Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:45   #76
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
__________________________________________________ ___________
_____________________________






Oczywiście Helfdan niczego nie zrozumiał z pouczenia paladyna, który dla ułatwiła dał Brittę za przykład. Widać umysł tropiciela nie potrafił analizować niczego co nie miało cycków.
A paladyn uznał, że nie warto dalej sobie strzępić języka.
Co niestety zostawiało drużynę, bez godnego zaufania zwiadowcy. Aesdil próbował jakoś scalić grupę, ze średnim jednak powodzeniem.
Każdy miał swoje cele i swoje powody do działania. I metody działania. A krótka rozmowa tego nie zmieni.

Zresztą, teraz liczyła się wyprawa na zamek.

Pierwszym niespodziewanym odkrycie były konie w stajni. Co tu robiły? Do kogo należały? Paladyn miał wiele pytań. A wierzchowce w stajni nie dostarczyły odpowiedzi.
Niemniej ktoś musiał zostać przy koniach. I znów wypadło na Brittę. W razie zagrożenia, z którym nie mogłaby sobie poradzić, mogła uciec na dowolnym z koni, biorąc ze sobą resztę jako luzaki. A ciężko opancerzony paladyn i równie ciężko kapłan ruszyli wraz z lżej opancerzonymi towarzyszami. Raydgast niezbyt komfortowo czuł się tutaj. Rycerze nie są szkoleni do takich zadań. Najlepiej się spisują w otwartym polu, z rumakiem pod sobą.
A o swej przed-rycerskiej przeszłości sir Silvercrossbow już zdołał zapomnieć.
Ale cóż poradzić, z tarczą w jedne ręce, z mieczem w drugiej ruszył na zwiedzanie zamku zdając sobie sprawę, że... w razie czego on będzie musiał pierwszy stawiać czoło zagrożeniu.
Cóż...taka robota.
Zwiedzanie zamku z początku nie dawało zbyt wielkich efektów. Kolejne komnaty nie stanowiły żadnych zagrożeń. Nie zawierały też nic ciekawego. Choć z czasem pojawiły się pojawiły się niepokojące oznaki. Na przykład sejmitar. Rzadko spotykany oręż w tych stronach. Paladyn nie potrafił rozpoznać czy był drowiej roboty, ani tym bardziej, czy został po poprzedniej ekipie, wykurzonej stąd przez helmickiego giermka.
Co jakiś czas sprawdzał czy czuje odór zła. I co gorsza, czuł go. Delikatny swąd którego źródła jednak nie udało się określić.
Świeże okruszki na stole.. konie w stajni. Ktoś tu na pewno był. Ale raczej nie był przyjaźnie nastawiony. Coś wisiało w powietrzu.
Niemniej wędrówka od komnaty do komnaty, nie pozwalała znaleźć nic konkretnego. Jedynie subtelne poszlaki.
Komnata maga nie interesowała paladyna. Jej zawartość zainteresowała za to Aesdila, więc Raydgast cierpliwie czekał, aż skończy przeszukiwania.
Na dłuższe nie było w tej chwili czasu...

I przyszedł czas na zwiedzanie najmniej przyjemnej części zamku...lochów.
Ponure miejsce, świadczące tym, że Hardan nie był typowym magie siedzącym w wierzy i spędzającym czas na machaniu różdżką , warzeniu eliksirów i czytaniu nudnych tomów.
Ponure lochy były tą częścią legendy o Hardanie, którą bajarze raczej omijali. A rycerz nie był ciekaw co w nich trzymał. Sądząc po korytarzach, ciągnących się pod zamkiem, zdecydowanie nic wartego bliższego poznania. Chyba, że ktoś lubi ryzykować swoimi kończynami w niepotrzebnych bojach.

Niemniej to właśnie tu...w lochach tropiciel znalazł ślady, a atmosfera zła wydawała się bardziej gęsta. No cóż...Pozostało ruszyć do przodu i zmierzyć się z nieznanym.
I paladyn przeszedł przez barykadę pierwszy, zasłaniając się tarczą.
A tak nastąpił szybko i z zaskoczenia. Wszechogarniająca ciemność i świst bełtów przeszywających powietrze. Zasłaniający się tarczą paladyn poczuł jak pocisk się od niej odbija.
Aesdil warknął coś o potrzebie ruszenia naprzód, ale paladyn krzyknął.- Musimy się przebić do w kierunku barykady. Jeśli będziemy walczyć na warunkach wroga, zginiemy. Zwłaszcza jak zaczniesz rzucać czary, lub strzelać na ślepo. Na powierzchni i w blasku dnia, przewaga będzie po naszej stronie.- po czym zwrócił się do kapłana.- Iulusie masz wymodlony jakiś czar, który rozproszyłby ciemności?
Sam zaś skupił się na wykryciu zła...Trzeba było ocenić ilu się tu drowów kryło, zanim cała grupa zrobi coś "heroicznego".
Osłonił tarczą, u przywarł do ściany by uniknąć postrzelenia. To, że raz mu się udało nie oznacza, że drugi raz będzie miał tyle szczęścia.


