Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2010, 15:48   #81
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Potężne uderzenie na chwile spowolniło szarżę Manoriana. Stalowy grot bełtu z impetem wbił się w płytę zbroi, przebijając ją na wskroś i boleśnie wgryzł się w ciało kapłana. Iulus krzyknął, czując jak rana rozlewa się ogniem po całym boku jego ciała, wraz z krwią wsiąkającą w materiał pod pancerzem. Nie zwolnił jednak; zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza i z impetem, w towarzystwie niebiańskiego towarzysza, wpadł do celi w której czaił się wróg. Boska energia tętniąca w żyłach, rozpalająca mięśnie kapłana pchnęła z druzgocącą siłą uzbrojoną w miecz prawicę Iulusa. W tym samym momencie wściekle ujadający srebrzysty pies dopadł nóg Mrocznego Elfa.

Atakowany przez niebianina Drow próbował pchnąć sejmitarem kapłana, lecz jego ostrze tylko prześlizgnęło się nieszkodliwie po pancerzu Iulusa. Za to opadająca od góry klinga Manoriana cięła mrocznego przez korpus. Srebrzyste pierścienie kolczego pancerza rozprysły się od impetu uderzenia a ostrze sięgnęło hebanowej skóry łotra. Krew zalała pierś Drowa, który z okrzykiem bólu odskoczył od atakujących, by w jednym mgnieniu oka natrzeć ponownie na opancerzonego przeciwnika.
Drow zrobił krótki wypad na prawą stopę i ciał od dołu trafiając między płyty kapłańskiej zbroi.

Iulus stęknął czując ból w prawym przedramieniu, jednak nie zważając na nową ranę natarł wraz z psem na wroga. Jego miecz sięgnął celu - kolejne stalowe kółka wzbiły się w powietrze niczym srebrzysta fontanna, w którą wplotły się karmazynowe perełki krwi.
Elf jęknął próbując zejść z linie ciosu, gdy mocarne, psie szczęki zacisnęły się na jego łydce. Fala świętej energii wstrząsnęła dodatkowo ciałem drowa, gdy prawy przybysz wyzwolił pokłady swej mocy.

Głębokie rany Drowa krwawiły obficie i choć jucha również spływała po błękitnej stali kapłana, to elf był na skraju swych sił. Jednak w mrocznych żyłach tętniła nienawiść, buzując adrenaliną w czarnym sercu - łotr wyrwał się psu i, przenosząc cały ciężar na lewą stopę, wprowadził ciało w obrót, celując sejmitarem w szczelinę między hełmem a pancerna kryzą Manoriana. W tym samym momencie pies zniknął w rozbłysku światła, co uratowało szyję jego pana. Adamantytowe ostrze ze zgrzytem prześlizgnęło się po hełmie. Kapłan obróciwszy miecz w dłoni pchnął z całej siły, nadziewając drowa na ostrze niczym kuchcik wbijający wołowinę na rożen. Drow stęknął plując krwią i wypuścił z dłoni sejmitar. Spojrzał na kapłana ciemniejącym karminem oczu i zsunął się z jego miecza bez życia.
- Oto karzące ramie sprawiedliwości - wychrypiał Iulus opadając na kolana i opierając czoło o jelec zakrwawionego miecza.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:48   #82
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Szczęk broni i ostre piski niewiadomego pochodzenia raz po raz rozdzierały ciszę zamkowych lochów. Zjednoczona we wspólnym celu przeżycia drużyna radziła sobie nad podziw dobrze, w czyn niemały udział miały kapłańskie psy, zająwszy strzelców wystarczająco długo, by Iulus i Helfdan zdążyli bezpiecznie ich dopaść i związać walką wręcz.

Tyr sprzyja śmiałym, odważnym i prawym, dodając im sił w boju o słuszną sprawę. Zapewne dlatego kapłan szybko rozprawił się ze swoim przeciwnikiem. Drow był zwinny i walka nie była dla niego pierwszyzną, lecz w starciu z determinacją okrytą płytową zbroją i długim, ciężkim mieczem nie wytrwał długo.

Helfdan miał mniej szczęścia. Jego przeciwnik był wprawnym szermierzem, a jego szara kolczuga stanowiła wyzwanie dla sejmitara półelfa. Jednak drow popełnił błąd, nie doceniając przeciwnika - na blef Helfdana nabrał się z dziecinną łatwością. Niestety na tym się skończyło - cios tropiciela nie dosięgnął przeciwnika gdyż ten, będąc pewnym uniknięcia fałszywego ciosu, skoczył w stronę psa chcąc pozbyć się dokuczliwego zwierzęcia. Niebianin zniknął w rozbłysku światła oślepiając drowa na kilka sekund. To Helfdanowi wystarczyło; jego broń wniknęła w metal, boleśnie raniąc bok ciemnego elfa. Ten obsypał tropiciela - wnosząc z tonu - stekiem wyzwisk i ruszył do ataku. Przez chwilę obaj mężczyźni obchodzili się czujnie, po czym skoczyli. Drow ledwie drasnął półelfa, za to sam otrzymał potężny cios w trzewia, po którym zgiął się i plunął krwią, ani myślał się jednak poddawać - cofnąwszy się dwa kroki wyciągnął coś zza pazuchy, po czym cisnął Helfdanowi w twarz, równocześnie skacząc w bok. Tropiciel uchylił się; niestety w celi nie miał wielkiego pola do manewru - flaszka z kwasem rozbiła się o pobliską ścianę, a krople żrącej cieczy spadły na półelfa, wypalając mu w ciele niewielkie acz bolesne dziury.
Tego Helfdanowi było za wiele - dopadł podnoszącego się z ziemi przeciwnika i dwoma celnymi ciosami pozbawił życia. Gdy uniósł głowę znad zwłok, w drzwiach sąsiedniej celi zobaczył masywną, słaniającą się na nogach postać. Najwyraźniej kapłan również wyszedł z walki zwycięsko, choć nie bez szwanku.

Gdzieś z ciemności dobiegł was głos elfa i szczęk zbroi paladyna - znak, że tym dwóm udało się spotkać.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:52   #83
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Laure dojrzał Helfdana, ale Raydgasta ciągle nie było widać, co więcej - umilkł. Z tej strony barykady inicjatywa należała do nich i Aesdil nie czekał z wykorzystaniem tego - należy uderzyć szybko i mocno by zabezpieczyć przynajmniej drogę odwrotu. Nashkell było dobrą lekcją.
- Iulus, Helfdan! Wykończcie ich, pomogę paladynowi!
- ryknął wiedząc że w magicznej ciemności Helfdan będzie mniej przydatny a Iulus ma zbyt dobrą okazję do szybkiego pokonania jednego z przeciwników by ją zmarnować. Tam zaś, przy barykadzie, najpewniej użyto zaklęć i Laure wiedział że to on musi stawić czoło czarownikowi. Jakkolwiek by nie łaknął krwi osaczonych już Ilythiiri.
Odwrócił się i ruszył do barykady, ciągle pod ścianą i przykucnięty by jak najmniejszy stanowić cel. Nie przełaził jednak przez otwór, trzymał się z dala od szamoczącej się bestii.
- Phaos Azyre Hysh Aksho! - przywołał zaklęcie prowadzące strzały (albo i Płomień) ale nie aktywował go, zamiast tego krzyknął, mając w pośladkach to że i drowy go usłyszą - zanim użyje czarów czy broni musi wiedzieć co się dzieje.
- Raydgast!
- wrzasnął by przebić się przez hałas czyniony przez przywołanego przez drowy potwora (przynajmniej tak mu się zdawało) - gdzie jesteś?!
-Po drugiej stronie barykady! Uważajcie...drowy...to...najmniejsze ze zmartwień.-
głos paladyna był urywany i nerwowy. Jakby wydobywał się z wysiłkiem.
- To wycofaj się! Do mnie! -
krzyknął Aesdil i przygotował się do użycia Płomienia. Nie mógł nic zrobić dopóki Silvercrossbow mógł znajdować się na "linii strzału". "Mocno oberwał" - przemknęło mu na myśl gdy usłyszał głos paladyna.
Odpowiedzią był kaszel wydobywający się z gardła, zapewne paladyna.
Coś tu nie grało. Kasłała więcej niż jedna osoba, również ostre, zaskoczone głosy nie należały tylko do paladyna. Laure nie zastanawiał się długo.
- Jeśli dasz radę chodź do mnie!
- wrzasnął i sięgnął do pasa. Wyciągnął szarfę i manierkę, zlał obficie wodą materiał i zawiązał go wokół nosa i ust. Cokolwiek przywołane zostało po drugiej strony barykady - lub cokolwiek się wydarzyło - mocno szkodziło na płuca. Odczekał jeszcze chwilę na pojawienie się paladyna. Kiedy to nie nastąpiło zaklął gorzko, schował łuk, wyszarpnął Przerażacza, wziął głęboki wdech i z twarzą przysłoniętą mokrą szmatą ruszył przed siebie. Jeszcze chwilę wcześniej ani mu było w głowie przełazić przez barykadę, ale nie mógł zostawić rannego "swojego", nawet jeśli to był ten w tyłek kopany paladyn.
"Przeklęty dobry charakter elfów..."
Uaktywnił zaklęcie. Bestia była blisko. Jednak...
Pisk potwora po drugiej stronie świdrował mu w uszach, wsłuchiwał się jednak w szczęk metalu o kamień - znak, że paladyn żyje i, co ważniejsze, przeciska się przez szparę. Paladyn gramolił się nad wyraz opornie, podczas gdy elf czuł, że na szmatce osadza się dziwny pył. Płytki oddech palił płuca, więc gdy tylko wyczuł ruch po swojej stronie chwycił paladyna i pociągnął ku krawędzi ciemności, na poły ciągnąc, na poły wlokąc niemal bezwładnego Raydgasta. Dopiero gdy wciągnął go do celi osłaniając przed bełtami Ilythiiri i ciosami potwora zerwał szarfę z twarzy i wrzasnął co sił w korytarz.
- Żywcem któregoś! Jak się da - żywcem!!!
Rzucił okiem na paladyna i widząc że ten nie odniósł obrażeń jako takich - choć nie wyglądał najlepiej i od razu osunął się na ziemię pod ścianą - sięgnął po łuk i strzały. Wysunął się z celi i strzelił w przerwę między barykadą i ścianą. Nie dało to większego efektu - ani pisku bólu stworzenia ani krzyku drowa, jednak nie o to elfowi chodziło - chciał trzymać przeciwników z dala od przerwy by grupa miała chwilę czasu na "dokończenie spraw" po tej stronie barykady, bowiem i Iulus i Helfdan ciągle jeszcze walczyli. A Raydgast jeszcze oddychał i elf pokładał nadzieję w tym że kapłan zdoła mu pomóc.
Zastanowił go fakt że drowy przerwały ostrzał. Miał wrażenie że cokolwiek wydarzyło się po ich wejściu w zasadzkę nie było to do końca to co mroczne elfy zaplanowały. Uśmiechnął się paskudnie. Więc jest nadzieja na zemstę jeszcze dzisiaj. Podniósł łuk. Zawahał się. Wyciągnął strzałę z wąskim grotem i dotknął jej.
- Egomet arcessere lumen, IAM! - przywołał moc światła i strzała rozjarzyła się blaskiem. Posłał ją prosto w sufit by wbiła się tam i oświetlała korytarz - miał wrażenie że piski i łopot stworzenia za barykadą przypominają nietoperza.



