Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:29   #63
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
gościnnie nieprzystępne panienki dzięki nieuprzejmości MG

__________________________________________________ ___________
_____________________________






Trudno to było nazwać zwiadem biorąc pod uwagę fakt, iż większość żyjących w tych podziemiach stworzeń widziało w ciemnościach… w przeciwieństwie do półelfa. Światło lampy choć osłonięte za płótnem to jednak z daleka było widoczne. Dlatego tropiciel musiał się wznieść na wyżyny swoich umiejętności zarówno tych związanych z cichym poruszaniem się jak również zwracania uwagi na najdrobniejsze szczegóły otoczenia czy dźwięki. Był w końcu tym, który występował w różnych opowieściach ze stwierdzenie „– poczekajcie tutaj, sprawdzę co tam jest” i z reguły już nie wracał. Cóż… Helfdan nie był z tych co się dałby w kaszy bez skwarek zjeść dlatego podążał w głąb mrocznych korytarzy.

Jakiś pieprzony psychopata urządził sobie tutaj jakieś laboratorium połączone z pomieszczeniami przeznaczonymi dla „żywego inwentarza”… pomimo, iż przyglądał się wszystkim pomieszczeniom dość dokładnie nie znalazł niczego godnego uwagi. Zgodnie z zapowiedziami jakie złożył paladynowi systematycznie zaznaczał swoją drogę. Co dziesięć metrów po lewej stronie zostawiał po sobie ślad. Kolejny debil postarał się o pozakładanie tutaj pułapek… jedna na drugiej, jakby się wściekli. Szczęściem nie pierwszy przemierzał te korytarze, jak również mechanizmy wielu z nich nie były przewidziane na taką żywotność. Mimo wszystko jeden bełt skołtunił mu brodę.

Już miał wracać gdy kogoś zobaczył. Jakby jakieś młode dziewczę… tego nawet Helfdan nie mógł się spodziewać. Najeżone pułapkami korytarze pełne szkieletów i jakaś młódka. Włosy na karku mu się zjeżyły. Gnany ciekawością podążał za nią – ona udawała, iż nie dostrzega światła jakie się roztaczało wokół niego a on stawał na głowie żeby nie stracić życia. Zaczynało to już przypominać długą wędrówkę gdy przed półelfem otworzyła się wielka komnata. Miejsce, w którym mogliby mu wejść za plecy. Postanowił się wycofać, sprawdzić czy to nie pułapka… czy ktoś nie spróbuje za nim iść. Nie próbował!

Do jego uszu dobiegł odgłos walki.

- Co jest? Zapytał sam siebie. Ostrożnie ruszył dalej.

Nie krył zdziwienia. Jakaś panna wywijała balety w chmurze złotawej mgły przed jakimś stworem. Ni to pająk ni to jaszczur. W starciu między kobitką, a potworem ten drugi z całą pewnością nie był górą. A ona w swojej egzotyce była wcale pociągająca. Nim jednak jakakolwiek kosmata myśl przebiegła mu przez łepetynę odezwała się ta, za sprawą której się tutaj zjawił.

- Mamusiu... przyprowadziłam ci śniadanko...


Nie zabrzmiało to jak zachęta do zabawy wręcz przeciwnie, a dziwnie gardłowy głos dodawał temu wszystkiemu posmak dziwaczności. Helfdan zapragnął zbliżyć się do tajemniczej nieznajomej… tym bardziej, że niewiasta z zielonkawymi włosami radziła sobie nad wyraz dobrze.

- Coście za jedne, dzierlatki? Co się tutaj dzieje do jasnej cholery!
Zerwał się do biegu by znaleźć się jak najszybciej tej młodszej. Miał jednak na uwadze też co się działo w bajorze. Ta na jego widok rozdarła się: iiidź sobieee... Mamooo!!, i rzuciła w stronę zamglonej kobiety. Helfdan zauważył, że w czasie biegu w ogóle nie widać było jej lewej nogi do wysokości kolana, choć słychać było tupot obydwu. Kobieta odwróciła się w ich stronę, jaszczuropająk skorzystał więc z okazji i rzucił się na nią z głośnym rykiem.

Helfdan nie dawał za wygraną, próbował przeciąć młodej drogę, a ci którzy go znali wiedzieli że jak chce dorwać jakąś dziewkę to bez wątpienia ją ucapi. Wcześniej czy później! I całkiem nieźle mu szło. Dziewczyna w biegu poruszała się dość niezgrabnie, zderzyli się więc przed linią wody i potoczyli w nią, spleceni. Dziewczyna wiła się w uścisku tropiciela, wyjąc i kopiąc nogami... A raczej nogą! Na oczach Helfdana lewa łydka rozpadła się na drobne kropelki i zniknęła w wodzie. Dziewczę dalej wyło głucho, wywracając oczami, a jej paznokcie powoli zaczęły przeradzać się w szablaste szpony, zahaczając już o spodnie mężczyzny. Z boku dobiegł skowyt jaszczura, a woda zabarwiła się krwią.