__________________________________________________ ___________
_____________________________





Wyprawa na zamek dość szybko okazała się bardziej ekscytująca niż początkowo można było sądzić. Na dziedzińcu czekała czwórka wcale niezgorszych koników. Ktoś podobnie jak oni postanowił coś tu znaleźć. Wierzchowce, ekwipunek czy ślady (a właściwie ich brak) wskazywały jednoznacznie, że nie mają do czynienia z typowymi poszukiwaczami skarbów. Jednak nie był to powód żeby odchodzić od systematycznego sprawdzania kolejnych kondygnacji, pomieszczeń, komnat. Bez większego zdziwienia nie znaleźli nic nadzwyczajnego nie licząc broni, która w ocenie innych była ważnym znaleziskiem. Helfdan przywykły do codziennego machania sejmitarem…

Forteca pomimo całego swojego obrazu nędzy i rozpaczy budziła respekt. Zapadnięte dachy, gdzieniegdzie skruszałe mury nie mogły przyćmić jej dawnej świetności. Nie licząc systemu korytarzy pod ziemią całkiem nieźle można byłoby się tutaj bronić przed przeważającym wrogiem. Lokalizacja była wymarzona na tego typu obiekt. Niestety z jakiś powodów już nie jest.

Z podziemi wiało mrokiem… i zgnilizną. Dawało po nosie mocniej niż górski gigant. Cóż jednak dzielny poszukiwacz przygód poprawił sobie tylko chustę na gębie i ruszył dalej. Oddychając więcej ustami niż nosem. Dali dość dużo powodów do tego aby ci inni dowiedzieli się o ich obecności. Jednak chyba ta zasadzka ich nieco zbiła z pantałyku. Doszli do barykady… naprędce usypanego stosu rupieci, mebli i jeszcze jakichś tam pierdów. Wąskie gardło tyle im zostało do przejścia, ledwo co można było się tam przecisnąć gęsiego. W czasie gdy półelf przyglądał się śladom paladyn zajął jego pozycję. Nim tropiciel zdążył powiedzieć a ten znalazł się już po drugiej stronie. Skoczył za nim…

Światło zgasło.

Nim zdążył się połapać w czym rzecz usłyszał mechanizm kuszy… kilku kusz. Chwilę potem poczuł zwalające z nóg uderzenie w pierś. Bełt gładko przecisnął się przez pikowaną skórznie smakując szlachetnej krwi Helfdana. Przez zaciśnięte zęby wydobył się syk bólu. Pozbierał się najszybciej jak mógł. Za plecami czuł ścianę a przed sobą gadkę Paladyna. To był ten moment i te okoliczności w których się nie wchodzi w dysputę i nie mając możliwości ocenienia gdzie jest przeciwnik forsować inne rozwiązania. Słowo się rzekło i na barki ich autora spocznie odpowiedzialność za wynik. Byli dosłownie w czarnej dupie. Helfdan nic a nic nie widział. Kompletnie nic. Gdyby nie plecy oparte o ścianę nie wiedziałby gdzie jest.

Ucho mówiło mu, że te gamonie są nie bliżej niż dziesięć metrów. Szybko sięgnął do kieszeni i skierował kamyk grzmotu na odległość jakichś piętnastu. Zatkał uszy. Poczym skoczył przez przesmyk. Poczuł na policzku pieczenie… nadział się na ostrą krawędź jakiegoś starego mebla. Zapomniał jak wcześniej się schylał przechodząc obok. Szrama na policzku to mała cena za głupotę w porównaniu z bełtem pod lewym obojczykiem.

Przeszedł. Przesunął się w bok. Za plecami miał barykadę a przed sobą jeden zbój raczy wiedzieć co.

- Przeszedłem. Zakomunikował swoją pozycję reszcie samemu też próbując się zorientować w położeniu innych. Z wielkim grymasem dobył trzech strzał. Pierwsza powędrowała na cięciwę. Jak tylko zobaczy / usłyszy cel będzie gotowy. Czekał na dźwięk i ruch, wprawdzie najlepsze pozycje strzelnicze znał czekał jednak na potwierdzenie swoich przewidywań. Jeżeli wejdą w użycie kołowroty zdradzą pozycję ich przeciwników. Liczył, że to elfy i tak będzie celował jak w pochylającego cię spiczastego.

Na reakcję reszty nie czekał długo. Elf coś tam rzucił o wychodzeniu z zasięgu czaru i podobnie jak kapłan zgrzytali pod ścianą swoim ekwipunkiem. Ruszył za nimi chwilowo rezygnując ze strzału.
 
Sayane jest offline