Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:37   #69
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Czas ciągnął się niemiłosiernie i choć Iulus zaczął już się zastanawiać nad snem, albo i poranną modlitwą, wszystko wskazywało na to, że raczej ku temu pierwszemu bliżej niźli porannej litanii.
Półleżąc w półśnie Manorian wpatrywał się w barda, który z mozołem giął stalowe pręty rozgrzewając je pierwej mocą swej magii.
Rozmyślał przy tym i w końcu zdecydował się wyciągnąć z plecaka który ze sobą zabrał swój dziennik.
Powoli zaczął składać runy na papierze.

Cytat:
Wychowanie śród nobliwych mężów i zacnych Paladynów sprawiło iżem przywykł do ichniej supremacji. Nie myśląc wiele podarzałem wszędy, kędy rozkazy mię wiodły. Bez sprzeciwu ale i bez pomyślunku znacznego. Fakt, iż wielu na swej drodze nauczać mi przyszlo nie dał mi jednak żadnych podstaw ku przewodzeniu grupie pod wspólnej misyi sztandarem.
Zawsze li był ktoś starszy stopniem i doświadczeniem.

Takoż zdawać by się mogło jest i w tej sytuacyi. Sir Raydgast Silvercrossbow, cny paladyn zakonu Thorma w wielu bitwach brał udział i dowodził zbrojnymi siłami zakonu. Jednakże w dzielnej drużynie przez niego zresztą ludzi i nie ludzi zebranych -posłuchu mu brak. Nie wiem czyli z braku charyzmy, czy raczej srogiej rozbieżności charakterów to wina.
Choć zaiste doświadczeniem w podchodach tropiciel Helfdan może bardziej doświadczon i na przywódce w sytuacji odkrywania lochów bardziej zdawać się może, to jego brawura lub bezmyślność stawiana na przekór, paladyńskiemu rozsądkowi do zguby prowadzi na niebezpieczeństwa nas naraża.

Nic mi nie pozostaje, jak tylko próby wspomożenia ich w decyzyj procesie. Jeno problem polega na tym, że dysputy w lochach zbytnio na miejscu nie są i tylko do tragedyi doprowadzić mogą. Winienem większą stanowczością się wykazać, w garść zawziąć siebie i drużynę przedzierzgnąć w zgrany zespół. Jednak obawiam się, iż na to może być już za późno...
Bard w tym czasie skończył miętoszenie krat i przebudzony kapłan ruszył wraz z resztą mając nadzieję na rychłe uwolnienie z okowów ciasnych korytarzy.



__________________________________________________ ___________
_____________________________



Aesdil oparł się o mur. Wynik oględzin wyjść z sali był ... zaskakujący.
- Ma ktoś jakiś dobry pomysł? - zapytał spokojnie, starając się nie okazać złości. Wyciągnął z plecaka resztkę prowiantu i poczęstował resztę.
- Powoli zaczyna mi brakować czarów - przyznał - Iulusie, sprawdzisz czy krata jest umagiczniona? I gdzie naokoło znajdują się inne emanacje? Jestem za tym żeby spróbować zagadki - może to słowo "Słowo" jest kluczem? Mam nadzieję że jeśli nie trafię to przynajmniej uda mi się zneutralizować zaklęcie - jeśli prawdziwa jest ta groźba...
Nie dodał że jeśli pułapka jest mechaniczna, efektem zaklęcia jest przywołanie potwora czy czysto materialny efekt to ma marne szanse wyjść z tego cało. Trudno, trzeba zaryzykować od czasu do czasu.

Kapłan poczęstował się kawałkiem suszonego mięsa i przeżuwszy kęs przymknął oczy. mrucząc modlitwę odwrócił się do pierwszej kraty później powoli przesunął się przodem do drugiej. Następnie włożył do ust drugi kawałek mięsa i z pełną spokoju miną odparł
- Tak obie kraty z inskrypcjami są magiczne, nie jestem jednak w stanie wykryć natury czy domeny zaklęcia rzuconego na stal - czknął nieznacznie i z przerażeniem zasłonił usta - ups przepraszam. - Przełknął ślinę jeszcze raz - wydaje mi się że słowo "Słowo" może być kluczem do zagadki ewentualnie wypowiedziane w jakimś konkretnym języku. Proponuje najpierw magiczny jeśli go znasz Aesdilu..


