechanizmom, ze smutkiem zauważając że naprawdę niewiele urządzeń czy sprzętów przetrwało w stanie lepszym niż całkowita ruina.

* * *

Podobnie postąpili przy pamiętnej sali w której "narodził się" widmowy potwór broniący swych ziemskich pozostałości. Tu również przeszukanie dało skutek w postaci metalowych ram i podpór, zdatnych do wykorzystania podczas forsowania kraty. Aesdil nie wyglądał z entuzjazmem próby wyginania czy niszczenia prętów, ale im szybciej do tego przystąpią tym szybciej również znajdą się na zewnątrz...

* * *

"No już, no już, nic mi się nie stało..." - Złocisty już wiedział co tak go gnało z powrotem do kraty. Niepokój był pierwszym wrażeniem które zaczął odbierać po powrocie w miejsce gdzie wcześniej utracił kontakt ze skrzydlatym przyjacielem, zaraz potem ulgę i niezmierną radość. Wzruszające powitanie jakie Kull mu zgotował sprawiło że tym bardziej zaczął odczuwać tęsknotę za powrotem na powierzchnię i wzmocniło to jego determinację by sforsować pręty kraty. Stłumił jednak pośpiech, wsłuchał się czule w emocje i obrazy przekazywane mu przez drapieżcę. "Też się stęskniłem..."
Roześmiał się z ulgą.
- Wygląda na to że przynajmniej Britta miała spokojny dzień, w każdym bądź razie Kull nie zauważył niczego niepokojącego - rzucił do pozostałych gwoli wyjaśnienia. - Co do żywności to nie będziemy cierpieli niedostatku, bowiem Złotoczerwonego rozpierała energia i naznosił zwierzyny ... pod warunkiem że znajdziemy wśród zdobyczy coś jeszcze poza zaskrońcami i myszami! - zachichotał powtórnie, widząc oczami wyobraźni stosik trucheł pod odrzwiami świątyni.
- Dobrze więc, do dzieła. Sprawdzę zaklęciem czy ten żartowniś, twórca barier i pułapek, nie pozostawił aby jakiegoś dyskretnego sposobu na podniesienie kraty, sami zaś moglibyście się rozejrzeć w poszukiwaniu czysto mechanicznego urządzenia. Znaleźliśmy tu wcześniej parę podejrzanych miejsc, może tam ten dowcipniś umieścił jakiś lewar lub dźwignię...


* * *

- Egomet arcessere quaesitum operi Artifex IAM! - użycie czaru nie ukazało ani umagicznionych fragmentów ścian czy kraty, ani też pozostałości po jakichś zaklęciach, i to mimo tego że elf wyjrzał między prętami a potem przeszedł w głąb korytarza. Również poszukiwania przyziemnych, wykonanych przez rzemieślników mechanizmów nie dało rezultatu. A sama krata, mimo zgodnego wysiłku, ani drgnęła, najwidoczniej blokowana przez jakiś rodzaj zapadki.

* * *

- Fethowa krata! -
nie wytrzymał Złocisty po oględzinach korytarza. Z niechęcią przyjrzał się solidnym prętom. Próba podniesienia bariery i zablokowania jej tarczą autorstwa Raydgasta niewiele dała - Podziemia już mamy, smoków chyba tylko brakuje, sądząc po grubości i ciężarze sztab. No nic, pozostaje użyć zaklęcia i dopiero wtedy siły. Spróbuję na początek osłabić metal w tym miejscu, chyba jest trochę uszkodzone - wskazał przecięcie prętów, faktycznie wygladające jakby coś "drapnęło" je sporym pazurem - kiedy skończymy tu łatwiej będzie poradzić sobie i tutaj - wskazał następne miejsce.
- Potrzebuję dziesięciu minut spokoju - oznajmił i łyknął z manierki, oszczędnie jak przedtem.

* * *

Zawsze zdumiewała Aesdila różnica pomiędzy wyczuwaniem Splotu gdy kształtował zaklęcia pieśnią a tym samym doznaniem gdy używał smoczego języka zaklinaczy.
W tym pierwszym przypadku w umyśle miał wyobrażenie potoku słów i nut splatających się w jedną harmonijną melodię. Użycie Płomienia kojarzyło mu się z wybuchem wulkanu albo miarowym dźwiękiem ognia podsycanego podmuchem z kowalskich miechów, zaś magia zaklinacza - z hukiem jęzora ognia wydobywającego się z palnika. Sztuką było takie ukształtowanie tych "dźwięków" by pasma Splotu zmieniły się w pożądany efekt. Jak do tej pory nigdy nie miał z tym problemu, wręcz przeciwnie, posługiwanie się magią przychodziło mu bez trudu, jednak nawet elfia biegłość w splataniu zaklęć nie pozwalała mu przebić się przez nałożone przez Mystrę ograniczenia. A szkoda. Na dokładkę w samym Królestwie Splot szwankował... Z wysiłkiem otrząsnął się z tych myśli.
- Sariourii Thane Haratha Khadath Aqshy'y, Minaith Harath Saros Khaladho Urith... - Złocisty
rozpoczął rzucanie zaklęcia. Drobny w zamierzeniu czar mógł osłabić pręty i Aesdil z niechęcią co prawda ale zabrał się do pracy - z niechęcią bo zapowiadała się jako długie i mozolne zajęcie. Zamknął oczy i szepcząc słowa zaklęcia dotykał wybranego miejsca, czując jak metal kraty powoli nagrzewa się. Niestety tak jak się spodziewał rzucenie czaru nie było łatwe - wybrany fragment nie był odosobniony i Laure cały czas musiał trzymać pasemka magii w ryzach, by nie "rozpełzły się" po reszcie prętów. Delikatnymi, drobnymi ruchami palców wsączał w metal subtelne wstążki przywołanej słowami energii, mimo zamkniętych oczu "dostrzegając" jak kolejne warstwy metalu nieco zmieniają swoją strukturę. Po pewnym czasie inne emocje zniknęły, wyparte przez zadowolenie - zaklęcie to było jednym z trzech, obok Sztuczek (będących pierwszym poznanym w ogóle przez Laure czarem) i niszczycielską Eksplozją krzyku (z której był najbardziej dumny) do których czuł największy sentyment i praca ta bardzo przypominała mu spokojne dni w Scornubel, kiedy w zaciszu świątynnego warsztatu zajmował się wyrobem medalików i innych pamiątek dla wiernych Pana Poranka...
Gdy skończył zaklęcie, z zadowoleniem czuł pod palcami rozgrzany metal. Rozgrzany nie na tyle żeby parzył, ale dający bardzo wyraźnie wyczuwalny efekt. Nagła myśl przyszła mu do głowy. Przysunął się do kraty i przywołał moc Płomienia - skoncentrowany ogień błysnął z jego oka i trafił w sam środek łączących się sztab. Przez chwilę elf trwał nieruchomo poświęcając cenną magiczną energię i rozżarzając wybrane miejsce, i naraz metal wypłynął wąską strużką, zastygając co prawda bardzo szybko, jednak sam rdzeń przeszkody został dodatkowo naruszony.
Laure obejrzał się na resztę, nadal trzymając dłoń nad uszkodzonym miejscem.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:35   #68
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Na szczęście raban, jaki narobiliście w komnacie nie przyciągnął krewnych ni znajomych ani jaszczura, ani tego co go zabiło. Bezpiecznie opuściliście siedzibę złotej mgły i tylko gwałtowny plusk, jaki towarzyszył rozpoczęciu ucztowania "rybek", świadczył o tym, że ktoś zauważył wasze odejście.

Ciche skwierczenie oliwy w lampie miarowo odmierzało godziny, podczas których wracaliście do góry, przeszukiwaliście komnaty, a wreszcie forsowaliście kratę. Impopodobne stworzenie już się nie pojawiło, najwyraźniej nie zainteresowane tym obszarem podziemi, w którym się poruszaliście.
Ponieważ kolejne próby podważenia pseudo brony lub odnalezienia jej mechanizmu nic nie dały, Aesdil zabrał się do nużącego, monotonnego stapiania krat, podczas którego reszta mogła tylko czekać, wsłuchując się w burczenie własnych brzuchów, oraz wąchając swąd gorącego żelaza. Jedynym plusem całej sytuacji było ciepło, które przyjemnie grzało Wam zziębnięte członki, a w przypadku tropiciela - również suszyło przemoczone ubranie.
Po jakimś czasie elf odmówił dalszego przepalania, toteż do pracy przystąpiła reszta. Po godzinie czy dwóch wszyscy byliście mokrzy od potu, jednakże ziejąca w kracie pokaźnych rozmiarów dziura warta była wysiłku. Kolejno przeszliście przez nią, by z powrotem znaleźć się w sali z płaskorzeźbami.

Uszy Was nie myliły - wszystkie przejścia były zamknięte na głucho. Krata po Waszej lewej najwyraźniej zacięła się ze starości, gdyż wisiała w połowie odrzwi, a ostre, skierowane w dół zęby straszyły każdego, kto ośmieliłby się pod nią przejść. Jednak dwie kraty różniły się od reszty: ta, blokująca przejście do świątyni oraz druga, na lewo od niej. Na odrzwiach każdej jarzył się dwuwiersz napisany w czterech językach, oraz w języku magii:

Powiedz Słowo i Przejdź.

Błądzących Czeka Śmierć.




__________________________________________________ ___________
_____________________________






Korytarze działały paladynowi na nerwy odkąd zaczęli podróżować po tym miejscu. Było tu ciasno i ciemno i pełno zagrożeń. Było tu zbyt mało miejsca na walkę do jakiej Raydgast był szkolony, a zbyt dużo miejsca na podstępne ataki z których drowy były znane. Toteż nic dziwnego, że cierpliwość i stoicki spokój paladyna szybko zmalały. I nie tylko jego. Także i kapłan nie wytrzymał wysłuchując dziecinnych poniekąd tłumaczeń tropiciela.
Raydgast miał wrażeniem że w Podziemiach się Heldfan z Aesdilem na rozumy pozamieniał.
Kłótnia niewiele dała, tropiciel ograniczył się do postawy obrażonego chłopaczka zamiast zrozumieć czemu się go czepiają kapłan z paladynem.

Niemniej najważniejsze że uradzili wspólne stanowisko...Powrót ponury i spokojny, choć tylko pozoru. Zauważenie impa czy też quasita było takim incydentem. Czy to był jeden czy drugi, dla Raydgasta nie miało to znaczenia, oba stwory podlegały pod kategorię: „potworek do ubicia przy najbliższej okazji.”

Nie znaleźli łomu, ani niczego czym można byłoby sforsować kraty. W pełnym delikatnego sprzętu do badań magicznych, nie było odpowiednich fragmentów urządzeń. Trzeba by było spróbować przedostać się inaczej. Poprzednim razem nie próbowali się przebić... Nie byli zdeterminowani, by to zrobić. Teraz było inaczej. Przynajmniej w przypadku większości z członków drużyny.

Nie mogąc sforsować siłą, próbowali się przebić za pomocą magii Aesdila. A ponieważ Raydgast nie był w tym przypadku pomocą, wzorem Helfdana zaczął się posilać i przy okazji informować resztę drużyny o swoich przemyśleniach. Kilka spraw bowiem należało uściślić.
-Hardan Szalony nie umarł, a zaginął. Nigdy nie znaleziono jego ciała, ale też nikomu nie zależało by je znaleźć. Nie miał żadnych bliskich krewnych. Nikogo, kogo obchodziłby jego los. Był ... a raczej stał się jednym z tych czarowników odludków, co siedzą na uboczu i zajmują się swoimi sprawami. A do tych spraw rozsądni ludzie wolą się nie wtrącać. Nikt też nie szukał podziemi pod zamkiem. Zakon nic o nich nie wie. A ci którzy znaleźli...- tu przerwał.- ...zapewne nie dożyli okazji by o tym opowiedzieć.
Wiadomo jak ponury wniosek wynikał z tego faktu. Być może skończą jak znalezieni wcześniej nieszczęśnicy. Silvercrossbow żałował, że nie poinformował Britty o tym, co ma zrobić, w razie gdyby nie wracał.
Następnie dodał.- Hardan zaginął, więc wszyscy założyli, że nie żyje. Co prawdą być jednak nie musi. Być może kryje się gdzieś, w tych korytarzach. Chyba nie muszę wam mówić, jak ciężkim jest przeciwnikiem szalony i potężny mag.

Były to dywagacje, nie poparte żadnymi dowodami. W końcu jaki mag dopuściłby do dewastacji swoich podziemi i przejęcia jego zamku przez obcych? Niestety paladyn miał na to mało pocieszającą odpowiedź. Mag któremu nadano przydomek "Szalony".

Nie czas jednak na dalsze rozmyślania, bowiem krata była na tyle osłabiona, że Raydgast mógł nie jej pręty odgiąć używając swojego buzdyganu niczym dźwigni.
Pozostało mozolne rozpruwanie krat przez pozostałych członków ekipy, gdy już Aesdil skończył korzystać z zaklęć. I przebiwszy się dalej, mogli się wreszcie wydostać do sali, w której... paladyn jęknął w duchu. Kolejne kraty, tym razem zamykające wszystkie przejścia. I tym razem dwie z nich były opatrzone groźbą-zagadką. Paladyn słyszał o sklerotycznych magach, którzy najpierw obmyślali zaklęcia dezaktywowane hasłem, po czym bojąc się zapomnieć owego hasła, dołączali do czaru zagadkę, ku pamięci.
Oczywiście mogło to być coś gorszego. W końcu przydomek „Szalony” nie dostaje się bez powodu.
Na razie Raydgast usiadł wodząc oczami po rzeźbach. Dopiero co sforsowali jedne kraty, co nie było łatwym zadaniem, za to męczącym. Kilka chwil na złapanie oddechu nie zaszkodzi. A być może odpowiedź na zagadkę, mają dosłownie „przed sobą”.


__________________________________________________ ___________
_____________________________






Helfdan nigdy nie należał do osób nadmiernie przejmujących się zdaniem innych. Często nie był w stanie zrozumieć ich zachowań… w końcu jego samotne tygodnie spędzane na polowaniach nie brały się z niczego. Nie pojmował tego co do niego mówili paladyn, kapłan czy elf… a może tylko nie chciał rozumieć. Nie, zdecydowanie tego nie ogarniał. Starał się spróbować jednak spełzło to na niczym. Najlepsze w tym wszystkim było to, że wcale nie musiał.

Nic na siłę. Takie motto sprawiało, że życie tropiciela było smaczniejsze, lżejsze… a w relacjach damsko męskich dużo bardziej satysfakcjonujące. Dla kogoś takiego jak on mającego niezwykle twardy kark przy jednoczesnym przywiązaniu do autonomii swoich poglądów i zachowania „nie napinanie się” zapewniało odpowiedni poziom zadowolenia z życia. I nade wszystko utrzymywanie odpowiedniego dystansu do siebie i świata.

Zmęczenie dawało już mu się we znaki, jednak ostatnie popołudnie spędził na przetrząśnięciu okolicy, nocne warty i dzisiejszy dzień obfitujący w wysiłek. Dlatego postanowił wykorzystać akcję przy bramie do małego złapania oddechu. To mu było potrzebne, krótka drzemka umilona hałasami…

Na twarzy poczuł chłód wieczoru potęgowany powiewem z północy. W nozdrza uderzyły go jesienne zapachy. Gdzieś w oddali wyczuł podenerwowanie tego drugiego, tego uwiązanego do dwunoga. Gdzieś tam była samica i wierzchowce. Gdzieś tam było pożywienie. Dostrzegł jakiś ruch, ostrożny czujny… Obserwował gryzonia jak rozgląda się w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. Nabrał pewności, zapach jedzenia nie przytępiał zmysły i instynkt. Ptaszysko wzbił się w górę… nabrał wysokości i spadł na nic nie spodziewającego się gryzonia. Twarz Helfdana owiał pęd powierza, chwilę później szpony przyjemnie wbiły się w ciało ofiary by po chwili ulecieć z nią na wierzę. Wybiórka próbowała stawiać jeszcze opór, na próżno. W ustach półelfa pozostał tylko słodkawy smak krwi.


Kolejny raz nie wzbudzili większego zainteresowania w podziemiach. Przynajmniej nie takiego by mieszkańcy postanowili wyjść z cienia. Może ci którzy rozdawali tutaj karty czekali na lepszy moment albo nie mieli ochoty na interakcję. Być może na małą przekąskę byli zbyt najeżeni różnego rodzaju żelastwem. Być może towarzysze Helfdana mieli na tyle zakazane facjaty, że żadna zgrabna niewiasta nie miała śmiałości się do niego zbliżyć… w sumie coś w tej teorii było. Na chwilę ich zostawił i od razu spotkał dwie. Może nie królowe piękności ale jakieś zalety już na pierwszy rzut oka można było dostrzec zwiastujący możliwość spędzenia miło paru chwil.

Historia paladyna pokazała, że niedaleko pada jabłko od zakonu. Paladyni z Królestwa wykazywali się wręcz wyjątkową dociekliwością czego świetnym przykładem był Raydgast. Lepiej czasem nie szukać za głęboko, żeby broń boże nie znaleźć jakiegoś problemu… a jak coś później wylezie spod dywanu to cóż. Mówi się trudno. Sumienie Helfdana było zupełnie niezwiązane z losami tej krainy… nie rościł sobie prawa do odpowiedzialność za ochronę tych ziem dlatego brak krótkoterminowych korzyści oznaczał brak powodów do dalszego zainteresowania.

Rachu ciachu i krata ustąpiła pod naporem magii złocistego i mięśni dzielnych wysrańców… znaczy wybrańców. Czy jak tam im wołano. Kolejne metry i następna przeszkoda pokazały, że poprzedni właściciel tych podziemi miał solidnie namieszane w głowie.

Rebusy i łamigłówki były daleko od zainteresowania półelfa… Jednak jak mus to mus.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:37   #69
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Czas ciągnął się niemiłosiernie i choć Iulus zaczął już się zastanawiać nad snem, albo i poranną modlitwą, wszystko wskazywało na to, że raczej ku temu pierwszemu bliżej niźli porannej litanii.
Półleżąc w półśnie Manorian wpatrywał się w barda, który z mozołem giął stalowe pręty rozgrzewając je pierwej mocą swej magii.
Rozmyślał przy tym i w końcu zdecydował się wyciągnąć z plecaka który ze sobą zabrał swój dziennik.
Powoli zaczął składać runy na papierze.

Cytat:
Wychowanie śród nobliwych mężów i zacnych Paladynów sprawiło iżem przywykł do ichniej supremacji. Nie myśląc wiele podarzałem wszędy, kędy rozkazy mię wiodły. Bez sprzeciwu ale i bez pomyślunku znacznego. Fakt, iż wielu na swej drodze nauczać mi przyszlo nie dał mi jednak żadnych podstaw ku przewodzeniu grupie pod wspólnej misyi sztandarem.
Zawsze li był ktoś starszy stopniem i doświadczeniem.

Takoż zdawać by się mogło jest i w tej sytuacyi. Sir Raydgast Silvercrossbow, cny paladyn zakonu Thorma w wielu bitwach brał udział i dowodził zbrojnymi siłami zakonu. Jednakże w dzielnej drużynie przez niego zresztą ludzi i nie ludzi zebranych -posłuchu mu brak. Nie wiem czyli z braku charyzmy, czy raczej srogiej rozbieżności charakterów to wina.
Choć zaiste doświadczeniem w podchodach tropiciel Helfdan może bardziej doświadczon i na przywódce w sytuacji odkrywania lochów bardziej zdawać się może, to jego brawura lub bezmyślność stawiana na przekór, paladyńskiemu rozsądkowi do zguby prowadzi na niebezpieczeństwa nas naraża.

Nic mi nie pozostaje, jak tylko próby wspomożenia ich w decyzyj procesie. Jeno problem polega na tym, że dysputy w lochach zbytnio na miejscu nie są i tylko do tragedyi doprowadzić mogą. Winienem większą stanowczością się wykazać, w garść zawziąć siebie i drużynę przedzierzgnąć w zgrany zespół. Jednak obawiam się, iż na to może być już za późno...
Bard w tym czasie skończył miętoszenie krat i przebudzony kapłan ruszył wraz z resztą mając nadzieję na rychłe uwolnienie z okowów ciasnych korytarzy.



__________________________________________________ ___________
_____________________________



Aesdil oparł się o mur. Wynik oględzin wyjść z sali był ... zaskakujący.
- Ma ktoś jakiś dobry pomysł? - zapytał spokojnie, starając się nie okazać złości. Wyciągnął z plecaka resztkę prowiantu i poczęstował resztę.
- Powoli zaczyna mi brakować czarów - przyznał - Iulusie, sprawdzisz czy krata jest umagiczniona? I gdzie naokoło znajdują się inne emanacje? Jestem za tym żeby spróbować zagadki - może to słowo "Słowo" jest kluczem? Mam nadzieję że jeśli nie trafię to przynajmniej uda mi się zneutralizować zaklęcie - jeśli prawdziwa jest ta groźba...
Nie dodał że jeśli pułapka jest mechaniczna, efektem zaklęcia jest przywołanie potwora czy czysto materialny efekt to ma marne szanse wyjść z tego cało. Trudno, trzeba zaryzykować od czasu do czasu.

