[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=avcKCZb-HCk[/MEDIA]
Baldrick zajÄ…Å‚ miejsce nieopodal celi
Andyego, nie odszedł nawet na kilka minut, warował przy nim niczym wierny pies. Przygarbiony wlepiał swój wzrok w podłogę do nikogo się nie odzywając, mózg nie pracował już na pełnych obrotach, nie szukał wyjaśnień, w umyśle nie zaświtał ani jeden pomysł, który swoim racjonalizmem powaliłby na deski halucynacje przy wesołym odliczaniu sędziego. Zniknęła gdzieś dawna duma, w zmęczonych oczach trudno było dostrzec cechującą go bystrość. Kiedy strażnik oznajmił, że właśnie zjawił się psychiatra
Terrence wstał na równe nogi i przynajmniej częściowo starał się stworzyć pozory dawnej kondycji.
W pokoju dla personelu czekał na niego
Ernest East, podobno prawdziwy profesjonalista, popijając kawę przeglądał już notatki dotyczące
Ashwooda. Przypadek mocno go zainteresował i zapewne dlatego zdecydował się odejść od swoich zajęć i przeprowadzić na dzieciaku hipnozę zgodnie z zaleceniem
Baldricka. Ubrany był w sportową bluzę i dresy, najpewniej złapali go kiedy akurat uprawiał jogging albo był na jakimś treningu. Razem udali się w kierunku celi
Andyego, detektyw musiał jednak zostać kilka kroków z tyłu, gdyż właśnie otrzymał telefon.
Ujrzyj mnie panie, bo wołam cię z kolebki brudu jaką jest życie. Ujrzyj mnie panie i pożryj moja duszę. Z kokonów brudu rodzą się anioły. Z kałuż grzechu wzrastają świetliste skrzydła. Ujrzyj mnie panie i pożryj mą duszę. Uczyń mnie swoim sługą, swym bratem, swym synem. Wyrwałem się z kokonu brudu. Poświęciłem samego siebie. Przeciąłem pępowinę życia. Natchnij mnie mocą swą panie. Niech kokon brudu stanie się wylęgarnią anioła. Jak obiecałeś, panie. - tak brzmiał przetłumaczony przez specjalistę fragment tekstu z nagrania, który wedle profesora
Rozanskego miał uchodzić za odwrócony egzorcyzm.
Baldrick przez dłuższą chwilę wpatrywał się w monitor komputera udostępnionego mu przez obsługę budynku, znów w jego umyśle wszystko zaczęło się układać niczym wielkie wyimaginowane puzzle.
Poświęciłem samego siebie, a raczej kogoś wyglądającego identycznie, czyli zaginionych, następnie przecięta pępowina życia, a więc mogło mieć to związek z martwymi matkami sobowtórów. Wszystko to układało się w ogromny, perfekcyjnie zaplanowany rytuał, w który wplątała się policja.
Z kokonów brudu rodzą się anioły, słyszał już coś podobnego, matka
Annie Watermann również o tym wspominała. Mózg znów przestawił się na dogłębną analizę, jeśli uda im się przetłumaczyć cały tekst mogą znaleźć dość wskazówek by śledztwo znów gwałtownie ruszyło ku rozwiązaniu. Na twarzy pojawił się mały uśmieszek zadowolenia, zabrał się do ponownego czytania fragmentu.
Nagle zgasły wszystkie światła w budynku,
Baldrick natychmiast wstał i trzymając się ściany ruszył w kierunku celi
Ashwooda, strażnik którego mijał mruknął coś o awaryjnym zasilaniu, jednak ton jego głosu zdradzał, iż on również był zaniepokojony. Przez kilka chwil panowała totalna cisza przerywana jedynie odgłosem kroków detektywa, który wciąż zmierzał do przodu. Nagle jednak rozległy się krzyki, a także coś jeszcze bardziej niepokojącego - krótkie serie z broni automatycznej, które na sekundy rozświetlały korytarze. Większość tutejszych strażników była uzbrojona jedynie w standardowe modele broni krótkiej, więc nawet najbardziej niedomyślni zdawali sobie sprawę, iż więzienie zostało zaatakowane. Na tle tej jakże przerażającej symfonii strzałów dało się również usłyszeć jakiś łoskot, jedna ze ścian budynku nagle się rozpadła. Tak właśnie się stało, co prawda zniszczony został jedynie jej fragment, akurat ten dzielący
Ashwooda od wyjścia na korytarz.