Tropiciel obejrzał dokładnie najbliższą przestrzeń przy bramie. Po minie było widać, że z dość mizernym skutkiem. Jednak nie zawsze musi się wszystko udawać. Pokiwał głową dając reszcie znać o wyniku swoich zabiegów.
- Słowo brzmi rozsądnie! Nic więcej niż miej nie miał zamiaru dodawać. Warto, żeby inni zaczęli wcielać słowa w czyny.

W tym czasie Laure zastanawiał się nad słowami paladyna dotyczącymi Hardana. Ciekaw był ile jeszcze wiedzy Raydgast ukrywa, a ile z tego to spekulacje. Zaś co do samotności Hardana - zawsze była jeszcze Elethiena Froren, która mogła rzucić światło na mrok skrywający koleje życia szalonego maga. Otrząsnął się słysząc słowa kapłana.
- Dobrze więc, spróbuję. Mam nadzieję że w razie czego nie poskąpicie mi pomocy... - krzywym uśmiechem do Manoriana złagodził przytyk. - Iulusie, zostawię ci swój plecak, w razie czego rozdysponujesz odpowiednio zawartość. Helfdanie, zaopiekuj się moim łukiem i strzałami. Odsuńcie się jak najdalej - na miejscu twórcy pułapki użyłbym Kuli ognia czy jakiejś, nie wiem, Zabójczej chmury albo czegoś podobnego by oprócz zgadującego objąć jego towarzyszy... - wolał nie myśleć co w przypadku jeśli efektem wypowiedzenia błędnego hasła byłby spadający garniec z alchemicznym ogniem. Pocieszał się myślą że bariery miały najwidoczniej na celu powstrzymanie czegoś innego niż humanoidy - może więc i zagadka nie jest przewrotnie trudna i pierwsze skojarzenie było prawdziwe.


- Dobrze - podjął Manorian - Zapewniam też, że Twe imię będzie oczyszczone w Pięciu Królestwach - wziął plecak z ręki elfa - Oczywiście pośmiertnie ... - mrugnął uśmiechając się krzywo niczym elf.
Laure zachichotał.
- Nie pozwól by wieść o tym dotarła do Zachodnich Ziem Centralnych. Mógłbym stracić resztki reputacji w pewnych kręgach!
- Nie powiem, że zajmę się nimi z tak ochotą jak łuczniczką... ale z pewnością ich nie zostawię tutaj. - tropiciel odszedł parę kroków i przyglądał się ze spokojem poczynaniom elfa.


- Nie wątpię - Złocisty uśmiechnął się, mimo tego jak półelf ostatnio się zachowywał. - Lepiej odsuńcie się dużo dalej, demony jedne wiedzą czy kawał sufitu na łeb tu komu nie spadnie...
Poczekał jeszcze chwilę na odsunięcie się grupy, po czym z mieczem w dłoni podszedł do kraty blokującej przejście do świątyni, gdzie widniały kolejno wypisane sentencje w językach wspólnym, elfim, krasnoludzkim, niziołczym oraz smoczym. Przygotował się do wchłonięcia zaklęcia i zamiany go na Płomień. "Raz maty rodyła" - westchnął wspominając przysłowie tuigańskich najemników. Skrzywił cienkie wargi. "Trzeba by ją najpierw znać". Już miał podejść gdy zawahał się, na szczęście przypominając sobie własne słowa. Przygotował czar skupiający wrogie moce wyłącznie na sobie. Wyciągnął dłoń i dotknął dolnego napisu, gotowy do odskoczenia.
- "Słowo" - powiedział w języku magii. Drżenie przebiegło po kracie. Napis poruszył się pod palcami elfa jak żywy - Aesdil miał uczucie, że po literach pełzają małe robaczki. A może to litery były robaczkami? Pręty zamigotały, wygięły się jak z gumy, po czym utworzyły lukę dokładnie na wymiar sylwetki barda. Gdzieś w górze rozległ się szelest błoniastych skrzydeł.

- Cudownie.- mruknął paladyn i rzekł sięgając po miecz. Nieumarli bowiem nie mając skrzydeł którymi by mogli łopotać. Chyba. Raydgast krzyknął. -Aesdil przechodź już, reszta powoli i z bronią gotową do boju wycofywać się przejścia!
I tak było wiadomo, że się wszyscy na raz nie przecisną.