__________________________________________________ __________
_____________________________





Helfdan nie znał się na niebiańskich mieszkańcach i ich obyczajach… może czasem obcował z mniej lub bardziej upadłymi anielicami to jednak zwierzak nieco go zaskoczył swoją kruchością. Bądź mroczny elf kunsztem szermierczym. Oręż i pancerz w połączeniu z umiejętnościami sprawiły, iż niejedna stróżka potu spływała mu spod kosmatej czupryny. Z najwyższym trudem uniknął niespodzianki w postaci żrącej cieczy… być może uniknął to zbyt optymistyczna ocena ponieważ uratował tylko facjatę ale kwas znalazł drogę do jego ciała. Poprzez pancerz, ubrania idealnie wgryzł się w skórę wyciskając z tropiciela okrzyk bólu i nieopisanej wręcz złości. Rany okazały się znacznie mniej poważne niż te otrzymane przez przeciwnika. Z godną pozazdroszczenia zawziętością i nieustępliwością doprowadził sprawę do jedynego możliwego finału. Śmierci drowa. Przebił nabił skurczybyka na zimną stal niczym wieprzka na rożno przed upieczeniem. Z lubością patrzył w jego gasnące oczy jak się osuwał na posadzkę. Jak jego zdradzieckie ciało nie miało już siły wyprowadzić kolejnego podstępnego ataku. Jak gorycz porażki mieszała się z rozdzierającym bólem. Nikt nie da już mu szansy się zemścić… nikt.

Prośba elfa o branie jeńców odbiła się echem od porośniętych mchem podziemi robiąc na nich podobne wrażenie jak na tropicielu. Robota w celi kapłana wydawała się również skończona. Wydawało się, że dialog między religiami dobiegł końca, a Iulius okazał się bardziej przekonywujący.

- Musisz sobie poszukać innego. Ten już nic nie powie!
Rzucił wgłąb korytarza.

Nieco otępiałym wzrokiem przyglądał się odniesionym ranom. Bełt tkwiący w piersi i poparzona ręka, na sam widok piekło dwakroć mocniej. Z trudem przytrzymał kawałek drewna sterczący z jego ciała i ułamał go tak by nie powodował nadmiaru komplikacji nim nie opatrzą go jak należy. Z gardła wydobył się krótki, stłumiony chrzęst. Sięgnął za pas i wyciągnął fiolkę z grubego barwionego na niebiesko szkła. Bez większej estymy odkorkował ją pozwalając wydobyć się na cierpkiego ale pachnącego świeżością zapachu, który z trudem przebijała się przez smród palonych ubrań i ciała. Wypił zawartość – jeden duży łyk. Tak niewiele a jednak ulga przyszła natychmiast… nie odczuwał już takiego palenia i rwącego bólu… rany nie raziły już tak swoją szkarłatną czerwienią krwi. Było lepiej.

Wyjrzał. Elf targał paladyna do światła.

- Co z nim? Zwrócił się do nich sięgając po łuk i po chwili skierował go w mrok. – Wygląda jeszcze gorzej niż zwykle. Wciągnij go na chwilę do celi, obejrzymy go… a potem zabierzemy na świeże powietrze. Chyba przyda mu się to nim pójdziemy głębiej.

Sam w tym czasie zajął się martwym drowem, a właściwie jego ekwipunkiem. Bez szacunku i patosu pozbawił go co wartościowszego ekwipunku. Na płaszcz rzucił zbroję, oręż, kasę, jakieś fiolki i błyskotki. Sprawdził czy nie maił ukrytych rzeczy w ubraniach, czy nie maił jakiś cokolwiek mówiących mu tatuaży bądź symboli. Potem zawinął to w supełek i stwierdził.

- Możemy iść.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:53   #84
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Strzała odbiła się ze złośliwym brzękiem i spadła na podłogę. Niemal jednocześnie ucichł kaszel zza barykady i siedzącego Raydgasta.
- Feth
- zaklął Laure używając nadaremno imienia gnomiego bóstwa czczonego w Scornubel. - Paladynie, możesz się ruszać? - niegłośno zapytał Raydgasta a widząc jego potakujące skinienie głową podszedł do niego, ciągle mając w polu widzenia wejście do celi ... i ciemność za nią.
- Co to było, na kły Baala? Jakiś ... nietoperz? Jesteś ranny?
- obejrzał pobieżnie rycerza. Nie wydawał się krwawić, problemem był raczej paraliż. Aesdil czujnie trzymał mokrą szarfę w pogotowiu.

-Demon... ra...czej...- palec paladyna wskazał owinięty wokół jego nogi, długi oślizgły jęzor przypominający bardziej owadzią trąbkę.

Elf na te słowa momentalnie zapomniał o bólu nogi. Wspomnienia Nowego Elturel i Baatezu ukrytego pod postacią Lorda Dhelta sprawiły że już i tak szybko bijące serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Końcówką miecza rozluźnił chwyt jęzora i oswobodził z niego nogę paladyna, na później zostawiając sobie oględziny odciętej części ciała potwora.
- Musimy się stąd ewakuować, dalej od barykady, bo w każdej chwili ten demon czy drowy mogą wychynąć z mroku, niech bogowie spopielą ich robaczywe serca... - nasłuchiwał odgłosów walki Manoriana i tropiciela, ale był dobrej myśli - wsparci psami powinni dać sobie radę.

- Jeśli to możliwe spróbuj wykryć czy Ilythiiri nie czają się blisko. A może i demon, choć możliwe też że wyrwał im się spod kontroli
- Laure nie był świadom prawdziwej natury wypadków i trudno chyba mieć do niego pretensje. Poczekał na reakcję paladyna.

-Aura demona... za ...silna... tłumi pozo..st...łe. Nie przywołany. Nie słysz...ałem... inka..nt.- wycharczał paladyn.

- Nadal tu jest? - elf zapytał gwałtownie i podniósł głowę obserwując sufit i korytarz. Na szczęście nic nie wylatywało z ciemności.

- Gdzieś... tam... w ciemności...

- Chodźmy stąd
- Laure ujął w dłoń tarczę paladyna i osłaniając nią ich obu poczekał aż Raydgast schroni się w celi w której znajdował się ranny Iulus. Bełty nie nadleciały, ku jego wielkiemu zdumieniu. Znając jednak przebiegłość Ilythiiri mogło to nie mieć znaczenia. Co ważniejsze, latający stwór również nie wychynął z mroku.

Paladyn ruszył w kierunku celi powoli przesuwając nogi, by się ukryć i spróbować odzyskać choć odrobinę sprawności.

