Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:45   #78
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Zgoda niech żyje, zgoda! Laure był zbudowany. Jeśli nawet nie miłość zapanowała w grupie, to chociaż lodowaty powiew uprzejmości studził nastroje. Do tego stopnia czuł ulgę że nie zwrócił uwagi na parę rzeczy które przeforsować powinien. W przyjemnych pławił się marzeniach kiedy bacznie powinien się rozglądać. Za Brittą się oglądał miast kombinować w pocie czoła, jak wtedy, w Lesie i pod Nashkell. Oczywiście, rychło miało się to zemścić.

Pierwsze niemiłe zaskoczenie przeżył gdy rzekomo sprawdzony, opuszczony dziedziniec zamku okazał się być całkiem często odwiedzany, co udowodnił rzut oka na stajnie. Nic to jednak - nic nie sugerowało obecności mrocznych krewniaków. Ot, wycieczka turystyczna, Aesdil mógł sobie wmawiać bezskutecznie juki przeszukując. Koniki zadbane były i niestety zaopatrzone w paszę i wodę. I to ostatnie, przyznawał sam przed sobą, sprawiło że nie forsował zbyt mocno swego pomysłu zastawienia pułapki na "turystów". Ale i nikt poza nim pomysłu nie podchwycił. Ba, żartował nawet z Brittą jaki to ostrożny się zrobił. "Jak królik" - zacytował ze śmiechem słowa kogoś za kim podążał. Dłuższą chwilę też spędził łagodząc gniew "obrażalskiego", chowańca, rzecz jasna, by ten nie dąsał się więcej. Wkrótce też ugłaskał skrzydlatego przyjaciela i pozostawił go by Brittę choć w prosty sposób móc powiadomić o wykrytych zagrożeniach i by krążył naokoło w ich poszukiwaniu. Słysząc słowa kapłana skierowane do Helfdana i Raydgasta trudno mu się jednak było nie zgodzić. Wiele mieli szczęścia, jeśli właściciele koników wrogo byli nastawieni.

Eksploracja zamku niewiele dała ciekawego. No, poza odnalezieniem butelki oliwy tu czy tam, i pracownią maga. Co jednak mogło zdziwić poniektórych, poza materiałami przydatnymi do oświetlania drogi niewiele interesowało Aesdila. Wiedział co na daną chwilę ważne jest a co może poczekać. Dlatego też dość obojętnie przyjął słowa kapłana o znaleziskach. Tak, ze szczegółowymi poszukiwaniami można się wstrzymać. Choć leczniczych maści czy naparów nigdy dosyć i dobrze że Iulus nimi się zainteresował. Laure coraz większą sympatią darzył kapłana - nie dość że jaja potrafił pokazać, nie dość że z boskich mocy umiejętnie korzystał, to i rozsądnym był człekiem.

Przez chwilę zastanawiał się czy nie okryć stóp szmatami, jednak płytowe zbroje to mają do siebie że najlepiej zaklęcie byłoby na nie rzucić by nie dźwięczały potępieńczo. Zrezygnował więc. Tak jak z użycia latarni, bowiem na początek chciał ciężkie pochodnie zużyć. I całe szczęście.

Zeszli w mrok, ponownie. I wtedy wszystko się popieprzyło...

Wiedział że coś jest nie w porządku. Dlaczego od razu nie zareagował?! Ślady wąskich butów? Jasne przecież że nie kobiety czy dzieci tędy przechodziły! Dlaczego? Dobre wieści z dnia wczorajszego zaćmiły jego umysł? Najwidoczniej.

- Arrrgh! - stłumiony krzyk wydarł mu się z gardła gdy ostry grot wbił mu się w udo. Zdaje się jednak że ubranie nieco złagodziło uderzenie, albo bełt odbił się od pochwy. Miłe to jednak nie było.

- Naprzód, na Ilythiiri, na drowów! - warknął natychmiast Laure, wiedząc że "wąskie ślady butów" i magiczna ciemność to niechybna oznaka że to jego mroczni krewniacy wzięli ich w kleszcze. Korytarze pod Nashkell przyszły mu na myśl i to jak stracili towarzyszy. Jedyne wyjście - wydostać się z ciemności wywoływanej przez mroczne serca Ilythirii, dojrzeć sukinsynów i rozedrzeć ich na strzępy bronią i czarami. Siłą woli powstrzymywał się przed przywołaniem zaklęcia - nie widząc skurwieli mógł jedynie przesunąć się do przodu by zobaczyć drowów i jego moce mogły zacząć razić "krewniaków". Odwrócił się w kierunku z którego przyszli, dotknął ściany, cisnął pochodnię w przód i ruszył, by wyjść z kręgu mroku. Sięgnął po strzałę z rozpryskującym się grotem i modlił się do Corellona Larethiana by ten dał mu wpakować paskudny pocisk w brzuch któregoś z Ilythiiri!

Parł do przodu i nie zważał na słowa paladyna. Skoro ten gadał (a słowotok miał obfity nad podziw, jak na zasadzkę), to znaczyło że żyje. Mógł mieć tylko nadzieję że i Helfdan trzyma się na nogach, choć milczenie półelfa nie było pokrzepiające. Za to serce mu podskoczyło z radości gdy rozpoznał zaklęcie Iulusa a i sam wyszedł wreszcie z ciemności. Pochodnia oświetlała korytarz. Byli! Kryły się, pomioty Otchłani, kilkanaście metrów dalej! Laure raptownie przyspieszył mimo bólu w nodze, korzystając z tego że nie zdążyli jeszcze przeładować, i niemal huknął w filar, kryjąc się za nim i przywierając do ściany, ignorując ból zdartej skóry na dłoni! Przydałoby się przysunąć jeszcze bliżej, ale "krewniacy" kończyli już przeładowywać broń. "Najważniejsze najpierw!"


- Egomet arcessere atque praesum armo monstrificus tegumentum, IAM! - wyśpiewał i powietrze drgnęło naokoło niego gdy zaklęcie otoczyło go magiczną osłoną. Nie tracąc czasu przywarł do podpory jeszcze bardziej i dotknął miniaturowej tarczki strzeleckiej zawieszonej na bransolecie u nadgarstka. Wykrzywił nienawistnie usta gdy usłyszał ujadanie przywołanych przez Iulusa stworzeń. Mroczne elfy zaraz zapoznają się na własnej skórze z określeniem "ból i cierpienie". Nie mógł się tego doczekać. Nie odpłacił się jeszcze za Nashkell i śmierć Arenae.

- Phaos Azyre Hysh Aksho! - zamiast odpowiedzieć kapłanowi, ignorując jego dudniące kroki, zadeklamował formułę czaru przewidującego najbliższą przyszłość i podniósł ciężki łuk, by prowadzony zaklęciem pocisk wpakować prosto w twarz najbliższego Ilythiiri! Miał nadzieję że odłamki z kunsztownie podpiłowanego grotu sprawią mrocznemu elfowi wiele bólu nim ten skona!
 
Sayane jest offline