Aesdil miał już się cofnąć słysząc dźwięk od strony sali - przypomniał sobie słowa Peorrha. Jeśli łopot skrzydeł oznaczał to co pierwsze przyszło mu na myśl, to niezależnie od tego kto zostałby w holu byłby w bardzo poważnych tarapatach. Może więc warto pozostać? Jednak ... lepiej będzie czym prędzej sprawdzić co z możliwością ewakuowania się.
- Przechodzę! - powiedział i z mieczem w dłoni ruszył przez lukę.

Laure bezpiecznie przeszedł przez dziurę w bramie, która dopasowała się nawet do wystających części jego ekwipunku. Jednak gdy tylko postawił obydwie nogi po drugiej stronie pręty zsunęły się spowrotem, jak gdyby nigdy nie zmieniały położenia.

Elf rozejrzał się uważnie.
- Panowie - powiedział niskim, cichym głosem - dotknijcie po kolei dolnego napisu i wypowiedzcie słowo "Verbum". Iulusie, ty pierwszy, jeśli znasz język magiczny.
Stał przy jednej ze ścian korytarza, gotowy do odskoczenia. Nie wiadomo jakie jeszcze niespodzianki przygotował twórca bariery.
Iulus skinął głową i podszedł do ściany.
- Verbum! - rzekł głośno. Krata ani drgnęła.
Helfdan słysząc łopot skrzydeł już miał skoczyć przez bramę by nie zostawiać barda zdanego tylko na własne umiejętności jednak jak jak się okazało nie popisał się wystarczającym refleksem. Słowo wypowiadane we wspólnym zamarło mu w ustach...
- Spróbuj w innym języku. Stanął plecami do kapłana wypatrując zagrożenia. Szablę trzymał opartą o bark szukając wzrokiem trzepotliwego. Po jego stronie kraty.
- Helfdanie, jedna ze strzał jest zdatna do zapalenia w razie czego! - Laure przypomniał tropicielowi. - Spróbujcie po kolei innych napisów, elfi jest drugi od góry, a Słowo to Quent.
- Quent! - Iulus niemal wbił palec w elfi napis. Znów bez rezultatu.
- Feth! - zaklął Laure i dotknął kraty ze swej strony - Verbum!
Krata ponownie rozchyliła się. Jednak gdy Iulus próbował przekroczyć jej granicę zatrzasnęła się momentalnie, o mały włos nie przycinając mu stopy. Najwyraźniej hasło działało wyłącznie osobowo.

W innych okolicznościach Złocisty z radością zabrałby się za wypróbowywanie nowej zabawki, testowanie co można zrobić, czego nie, i tak dalej, i tym podobnie. Tym razem jednak nie było mu do śmiechu.
- Verbum! - warknął i przedarł się na drugą (czy raczej pierwszą) stronę kraty.
- Iulusie, chwyć moją dłoń! - razem z kapłanem dotknął raz jeszcze przeszkody - Verbum!

Kapłan z duszą na ramieniu skoczył za elfem. Nie chciał skończyć jak prosie nabite na rożen, ale nie miał lepszego pomysłu. No cóż... miał szczęście, że walczyli z magią krat a nie pełnych drzwi, gdyż ciągnięty przez Aesdila dosłownie zderzył się z prętami, które wyrosły mu przed nosem, blokując ruchy. Laure również cofnął się i pozostał w sali.
- O co tu chodzi? - wlepił wzrok w napisy, kompletnie ignorując ewentualny "trzepot". Dotknął napisu we wspólnym. - Słowo!
Jedynym efektem tego działania było to, że do pierwszego trzepotu dołączył kolejny. I zdecydowanie nie było to stworzenie wielkości nietoperza. Zimny dreszcz przeszedł elfa po plecach. Zaprzestał prób i odwrócił się w kierunku sali z mieczem w dłoni.
- Nie wiem co czynić - szepnął do reszty grupy "władca kraty". Przez chwilę zastanawiał się czy nie wystrzelić zapalonej strzały, ale uznał że to nie najlepszy z jego pomysłów. Dopóki te "cosie" nie atakowały, nie było sensu ich prowokować. Mimo wszystko przywołał jednak moc jednego z zaklęć i przemienił je na Płomień.

- A może Ty już masz swoje słowo w magicznym, a my sami musimy wybrać swoje, bez Twojego wsparcia, najwyżej pogrzebiecie mnie tutaj... - Iulus dotknął napisu we wspólnym i powiedział w swej rodzimej mowie - Słowo
Krata otworzyła się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Kapłan przeskoczył na drugą stronę by wspomóc w razie ataku barda i krzyknął do towarzyszy - mam nadzieję Raydgaście że znasz krasnoludzki!