Elf czuł że pośpiech jest wskazany - drowy nie powinny tak szybko otrząsnąć się po klęsce (widział również że Helfdan unosi się znad ciała swego przeciwnika - a krew obficie barwi jego zbroję), nie chciał również by zbiegły bezpiecznie w głąb podziemi. Nade wszystko zaś - chciał ich krwi!
- Iulusie
- szepnął do kapłana gdy znalazł się już przy nim - czy możesz jeszcze przyzwać te zwierzęta? Jeśli tak to dopadnijmy resztę drowów jak najszybciej! Oczywiście - zmitygował się - po wyleczeniu ciebie, paladyna i Helfdana. Mam pomysł, może uda się ich sprowokować, jeśli się czają za barykadą. Albo i demona, bo paladyn i jego wyczuwa...

- Nie mogę - stęknął kapłan. - Dzisiejszego dnia tą łaską Tyr obdarzył mnie tylko raz.

Laure skinął głową. Szybka opcja odpadała. Skoncentrował się i przywołał Kulla. Kilka chwil powinno zająć mu dotarcie do podziemi, czas ten postanowił dobrze wykorzystać. Odwrócił się do Helfdana w sąsiedniej celi i wymownie machnął ręką w kierunku barykady by dać znać że mówi "pod publiczkę".
- Iulus wziął jeńca. Skrępujemy go i wynosimy się stąd, mamy to po co przyszliśmy! -
przygotował łuk i strzałę i nasłuchiwał czujnie odgłosów zza barykady, jednak prócz bliżej nie zidentyfikowanych szmerów nie usłyszał nic, co sugerowałoby podstępny atak lub kolejną pułapkę. Skoro tropiciel skupił się na przeszukiwaniu ciała, on pochylił się do ciała zabitego przez kapłana drowa i skrępował mu dłonie oraz przewiązał rany, by udać że drow jeszcze żyje. Problemem był mrok w którym dwóch niedobitków siedziało. Może w ten sposób uda się ich wywabić... Usunął bełt z nogi, dziękując bogom za to że podstępni Ilythiiri nie zatruli go jadem.

Nachylił się do ucha kapłana.
- Udamy że zabieramy jeńca. Jeśli to po co tu przybyli jest na tyle ważne by nie dopuścić do rozwiązania jego języka to powinni jakoś zareagować. A może nawet wyjdą z cienia. Jeśli nie - pozostanę w korytarzu by mieć baczenie na lochy, wyślę Kulla kiedy zniknie przywołana przez Ilythiiri ciemność albo gdy demon lub oni cokolwiek zrobią. Pomóż mi zarzucić trupa na ramię.

Gdy reszta drużyny była gotowa do ewakuacji Laure z pomocą tropiciela władował sobie martwego drowa na ramię i, tuż przy ścianie, przeszedł do schodów. To również nie wywołało odzewu! Czyżby paraliżująca moc demona wpłynęła na Ilythiiri bardziej niż na paladyna? A może zbiegli w głąb podziemi? Aesdil nie był na tyle pochopny by pchać się w wywołaną przez nich ciemność dla czczej ciekawości i na razie z ulgą złożył martwy (i brudzący mu odzienie) ciężar na posadzkę, by trzymać straż przy wejściu do lochów. Widząc zaś że Kull nie najlepiej radzi sobie w podziemiach (i nie dziwota, w przejściach pod Lasem cały praktycznie czas spędził w ramionach Laure) na powrót wysłał go poza zamek. Przygotował zaklęcie i zajął miejsce przy znalezionej osłonie. I czekał, pilnie nasłuchując i od czasu do czasu skradając się do korytarza w podziemiach, by zerknąć na strop i magiczną ciemność...

__________________________________________________ __________
_____________________________





Pomagając sobie nawzajem Helfdan i Iulus wytaskali paladyna z lochów na zewnątrz zamku. Niemal od razu na dziedzińcu pojawiła się czujna Britta. Wyraz jej twarzy jasno świadczył, że skoro po raz kolejny zostawiono ją w roli chłopca stajennego, to teraz mają za swoje. Jednak słowa skargi, pomogła wygodnie usadzić swego pracodawcę i opatrzyć wymagające tego rany. Paladyn z ulgą przyjął pomoc, aczkolwiek on ran nie miał żadnych. Choć woda z bukłaka, który doświadczona najemniczka trzymała przy sobie, pomogły jego gardłu.

Raydgast nie pamiętał kto go wyprowadził z lochu. Umysł walczący o każdy oddech, nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Zapewne wyprowadził go Iulus, może Helfdan. Może obaj?
Ciało powoli dochodziło do siebie. Trucizna słabła we krwi paladyna i ruchy nabierały pewności.
Wydostawszy się na "świeże" powietrze Raydgast siedział oparty oddychał głęboko, zaciskając dłoń i rozkurczając ją przed swoją twarzą. Raz po raz... Spojrzenie miał utkwione w swej dłoni.
Nie bez powodu...badał swój własny czas reakcji, swoją sprawność.
Wdech i wydech.
Świeże powietrze wyganiało truciznę z płuc, przywracało sprawność umysłu.

Paladyn powoli rzekł, kładąc dłoń na mieczu i spoglądając na towarzyszy.- Kilka drowów i jeden demon. Może współpracują, może nie. Ale trzeba uważać na oba te zagrożenia. Drowy stracili kilku swoich, więc będą ostrożniejsi, ale nadal mogą planować pułapkę. Są na dobrze znanym sobie terytorium. My nie.
Potarł palcem skroń.- Demon nie jest duży, ale dość zwinny. Latający...główną bronią jego jest trucizna paraliżująca którą rozsiewa z każdym gwałtownym ruchem skrzydeł. Powinien być jednak mało groźny, jeśli zostanie zaatakowany z dystansu.
Na koniec.- No to wiemy co na nas czeka. Osłabiona grupka drowów i poraniony demon. Możemy więc albo przygotować się do boju i ruszyć ich tropem teraz. Albo poczekać i nabrać sił, wiedząc że oni też ich nabiorą. Wybór zostawiam wam, gdyż...jakkolwiek wybierzemy, nie będzie dobrze.
Nie mogli teraz podjąć decyzji, bowiem Aesdil czuwał oddalony od reszty. A i szyk w sumie był jeden możliwy. Ciężko opancerzeni (czyli kapłan i paladyn) na zewnątrz, lżej opancerzeni w środku.
Następnie Raydgasr zwrócił się do Britty. –Tam w lochach, są trupy drowów. Gdyby coś mi się stało to , zawieziesz trupa drowa do Uran. Dostarcz go do sir Torwalda Thunderdragona. On będzie wiedział co czynić. Gdyby straże cię nie chciały przepuścić, powołaj się na mnie. Mój rumak powinien uwiarygodnić twe słowa.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:53   #85
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Zaczerpnął tchu szeroko otwartymi ustami, by po chwili zacisnąć mocno zęby. Prawą ręka, uwolnioną z uścisku na rękojeści miecza, począł odpinać paski naramiennika. Bełt tkwiący między płytami zachrobotał o kość lewej ręki - przed oczami kapłana zatańczyły krwiste robaczki bólu. Iulus syknął uwalniając ramię od pancernej płyty i na chwilę opadł z sił. Szybko jednak jego prawica powróciła do rozpoczętego działania, rozpinając z determinacją kolejny element pancerza.
Po chwili kolejna blacha opadła z brzękiem na kamienną posadzkę i Manorian oparł spoconą głowę o zimną ściane celi. Drżącymi palcami dotknął upierzonej lotki krótkiego pocisku. Wiedział, że im dłużej będzie zwlekał, tym mniej siły do zrobienia tego co musiał wykonać zostanie w jego członkach.
Uchwycił bełt i jednym, zdecydowanym ruchem wyszarpnął go z ramienia. Krzyk bólu zadudnił o klaustrofobiczne ściany więzienia, w momencie gdy słaniający się na nogach paladyn wraz z bardem doń wchodzili.

