Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:53   #84
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Strzała odbiła się ze złośliwym brzękiem i spadła na podłogę. Niemal jednocześnie ucichł kaszel zza barykady i siedzącego Raydgasta.
- Feth
- zaklął Laure używając nadaremno imienia gnomiego bóstwa czczonego w Scornubel. - Paladynie, możesz się ruszać? - niegłośno zapytał Raydgasta a widząc jego potakujące skinienie głową podszedł do niego, ciągle mając w polu widzenia wejście do celi ... i ciemność za nią.
- Co to było, na kły Baala? Jakiś ... nietoperz? Jesteś ranny?
- obejrzał pobieżnie rycerza. Nie wydawał się krwawić, problemem był raczej paraliż. Aesdil czujnie trzymał mokrą szarfę w pogotowiu.

-Demon... ra...czej...- palec paladyna wskazał owinięty wokół jego nogi, długi oślizgły jęzor przypominający bardziej owadzią trąbkę.

Elf na te słowa momentalnie zapomniał o bólu nogi. Wspomnienia Nowego Elturel i Baatezu ukrytego pod postacią Lorda Dhelta sprawiły że już i tak szybko bijące serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Końcówką miecza rozluźnił chwyt jęzora i oswobodził z niego nogę paladyna, na później zostawiając sobie oględziny odciętej części ciała potwora.
- Musimy się stąd ewakuować, dalej od barykady, bo w każdej chwili ten demon czy drowy mogą wychynąć z mroku, niech bogowie spopielą ich robaczywe serca... - nasłuchiwał odgłosów walki Manoriana i tropiciela, ale był dobrej myśli - wsparci psami powinni dać sobie radę.

- Jeśli to możliwe spróbuj wykryć czy Ilythiiri nie czają się blisko. A może i demon, choć możliwe też że wyrwał im się spod kontroli
- Laure nie był świadom prawdziwej natury wypadków i trudno chyba mieć do niego pretensje. Poczekał na reakcję paladyna.

-Aura demona... za ...silna... tłumi pozo..st...łe. Nie przywołany. Nie słysz...ałem... inka..nt.- wycharczał paladyn.

- Nadal tu jest? - elf zapytał gwałtownie i podniósł głowę obserwując sufit i korytarz. Na szczęście nic nie wylatywało z ciemności.

- Gdzieś... tam... w ciemności...

- Chodźmy stąd
- Laure ujął w dłoń tarczę paladyna i osłaniając nią ich obu poczekał aż Raydgast schroni się w celi w której znajdował się ranny Iulus. Bełty nie nadleciały, ku jego wielkiemu zdumieniu. Znając jednak przebiegłość Ilythiiri mogło to nie mieć znaczenia. Co ważniejsze, latający stwór również nie wychynął z mroku.

Paladyn ruszył w kierunku celi powoli przesuwając nogi, by się ukryć i spróbować odzyskać choć odrobinę sprawności.

Elf czuł że pośpiech jest wskazany - drowy nie powinny tak szybko otrząsnąć się po klęsce (widział również że Helfdan unosi się znad ciała swego przeciwnika - a krew obficie barwi jego zbroję), nie chciał również by zbiegły bezpiecznie w głąb podziemi. Nade wszystko zaś - chciał ich krwi!
- Iulusie
- szepnął do kapłana gdy znalazł się już przy nim - czy możesz jeszcze przyzwać te zwierzęta? Jeśli tak to dopadnijmy resztę drowów jak najszybciej! Oczywiście - zmitygował się - po wyleczeniu ciebie, paladyna i Helfdana. Mam pomysł, może uda się ich sprowokować, jeśli się czają za barykadą. Albo i demona, bo paladyn i jego wyczuwa...

- Nie mogę - stęknął kapłan. - Dzisiejszego dnia tą łaską Tyr obdarzył mnie tylko raz.

Laure skinął głową. Szybka opcja odpadała. Skoncentrował się i przywołał Kulla. Kilka chwil powinno zająć mu dotarcie do podziemi, czas ten postanowił dobrze wykorzystać. Odwrócił się do Helfdana w sąsiedniej celi i wymownie machnął ręką w kierunku barykady by dać znać że mówi "pod publiczkę".
- Iulus wziął jeńca. Skrępujemy go i wynosimy się stąd, mamy to po co przyszliśmy! -
przygotował łuk i strzałę i nasłuchiwał czujnie odgłosów zza barykady, jednak prócz bliżej nie zidentyfikowanych szmerów nie usłyszał nic, co sugerowałoby podstępny atak lub kolejną pułapkę. Skoro tropiciel skupił się na przeszukiwaniu ciała, on pochylił się do ciała zabitego przez kapłana drowa i skrępował mu dłonie oraz przewiązał rany, by udać że drow jeszcze żyje. Problemem był mrok w którym dwóch niedobitków siedziało. Może w ten sposób uda się ich wywabić... Usunął bełt z nogi, dziękując bogom za to że podstępni Ilythiiri nie zatruli go jadem.