"Czyżby nie tyle "własne" co "w rodzimym języku"? - Laure zastanowił się chwilkę - było nie było podsunął hasło w języku elfów, co prawda bardziej z myślą o Helfdanie niż o Iulusie - zaraz jednak wrócił do rzeczywistości.
- Helfdanie, teraz ty! Spróbuj elfiej mowy - rzucił, choć nie bez wątpliwości. Niezależnie od tego jak niewiele elfiej krwi płynie w żyłach tropiciela (o czym jego wygląd chociażby świadczy), dziedzictwo Starej Rasy chyba powinno się odezwać. Ciągle pozostawał po stronie sali, by paladyn nie biedził się z rozwiązaniem zagadki sam, mając na plecach Lathander jeden wie jakie bestie - Tylko zostaw mi łuk!
"Skąd drugi stwór?" - Laure nie przestawał się zastanawiać, czujnie wpatrując się w ciemność. Kapłan również próbował przedostać się przez kratę, jednak w przypadku jego prób nie słychać było trzepotu oznajmiającego pojawienie się kolejnych istot. I co czaiło się w mroku?

- Słowo! - Krata rozchyliła się... do połowy; z góry rozlega się zaś skrzypiący, suchy głos:
- Mówiłem starrremu durrrniowi, że nie należy lekceważyć czynnika ludzkiego!
Z dołu zawtórowało mu siarczyste przekleństwo po którym rzepki w kolanach dewotek z Uran wypadały na obsrane uliczki po jarmarku. - Dowcipnisie.
Wisior na szyi tropiciela stał się nad wyraz ciężki i niewygodny.
- Słowent. - Żart za żart, a dupa zbita. - Quent. Druga połowa kraty rozchyliła się, tworząc przejście w sam raz dla tropiciela, który nie krępując się przeszedł przez nią odwrócił się czekając na paladyna. Napiął łuk kierując grot w stronę skąd dobiegł suchy głos.

Paladyn nie przyglądał się działaniom towarzyszy przy kratach. Ani nie skupiał na nich wzroku. Jedyne co go w tej chwili interesowało to osłanianie reszty grupy przed przeciwnikami i powolne cofanie się do kraty. Taka rola paladynów. Niekoniecznie pierwsi zaczynają bój, ale zawsze ostatni kończą walkę, lub zaczynają odwrót. To bowiem tarcza symbolizuje paladyna nie miecz. Wojownicy są mieczem... a Raydgast był paladynem.Więc skupił się by wyczuć ewentualny swąd zła, którymi mogli promieniować potencjalni przeciwnicy. A swąd ten był wyraźnie wyczuwalny.

Ostatnie czego elf się spodziewał to żartownisiów i szwankującej kraty.
- Podajcie mi zwykłą pochodnię - warknął i wyciągnął dłoń do tyłu, by ktoś włożył mu ją w dłoń, samemu zaś ciągle omiatał spojrzeniem ciemność przed sobą. Plecy paladyna nieco w tym przeszkadzały, ale nie krzywdował sobie.
- Paladynie, uważaj, oświetlę ich - ostrzegł cichym głosem, mając zamiar miotnąć pochodnią w górę.

-Nie ma co ich oświetlać. Jak się zbliżą, na pewno je zobaczymy.- dodał paladyn czując odór zła promieniujący od stworzeń. Nie ma co... urocze miejsce na eksperymenty urządził sobie szalony mag. Ryadgast cofnął aż do kraty i rzekł we wspólnym dotykając krat zaciśniętą na mieczu pięścią. - Słowo.
Pręty rozwarły się, tworząc obrys postaci paladyna, a Raydgast przeszedł na drugą stronę i stanął tuż za kratami, dodając.- Przełaź elfie, szybko!


Choć raz Laure poskromił ciekawość (tym bardziej że przypomniał sobie że na zbędną pochodnię nie ma co liczyć) i stając plecami do kraty dotknął jej wolną dłonią.
- Verbum! - powiedział, otwierając sobie przejście.
Już miał przechodzić, jednak nagła myśl powstrzymała go. Nikt nie raczył mu powiedzieć o aurze stworzeń, a skrzeczący ale zrozumiały głos sugerował że ich właściciel może być (choć nie musi) dobrym źródłem informacji. A po to tu w końcu był - by je zebrać.
- Dzień dobry! - powiedział w ciemność głosem dźwięcznym, radosnym i uprzejmym, sugerującym chęć zaproszenia interlokutora na pucharek czegoś mocniejszego, cały czas sprawdzając czy ma wolne przejście przez kratę - Można zająć chwilkę? Z kim mam przyjemność?