Być może powinien się teraz zastanawiać kto tu jest dobry, a kto zły. Czy dziewczyna się zmienia bo myślała, że chce jej zrobić krzywdę albo czy go zwabiła tutaj by skosztować jego białe mięsko. Może powinien zakończyć jej żywot krótkim ciosem kukri nim jeszcze przemieni się w groźną bestię jednak Helfdan nie byłby Helfdanem gdyby łatwo mu przychodziło zabijanie kobiet… tym bardzie, że już za chwilę po dziewczynie nie powinno być śladu. Odskoczył

- Spokojnie maleńka! Nie wiedziałem, że z ciebie taka kocica.
Mówił odchodząc od kuternogi cofając się w kierunku wyjścia mając jednocześnie przed sobą całą trójkę. – Chyba dziewczyny mnie z kimś pomyliłyście. Nie wyglądam przecież na soczystego wieprzka. Może na zdrowego ogiera... Pomimo dramatycznej sytuacji sypnął jakimś typowym dla siebie żartem. Dał ostatnią szansę panienkom aby się opamiętały. Nie raz już bywał pożerany, ale póki co tylko wzrokiem...

Szabla pewnie spoczywała w jego prawicy, jednak nisko opuszczone ostrze gotowe raczej było do szybkiego ciosu z dołu niż zastawy. W lewicy lampa, a na przedramieniu prostokątny puklerz. Cofał się tak by zielonowłosa dziewoja nie zasadziła mu jakiś czarem na dzień dobry. Cofał się tak do czasu aż na wilgotnej podłodze nie wyczuł stopami nierówności stanowiącej świetne oparcie dla jego butów. Dające mu szansę na błyskawiczny wypad bez ryzyka poślizgnięcia.

Dziewczyna nie wykazała zainteresowania soczystością Helfdana. Gdy tylko ją puścił przewróciła się na brzuch i jęcząc, na czworakach zaczęła uciekać w stronę zielonowłosej kobiety, która tymczasem powróciła do pastwienia się nad jaszczurem. Potwór szarpał się i rzucał w złotej mgle, która trzymała go jak klatka. Część oparu uformowała dwa bicze; kobieta leniwymi, niedbałymi uderzeniami chlastała ciało jaszczura, metodycznie odcinając mu kolejne kończyny, przy wtórze wycia i skomlenia konającego zwierza. Jej twarz pozostała bez wyrazu; ciężko było określić, czy czerpie przyjemność z torturowania przeciwnika, czy podchodzi do tego jak do szatkowania mięsa na obiad. Podobnie nie okazała emocji, gdy czarnulka dobiegła wreszcie do niej i przylgnęła mocno, jak wystraszone zwierzątko. Przez plusk wody, mlaskanie rozcinanego ciała i wycie jaszczuropająka Helfdan usłyszał jej zapłakany głos:

- Mamusiuuu... odpadła mi nóżka...

I oto na oczach zaskoczonego tropiciela - choć w takiej sytuacji chyba niewiele już mogło zaskoczyć - złoty bicz odciął dolną część jednej z kończyn pająka, która unoszona przez wodę podpłynęła do dziewczyny i jakiś cudownym sposobem przykleiła się do jej kikuta, na powrót ożywając. Czarnulka zaczęła skakać i tańczyć radośnie jak dziecko, które dostało nową zabawkę, a kobieta zakończyła męki potwora jednym ruchem odcinając mu głowę. Wielki, łuskowaty łeb upadł niedaleko Helfdana; wąskie, niebieskie oczy osadzone w twarzy nieprzyjemnie przypominającej ludzką zamrugały kilka razy i zaszły mgłą. Z mięsistych ust, z których wystawały dwa rzędy ostrych, krótkich kłów wypłynęła strużka krwi.

Reszta cielska stwora runęła w wodę, kobieta zaś podeszłą bliżej i tą samą, magiczną metodą rozpoczęła oprawianie - a raczej rozczłonkowywanie - zdobyczy. Dziewczyna zaś śmiała się i tańczyła wokół niej jak gdyby w ogóle nie zauważyła rzezi, która przed chwilą miała miejsce w komnacie.

No tak, tego można się było spodziewać po takich spotkaniach w podziemiach. Dziewczyny nie były zbyt rozmowne, a i tropiciel nie był skory do zaprzyjaźniania się z mieszkankami tych labiryntów. Tym bardziej po pokazie sprawiania zdobyczy jaki zaprezentowała starsza. Nie chciałby żeby nim się tak zajęła… chociaż zabawa z biczem nie była mu całkiem obca.

- Dobra, właściwie to ja chyba nie skorzystam z zaproszenia na obiad. Zaczął się wycofywać w kierunku wyjścia. – Do zobaczenia miłe panie… mam nadzieje, że następnym razem będziecie bardziej rozmowne.

- Pa! pa! - zawołała czarnulka i rzuciła w jego stronę czymś, co mogło byc kawałkiem płuca... albo wątroby. Zniknęło w ciemnej wodzie, a dziewczyna wróciła do tulenia towarzyszki.

Wracał ostrożnie, tak jak szedł w drugą stronę. Z całą pewnością miał kogoś na plecach a czy coś się nie napatoczy po drodze tego nie mógł być pewien. Tym bardziej mając w pamięci dziwną krzyżówkę jaszczura, pająka i jeszcze czegoś. Efekt jakby jakiś dziwacznych eksperymentów.
 
Sayane jest offline