Nachylił się do ucha kapłana.
- Udamy że zabieramy jeńca. Jeśli to po co tu przybyli jest na tyle ważne by nie dopuścić do rozwiązania jego języka to powinni jakoś zareagować. A może nawet wyjdą z cienia. Jeśli nie - pozostanę w korytarzu by mieć baczenie na lochy, wyślę Kulla kiedy zniknie przywołana przez Ilythiiri ciemność albo gdy demon lub oni cokolwiek zrobią. Pomóż mi zarzucić trupa na ramię.

Gdy reszta drużyny była gotowa do ewakuacji Laure z pomocą tropiciela władował sobie martwego drowa na ramię i, tuż przy ścianie, przeszedł do schodów. To również nie wywołało odzewu! Czyżby paraliżująca moc demona wpłynęła na Ilythiiri bardziej niż na paladyna? A może zbiegli w głąb podziemi? Aesdil nie był na tyle pochopny by pchać się w wywołaną przez nich ciemność dla czczej ciekawości i na razie z ulgą złożył martwy (i brudzący mu odzienie) ciężar na posadzkę, by trzymać straż przy wejściu do lochów. Widząc zaś że Kull nie najlepiej radzi sobie w podziemiach (i nie dziwota, w przejściach pod Lasem cały praktycznie czas spędził w ramionach Laure) na powrót wysłał go poza zamek. Przygotował zaklęcie i zajął miejsce przy znalezionej osłonie. I czekał, pilnie nasłuchując i od czasu do czasu skradając się do korytarza w podziemiach, by zerknąć na strop i magiczną ciemność...

__________________________________________________ __________
_____________________________





Pomagając sobie nawzajem Helfdan i Iulus wytaskali paladyna z lochów na zewnątrz zamku. Niemal od razu na dziedzińcu pojawiła się czujna Britta. Wyraz jej twarzy jasno świadczył, że skoro po raz kolejny zostawiono ją w roli chłopca stajennego, to teraz mają za swoje. Jednak słowa skargi, pomogła wygodnie usadzić swego pracodawcę i opatrzyć wymagające tego rany. Paladyn z ulgą przyjął pomoc, aczkolwiek on ran nie miał żadnych. Choć woda z bukłaka, który doświadczona najemniczka trzymała przy sobie, pomogły jego gardłu.

Raydgast nie pamiętał kto go wyprowadził z lochu. Umysł walczący o każdy oddech, nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Zapewne wyprowadził go Iulus, może Helfdan. Może obaj?
Ciało powoli dochodziło do siebie. Trucizna słabła we krwi paladyna i ruchy nabierały pewności.
Wydostawszy się na "świeże" powietrze Raydgast siedział oparty oddychał głęboko, zaciskając dłoń i rozkurczając ją przed swoją twarzą. Raz po raz... Spojrzenie miał utkwione w swej dłoni.
Nie bez powodu...badał swój własny czas reakcji, swoją sprawność.
Wdech i wydech.
Świeże powietrze wyganiało truciznę z płuc, przywracało sprawność umysłu.

Paladyn powoli rzekł, kładąc dłoń na mieczu i spoglądając na towarzyszy.- Kilka drowów i jeden demon. Może współpracują, może nie. Ale trzeba uważać na oba te zagrożenia. Drowy stracili kilku swoich, więc będą ostrożniejsi, ale nadal mogą planować pułapkę. Są na dobrze znanym sobie terytorium. My nie.
Potarł palcem skroń.- Demon nie jest duży, ale dość zwinny. Latający...główną bronią jego jest trucizna paraliżująca którą rozsiewa z każdym gwałtownym ruchem skrzydeł. Powinien być jednak mało groźny, jeśli zostanie zaatakowany z dystansu.
Na koniec.- No to wiemy co na nas czeka. Osłabiona grupka drowów i poraniony demon. Możemy więc albo przygotować się do boju i ruszyć ich tropem teraz. Albo poczekać i nabrać sił, wiedząc że oni też ich nabiorą. Wybór zostawiam wam, gdyż...jakkolwiek wybierzemy, nie będzie dobrze.
Nie mogli teraz podjąć decyzji, bowiem Aesdil czuwał oddalony od reszty. A i szyk w sumie był jeden możliwy. Ciężko opancerzeni (czyli kapłan i paladyn) na zewnątrz, lżej opancerzeni w środku.
Następnie Raydgasr zwrócił się do Britty. –Tam w lochach, są trupy drowów. Gdyby coś mi się stało to , zawieziesz trupa drowa do Uran. Dostarcz go do sir Torwalda Thunderdragona. On będzie wiedział co czynić. Gdyby straże cię nie chciały przepuścić, powołaj się na mnie. Mój rumak powinien uwiarygodnić twe słowa.
 
Sayane jest offline