- Krrretyni! Spierrdalajcie! - w suchym głosie pobrzmiewał lęk, a jego źródło nie dało na siebie długo czekać. Laure szczupakiem rzucił się w korytarz gdy dwa stworzenia wyglądające jak wielkie, sztywne płachty - a może płaszczki? - spadły z góry w miejsce, gdzie jeszcze niedawno stali mężczyźni. Ostre zakończenia skrzydeł - lub odwłoka; albo pazury? - z hukiem uderzyły w zamkniętą kratę. Stwory błyskawicznie poderwały się z powrotem w górę, gdzie kotłowały się przez chwilę wydając piszczące dźwięki. Ciemność przy sklepieniu sali ożyła nagle; ruch był wyraźny nawet mimo panującego tam mroku.

- Ups... - Złocisty piorunem poderwał się na nogi i zmarnował chwilę na otrzepanie ubrania z pyłu zanim zadarł głowę.
- Dajcie no lampę... - mruknął i podniósł ją wysoko. Obserwował pilnie szybko przefruwające kształty, niestety, światło nie sięgało na tyle daleko by ukazać dokładne sylwetki, jednak zdawały się duże i ... groźne - po kilku zaś minutach zamarły pod sufitem. Najpewniej pod sufitem.
- Komu jestem winien podziękowania? - krzyknął gromko. Poczekał chwilę na odpowiedź, a nie słysząc jej sięgnął do plecaka. Wyciągnął stalowe lusterko, przejrzał się w nim szybko, poprawił niesforny warkoczyk i przełożył je przez pręty, usiłując spojrzeć na nadproże. Nie trzeba dodawać że przygotował się do cofnięcia ręki w razie ataku... Jedyne co zobaczył to wyrzeźbione w kamieniu figury magów, którzy z pomocą swych chowańców zabawiali zamkowych gości.
- Hmmm... - zamruczał i postukał się palcem po wargach. Dotknął kraty raz jeszcze i przytrzymał dłoń w tym miejscu. - Verbum! Halo, jest tu kto?
- Życie ci nie miłe młotku? Won! - zaskrzeczał głos ze ściany, a ciemność pod sufitem ożyła znowu, przemieszczając się najwyraźniej bezpośrednio nad odrzwia.
- Jak to niemiłe?! I jaki młotku??!! - oburzył się elf, bacznie obserwując "skradaczy" by cofnąć dłoń zawczasu - Pogadać chciałem jedynie, nie zamierzam przełazić. Da się słówko zamienić?
- Nie gadam z samobójcami! Mnie tam życie miłe. Spa...aaa! Kurrrwaaa! - wrzasnął głos, gdy coś ciężkiego uderzyło w ścianę, po czym puścił taką wiązankę przekleństw, że tropiciel czym prędzej postanowił dopisać je do swojego repertuaru.
- Auć! - Laure cofnął się od kraty. Obejrzał się nieco bezradnie - No sami słyszycie!
Teraz lepiej?! - krzyknął za kratę raz jeszcze. - Chyba nic tu po nas... - mruknął markotnie. Odpowiedział mu tylko dźwięk osypującego się tynku. - To tyle jeśli chodzi o rozmowę z zaprawą murarską... Jeśli nie macie lepszego pomysłu to wracamy do świątyni - powiedział zmartwiony. Zaraz jednak przypomniał sobie rozwój wypadków i poczuł jak wraca mu dobry nastrój. O tak, humor poprawiał mu się z minuty na minutę...


- Zdecydowanie wracamy do świątyni.- mruknął paladyn. Miał już dość podziemi, które zawierały więcej pułapek niż odpowiedzi. I dość czasu w nich zmarnował.
- Kategorycznie nas tu nie lubią i nie chcą. Lepiej chodźmy stąd i spróbujmy normalnej drogi do twierdzy - mruknął kapłan wciąż unosząc tarczę przed sobą i dzierżąc w dłoni miecz. Tropiciel tylko skinął głową i ruszyli wgłąb korytarza.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline