Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:39   #73
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację




Drogę do świątyni Aesdil przebył niemalże piorunem, gnany entuzjazmem, tęsknotą za zwierzęcymi przyjaciółmi i poczuciem winy że zostawił ich na tak długo. Nie na tyle jednak się spieszył by pominąć pozostawione wcześniej dobra. Mimo tego że zardzewiałe, zebrał jednak miecze, noże i obuch topora, zwracając szczególną uwagę na ten ostatni, bowiem wpadł na kolejny pomysł. Trzy gorsze noże zaś ułożył prostopadle do siebie i związał mocno rzemieniem, tworząc prymitywną bo prymitywną, ale zawsze kotwiczkę, która przy odrobinie szczęścia może przydać się w sytuacji takiej jak napotkana w sali z "jaszczurem". Jego dobrego humoru - wręcz wybuchu entuzjazmu - nie tłumiło nawet coraz dotkliwsze zmęczenie. Ba, zaczął nawet pogwizdywać! Cicho co prawda, ale rozległ się marsz Wielkiej Rewolucyjnej Armii Nowego Elturel, rzucony swego czasu w twarz orczym hordom przez ochotnicze oddziały nowej republiki. Nieoczekiwane zwycięstwo nad bestialskimi łupieżcami sprawiło że utwór utrwalił się jako hymn sił zbrojnych miasta i rozlegał się potem podczas szturmu na miasto prowadzonego przez paladynów zakonów które zaangażowały się w tłumienie rewolucji.


Tak też się zdarzyło że pierwszy dopadł świątyni. Chowańcowi jak zwykle odbiło w takich wypadkach i zachowywał się jak primabalerina przed premierą, nie dając sobie przetłumaczyć że "lochy i Ty to zły pomysł a nie dało się szybciej powrócić, dziubasku". Indraugnir był bardziej entuzjastycznie nastawiony - o mało co nie nastąpił Aesdilowi na palce (bezskutecznie - praktyka robi swoje), powetował sobie jednak niepowodzenie rozdarciem kołnierza. Cóż, to cały Smokom podobny...

Co strzeliło Laure do łba że posmakował ust Britty (nie bez trudności bowiem dziewka wysoka jest, nie to co brzdękajło) tego sam Lathander pewnie nie wie, na szczęście obyło się bez śladów na pysku a i paladyn ten jeden raz nie okazał się kołkiem i odwrócił wzrok bez słowa. Łuczniczka okazała się być nadzwyczaj przezorną i kompetentną osobą i choć teraz Aesdil spojrzał na Raydgasta z uznaniem. "Wiedział kogo wynająć, szelma!" - pomyślał spoglądając na przygotowania Britty. Impuls by pocałować dziewczynę był nieodparty, zaskakujący i nagły, i choć w ten sposób powetował sobie chłodne powitanie Kulla. Nie dziwił się jednak jastrzębiowi - sam przykro odczuł długą rozłąkę, niemalże wydarcie części duszy, bowiem więź z chowańcem stała się dużo mocniejsza od zwykłej przyjaźni. Mimo zmęczenia rozpierała elfa dziwna energia i sam przytachał ze studni jeszcze kocioł wody zanim siadł wreszcie na tyłku. Czekając na sarninę dowcipkował z Brittą i żartował, zupełnie jakby pierwszy raz od rozpoczęcia nieszczęsnej wyprawy wróciło mu życie.
- Skąd przekonanie że niemoc każdemu mężczyźnie się zdarza? - zalotnie mruknął łuczniczce do uszka gdy dało się pożartować na osobności - Może istnieją chwalebne wyjątki...

Nie zwracał uwagi na kolejne uszczypliwości pomiędzy resztą mężczyzn, pozornie jednak tylko - dostrzegał że grupę czeka ciąg dalszy problemów. Jeszcze pół dnia temu machnąłby na to ręką, szczęśliwy że wróci czym prędzej na trakt, teraz jednak, na fali entuzjazmu, postanowił spróbować rozmowy raz jeszcze. Nie w nocy na szczęście lecz o poranku, bowiem zmęczenie każdemu odebrało już siły.

