~A czy ja wyglądam na kogoś kto się ZNA na nieumarłych, co ja nekromanta plugawy? ~ miał ochotę spytać barda Manorian.
W swoim dotychczasowym życiu mało miał do czynienia z ożywieńcami. Choć wraz z Praxorem i kilkoma braćmi walczył z widmem, które zagnieździło się na cmentarzysku opodal Silverymoon, to jednak spotkań z tymi przeklętymi istotami mógł jak dotąd zliczyć na palcach jednej ręki.
Ciarki przeszły po plecach młodego sługi Tyra na wspomnienie tej strasznej nocy, gdy wraz z paladynem przemierzali zasnute mgłą alejki cmentarza, rozświetlane tylko zimnym blaskiem księżyca i pochodni. Pamiętał dokładnie krzyki strażników, gdy bezcielesny stwór z potępieńczym wizgiem wychynął z mroku i rzucił się na jednego z nich. Nieszczęśnik dotknięty jego szponiastą ręką w mgnieniu oka usechł niczym kwiat pozbawiony wody. Cudem tylko trzech kapłanów i paladyn zdołali unicestwić potwora. Jednak trzech z pięciu strażników, którzy wybrali się z nimi nie wróciło do swych domostw tej nocy.
Manorian wiedział co prawda trochę więcej o nieumarłych z klasztornych ksiąg i wykładów Ojca Ixiona, jednak niewiele ponadto. Jego wiedza głównie świadczyła o tym, iż powstawali oni jeśli śmierć ich doczesnego ciała została w jakiś sposób zakłócona. Czasem zdarzało się, że dusza pragnęła dalej wieść materialną egzystencję, lub nie dokończona sprawa w Torilu kotwiczyła ją na tym planie egzystencji w wypaczonej formie. Czasem gniew, nienawiść ale i miłość - silne emocje mogły sprawić, iż umierający nieszczęśnik powracał do "życia" w postaci upiora, zjawy czy strzygi. Jednak te przypadki były raczej marginalne.
Głównie nieumarłych widywało się za sprawą, o zgrozo żywych. Ożywione szkielety, zombi czy przeraźliwe Licze były zasługą złowrogiej magii, eliksirów czy zakazanych praktyk. Choć w większości wypadków takie ożywione zwłoki, czy kości były na ogół bez wolnym narzędziem w rękach plugawych czarowników, to istoty pokroju Liczy były już stokroć groźniejsze.
Iulus nie chciał nawet rozumieć jaka pokręcona i plugawa idea może narodzić się w myśli maga, który chce transformować własne ciało i jaźń w tak ohydną istotę jaką jest Licz.
Czy chęć posiadania potęgi i nieśmiertelności, może być tak wielka by być zdolnym do wypaczenia własnego ciała?
Najwyraźniej niestety tak. Póki więc ludzkość, nie wyzbędzie się egoizmu, akceptując Boskie prawa, słudzy jasności będą potykać się w boju z mrocznymi siłami, będą przelewać krew za niewinnych.
Manorian westchnął, gdyż zdawał sobie sprawę, iż taka walka może nie mieć końca.
Kapłan potrząsnął głową napominając się słowami starego Ixiona - "Wątpliwości są przyczynkiem herezji"
Ze zdwojona siłą kapłan zabrał się za nasączanie oliwą szmat owiniętych wkoło starych desek.
-
Mam nadzieję, że Helfdan sam sobie poradzi - mruknął odkładając ostatnią pochodnie -
wydaje mi się ze już dość długo go nie ma, a Wam ? - spojrzał po towarzyszach. - Będziemy tutaj odpoczywać, czy jeśli tropiciel coś znajdzie podążymy dalej ? Jeśli Aesdil jest w stanie to ja mogę ruszać, jeszcze trochę Bożych Darów mam do wykorzystanie.
Mówiąc to wstał i podszedł do korytarza którym ruszył wcześniej półelf. Przystanąwszy u jego wylotu spróbował wejrzeć w głąb mając nadzieję, że zobaczy wracającego zwiadowcę.