Baldrick zasłonił ręką oczy,
Andy wyszedł ze swojego więzienia, wyglądał dokładnie jak
Brook w ruinach z jego wizji, ociekający krwią, pół nagi i otoczony przez jasno niebieskie światło. Stojący obok strażnik spanikował i sięgnął po broń,
East upuścił kubek z kawą i z niedowierzaniem zmieszanym z przerażeniem przerzucił wzrok na
Baldricka, tymczasem
Ashwood skierował swoje spojrzenie na uzbrojonego mężczyznę.
Terrence na moment przymknÄ…Å‚ oczy.
Kiedy podniósł powieki zdał sobie sprawę, że to co pozostało po strażniku właśnie leżało u jego stóp, zasłonił usta aby nie zwymiotować,
East był jednak o wiele bliżej i niemal cały był teraz we krwi, opadł na kolana i nie udało mu się powstrzymać jego żołądka. W głowie
Baldricka szybko pojawiło się mieszkanie
Davsona i krótka myśl
- Więc tak to się stało! - Jest pan policjantem - powiedział
Andy -
Niech mnie pan ochroni. ONI mnie znaleźli. Chcą mnie zniszczyć. Zabiją każdego, kto wejdzie im w drogę.
Błyskawicznie w dłoni
Baldricka znalazł się odbezpieczony Glock, pociągnął on mocno
Easta za kołnierz dając mu znać, że to nie jest odpowiednia pora na przeglądanie swojej diety z najbliższej odległości. W budynku roznosiły się kolejne strzały wspomagane przez odgłosy bólu, nie mieli zbyt wiele czasu.
- Jest tuż, tuż! Wyczuwam go. Terrence od razu rozpoznał ten głos, jego ciało mogło zareagować w ten sposób tylko na jedną osobę, oszałamiającą piękność z baru. Była coraz bliżej i najwyraźniej nie wiele robiła sobie z ochrony budynku. W końcu włączyło się również światło awaryjne z charakterystycznymi czerwonymi żarówkami, generatory potrzebowały trochę czasu żeby na odpalenie.
- Sługi Gamaliela. - Tym razem nawet w głosie
Andyego zabrzmiała panika.
- Musimy uciekać! Zabierz mnie stąd!
Detektyw rozejrzał się, słabo znał rozkład więzienia, ale w korytarzach zawsze można znaleźć małe schematy, które ilustrują jak najłatwiej dostać się do wyjścia ewakuacyjnego, nie inaczej było również w tym wypadku. Ogarnięcie planu nie było zbyt trudne, ale już zastosowanie się do niego w tak stresującej sytuacji nie należało do rzeczy najłatwiejszych,
Baldrick na szczęście zdawał się wiedzieć co robi. Od dłuższej chwili skupiał się na odgłosie wystrzałów oraz wszystkich innych dźwiękach jakie dobiegały jego uszu, mógłby dać głowę, iż w ich kierunku zmierza około dwóch, może trzech osób.
- Czerwony alarm! Kod A12! - z głośników wydobył się przerywany trzaskami głos stróża -
W sekcji szpitalnej wybuchł bunt! Ogłaszamy natychmiastową ewakuację, część więźniów wydostała się z cel. Zachować spokój i ostrożność, odciąć więźniom drogi ucieczki! Powtarzam: bunt w sekcji szpitalnej!
Skazańcy wybrali sobie najgorszy moment jaki tylko mogli,
Baldrick wiedział, że to nie może być przypadek, prawdopodobnie wszystko zostało dokładnie zaplanowane i zgrane w czasie. Pozytywną stroną było to, iż
Andy był przetrzymywany w skrzydle mocno oddalonym od sekcji szpitalnej, jednak strażnicy będą musieli się podzielić i liczyć na wsparcie, co minimalizowało szanse
Terrenca i jego towarzyszy. Szczególnie, iż znajdowali się w najsłabiej chronionej strefie całego więzienia.