Szczególnie uważnie wysłuchał Britty raportu. Oczywiście, sprytna dziewczyna odnalazła drzwi zamiast przekopywać się przez zawał. Cóż, błędów nie popełnia ten kto niczego nie robi. Przygryzł paznokieć, zastanawiając się nad jej słowami.
- Pokażesz mi z rana oba sumariusze? Mogą być przydatne - powiedział miękko, z uznaniem, bowiem dziewczyna nie tylko odnalazła zapiski ale i krok dalej poszła interpretując je. - Coraz częstsze zgony... Trzeba będzie poszukać zależności, przyczyny. Mór może? Potwory? Klątwa z zamku? Dobrze - skapitulował - to może poczekać, tak samo jak uczniowie Hardana - oprócz tego wygnanego innymi również warto się zainteresować. Zwłaszcza ostatnimi.

Britta zarumieniła się lekko, ale potem wzruszyła ramionami.
- Nie rozumiem czemu w ogóle cię to interesuje. Jesteś tu obcy, żaden z nich ani ci brat ani swat, bo tu sami ludzie mieszkali. Zresztą oni dawno pomarli i nie pomożesz im nawet jakbyś chciał. A tą energię mógłbyś spożytkować dla dobra żyjących.

Elf wpatrzył się w łuczniczkę z niedowierzaniem i zakłopotaniem.
- Masz całkowitą rację - ludzie tu mieszkający ani moimi znajomkami nie byli ani tym bardziej pobratymcami. Ale jeśli istnieje cień szansy na to że uda się rozwiązać problem klątwy i Podkosianie mogliby zamieszkać tu znowu i żyć dostatnio - dlaczego by nie spróbować? Zważ że nie jestem tak zadufany w sobie by spodziewać się że poradzimy sobie tam gdzie inni już próbowali bez skutku - bo podejrzewam że i magowie Królestwa, i kapłani egzorcyzmować starali się przyczynę tutejszych kłopotów - ale ... co nam szkodzi? Może właśnie obcego w tych stronach potrzeba by zwrócił uwagę na to na co tutejsi przegapili? A sama widziałaś że Podkosy nie są najlepszym miejscem do życia. Pomijam właściciela - to słowo niemal wypluł z pogardą, jak zwykle gdy rozmowa schodziła na prawa "szlachetnie urodzonych" do wyzyskiwania poddanych - nie zapomniał Nowego Elturel i rewolucji - sama ziemia tutaj wygląda na żyźniejszą... - wskazał dziewczynie posąg boginii - Może za kunszt włożony w uhonorowanie Chauntaei tak pięknym darem odpłaca się ona swą łaską?

Jeszcze tylko użycie reperującego zaklęcia na głowicy topora, obmycie się i zębów wykałaczkami czyszczenie i spać! W ostatnim przebłysku świadomości przypomniał sobie o zawiniętym w płótno szkielecie. "Ten jednak też może jeszcze poczekać..." Gładko zapadł w elfi trans, niemal z radością witając znajome koszmary. Nie różniły się one tak bardzo od spotkania z widmowym potworem...

* * *

Obudził się raptownie. Britta mimo zmęczenia pełniła straż, a przecież i jej sen się przyda. Że zaś elfowi gdy wybudzi się z transu potrzeba do odpoczynku jedynie wygodnego miejsca i spokoju podszedł do niej i zaproponował że ją zmieni.

Gdy tak siedział w spokoju, nasłuchiwał i rozmyślał. Nie dawały mu spokoju pułapki, zwłaszcza kraty - jak to się stało że to oni właśnie je aktywowali, kiedy inni mieszkańcy lochów najwidoczniej swobodnie się tam przemieszczali? Lakoniczny opis Helfdana sugerował że przynajmniej niektórzy z nich również posługują się magią - i to nader silną. Zmutowany potwór - czyżby owocem był eksperymentów w odnalezioną pod ziemią pracownią alchemiczną? Kto je prowadził? Dlaczego? A imp czy quasit? Pan jego przebywa w podziemiach czy dawno już nie żyje? Może jest nieumarły? Dreszcz nim wstrząsnął na wspomnienie widma. Kto zabił drowa i ciało przytaszczył do dużej sali? Spojrzał na pieczęć. Czy i ona do drowa należała? Siedział i myślał. Poranek zdecyduje czy grupa w jakiejś tam zgodzie zdoła współpracować czy też skończy się wyprawa tak jak wcześniejsza? Otuchę czerpał z przykładu drużyny ze sprawy Beregostu - to ta sama sytuacja, tylko osoby inne. Rozsądku chyba każdy ma trochę...