Kapłan poczęstował się kawałkiem suszonego mięsa i przeżuwszy kęs przymknął oczy. mrucząc modlitwę odwrócił się do pierwszej kraty później powoli przesunął się przodem do drugiej. Następnie włożył do ust drugi kawałek mięsa i z pełną spokoju miną odparł
- Tak obie kraty z inskrypcjami są magiczne, nie jestem jednak w stanie wykryć natury czy domeny zaklęcia rzuconego na stal - czknął nieznacznie i z przerażeniem zasłonił usta - ups przepraszam. - Przełknął ślinę jeszcze raz - wydaje mi się że słowo "Słowo" może być kluczem do zagadki ewentualnie wypowiedziane w jakimś konkretnym języku. Proponuje najpierw magiczny jeśli go znasz Aesdilu..


Tropiciel obejrzał dokładnie najbliższą przestrzeń przy bramie. Po minie było widać, że z dość mizernym skutkiem. Jednak nie zawsze musi się wszystko udawać. Pokiwał głową dając reszcie znać o wyniku swoich zabiegów.
- Słowo brzmi rozsądnie! Nic więcej niż miej nie miał zamiaru dodawać. Warto, żeby inni zaczęli wcielać słowa w czyny.

W tym czasie Laure zastanawiał się nad słowami paladyna dotyczącymi Hardana. Ciekaw był ile jeszcze wiedzy Raydgast ukrywa, a ile z tego to spekulacje. Zaś co do samotności Hardana - zawsze była jeszcze Elethiena Froren, która mogła rzucić światło na mrok skrywający koleje życia szalonego maga. Otrząsnął się słysząc słowa kapłana.
- Dobrze więc, spróbuję. Mam nadzieję że w razie czego nie poskąpicie mi pomocy... - krzywym uśmiechem do Manoriana złagodził przytyk. - Iulusie, zostawię ci swój plecak, w razie czego rozdysponujesz odpowiednio zawartość. Helfdanie, zaopiekuj się moim łukiem i strzałami. Odsuńcie się jak najdalej - na miejscu twórcy pułapki użyłbym Kuli ognia czy jakiejś, nie wiem, Zabójczej chmury albo czegoś podobnego by oprócz zgadującego objąć jego towarzyszy... - wolał nie myśleć co w przypadku jeśli efektem wypowiedzenia błędnego hasła byłby spadający garniec z alchemicznym ogniem. Pocieszał się myślą że bariery miały najwidoczniej na celu powstrzymanie czegoś innego niż humanoidy - może więc i zagadka nie jest przewrotnie trudna i pierwsze skojarzenie było prawdziwe.


- Dobrze - podjął Manorian - Zapewniam też, że Twe imię będzie oczyszczone w Pięciu Królestwach - wziął plecak z ręki elfa - Oczywiście pośmiertnie ... - mrugnął uśmiechając się krzywo niczym elf.
Laure zachichotał.
- Nie pozwól by wieść o tym dotarła do Zachodnich Ziem Centralnych. Mógłbym stracić resztki reputacji w pewnych kręgach!
- Nie powiem, że zajmę się nimi z tak ochotą jak łuczniczką... ale z pewnością ich nie zostawię tutaj. - tropiciel odszedł parę kroków i przyglądał się ze spokojem poczynaniom elfa.


- Nie wątpię - Złocisty uśmiechnął się, mimo tego jak półelf ostatnio się zachowywał. - Lepiej odsuńcie się dużo dalej, demony jedne wiedzą czy kawał sufitu na łeb tu komu nie spadnie...
Poczekał jeszcze chwilę na odsunięcie się grupy, po czym z mieczem w dłoni podszedł do kraty blokującej przejście do świątyni, gdzie widniały kolejno wypisane sentencje w językach wspólnym, elfim, krasnoludzkim, niziołczym oraz smoczym. Przygotował się do wchłonięcia zaklęcia i zamiany go na Płomień. "Raz maty rodyła" - westchnął wspominając przysłowie tuigańskich najemników. Skrzywił cienkie wargi. "Trzeba by ją najpierw znać". Już miał podejść gdy zawahał się, na szczęście przypominając sobie własne słowa. Przygotował czar skupiający wrogie moce wyłącznie na sobie. Wyciągnął dłoń i dotknął dolnego napisu, gotowy do odskoczenia.
- "Słowo" - powiedział w języku magii. Drżenie przebiegło po kracie. Napis poruszył się pod palcami elfa jak żywy - Aesdil miał uczucie, że po literach pełzają małe robaczki. A może to litery były robaczkami? Pręty zamigotały, wygięły się jak z gumy, po czym utworzyły lukę dokładnie na wymiar sylwetki barda. Gdzieś w górze rozległ się szelest błoniastych skrzydeł.

- Cudownie.- mruknął paladyn i rzekł sięgając po miecz. Nieumarli bowiem nie mając skrzydeł którymi by mogli łopotać. Chyba. Raydgast krzyknął. -Aesdil przechodź już, reszta powoli i z bronią gotową do boju wycofywać się przejścia!
I tak było wiadomo, że się wszyscy na raz nie przecisną.

Aesdil miał już się cofnąć słysząc dźwięk od strony sali - przypomniał sobie słowa Peorrha. Jeśli łopot skrzydeł oznaczał to co pierwsze przyszło mu na myśl, to niezależnie od tego kto zostałby w holu byłby w bardzo poważnych tarapatach. Może więc warto pozostać? Jednak ... lepiej będzie czym prędzej sprawdzić co z możliwością ewakuowania się.
- Przechodzę! - powiedział i z mieczem w dłoni ruszył przez lukę.