Świat wirował pulsując otępiającym bólem w ramieniu. Kapłan z czołem wspartym o kolano zaciskał zęby powstrzymując łzy napływające do oczu. Po chwili odrzucił okrwawiony bełt i przyłożywszy dłoń do rany zmówił krótką modlitwę. W tym momencie musiał już skończyć z własną raną nim mógł zabrać się za towarzyszy.
Dłoń zamigotała chłodnym błękitem a ramię dzięki boskiej mocy powoli odzyskiwało swą sprawność, choć zużył na siebie tylko prostszą modlitwę leczącą.
Następnie po wstępnych oględzinach pozostawił paladyna pod ścianą wyrokując, iż Raydgast będzie musiał odpocząć i sam zwalczyć paraliż jak było w przypadku Laure, gdy zaatakowała ich zjawa. Natomiast Helfdana, który co prawda sam już zajął się mniej więcej swoimi ranami wsparł jeszcze własną modlitwą, myśląc tylko o tym, że bełt sterczący z jego lewego boku może jeszcze poczekać.
Kapłan był gotów do dalszej walki. Nie chciał dawać szansy Drowom na regeneracje a pomysł wywabienia ich z kryjówki jak najbardziej przypadł mu do gustu. Zaciskając dłonie na mieczu czekał na reakcję mrocznych gdy towarzysze przenosili ciało zabitego łotra.
Ku jego rozczarowaniu niewiele jednak to dało. Z ciemności nie wychynał żaden demon ani nawet podziemy elf. Żaden bełt też nie śmignął w stronę grupy. Nie pozostało nic więcej jak podążyć za resztą grupy.
Manorian zebrał części zbroi i wraz z tropicielem wywlekli sparaliżowanego Tormitę na dziedziniec. Tu Manorian przypiał na powrót blachy do ramienia i z troską spoglądał na Raydgasta.
Gdy rycerz objawił swój plan Iulus od razu odparł:
- Ruszajmy natychmiast jak poczujesz się sprawnym, nie możemy dać im czasu na przegrupowanie i leczenie. Nie wiemy ponadto czy gdzieś dalej nie mają innego wejścia, którym nie zechcą obejść czuwającego Aesdila. Po za tym - spojrzał na najemniczkę - uważam iż Britta powinna iść z nami - jest wypoczęta rześka, da sobie lepiej rady niż my. Prócz tego mroczni o niej nie wiedzą, możemy ich zaskoczyć większą liczebnością. Jeśli mają demona przyda się każda dodatkowa strzała, którą możemy w niego wrazić i nie ma sensu znów dzielić naszych sił. W końcu na straży koni w ostateczności można zostawić wasze jastrzębie?- kapłan spojrzał na tropiciela nie będąc pewnym do jakiego gatunku właściwie należą ich ptaki - zawsze mogą nas ostrzec o wyjściu mrocznych albo choćby wydrapać oczy. Na wycofanie się nie możemy sobie teraz pozwolić, szczególnie skoro z częścią już sobie poradziliśmy - dodał po krótkiej pauzie i spojrzał na paladyna w oczekiwaniu na jego słowa.
Iulus miał też nadzieje przed kolejną walką odzyskać tarczę, którą wypuścił ze zmartwiałej dłoni przy samej barykadzie.


- Już im daliśmy na to czas. Skoro my zdążyliśmy się podleczyć to założenie, że nasi przeciwnicy tego nie zrobili trąci zbytnim optymizmem. -Odpowiedział kapłanowi Helfdan. – Co do Britty to teraz jest więcej powodów, żeby została przy wierzchowcach niż wcześniej. Drowom dużo trudniej będzie zaryzykować atak, skoro nie zdecydowali się dokończyć roboty przy barykadzie.
- Ktoś przy koniach zostać musi.- potwierdził paladyn kiwając głową.
- Na mój chłopski rozum to albo nie spodziewali się po nas takiej trudnej przeprawy albo to coś też im zaburzyło plan. Co nie zmienia faktu, że teraz jest ich o dwóch mniej… czyli prawdopodobnie o połowę. Dlatego ktoś musi zostać i przypilnować koni. Ptaszki tego nie zrobią, co najwyżej dadzą się nabić na bełta.
-Tego nie wiemy...możemy tylko zakładać.- odparł paladyn po czym rzekł.- No i jest jeszcze tam demon. I bogowie wiedzą co jeszcze.


Popatrzył na zebranych i jednoznacznie się opowiedział za zejściem do podziemi i załatwieniem tych trzech problemików. Jednak nie byłby sobą gdyby nie podsumował zaistniałej sytuacji.

- Tak między nami, to ja jednak wolę jak ja was wprowadzam w te jak to nazwaliście „zasadzki”. Wtedy wiem, że jedyne zagrożenie czeka mnie ze strony kapłana, a jak prowadzi ktoś inny to kończy się to jakimiś bełtami, nawiedzonymi szpiczastymi i kwasami…
Ostatnich słów Raygast nie skomentował. Wszak Helfdan jakoś nie zauważył, że choć paladyn szedł nieco przed nim, to nadal tropiciel szedł na szpicy...i powinien wypatrzyć zasadzkę. Ale nie wypatrzył.

Półelf z radością przyjął niemą aprobatę paladyna. Przynajmniej tym razem nie szukał winy z dala od własnych działań i błędów. Zwiastowało to jakieś światełko w tunelu, Raygast już tak bezrefleksyjnie i bezkrytycznie nie podchodził do swoich czynów i decyzji. Szkoda, że konieczna była ofiara z ich krwi aby taki cel osiągnąć. Jeżeli jeszcze nie będzie marudził, że pościg za drowami jest niebezpieczny to chyba będzie jakiś dzień dobroci dla półludzi.


-Cóż na pewno jest ich mniej- wzruszył ramionami kapłan - macie też racje z końmi, źle by było dać im teraz uciec jeszcze z naszymi. Niech będzie Britta zostaje a my ruszajmy do boju. Chciałbym tylko wiedzieć Raydgaście jak się czujesz. Jeśli potrzebujesz jeszcze kilka chwil na złapanie drugiego oddechu to pomóżcie mi z tym bełtem - wskazał głową na swój krwawiący, w miejscu gdzie grot przeszył pancerz, bok...
- Już mi lepiej.- odparł paladyn i przyjrzał się bełtowi zastanawiając się lepiej byłoby go wyrwać czy przepchnąć. Ostatecznie rzekł.- Zaboli.
I zabrał się za usuwanie ciała obcego z rany.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:54   #86
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
MG + Romulus

Czwórka podróżników bez przeszkód wydostała się z podziemi - a raczej trójka, gdyż Aesdil zdecydował się pozostać na czatach, uprzednio odpowiednio instruując towarzyszy i Kulla na wypadek sytuacji awaryjnej. Jastrząb - łagodnie mówiąc - nie był zachwycony kolejną rozłąką, lecz cóż miał zrobić? Ku rozczarowaniu elfa podstęp z jeńcami nie przyniósł oczekiwanych efektów i nic dziwnego - prócz broni i przydatnych w walce drobiazgów trupy nie miały przy sobie nic interesującego. Zapewne drowy również - a może przede wszystkim - hołdowały zasadzie: "im mniej pomagier wie, tym lepiej".

Elf spędził dobry kwadrans nasłuchując i wypatrując, a jego napięte do granic zmysły wsłuchiwały się w każdy szelest. A szelestów było sporo - zapach krwi i chwilowa cisza zwabiły tych mniej groźnych mieszkańców podziemi. Szczury tłumnie przybyły na darmowy obiad, podobnie jak robactwo i nieznany Laure gatunek węży. Bard z trudem oderwał wzrok od szczura, który wszedłszy w kępkę brudnej pleśni pisnął, po czym padł na ziemię gramoląc się niezdarnie. Kilka pająków wielkości złączonych męskich dłoni wdało się w walkę ze ssaczą konkurencją. Walkę tą zakończyło pojawienie się błękitnej jaszczurki z długimi różkami, która głośnymi trzaskami rozgoniła towarzystwo i zniknęła w celi, gdzie Helfdan porzucił trupa. Do nozdrzy elfa dotarł lekki zapach ozonu.



W pewnej chwili do jego uszu dotarło echo krzyków i charczenia, potem jednak wszystko ucichło. Najwyraźniej drowy - zgodnie ze słowami paladyna zaskoczone pojawieniem się trzeciego oponenta - oddaliły się głębiej w podziemia.

W końcu magiczna ciemność ustąpiła i Aesdil mógł przyjrzeć się barykadzie - niemal nienaruszonej, jeśli nie liczyć śladów krwi w miejscu gdzie Raydgast wlókł za sobą odciętą mackę. W uszach nadal brzmiały mu zduszone krzyki i odgłosy krztuszenia, czy w końcu mlaskania. Może jednak były to tylko pobożne życzenia, miraże stworzone przez wyczekujący umysł? Przecież jedyne głosy, które słychać było wyraźnie to warczenie pożywiającej się jaszczurki i nerwowe piski reszty mieszkańców lochu, zmuszonych czekać na swoją kolej.

***

Elf czekał cierpliwie. Cierpliwie i w milczeniu, znosząc chłód kamiennej posadzki przenikający przez bose stopy oraz ból i drętwienie rannej nogi. Nie pierwszy był to raz więc rzekomy lekkoduch nic sobie z tego nie robił, wodząc palcami po cięciwie łuku i rękojeści miecza i sprawdzając resztę ekwipunku. Raz po raz dotykał eliksirów i zwojów, niczym szuler kart, by upewnić się że nawet w ciemności wydobędzie właściwe gdy potrzeba przynagli. Ignorował robactwo zaczynające ściągać do drowa.

"Kullu, czekaj na zewnątrz" - powtarzał jastrzębiowi - "wiesz dobrze że podziemia nie są dla Ciebie. A mi mus tu wejść... Gdy wyjdę zajmę się Tobą - dawno nie ćwiczyliśmy, obaj, nadrobić nam to trzeba..." - mówił czując winę z powodu opuszczenia chowańca, ale wiedząc też że musi dokończyć to co zaczął. Starał się przekazać Złocistoczerwonemu całe uczucie jakie do niego żywił, troskę o wiernego przyjaciela i wspomnienia z labiryntu pod Lasem Ostrych Kłów. Obawiał się o bezpieczeństwo Kulla po walkach pod Nashkell i w Nonthal, pamiętając jak koszmarne obrażenia zwierzę odniosło od kwasu i magicznych energii. "Bardzo mi się przydasz i tak jak teraz, z oddali, jeśli będzie potrzeba przyzwania pomocy" - pocieszał go.

Robactwo i padlinożercy były jak na razie jego jedynymi towarzyszami i bard miał czas by zachodzić w głowę nad rozwojem wypadków. Zasadzka kompletnie drowom nie wyszła - tego był pewien. "Skąd demon? To że inkantacji nikt nie słyszał o niczym jeszcze nie świadczy, mogli przyzwać go wcześniej, sukinsyny..." - nasączył na wszelki wypadek szarfę wodą raz jeszcze, pamiętając szok na widok sparaliżowanego Raydgasta. - "Krwawi, więc można go zabić" - pomyślał zimno. Echo krzyków sprawiło jednak że zaczął się niepokoić czy aby demon (albo większa ich liczba) nie wykończył pozostałych drowów - a musieli wziąć języka. Potrząsnął złotymi włosami i narzucił sobie spokój. Podjął taką a nie inną decyzję i bieg na oślep w celu ocalenia któregoś "krewniaka" z łap demona by wydusić z niego informacje byłby samobójstwem i głupotą...

Nareszcie ciemność zniknęła. Puls Aesdila przyspieszył.
"Kullu, ostrzeż resztę dwunogów. I pilnuj proszę okolicy, opiekuj się dwunogiem o długich włosach i naszym czworonogiem." - uśmiechnął się w duchu.
Jastrzab posłusznie wleciał do stajni, usiadł na ramię Iulusa i zakwilił spokojnie. Zgodnie z umową był to znak ustąpienia ciemności i braku napastników w polu widzenia.

Tymczasem elf podniósł kuszę drowa i kołczan. Naciągnął cięciwę i załadował bełt. Poręczna broń przyda się w podziemiach, tego był pewien. Odczekał jeszcze czas aż jego towarzysze pokwapili się na dół.
- Spokój - oznajmił im elf - Padlinożercy jedynie przybyli, demona ani śladu, drowy nie pokazały się, nie próbowały przemknąć w drugą odnogę korytarza, no chyba że za pomocą magii... - wzruszył ramionami, bo najpewniej byłby już martwy gdyby dysponowały jakimś bardziej zmyślnym zaklęciem - Mrok się rozproszył, wnioskuję że niezbyt są doświadczeni skoro tak krótko zalegał - chyba że to zmyłka.
Słyszałem jakieś wrzaski z oddali - powiedział z wahaniem, samemu nie będąc pewnym czy to nie majaki jego potraktowanego adrenaliną mózgu. - Może demon - spojrzał na Raydgasta - dopadł Ilythiiri? Nie ma jednak co tego zakładać; ponownie może to być podstęp. Przygotujcie pasy materiału do zawiązania wokół ust i nosa, by nie nawdychać się tego paskudztwa które powaliło paladyna... - wskazał własną mokrą szarfę.
Nie możemy zakładać że nie istnieje jakieś dodatkowe czy ukryte wyjście. Jeśli ktoś nie czuje się dobrze lepiej żeby trzymał straż wraz z Brittą - gdyby ominęli nas lub wyszli w innym miejscu, dziewczyna może mieć duży problem by utrzymać ich na dystans do naszego powrotu...

Pokazał zebrany ekwipunek drowa.
- Spójrzcie, to miał przy sobie...
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:55   #87
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
__________________________________________________ __________
_____________________________





Słoneczko przyjemnie świeciło. To nic, że zza chmur. Wiaterek przyjemnie wiał, nieważne była wszechobecna woń padliny… Powierzchnia znacznie bardziej odpowiadała tropicielowi niż zatęchłe lochy, podziemia czy inne jaskinie. Lubił mieć nad sobą niebo. Nawet nieważne czy bezchmurne błękitne, czy szare nisko wiszące nad głową. Takie z którego się lał palące skórę żar czy zrzucający litry wody na barki wędrowców… to wszystko było nieważne. Helfdan był tego typu zawodnikiem, któremu do szczęście nie było wiele potrzebne… jednak własny skrawek nieba był wpisany na listę. Głęboko odetchnął, pozwolił się opatrzyć i zmył krew z siebie. Przy okazji przepłukania mając w pamięci słowa paladyna o zwalającym z nóg smrodzie „demona” przepłukał chustę, póki co jednak zwisała mu jedynie na szyi. Kiedy prowadzili rozmowę co dalej przeglądał wyniesione z podziemi graty swojej ofiary.

Kilka mniej lub bardziej cennych rzeczy… adamantytowy sejmitar, wyglądał dość stylowo. W ręce też leżał niezgorzej jednak stare przyzwyczajenie zwyciężyło. Został przy swoim orężu. Właściwie jedyne co zabrał to trzy fiolki kwasu… i pedalski wisiorek. Nie wiadomo kiedy to może się przydać. Resztę zostawił przy koniach, nie było sensu tego taszczyć do podziemi.

Był gotowy. Ostatnie ustalenia i z powrotem pod ziemię. Ptaszysko podobnie jak ostatnio miało za zadanie ostrzegać łuczniczkę w razie zagrożenie… prawdę powiedziawszy to leniwy kurczak nawet nie zleciał z wieży powitać towarzysza. Widać wyleczył się już z tych sentymentalnych pierdół.

Wysłuchał raportu elfa kiwając z uwagą… jednak nie spoglądał na niego tylko w mrok korytarzy. Jakby starał się coś tam wypatrzyć czego tamten nie był w stanie dostrzec. Nie wypatrzył nic. Sięgnął za pazuchę i wydobył wisorek. Chwilę dyndał nim przed oczyma elfa, a potem stwierdził.

- Wyglądasz jakbyś znał się lepiej na męskiej biżuterii niż ja… bez obrazy oczywiście. Może będziesz wiedzieć co to za dziadostwo, albo czy magikowe przynajmniej. Poczym oddał to elfowi.

Poczekał aż wszyscy załatwią tu co trzeba i będą mogli ruszać dalej. Na pomysł paladyna jakoby miał iść za lepiej opancerzonym pokiwał z dezaprobatą. - Ostatnio tak szedłem, nim coś zobaczyłem i zdążyłem zareagować już miałem bełta. Więc ani to bezpieczniejsze dla mnie… ani dla was. Chyba.

Jednak nie zamierzał się z tego powodu kłócić… do czasu aż korytarz miał blisko sześć metrów szerokości nie było problemu aby szli obok siebie. Półelfa czujnie, z łukiem gotowym do strzału wypatrywał zagrożeń… zarówno tych ze strony żyjących psotników, jak choćby ciemne elfy, ale również ewentualnych pułapek.

Zaproponował aby nim pójdą za drowami i d e m o n e m zobaczyli drugą stronę. Dobrze by było dowiedzieć się co tam się stało… w końcu z jakiegoś powodu capi stamtąd padliną i spalenizną.


__________________________________________________ ________
_____________________________






- Nie jest to dobry pomysł. Po pierwsze drowy mogą nam uciec, lub co gorsza mieć czas na przygotowanie lepszej pułapki. Po drugie możemy się wpakować w jeszcze większe zagrożenie i ponieść rany, tracąc niepotrzebnie siły i magię. I stać łatwiejszym celem do drowów.- zaprzeczył paladyn i zwrócił się do grupy.- Zdecydujcie więc, jakie są wasze priorytety. Drowy czy ciekawość. Cokolwiek kryje się w drugim korytarzu, będzie na was czekać. W przeciwieństwie do ciemnoskórych elfów.

- Zróbmy inaczej -
zaproponował elf - ty paladynie wraz z Iulusem zostaniesz przy barykadzie - będziecie pilnować by drowy czy inne diabelstwa nie przemknęły się. Ja i Helfdan spróbujemy choć zlokalizować źródło smrodu. Nie będziemy się wdawać w niepotrzebną walkę, jeśli jednak nie da się jej uniknąć to przywołamy was na pomoc. Zorientujemy się tylko co zacz - a wydaje mi się że coraz ciekawiej się tu dzieje - i skupimy się na pierwszym korytarzu - bo stamtąd słyszałem te odgłosy. Swąd spalenizny to być może pozostałość po ubiciu przez tą czarodziejkę - Tuai lub Meave, z raportu Lususa - bestii-bastora. Ale warto to sprawdzić. - Ubawiło go że tropiciel poszedł po rozum do głowy i tym razem zabrał swój łuk.
- A ja jestem ciekawy czy tamtędy drowy mogą wejść nam na plecy czyli wybieram i zaspokojenie ciekawości i naszych ociemniałych przyjaciół. - rzekł tropiciel. Czasu dali elfom aż nadto, między innymi za sprawą paladyna. Poza tym pewność, że te korytarza się nie łączą mogła być zgubna... zawsze lepiej sprawdzić co może im wleźć za zadki.- Jak mówi elf nie musimy tego sprawdzać przecież całą czwórką.