Przypomniał sobie wydarzenia przy kracie i od razu się rozpromienił. On jeden wyniósł z podziemi bardzo wiele - jeśli dobrze interpretował zdarzenie. Czyżby sny które koszmary swego czasu przykryły były nie tylko wynikiem wybujałej imaginacji? "Poczekamy, zobaczymy" - uspokajał rozpalone myśli...

* * *

Jesieni i dłuższej nocy należy zawdzięczać że tuż przed świtem mógł wreszcie przerwać milczenie i ruszyć po schodach. Niestety, zimny ten świt nie był porankiem jaki sobie wymarzył. A i nie chciał śpiewać zbyt głośno, skoro Fortecy jeszcze nie sprawdzili. Ale wpatrzył się w coraz jaśniejsze chmury i choć w ten sposób przywitał Lathandera. Brakowało mu tego. Ostatnie wypadki za bardzo zajęły mu głowę, a wyprawa niczym szarym całunem spowiła mu umysł zobojętnieniem i ponurymi myślami. Odetchnął, wyrzucając precz troski i czarnowidztwo. W kościach czuł jeszcze znużenie długim marszem, Płomień ledwo się tlił w piersiach a i nie pamiętał już kiedy ostatnio wyzbył się wszystkich czarów, ale nie zwracał na to uwagi. Zaklinacz, za jakiego się miał od momentu gdy tylko jego moce się ujawniły, pokonywać musi kolejne ograniczenia by się rozwijać. Pomedytował dłuższą chwilę, zanucił kilka pieśni przygotowując się do kolejnego dnia po czym zbiegł po schodach i z mieczem w dłoni wyruszył na poszukiwanie odpowiedniego drzewka, gdzieś poza ruinami wioski. Tam wyciął wystarczająco długi i gruby fragment na stylisko naprawionego topora, zdumiewając się łatwością z jaką miecz radził sobie z twardym drewnem. Zanim powrócił do świątyni zdążył już okorować drąg. Z pomocą innych osób w krótkim czasie grupa powinna wzbogacić się o użyteczną broń i narzędzie. A Brittcie wręczył ukryty w garści kwiat.
- To za zajęcie się tym nicponiem Indraugnirem - szepnął.

Iulus go zaskoczył. Laure dla wszelkiej pewności przeliczył dni na palcach (czasami zdawało mu się że podróż do tego zapyziałego państewka sprawia że głupieje, na domiar złego szwankowania zaklęć) i wyszło mu że nie mylił się gdy wspominał o święcie. Zbyt późno przypomniał sobie że nie w Zachodnich to dzieje się Ziemiach, lecz na dalekiej północy, i stąd święto zapewne obchodzone jest wcześniej. Zmieszał się - jak mógł o takiej rzeczy zapomnieć??
- Widzisz, Iulusie - zaczął zakłopotany - w Scornubel najlepszy to jest moment na Obfite Plony, pamiętając zaś posąg boginii - wskazał wspaniałą rzeźbę Chauntanei - pomyślałem że warto byłoby ją uczcić. Zdaje się jednak że tu, na Północy, święto to wcześniej przypada. Że jednak Chauntaei większej różnicy raczej nie zrobi kiedy się ją dokładnie czci, czy możesz poprowadzić ceremonię?

Najważniejsze jednak była próba dogadania się z resztą grupy. Toteż gdy tropiciel zaanonsował swoje zamiary, Laure postanowił raz jeszcze spróbować ucywilizować stosunki.
- Panowie, porozmawiajmy, usiądźcie proszę - spojrzał na Helfdana i nieco więcej nacisku położył na ostatnie słowo. - Pogadać nam trzeba, streszczać się będę by nie marnotrawić czasu.
 
Sayane jest offline