Baldrick postanowił za wszelką cenę dostać się na parking, stało tam dość samochodów by któregoś z nich mogli użyć do ucieczki, ze schematu dowiedział się, że idąc w przeciwną do wystrzałów stronę dojdzie do schodów przeciwpożarowych oraz zaplecza, co było dużym plusem wyboru tej drogi. W gruncie rzeczy innego wyjścia nie mieli. Detektyw palcem wskazał
Eastowi i
Ashwoodowi kierunek i popchnął ich by nie tracili czasu, sam pobiegł tuż za nimi co jakiś czas odwracając wzrok upewniając się, iż jeszcze nikt ich nie ściga.
- STAĆ! - krzyknął
Terrence kiedy dotarli do schodów.
Zrobił kilka kroków i z wyciągniętą dłonią wpadł na zaplecze którym znajdowali się dwaj strażnicy już gotowi do obrony, choć w rzeczywistość pałki oraz pistoletu 0.38 Colt nie były zbyt dobrym wyposażeniem na takie okazje. Pomieszczenie było całkiem spore, pełne prześcieradeł, ręczników, fartuchów i innych tego typu rzeczy przeznaczonych do prania, strategicznie nie było to jednak dobre miejsce, z łatwością by ich tutaj wystrzelali.
Baldrick machnął legitymacją i gestem ręki nakazał by ruszyli za nim, chwilę później znaleźli się przy schodach, obok
Ashwooda i
Easta. Jeden ze strażników wrzeszczał coś do radia po raz kolejny upominając się o posiłki, dopiero kiedy zobaczył
Andyego zamilkł całkowicie zaszokowany podobnie jak jego kolega. Tym razem wszyscy wiedzieli już aurę, którą emanował chłopak.
Terrence wyrwał ich z tego stanu stanowczym rozkazem, który jednak zlał się z ostrą serią z karabinu, która trafiła psychiatrę w plecy. Strażnicy otworzyli ogień,
Baldrick również, lecz przy okazji ciągnął też chłopaka w stronę schodów.
Wtedy nagle wyłoniła się postać wielkiego mężczyzny w masce hokejowej i kombinezonie, wyglądał niczym ten wredny skurczybyk Jason z serii filmów
Piątek trzynastego. W dodatku tak samo się zachowywał, postronne ofiary nie miały dla niego większego znaczenia, z ogromną sprawnością zaczął ostrzeliwać obu klawiszy, jeden z nich padł z wrzaskiem na ziemię, kule całkowicie zdruzgotały jego lewe kolano i nie był już zdolny utrzymać swego ciężaru. Kiedy tylko
Baldrick oraz
Andy wkroczyli na schody padł również drugi z nich, resztką sił pociągnął mocno za kraty, które z hukiem się zatrzasnęły, to powinno im dać trochę czasu.
- Biegnij pan! - krzyknął jeszcze po czym sięgnął po kolejny magazynek.
Przez kilka sekund detektyw wpatrywał się w niego zaskoczonym wzrokiem, lecz wreszcie rzucił się pędem w dół będąc tuż za przerażonym
Andym. Teraz mieli drogę wolną, gdy tylko dostaną się na parking uda im się wydostać,
Baldrick wierzył, że ten plan go nie zawiedzie. Z góry dobiegł ich krzyk agonii, rumor przypominający uderzenie w metal, a także głos -
Pobiegł tamtędy! W dodatku
Baldrick w swoim planie nie przewidział jednej ważnej przeszkody, elektronicznego czytnika kart do drzwi, które dzieliły ich od wybawienia, tymczasem odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze, zdawało się nawet, iż napastnicy przebili się już przez kraty.
- Nie wierzę, że to mówię: Andy rozwal to - rzucił gotując się do walki.
Ashwood podszedł do drzwi i przycisnął do nich dłonie, niemal od razu tajemnicza siła wyrwała je z zawiasów i odrzuciła kilkanaście metrów dalej.
Baldrick złapał go za ramię i pociągnął w kierunku samochodów, w samą porę bowiem sekundę później seria rozwaliła ścianę tuż za nim. razem zanurkowali pomiędzy samochodami, które teraz dawały przynajmniej jakąś osłonę. Oczywiście wszystkie było pozamykane, a w wpadnięciu na kolejny genialny pomysł
Baldrickowi mocno przeszkadzał uzbrojony hokeista, który właśnie wynurzył się od strony schodów.
- Lepiej mi kurwa powiedz, że zaraz otworzysz to auto i cudowną mocą go odpalisz - wyszeptał detektyw do
Andyego.
