| MG + Romulus Czwórka podróżników bez przeszkód wydostała się z podziemi - a raczej trójka, gdyż Aesdil zdecydował się pozostać na czatach, uprzednio odpowiednio instruując towarzyszy i Kulla na wypadek sytuacji awaryjnej. Jastrząb - łagodnie mówiąc - nie był zachwycony kolejną rozłąką, lecz cóż miał zrobić? Ku rozczarowaniu elfa podstęp z jeńcami nie przyniósł oczekiwanych efektów i nic dziwnego - prócz broni i przydatnych w walce drobiazgów trupy nie miały przy sobie nic interesującego. Zapewne drowy również - a może przede wszystkim - hołdowały zasadzie: "im mniej pomagier wie, tym lepiej".
Elf spędził dobry kwadrans nasłuchując i wypatrując, a jego napięte do granic zmysły wsłuchiwały się w każdy szelest. A szelestów było sporo - zapach krwi i chwilowa cisza zwabiły tych mniej groźnych mieszkańców podziemi. Szczury tłumnie przybyły na darmowy obiad, podobnie jak robactwo i nieznany Laure gatunek węży. Bard z trudem oderwał wzrok od szczura, który wszedłszy w kępkę brudnej pleśni pisnął, po czym padł na ziemię gramoląc się niezdarnie. Kilka pająków wielkości złączonych męskich dłoni wdało się w walkę ze ssaczą konkurencją. Walkę tą zakończyło pojawienie się błękitnej jaszczurki z długimi różkami, która głośnymi trzaskami rozgoniła towarzystwo i zniknęła w celi, gdzie Helfdan porzucił trupa. Do nozdrzy elfa dotarł lekki zapach ozonu.
W pewnej chwili do jego uszu dotarło echo krzyków i charczenia, potem jednak wszystko ucichło. Najwyraźniej drowy - zgodnie ze słowami paladyna zaskoczone pojawieniem się trzeciego oponenta - oddaliły się głębiej w podziemia.
W końcu magiczna ciemność ustąpiła i Aesdil mógł przyjrzeć się barykadzie - niemal nienaruszonej, jeśli nie liczyć śladów krwi w miejscu gdzie Raydgast wlókł za sobą odciętą mackę. W uszach nadal brzmiały mu zduszone krzyki i odgłosy krztuszenia, czy w końcu mlaskania. Może jednak były to tylko pobożne życzenia, miraże stworzone przez wyczekujący umysł? Przecież jedyne głosy, które słychać było wyraźnie to warczenie pożywiającej się jaszczurki i nerwowe piski reszty mieszkańców lochu, zmuszonych czekać na swoją kolej. *** Elf czekał cierpliwie. Cierpliwie i w milczeniu, znosząc chłód kamiennej posadzki przenikający przez bose stopy oraz ból i drętwienie rannej nogi. Nie pierwszy był to raz więc rzekomy lekkoduch nic sobie z tego nie robił, wodząc palcami po cięciwie łuku i rękojeści miecza i sprawdzając resztę ekwipunku. Raz po raz dotykał eliksirów i zwojów, niczym szuler kart, by upewnić się że nawet w ciemności wydobędzie właściwe gdy potrzeba przynagli. Ignorował robactwo zaczynające ściągać do drowa. "Kullu, czekaj na zewnątrz" - powtarzał jastrzębiowi - "wiesz dobrze że podziemia nie są dla Ciebie. A mi mus tu wejść... Gdy wyjdę zajmę się Tobą - dawno nie ćwiczyliśmy, obaj, nadrobić nam to trzeba..." - mówił czując winę z powodu opuszczenia chowańca, ale wiedząc też że musi dokończyć to co zaczął. Starał się przekazać Złocistoczerwonemu całe uczucie jakie do niego żywił, troskę o wiernego przyjaciela i wspomnienia z labiryntu pod Lasem Ostrych Kłów. Obawiał się o bezpieczeństwo Kulla po walkach pod Nashkell i w Nonthal, pamiętając jak koszmarne obrażenia zwierzę odniosło od kwasu i magicznych energii. "Bardzo mi się przydasz i tak jak teraz, z oddali, jeśli będzie potrzeba przyzwania pomocy" - pocieszał go.
Robactwo i padlinożercy były jak na razie jego jedynymi towarzyszami i bard miał czas by zachodzić w głowę nad rozwojem wypadków. Zasadzka kompletnie drowom nie wyszła - tego był pewien. "Skąd demon? To że inkantacji nikt nie słyszał o niczym jeszcze nie świadczy, mogli przyzwać go wcześniej, sukinsyny..." - nasączył na wszelki wypadek szarfę wodą raz jeszcze, pamiętając szok na widok sparaliżowanego Raydgasta. - "Krwawi, więc można go zabić" - pomyślał zimno. Echo krzyków sprawiło jednak że zaczął się niepokoić czy aby demon (albo większa ich liczba) nie wykończył pozostałych drowów - a musieli wziąć języka. Potrząsnął złotymi włosami i narzucił sobie spokój. Podjął taką a nie inną decyzję i bieg na oślep w celu ocalenia któregoś "krewniaka" z łap demona by wydusić z niego informacje byłby samobójstwem i głupotą...
Nareszcie ciemność zniknęła. Puls Aesdila przyspieszył. "Kullu, ostrzeż resztę dwunogów. I pilnuj proszę okolicy, opiekuj się dwunogiem o długich włosach i naszym czworonogiem." - uśmiechnął się w duchu. Jastrzab posłusznie wleciał do stajni, usiadł na ramię Iulusa i zakwilił spokojnie. Zgodnie z umową był to znak ustąpienia ciemności i braku napastników w polu widzenia.
Tymczasem elf podniósł kuszę drowa i kołczan. Naciągnął cięciwę i załadował bełt. Poręczna broń przyda się w podziemiach, tego był pewien. Odczekał jeszcze czas aż jego towarzysze pokwapili się na dół. - Spokój - oznajmił im elf - Padlinożercy jedynie przybyli, demona ani śladu, drowy nie pokazały się, nie próbowały przemknąć w drugą odnogę korytarza, no chyba że za pomocą magii... - wzruszył ramionami, bo najpewniej byłby już martwy gdyby dysponowały jakimś bardziej zmyślnym zaklęciem - Mrok się rozproszył, wnioskuję że niezbyt są doświadczeni skoro tak krótko zalegał - chyba że to zmyłka. Słyszałem jakieś wrzaski z oddali - powiedział z wahaniem, samemu nie będąc pewnym czy to nie majaki jego potraktowanego adrenaliną mózgu. - Może demon - spojrzał na Raydgasta - dopadł Ilythiiri? Nie ma jednak co tego zakładać; ponownie może to być podstęp. Przygotujcie pasy materiału do zawiązania wokół ust i nosa, by nie nawdychać się tego paskudztwa które powaliło paladyna... - wskazał własną mokrą szarfę. Nie możemy zakładać że nie istnieje jakieś dodatkowe czy ukryte wyjście. Jeśli ktoś nie czuje się dobrze lepiej żeby trzymał straż wraz z Brittą - gdyby ominęli nas lub wyszli w innym miejscu, dziewczyna może mieć duży problem by utrzymać ich na dystans do naszego powrotu...
Pokazał zebrany ekwipunek drowa. - Spójrzcie, to miał przy sobie... |