- Nie zapuszczajmy się za daleko, półelfie. Co do wisiorka to wolałbym nie tracić zaklęcia na jeden przedmiot lecz wykorzystać je by sprawdzić ich więcej - najlepiej w komnacie maga by i tamte przedmioty nim je objąć. - powiedział elf.

-Dobra..idźcie.Macie dwie godziny. Potem uznam, że coś wam się stało.-burknął Raydgast siadając. Cały ten pomysł uważał za niepotrzebne rozdzielanie sił i stratę czasu. Ale cóż... nie miał ochoty bawić się w ciągłe tłumaczenia. Zwłaszcza że tropiciel uważał, że zjadł wszystkie rozumy.

Laure potrząsnął głową.
- Jeśli prawdą jest to co podejrzewam w związku z tym nieszczęsnym smrodem, to nie będziemy potrzebować dwóch godzin ale dwie minuty, bo rzecz miała się wydarzyć w celach w piwnicy, więc praktycznie od razu będziemy mogli ruszyć dalej korytarzem w którym drowy oczekiwały nas w zasadzce. Nie ma sensu by eksplorować ten drugi kiedy najpewniej ocalali z walki wycofali się głęboko w podziemia - no chyba że przemknęli obok mnie wykorzystując moc niewidzialności. Ciekawe w jakim są stanie - oni również chyba dostali się w ten ... pył? rozsiewany przez demona.

-Pomijając takie niespodzianki, jak krata spadająca tuż za nami i inne pułapki w które możemy wdepnąć w drugim korytarzu. -
wtrącił paladyn spoglądając na elfa.- Skoro tam tak śmierdzi, to zapewne nie bez powodu. Co jeśli wdepniemy w sprawę, przed którą nie da się tak po prostu uciec?

Dłuższą chwilę elf stał i wodził wzrokiem po lochu.
- Rozumiem
- odpowiedział wreszcie paladynowi - ma sens to co mówisz, ale bądźmy dobrej myśli - tak jak powiedziałem wcześniej - a przytaczam raport który sam nam odczytałeś - w podziemiach Lusus i jego kompania ubili ogniem bastora. Załóżmy że ten swąd, którego źródła wolałbym nie szukać, to z tego właśnie powodu się stamtąd rozchodzi. Jeśli wpadniemy z Helfdanem w tarapaty to nie będzie to środek ziemi jak wczorajszego dnia, a i wy będziecie mogli nam pomóc. A warto sprawdzić czy nic na plecy nam albo Brittcie nie wylezie...
- Może będziemy w stanie pomoc, może nie. zależy jakie pułapki jeszcze tam są, ale skoro giermek już tam był można przyjąć że lochy przeczesane a smród to ścierwo które spalili. Nie chciałbym znów nas rozdzielać ale wizja obejścia nas od tyłu przez drowy też mi nie w smak - dodał od siebie kapłan kończąc opatrunek. Gdy skończył wymruczał modlitwę i przyłożył dłoń która na chwile rozbłysłą zimnym światłem. Po chwili już zakładał na powrót pancerz zatapiając się we własnych mysłach i prawidłowym oporządzeniu

Paladyn tylko skinął głową. Bo rzeczywiście jeśli zwiadowca i magik wpadną w tarapaty, to paladyn pójdzie ich ratować. Nawet jeśli ci dwaj wdepnęli w nie na własne życzenie.

Helfdan z dezaprobatą pokiwał głową. Za każdym razem jak ktoś łaskawie dawał mu coś czego w żaden sposób nie mógł mu dać wywoływało to w nim rozdrażnienie. Dwie godziny kurwa, dowcipniś się znalazł... Szkoda mu jednak było czasu na kontynuowanie tej gatki. Wziął graty i ruszył drugim korytarzem. Na odchodnym rzucił do elfa - jego stara to to chyba przez tydzień dziękuje bogom jak zakon wysyła go na kolejną misję. Sprawdźmy co mamy sprawdzić i zabierajmy się stąd.

Iulus ruszył do barykady rzucając przez ramię:
- Tropiciel ma racje, i tak za długo już tu mieliliśmy ozorami, ruszmy się, sprawdźmy co mamy do sprawdzenia i zatłuczmy te pomioty Lloth. - ugryzł się w język by nie dodać, że ktoś tu przed tem chciał tylko sprawdzić czy drowy są w ogóle, a potem pędzić od z raportem do przełożonych, a teraz jednak dążył do konfrontacji.

- Iulusie, zatrzymam tę kuszę, przynajmniej do momentu wyjścia z podziemi, jeśli pozwolisz
- elf powiedział uprzejmie. Co by nie mówić broń drowów mogła być gotowa do strzału przez cały czas, a i poręczniejsza była w ciasnym tunelu. Miał już do czynienia z podobnymi egzemplarzami.

Dogonił tropiciela.
- Co to był za huk tuż po zapadnięciu ciemności? - zapytał, chcąc dowiedzieć się czy to aby nie sprawka czarownika drowów. Nielichą poczuł ulgę gdy dowiedział się że to poczynania półelfa, a nie magiczny atak drowów były przyczyną zadziwiających hałasów. Późniejszy rumor zdawał się być skutkiem ataku demona i Laure po raz kolejny zachodził w głowę nad pojawieniem się i włączeniem się bestii do walki. "Krwawi, więc można zranić bydlę" - powtórzył w myślach wspominając ohydny strzęp ciała zdjęty z nogi Raydgasta. Smród narastał i Złocisty zakrył dół twarzy szarfą. Z kuszą i pochodnią w dłoni szedł za Helfdanem...
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 15:57   #88
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wędrówka drugim korytarzem nie należała do przyjemności. Smród spalenizny przemieszany z odorem padliny i ekskrementów, do tego subtelna nutka wilgoci i grzyba - wszystko tworzyło drażniący nozdrza koktajl, który utrudniał oddychanie i rozpraszał. Gdzieniegdzie natykaliście się na wielkie pajęczyny, pod nogami przemykały wam drobne stworzenia, spóźnione na wielką ucztę z drowów. Jeden z większych pająków zainteresował się szyją Aesdila i chwilę zajęło wam złapanie go i zabicie. Na szczęście nie udało mu się ugryźć elfa, choć nieprzyjemne wrażenie, że coś po nim łazi długo nie opuszczało mężczyzny.
Za zakrętem ani w żadnej z cel nie czaił się drow ni potwór, toteż bezpiecznie dotarliście do śmierdzącej zagadki - zagadki, która żyjąc mogła być na prawdę niebezpiecznym przeciwnikiem. Truchło było długie na ponad dwa metry, wysokie na co najmniej półtora. Grube kości bielejące w półmroku sugerowały silnie umięśnione cielsko, a przypominający wielki morgersztern ogon pokryty był łuską. Z czaszki wystawały długie kły, łapy zakończone były ostrymi pazurami. Nawet będąc martwym bastor robił wrażenie, chociaż nie przypominał żadnego znanego wam zwierzęcia. Nas jego ogonem pastwił się właśnie szczur wielkości dużego psa. Widząc was zapiszczał groźnie, najwyraźniej nie mając zamiaru oddać zdobyczy. Z rogu celi dobiegły dalsze popiskiwania - najpewniej młodych. Helfdan zauważył, że coś małego błysnęło tam w świetle pochodni. Resztki ubrań i brunatne ślady krwi na posadzce były wszystkim, co zostało po nieszczęśnikach, których drowy rzuciły bestii na pożarcie.

Cela naprzeciwko, z której drzwi również zwisał względnie nowy łańcuch z otwartą kłódką, nie zawierała nic ciekawego. Najpewniej ktoś w niej ostatnio był, lecz nie zostawił po sobie pamiątek. Kilka kroków wgłąb korytarza natknęliście się na kolejną barykadę - tym razem kompletną. Tędy ciemne elfy z pewnością nie będą mogły Was zaskoczyć. W każdym razie nie cichaczem. Ślady - podobnie jak w poprzednim korytarzu - nie pozwalały na wyciągnięcie żadnych sensownych wniosków na temat obecnej sytuacji.


➴➴ ➶➶ ➴➴

Ponownie podjęliście się sforsowania barykady. Iulus założył upuszczoną wcześniej tarczę i - podobnie jak paladyn - osłaniał się nią podczas przechodzenia na drugą stronę. Ku waszej uldze żadne bełty nie nadleciały z mroku, podłoga nie zapadła się, ani nie wybuchła kulą ognia. Ciszę lochu rozdzierały tylko wasze stłumione oddechy, unoszące lekko nałożone na twarze szarfy i szmatki. Ponieważ skradanie się z pochodniami w dłoniach i w płytach i tak nie miało sensu, szliście tylko czujnie, metodycznie przeczesując kolejne - w większości puste - pomieszczenia. Trop drowów początkowo rwał się, zawracał i gubił się, by w końcu ukazać się jako odbicie dwóch par biegnących stóp... i zniknąć zupełnie.