Laure bezpiecznie przeszedł przez dziurę w bramie, która dopasowała się nawet do wystających części jego ekwipunku. Jednak gdy tylko postawił obydwie nogi po drugiej stronie pręty zsunęły się spowrotem, jak gdyby nigdy nie zmieniały położenia.

Elf rozejrzał się uważnie.
- Panowie - powiedział niskim, cichym głosem - dotknijcie po kolei dolnego napisu i wypowiedzcie słowo "Verbum". Iulusie, ty pierwszy, jeśli znasz język magiczny.
Stał przy jednej ze ścian korytarza, gotowy do odskoczenia. Nie wiadomo jakie jeszcze niespodzianki przygotował twórca bariery.
Iulus skinął głową i podszedł do ściany.
- Verbum! - rzekł głośno. Krata ani drgnęła.
Helfdan słysząc łopot skrzydeł już miał skoczyć przez bramę by nie zostawiać barda zdanego tylko na własne umiejętności jednak jak jak się okazało nie popisał się wystarczającym refleksem. Słowo wypowiadane we wspólnym zamarło mu w ustach...
- Spróbuj w innym języku. Stanął plecami do kapłana wypatrując zagrożenia. Szablę trzymał opartą o bark szukając wzrokiem trzepotliwego. Po jego stronie kraty.
- Helfdanie, jedna ze strzał jest zdatna do zapalenia w razie czego! - Laure przypomniał tropicielowi. - Spróbujcie po kolei innych napisów, elfi jest drugi od góry, a Słowo to Quent.
- Quent! - Iulus niemal wbił palec w elfi napis. Znów bez rezultatu.
- Feth! - zaklął Laure i dotknął kraty ze swej strony - Verbum!
Krata ponownie rozchyliła się. Jednak gdy Iulus próbował przekroczyć jej granicę zatrzasnęła się momentalnie, o mały włos nie przycinając mu stopy. Najwyraźniej hasło działało wyłącznie osobowo.

W innych okolicznościach Złocisty z radością zabrałby się za wypróbowywanie nowej zabawki, testowanie co można zrobić, czego nie, i tak dalej, i tym podobnie. Tym razem jednak nie było mu do śmiechu.
- Verbum! - warknął i przedarł się na drugą (czy raczej pierwszą) stronę kraty.
- Iulusie, chwyć moją dłoń! - razem z kapłanem dotknął raz jeszcze przeszkody - Verbum!

Kapłan z duszą na ramieniu skoczył za elfem. Nie chciał skończyć jak prosie nabite na rożen, ale nie miał lepszego pomysłu. No cóż... miał szczęście, że walczyli z magią krat a nie pełnych drzwi, gdyż ciągnięty przez Aesdila dosłownie zderzył się z prętami, które wyrosły mu przed nosem, blokując ruchy. Laure również cofnął się i pozostał w sali.
- O co tu chodzi? - wlepił wzrok w napisy, kompletnie ignorując ewentualny "trzepot". Dotknął napisu we wspólnym. - Słowo!
Jedynym efektem tego działania było to, że do pierwszego trzepotu dołączył kolejny. I zdecydowanie nie było to stworzenie wielkości nietoperza. Zimny dreszcz przeszedł elfa po plecach. Zaprzestał prób i odwrócił się w kierunku sali z mieczem w dłoni.
- Nie wiem co czynić - szepnął do reszty grupy "władca kraty". Przez chwilę zastanawiał się czy nie wystrzelić zapalonej strzały, ale uznał że to nie najlepszy z jego pomysłów. Dopóki te "cosie" nie atakowały, nie było sensu ich prowokować. Mimo wszystko przywołał jednak moc jednego z zaklęć i przemienił je na Płomień.

- A może Ty już masz swoje słowo w magicznym, a my sami musimy wybrać swoje, bez Twojego wsparcia, najwyżej pogrzebiecie mnie tutaj... - Iulus dotknął napisu we wspólnym i powiedział w swej rodzimej mowie - Słowo
Krata otworzyła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Kapłan przeskoczył na drugą stronę by wspomóc w razie ataku barda i krzyknął do towarzyszy - mam nadzieję Raydgaście że znasz krasnoludzki!

"Czyżby nie tyle "własne" co "w rodzimym języku"? - Laure zastanowił się chwilkę - było nie było podsunął hasło w języku elfów, co prawda bardziej z myślą o Helfdanie niż o Iulusie - zaraz jednak wrócił do rzeczywistości.
- Helfdanie, teraz ty! Spróbuj elfiej mowy - rzucił, choć nie bez wątpliwości. Niezależnie od tego jak niewiele elfiej krwi płynie w żyłach tropiciela (o czym jego wygląd chociażby świadczy), dziedzictwo Starej Rasy chyba powinno się odezwać. Ciągle pozostawał po stronie sali, by paladyn nie biedził się z rozwiązaniem zagadki sam, mając na plecach Lathander jeden wie jakie bestie - Tylko zostaw mi łuk!
"Skąd drugi stwór?" - Laure nie przestawał się zastanawiać, czujnie wpatrując się w ciemność. Kapłan również próbował przedostać się przez kratę, jednak w przypadku jego prób nie słychać było trzepotu oznajmiającego pojawienie się kolejnych istot. I co czaiło się w mroku?

