Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 15:57   #88
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wędrówka drugim korytarzem nie należała do przyjemności. Smród spalenizny przemieszany z odorem padliny i ekskrementów, do tego subtelna nutka wilgoci i grzyba - wszystko tworzyło drażniący nozdrza koktajl, który utrudniał oddychanie i rozpraszał. Gdzieniegdzie natykaliście się na wielkie pajęczyny, pod nogami przemykały wam drobne stworzenia, spóźnione na wielką ucztę z drowów. Jeden z większych pająków zainteresował się szyją Aesdila i chwilę zajęło wam złapanie go i zabicie. Na szczęście nie udało mu się ugryźć elfa, choć nieprzyjemne wrażenie, że coś po nim łazi długo nie opuszczało mężczyzny.
Za zakrętem ani w żadnej z cel nie czaił się drow ni potwór, toteż bezpiecznie dotarliście do śmierdzącej zagadki - zagadki, która żyjąc mogła być na prawdę niebezpiecznym przeciwnikiem. Truchło było długie na ponad dwa metry, wysokie na co najmniej półtora. Grube kości bielejące w półmroku sugerowały silnie umięśnione cielsko, a przypominający wielki morgersztern ogon pokryty był łuską. Z czaszki wystawały długie kły, łapy zakończone były ostrymi pazurami. Nawet będąc martwym bastor robił wrażenie, chociaż nie przypominał żadnego znanego wam zwierzęcia. Nas jego ogonem pastwił się właśnie szczur wielkości dużego psa. Widząc was zapiszczał groźnie, najwyraźniej nie mając zamiaru oddać zdobyczy. Z rogu celi dobiegły dalsze popiskiwania - najpewniej młodych. Helfdan zauważył, że coś małego błysnęło tam w świetle pochodni. Resztki ubrań i brunatne ślady krwi na posadzce były wszystkim, co zostało po nieszczęśnikach, których drowy rzuciły bestii na pożarcie.

Cela naprzeciwko, z której drzwi również zwisał względnie nowy łańcuch z otwartą kłódką, nie zawierała nic ciekawego. Najpewniej ktoś w niej ostatnio był, lecz nie zostawił po sobie pamiątek. Kilka kroków wgłąb korytarza natknęliście się na kolejną barykadę - tym razem kompletną. Tędy ciemne elfy z pewnością nie będą mogły Was zaskoczyć. W każdym razie nie cichaczem. Ślady - podobnie jak w poprzednim korytarzu - nie pozwalały na wyciągnięcie żadnych sensownych wniosków na temat obecnej sytuacji.


➴➴ ➶➶ ➴➴

Ponownie podjęliście się sforsowania barykady. Iulus założył upuszczoną wcześniej tarczę i - podobnie jak paladyn - osłaniał się nią podczas przechodzenia na drugą stronę. Ku waszej uldze żadne bełty nie nadleciały z mroku, podłoga nie zapadła się, ani nie wybuchła kulą ognia. Ciszę lochu rozdzierały tylko wasze stłumione oddechy, unoszące lekko nałożone na twarze szarfy i szmatki. Ponieważ skradanie się z pochodniami w dłoniach i w płytach i tak nie miało sensu, szliście tylko czujnie, metodycznie przeczesując kolejne - w większości puste - pomieszczenia. Trop drowów początkowo rwał się, zawracał i gubił się, by w końcu ukazać się jako odbicie dwóch par biegnących stóp... i zniknąć zupełnie.

Wreszcie po lewej stronie korytarza pojawiło się wejście większe od innych. Spróchniałe skrzydła drzwi zapraszały do dużej komnaty - bynajmniej nie pustej. Długie, ciemne stoły zajmowały cały środek sali, gdzieniegdzie stały ławy i stołki, lub żelazne kozy. Duży kominek na środku przeciwległej ściany ział czernią sadzy. Wysoko nad nim wisiała wielka tarcza, na której czas i kurz zatarły już herb jej pana. Zapewne trafiliście do pomieszczenia dla strażników. Jednak w rogach stały klatki różnych wielkości i łańcuchy, na ścianach wisiały zaś różne dziwne przyrządy, przywodzące wam na myśl widziane w podziemiach laboratoria.

Choć im dłużej się przyglądaliście, tym bardziej łańcuchy zdawały się być kunami i wahadłami, klatka - żelazną dziewicą; na stołach miast naczyń przytwierdzono żelazne okowy, na ścianach zaś prezentowała się cała gama obcęgów, szczypiec, widełek, biczy, gruszek, zgniataczy, masek i innych utensyliów służących do karania winnych lub wyciągania zeznań z jeńców. Nic nadzwyczajnego. Zwykła sala tortur.

Zapatrzeni w owoce ludzkiej pomysłowości w dręczeniu współplemieńców dopiero po chwili dostrzegliście coś jeszcze - zwinięte w głębi kominka dwa duże kształty. Gdyby nie blask pochodni odbity od metalu można by je wziąć za porzucone tam śmieci. Jednak metalowe śmieci w wilgotnych podziemiach nie lśniły jak wypolerowane. Ostrożnie podeszliście bliżej... niemal w tym samym momencie z góry dobiegł was jedwabisty szum skrzydeł, a powietrze wypełniło się duszącym pyłem. Wszyscy odruchowo przycisnęliście dłonie do twarzy, gdyż pył przegryzał się nawet przez szmatki; strzały na oślep poleciały w mrok. Stworzenie jednak zatoczyło łuk i ukryło się gdzieś pod sufitem, skąd jeszcze przez kilka sekund dobiegał cichy chrobot, połączony z sypiącym się wam do oczu kurzem. Najwyraźniej potwór zamierzał spokojnie poczekać, aż trucizna zacznie działać. Raydgast niemal dusił się od bijącej ze stwora nienawiści - nie miał wątpliwości, że poczwara ma zamiar zemścić się za odciętą kończynę.
 
Sayane jest offline