Wreszcie po lewej stronie korytarza pojawiło się wejście większe od innych. Spróchniałe skrzydła drzwi zapraszały do dużej komnaty - bynajmniej nie pustej. Długie, ciemne stoły zajmowały cały środek sali, gdzieniegdzie stały ławy i stołki, lub żelazne kozy. Duży kominek na środku przeciwległej ściany ział czernią sadzy. Wysoko nad nim wisiała wielka tarcza, na której czas i kurz zatarły już herb jej pana. Zapewne trafiliście do pomieszczenia dla strażników. Jednak w rogach stały klatki różnych wielkości i łańcuchy, na ścianach wisiały zaś różne dziwne przyrządy, przywodzące wam na myśl widziane w podziemiach laboratoria.

Choć im dłużej się przyglądaliście, tym bardziej łańcuchy zdawały się być kunami i wahadłami, klatka - żelazną dziewicą; na stołach miast naczyń przytwierdzono żelazne okowy, na ścianach zaś prezentowała się cała gama obcęgów, szczypiec, widełek, biczy, gruszek, zgniataczy, masek i innych utensyliów służących do karania winnych lub wyciągania zeznań z jeńców. Nic nadzwyczajnego. Zwykła sala tortur.

Zapatrzeni w owoce ludzkiej pomysłowości w dręczeniu współplemieńców dopiero po chwili dostrzegliście coś jeszcze - zwinięte w głębi kominka dwa duże kształty. Gdyby nie blask pochodni odbity od metalu można by je wziąć za porzucone tam śmieci. Jednak metalowe śmieci w wilgotnych podziemiach nie lśniły jak wypolerowane. Ostrożnie podeszliście bliżej... niemal w tym samym momencie z góry dobiegł was jedwabisty szum skrzydeł, a powietrze wypełniło się duszącym pyłem. Wszyscy odruchowo przycisnęliście dłonie do twarzy, gdyż pył przegryzał się nawet przez szmatki; strzały na oślep poleciały w mrok. Stworzenie jednak zatoczyło łuk i ukryło się gdzieś pod sufitem, skąd jeszcze przez kilka sekund dobiegał cichy chrobot, połączony z sypiącym się wam do oczu kurzem. Najwyraźniej potwór zamierzał spokojnie poczekać, aż trucizna zacznie działać. Raydgast niemal dusił się od bijącej ze stwora nienawiści - nie miał wątpliwości, że poczwara ma zamiar zemścić się za odciętą kończynę.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-09-2010, 16:27   #89
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zapis dzielnych bojów drużyny ;)

Brzdęk! Odruchowo naciśnięty spust zdobycznej kuszy posłał bełt prosto w ścianę i Laure wyzwał się w duchu od idiotów. Całe szczęście że nie posłał pocisku w plecy któregoś z dryblasów z przodu i miał wielką ochotę zwymyślać się za nerwowość, na szczęście jednak okoliczności... Rozejrzał się błyskawicznie na boki w poszukiwaniu następnych zagrożeń, spojrzał w górę, ocenił miejsce i sytuację.

"Najważniejsze - najpierw! Przegrupować się..."

- Iulusie, złap moją pochodnię, zabezpieczymy komin! Raydgast, Helfdan, do drzwi, odetnijcie mu drogę ucieczki! - wcisnął pochodnię w dłoń kapłana i wskazał drogę by wyjść z największego zagęszczenia pyłu - a przynajmniej tak mu się wydawało, niestety, ruch skrzydeł stwora rozsiał truciznę po całym pomieszczeniu. Manorian najpewniej był kiepskim strzelcem, ale mógł się przydać na inny sposób.

Iulus spojrzał z lekkim zdziwieniem na barda, ale z braku lepszych pomysłów prócz osłaniania siebie i towarzyszy wzruszył jeno ramionami i złapał pochodnie. Zaraz potem spojrzał w górę ku tonącym w ciemności sklepieniu. Mógł jedynie oględnie miarkować jak wysoki był sufit, że względu na korytarze, lecz nie wiedząc nic dokładnie postanowił się przyłożyć do rzutu.

Z tym odcinaniem to był chyba żart. Paladyn odrzucił na razie tarczę i sięgnął po lekką kuszę.
Może i słabszą od tej którą miały drowy, ale Raydgast posługiwał się nią z wyraźną wprawą w ruchach. Mieli tylko jedną możliwą taktykę... Zabić... Zabić szybko i bezlitośnie... Zabić zanim trucizna ich sparaliżuje. Wycelował w górę krzycząc.
- No chodź tu parszywa gadzino...odciąłem ci język! Boisz się, że odetnę resztę?!
Sprowokować do wściekłości, sprowokować do bezpośredniego ataku... sprowokować bestię, by w gniewie zaczęła popełniać błędy... Tyle, że bestia wcale nie chciała dać się sprowokować, czekając na swoją zemstę aż jej ofiary będą bezbronne leżeć na ziemi.

"...przygotować..." Elf zignorował wołanie Helfdana. Miał lepszy pomysł. Odłożył kuszę i sięgnął po łuk. Kusza bardziej była poręczna, ale do jej przeładowania trzeba się pochylić - a straciłby najpewniej w ten sposób bestię z oczu i nadmiernie się odsłonił.
- Pilnuj mnie gdy będę przywoływał zaklęcie! - trzymając się blisko kapłana sięgnął po składniki.
- Egomet arcessere lumen, IAM! - starannie wymawiając zgłoski przywołał moc światła i dotknął strzały. Ta rozjarzyła się blaskiem. Laure nałożył ją na cięciwę. Tymczasem tropiciel wypuszczał kolejne pociski, metodycznie ostrzeliwując sufit.

"... i zabić!!!"

- Miotnij pochodnią w stwora! - krzyknął przez materiał, czując jak na twarzy i dłoniach osadza się trujący pył. Nie wiedział ile mają czasu, nie chciał ryzykować że przedłużający się pobyt w sali sprawi że zaczną padać jak muchy pokonani paraliżującą substancją - a on pierwszym zapewne byłby do tego kandydatem, biorąc pod uwagę budowę ciała słabszą niż ludzkich wojowników. Przygotował się do uruchomienia przywołanego wcześniej zaklęcia i wbicia pierzastego pocisku w cielsko stwora. - IAM! - Laure wykonał kończący kolejne zaklęcie gest i naciągnął cięciwę.

Unosząc przed sobą tarczę Manorian starał się dodatkowo osłaniać swym opancerzonym ciałem słabszego towarzysza. Gdy przyszła chwila wskazana przez barda z całych sił wyrzucił pochodnie do góry, modląc się do Tyra by plan elfa podziałał. Zaraz potem schwycił rękojeść miecza. Pochodnia poszybowała w górę i zatoczywszy szeroki łuk upadła na ziemię. Jej blask odbił się od karmazynowych oczu stwora, który siedział rozpłaszczony nieopodal kominka.



Widząc, że jego pozycja została odkryta potwór oderwał się od kamieni i ruszył ślizgiem w stronę przeciwników. Bełt paladyna minął go o włos, ale helfdanowy przeciął jedno ze skrzydeł. Potwór wydał z siebie wysoki skrzek - bardziej złości niż bólu - i straciwszy kontrolę nad lotem runął wprost na elfa i kapłana.

Kapłan runął na spotkanie potwora z uniesioną przed siebie tarczą i ostrzem skierowanym wprost w brzuch poczwary. Za wszelką cenę chciał chronić elfa, który nie dość ze słabiej opancerzony i wątlejszy to jeszcze głównie czarujący, bardziej niż walczący w zwarciu. Ułamek sekundy przed zadaniem ciosu kapłan spojrzał w jarzące się ślepia stwora i przebiegł wzrokiem po jego owadzim cielsku. Trzy pary odnóży i szerokie pokryte skrzydła żywo przypominały potwornie przerośniętą ćmę.
Ani myśląc nad naturą aberracji Manorian pchnął mieczem gdy stwór znalazł się na wyciągnięcie ręki. Ostrze pewnie szło ku trzewiom poczwary, jednak ta, widocznie wprawiona w pikujących manewrach, odbiła miecz jednym z odnóży i z impetem zwaliła się na kapłana, przyciskając resztą członków dzierżącą tarcze lewicę akolity do pancernej płyty napierśnika. Potwór czepił się kapłańskiej stali nóżkami a siła jego uderzenia pchnęła ich oboje wprost na barda, którego potworna ćma zdążyła jeszcze uchwycić w objęcia swych zapylonych skrzydeł. Zawinięci w gigantyczny kokon Iulus i Aesdil zwalili się na ziemi miażdżeni ciężarem stwora.
Iulus wypuścił z dłoni nie przydatny w zwarciu miecz i spróbował pancerną pięścią sięgnąć trzewi ćmy, lub któregoś z jej odnóży. Próbował jednocześnie uderzyć hełmem w jarzące się krwawą furią ślepia.