- Słowo! - Krata rozchyliła się... do połowy; z góry rozlega się zaś skrzypiący, suchy głos:
- Mówiłem starrremu durrrniowi, że nie należy lekceważyć czynnika ludzkiego!
Z dołu zawtórowało mu siarczyste przekleństwo po którym rzepki w kolanach dewotek z Uran wypadały na obsrane uliczki po jarmarku. - Dowcipnisie.
Wisior na szyi tropiciela stał się nad wyraz ciężki i niewygodny.
- Słowent. - Żart za żart, a dupa zbita. - Quent. Druga połowa kraty rozchyliła się, tworząc przejście w sam raz dla tropiciela, który nie krępując się przeszedł przez nią odwrócił się czekając na paladyna. Napiął łuk kierując grot w stronę skąd dobiegł suchy głos.

Paladyn nie przyglądał się działaniom towarzyszy przy kratach. Ani nie skupiał na nich wzroku. Jedyne co go w tej chwili interesowało to osłanianie reszty grupy przed przeciwnikami i powolne cofanie się do kraty. Taka rola paladynów. Niekoniecznie pierwsi zaczynają bój, ale zawsze ostatni kończą walkę, lub zaczynają odwrót. To bowiem tarcza symbolizuje paladyna nie miecz. Wojownicy są mieczem... a Raydgast był paladynem.Więc skupił się by wyczuć ewentualny swąd zła, którymi mogli promieniować potencjalni przeciwnicy. A swąd ten był wyraźnie wyczuwalny.

Ostatnie czego elf się spodziewał to żartownisiów i szwankującej kraty.
- Podajcie mi zwykłą pochodnię - warknął i wyciągnął dłoń do tyłu, by ktoś włożył mu ją w dłoń, samemu zaś ciągle omiatał spojrzeniem ciemność przed sobą. Plecy paladyna nieco w tym przeszkadzały, ale nie krzywdował sobie.
- Paladynie, uważaj, oświetlę ich - ostrzegł cichym głosem, mając zamiar miotnąć pochodnią w górę.

-Nie ma co ich oświetlać. Jak się zbliżą, na pewno je zobaczymy.- dodał paladyn czując odór zła promieniujący od stworzeń. Nie ma co... urocze miejsce na eksperymenty urządził sobie szalony mag. Ryadgast cofnął aż do kraty i rzekł we wspólnym dotykając krat zaciśniętą na mieczu pięścią. - Słowo.
Pręty rozwarły się, tworząc obrys postaci paladyna, a Raydgast przeszedł na drugą stronę i stanął tuż za kratami, dodając.- Przełaź elfie, szybko!


Choć raz Laure poskromił ciekawość (tym bardziej że przypomniał sobie że na zbędną pochodnię nie ma co liczyć) i stając plecami do kraty dotknął jej wolną dłonią.
- Verbum! - powiedział, otwierając sobie przejście.
Już miał przechodzić, jednak nagła myśl powstrzymała go. Nikt nie raczył mu powiedzieć o aurze stworzeń, a skrzeczący ale zrozumiały głos sugerował że ich właściciel może być (choć nie musi) dobrym źródłem informacji. A po to tu w końcu był - by je zebrać.
- Dzień dobry! - powiedział w ciemność głosem dźwięcznym, radosnym i uprzejmym, sugerującym chęć zaproszenia interlokutora na pucharek czegoś mocniejszego, cały czas sprawdzając czy ma wolne przejście przez kratę - Można zająć chwilkę? Z kim mam przyjemność?

- Krrretyni! Spierrdalajcie! - w suchym głosie pobrzmiewał lęk, a jego źródło nie dało na siebie długo czekać. Laure szczupakiem rzucił się w korytarz gdy dwa stworzenia wyglądające jak wielkie, sztywne płachty - a może płaszczki? - spadły z góry w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stali mężczyźni. Ostre zakończenia skrzydeł - lub odwłoka; albo pazury? - z hukiem uderzyły w zamkniętą kratę. Stwory błyskawicznie poderwały się z powrotem w górę, gdzie kotłowały się przez chwilę wydając piszczące dźwięki. Ciemność przy sklepieniu sali ożyła nagle; ruch był wyraźny nawet mimo panującego tam mroku.