Bestia błyskawicznie zapikowała na obu towarzyszy i elf nie miał nawet czasu by zakląć widząc że zderzenie jest nieuniknione. Był jednak zdeterminowany wyrządzić maksymalne szkody i w ostatnim momencie przed zderzeniem strzelił tuż obok Iulusa ufając w działanie czaru. Prowadzony zaklęciem pocisk o włos minął kapłana i zagłębił się w cielsku demona - z jakim skutkiem, nie wiedział, bowiem potężne uderzenie zwaliło go z nóg. Łuk potoczył się po podłodze. Próbował wygramolić się z duszącego chwytu i spod cetnarów ciężaru metalu i ciał na nim gdy nagle wpadł w furię! Bestia za bardzo przypominała mu skrzydlate potwory z koszmarów dręczących go co noc i Złocisty, mimo że przygnieciony, sięgnął by chwycić ją i usmażyć Płomieniem!

Paladyn wsunął kuszę, na miejsce, potem zaś sięgnął po miecz oraz po tarczę i ruszył na bestię. Skoro już spadła na ziemię Raydgast zamierzał dopilnować by się z niej nie podniosła. To akurat nie było problemem, natomiast problemem było to, że demon przygniótł ich własnym ciałem. I pewnie zatruwał potężną dawką swej trucizny. Raydgast zasłonił się tarczą i nią natarł na stwora próbując zepchnąć demona z obu sojuszników. Helfdan biegł już z drugiej strony, z sejmitarem w dłoni, żałując że nie zabrał ze stajni swojej włóczni. Obaj natarli na potwora - Raydgast bezskutecznie próbując zepchnąć istotę, która wczepiła się mocno w swe ofiary; tropiciel zaś wbijając broń w poprzek odwłoka, by nie zranić towarzyszy - czyli innymi słowy dziabiąć ćmę w ogon.

- Zabijcie to skurwysyństwo! - wrzasnął przygnieciony ciężarem stwora kapłan. który wciąż próbował szarpać się z obłapiającymi go odnóżami insekta i jednocześnie nie zmiażdżyć leżącego pod nim barda. W tym samym praktycznie momencie poczuł przedzierający się przez szczelinę w hełmie gorący, kwaśny oddech aberracji. Manorian spojrzał w rozwierającą się bezdenną czerń paszczy potwora, z której niczym wąż wypełzł ku jego twarzy zraniony jęzor bestii.
- Udław się poczwaro - warknął Iulus i z całych sił walnął czołem hełmu w rozwartą paszczę, próbując zmiażdżyć krwawą mackę o szczękę potwora.
Gigantyczna ćma wydała z siebie gardłowy skrzek i plunęła krwią w twarz kapłana. Wsunęła krwawiący jęzor do paszczy, jednocześnie próbując w furii przebić zbroję Iulusa. Odnóża zaskrobały szaleńczo o pancerne płyty nie czyniąc żadnej realnej szkody. Jednak jedna z tylnych łap stwora ześlizgnęła się po stali okrywającej udo Manoriana i cięła nogę leżącego pod kapłanem barda.
Sługa Tyra widząc efekty swoich ciosów, zamierzył się kolejny raz i walnął ćmę w błyszczące ogniście ślepia..

Nie pozostało nic innego, niż posłuchać kapłana. Paladyn wyciągnął miecz i nadal napierając na ciało skrzydlatej bestii tarczą, ciął stwora. Co prawda skutecznie w tej sytuacji byłyby zapewne pchnięcia, ale Raydgast bał się, że do sięgnie w ten sposób Iulusa. Ciosy mieczem skupił na łbie przebrzydłej bestii, licząc że go odrąbie zanim jego ciało odmówi mu posłuszeństwa. Helfdan zaś obrabiał potworowi tyłek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-09-2010 o 13:14. Powód: mały babol który jakoś umknął memu oku;)
abishai jest offline  
Stary 07-09-2010, 16:32   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Yghto-u-berx był zły, lecz jego wściekłość szybko zmieniła się w niedowierzanie, potem zaś w przerażenie. Po raz pierwszy w swym długim żywocie znalazł się w podobnej sytuacji. Zwykle ofiary nawet nie zauważały jego przybycia; potem zaś leżały sztywno na ziemi, a on sycił się przerażeniem błyszczącym w ich oczach, gdy pochylał się nad przytomnymi jeszcze ofiarami i powoli zapuszczał trąbkę w ich mózgi i gardła by sycić się życiodajnymi sokami. Teraz zaś z łowcy stał się zwierzyną. Pożywił się słodkną krwią elfów, lecz język nie zdążył zregenerować się nim inni wrócili. Trucizna nie działała, Yghto-u-berx miał zaś wrażenie, że dwunogi przyszły tu specjalnie po niego! Przynieśli ze sobą latające światło, a teraz cięli go, kłuli i parzyli! Czuł, jak otwór gębowy zalewa mu jego własna krew, jak coś ostrego wwierca mu się w głowę i odwłok, potargane bełtami i ostrymi krawędziami dwunogów skrzydła nie chciały go słuchać - lecz wszystko to było przyćmione wciąż narastającym, palącym uczuciem, które rozlewało się od nogi poprzez skrzydła po całym, całym jego biednym ciele.

Potwór spróbował oderwać się od swych ofiar i odlecieć, lecz przyciśnięte ciałami elfa i kapłana fragmenty skrzydeł wydały tylko cichy trzask i oderwały się, zostawiając przy odwłoku jedynie bezużyteczne strzępy. Aesdil uparcie trzymał odnóże bestii tłocząc w nią magiczny ogień i choć siły opuszczały go szybko, to wściekłość podsycała Płomień. Yghto-u-berx skrzeczał i piszczał pod ciosami mieczy, szarpał się w uścisku, pluł krwią na Manoriana, a gdy wreszcie udało mu się wyrwać, gdy wreszcie odbił się od żelaznego pancerza, gdy wreszcie zniknął palący uścisk a w czerwonych ślepiach błysnęła nadzieja - stanął w płomieniach.

Monstrualny owad płonął jak wiecheć siana - krótko i intensywnie. Agonalny pisk szybko ucichł, a ciało skurczyło się w ogniu nie szamocąc nawet zbytnio. Komnata wypełniła się gryzącym dymem, który co prawda neutralizował truciznę lecz sam był równie niebezpieczny. Raydgast i Helfdan chwycili bezwładnych towarzyszy za nogi i nie siląc się na delikatność niemal biegiem wywlekli z komnaty, ciągnąc do najbliższej sali z dostępem do świeżego powietrza. Bestia została pokonana, jednak dojście zarówno do niej, jak i do ciał elfów zostało odcięte na dłuższy czas. No, chyba że bard posiadał w swoim repertuarze jakiś czar mogący oczyścić atmosferę w komnacie.

➴➴ ➶➶ ➴➴

Rekuperacja zatrutych bohaterów trwała znacznie dłużej niż Raydgasta, ale też nigdzie wam się nie spieszyło i wszyscy potrzebowaliście odpoczynku. Zgodnie ze słowami Helfdana i Laurego tłumoczki w kominku były najpewniej ciałami drowów, toteż nie zachodziła obawa, że gdziekolwiek uciekną. Tropiciela szybko znudziło siedzenie na czterech literach, zaczął więc penetrować sąsiednie cele z zaskakująco dobrym skutkiem - kilka pomieszczeń dalej, w starej, pustej zbrojowni znalazł bagaże ciemnych elfów, a w kolejnej (najpewniej pomieszczeniu dla strażników) sporą ilość wysuszonych trupów ludzi i nieludzi - zapewne spiżarnię gigantycznej ćmy - oraz kilka... pustych kokonów. Oczywiście potwór nie zadał sobie trudu by rozebrać ofiary toteż większość ekwipunku miały przy sobie - jeśli ktoś chciałby się bawić w grabienie zwłok.

W końcu powróciliście do sali tortur, której ostatnimi ofiarami były drowy i ćma. Zaiste dobre miejsce dla zakończenia ich żywota... Szczerniałe cielsko potwora nie było zbyt interesujące, zaś ciała drowów pozbawione większości płynów. Przerażenie malujące się na ich ciemnych twarzach i rozwarte, poranione usta sprawiły, że wszyscy wzdrygnęliście się na myśl jaki los mógłby Was spotkać gdyby nie znakomita współpraca. Szybko wywlekliście ciała z zadymionego pomieszczenia i obszukaliście dokładnie. Iulusowi zwęziły się oczy gdy na szyi drowa w długich, ciemnych szatach rozpoznał symbol Vhaerauna. Szybko powiadomił o tym Raydgasta, który zacisnął szczęki. Z nauk w zakonie pamiętał, że wyznawczy Lolth i Zamaskowanego Pana - łagodnie mówiąc - nie przepadają za sobą, więc ich obecność zazwyczaj oznacza drowie siedliszcza tu, w Świecie Ponad. Dalsze poszukiwania zaowocowały odnalezieniem sporej ilości gotowizny oraz kilku ciekawch przedmiotów - w tym listów. Było z czym wracać do Thunderdragona.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172