- Ups... - Złocisty piorunem poderwał się na nogi i zmarnował chwilę na otrzepanie ubrania z pyłu zanim zadarł głowę.
- Dajcie no lampę... - mruknął i podniósł ją wysoko. Obserwował pilnie szybko przefruwające kształty, niestety, światło nie sięgało na tyle daleko by ukazać dokładne sylwetki, jednak zdawały się duże i ... groźne - po kilku zaś minutach zamarły pod sufitem. Najpewniej pod sufitem.
- Komu jestem winien podziękowania? - krzyknął gromko. Poczekał chwilę na odpowiedź, a nie słysząc jej sięgnął do plecaka. Wyciągnął stalowe lusterko, przejrzał się w nim szybko, poprawił niesforny warkoczyk i przełożył je przez pręty, usiłując spojrzeć na nadproże. Nie trzeba dodawać że przygotował się do cofnięcia ręki w razie ataku... Jedyne co zobaczył to wyrzeźbione w kamieniu figury magów, którzy z pomocą swych chowańców zabawiali zamkowych gości.
- Hmmm... - zamruczał i postukał się palcem po wargach. Dotknął kraty raz jeszcze i przytrzymał dłoń w tym miejscu. - Verbum! Halo, jest tu kto?
- Życie ci nie miłe młotku? Won! - zaskrzeczał głos ze ściany, a ciemność pod sufitem ożyła znowu, przemieszczając się najwyraźniej bezpośrednio nad odrzwia.
- Jak to niemiłe?! I jaki młotku??!! - oburzył się elf, bacznie obserwując "skradaczy" by cofnąć dłoń zawczasu - Pogadać chciałem jedynie, nie zamierzam przełazić. Da się słówko zamienić?
- Nie gadam z samobójcami! Mnie tam życie miłe. Spa...aaa! Kurrrwaaa! - wrzasnął głos, gdy coś ciężkiego uderzyło w ścianę, po czym puścił taką wiązankę przekleństw, że tropiciel czym prędzej postanowił dopisać je do swojego repertuaru.
- Auć! - Laure cofnął się od kraty. Obejrzał się nieco bezradnie - No sami słyszycie!
Teraz lepiej?! - krzyknął za kratę raz jeszcze. - Chyba nic tu po nas... - mruknął markotnie. Odpowiedział mu tylko dźwięk osypującego się tynku. - To tyle jeśli chodzi o rozmowę z zaprawą murarską... Jeśli nie macie lepszego pomysłu to wracamy do świątyni - powiedział zmartwiony. Zaraz jednak przypomniał sobie rozwój wypadków i poczuł jak wraca mu dobry nastrój. O tak, humor poprawiał mu się z minuty na minutę...


- Zdecydowanie wracamy do świątyni.- mruknął paladyn. Miał już dość podziemi, które zawierały więcej pułapek niż odpowiedzi. I dość czasu w nich zmarnował.
- Kategorycznie nas tu nie lubią i nie chcą. Lepiej chodźmy stąd i spróbujmy normalnej drogi do twierdzy - mruknął kapłan wciąż unosząc tarczę przed sobą i dzierżąc w dłoni miecz. Tropiciel tylko skinął głową i ruszyli wgłąb korytarza.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:37   #70
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po wielogodzinnym błądzeniu po wnętrzu wzgórza surowe, zalane księżycową poświatą wnętrze świątyni Gallian zdało się wam bardziej przytulne niż własne domostwo. Z rozkoszą nabieraliście haustami zimne, świeże powietrzem wdychając zapach nagrzanej słońcem ziemi i końskiej sierści. Wiatr cicho pogwizdywał w szczelinach, lecz dopiero łopot skrzydeł Kulla, który nieco niezgrabnie zapikował w ciemności na swego pana przerwał ciszę.

Powitanie ogólnie nie było zbyt serdeczne. Chowaniec ani myślał wybaczyć elfowi długą nieobecność, toteż dziobał zawzięcie; podobnie zresztą jak Ptaszysko, które w ramach czułego powitania zdecydowało się odgryźć tropicielowi ucho. Zza jednej z kolumn wynurzyła się Britta z naciągniętym łukiem i zdenerwowaną miną, lecz namiętny pocałunek ust rozradowanego barda, który w końcu wyrwał się jastrzębiowi, uciszył wymówki. Dziewczyna spłoniła się, odchrząknęła, po czym ruszyła rozpalić ognisko, które przygotowała zawczasu. Potem z przemyślnej skrytki, która tłumiła zapach krwi, wyciągnęła oprawioną młodą sarnę i umieściła nad ogniem. Gdy zaś wszyscy rozsiedli się wokoło, zdała raport swemu chlebodawcy. Choć dużo tego nie było.
- Cały dzień był spokój. Rano objechałam ruiny wsi, jednak bez efektów. Nie pojawiły się ani driady ani drowy; tylko sporo zwierzyny łownej, która nie wydawała się niczym zaniepokojona; póki nie ustrzeliłam czegoś na obiad. Koło południa sprawdziłam tylne pomieszczenia. Dało się wejść od zewnątrz - wyjaśniła widząc pytające spojrzenie Aesdila. - Nie znalazłam nic interesującego. Trochę zetlałych ubrań, rozbitych naczyń i dwa spleśniałe sumariusze; jeden wiejski, drugi zamkowy. Obydwa kończyły się przed panowaniem rodu Tulipów. Najwyraźniej wieś już wtedy była opuszczona lub Tulipowie sprowadzili własnego kapłana. Choć nie słyszałam, by byli specjalnie religijni. Im bliżej końca tym więcej zgonów wpisanych do księgi - dodała wiedząc, że mężczyzn ciekawi historia tutejszych ruin, po czym spojrzała na Aesdila. - Może zainteresuje cię, jako maga, że Hardan brał uczniów w termin; oni również są w księdze. Jeden z nich, przedostatni, został jednak wykreślony. Ciężko odczytać jego miano, ale obok skreślenia widnieje dopisek "wygnany".
Potem już tylko siedziałam w świątyni, czekając na was - a raczej na coś, co was zeżarło, bo po prawdzie to straciłam już nadzieję, że wyjdziecie stamtąd żywi.

^ ^ ^

Noc minęła spokojnie. Wykończeni wędrówką i napięciem podziemnego więzienia wystawiliście co prawda warty, ale lwią ich część przejęła Britta mówiąc, że bardziej przydacie się rano wypoczęci, niż w nocy półżywi.
Poranek wstał zimny i mokry, powodując irytację zarówno ptaków jak i ludzi. Tylko oporządzone przez Brittę wierzchowce nic nie robiły sobie z kaprysów pogody, spokojnie skubiąc trawę.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172