Napastnik rozejrzał się szybko, a
Baldrick mocniej przywarł do boku samochodu, w który chwilę później uderzyła kolejna mocna seria. Opona głośno pękła, kule uderzyły o blachę, a kawałki szkła upadły na
Terrenca oraz
Ashwooda, który powoli zaczynał tracić zimną krew i coraz bliżej było mu do paniki. To nic w porównaniu do tego, iż hokeista ich namierzył, musieli czym prędzej zmienić położenie nim kolejne strzały odnajdą swój cel.
Krótkie serie masakrują wszystko wokół, wykorzystując krótką przerwę
Baldrick wychylił lekko głowę i zauważył jak napastnik nagle zaczyna płonąć żywym ogniem. To nie przeszkadzało mu jednak w posyłaniu im na spotkanie kolejnych salw, detektyw zerknął na
Andyego by upewnić się, iż to nie jego sprawka. Wyglądało na to, że nie, chociaż trudno cokolwiek wyczytać z twarzy na której ktoś założył dwa płonące ogniki zamiast oczu. W przejściu pojawiły się dwie kolejne osoby gotowe do walki, oczywiście w firmowych kombinezonach i maskach,
Baldrick pociągnął chłopaka ku następnej osłonie, tym razem miał nią być policyjny radiowóz.
- Baldrick! - krzyknęła jedna z nich -
Odsuń się od niego!
Nie ulegało wątpliwości był to głos kobiety z baru, początkowo zignorował jej słowa zerkając na wciąż płonącego mężczyznę, który w końcu padł na ziemię - jednego mniej.
- Czego od niego chcecie? - spytał detektyw grając na czas.
- Trzeba go zniszczyć! - odparła nie podając zbyt wielu, a właściwie żadnego argumentu.
Jej towarzysz nie czekał jednak jak rozwiąże się konwersacja i znów zaczęło się ostrzeliwanie,
Baldrick musiał więc działać szybko i postanowił zaryzykować, tylko to mu pozostało. Glockiem uderzył w szybkę przy bocznych drzwiach radiowozu co wystarczyło by rozpadła się na kawałeczki. Wciąż kryjąc się za nim wysunął dłoń i otworzył zamki, z przodu i z tyłu, a następnie nie wystawiając głowy wślizgnął się na miejsce kierowcy,
Andy również grzecznie znalazł się z tyłu. Nadszedł czas na drugi etap, minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz odpalał auto za pomocą kabelków, ale musiał spróbować. Dzięki kilku uderzeniom udało mu się do nich dostać i już przy pierwszej próbie silnik zaskoczył. W między czasie usłyszał jak na parking wpada większy oddział, przez chwilę obawiał się, że to kolejni napastnicy, jednak kiedy ci odwrócili od niego swą uwagę zrozumiał, że wreszcie zjawiło się wsparcie.
- Leż i nie wychylaj się! - krzyknął do
Ashwooda.
Wrzucił pierwszy bieg i lekko wystając zza kierownicy zauważył, że jeden z napastników biegnie w ich stronę, docisnął pedał gazu i z piskiem opon samochodów ruszył zmierzając w kierunku wyjścia. Tymczasem ich wróg rozpędzał się coraz bardziej pokazując im niesamowity wprost sprint,
Baldrick tylko na chwilę odwrócił wzrok od lusterka, a kiedy znów na nie spojrzał przeciwnika już nie było. Auto zatrzeszczało kiedy coś spadło na jego dach, detektyw wiedział już gdzie zniknął napastnik. Sięgnął po swój pistolet i niczym w tandetnych filmach zaczął dziurawić dach licząc, iż uda mu się zrzucić hokeistę. Trzy sekundy później usłyszał syk i zorientował się, iż udało mu się pozbyć balastu, w lusterku zauważył jeszcze jak napastnik upada na ziemię po czym błyskawicznie podnosi się na równe nogi.
Chwilę później byli już na zewnątrz, boczny wyjazd w pobliżu ładnego, zalesionego terenu, kilka metrów dalej ulice i miasto, tymczasem leżący z tyłu
Ashwood zdążył stracić przytomność. Grunt, że udało im się wydostać z tego piekła.
Baldrick od razu sięgnął po radio, skontaktował się z dystrybutorem i nakazał wysłać wsparcie do więzienia oraz wezwać
Quattermayera, z nim też musiał porozmawiać.
- Baldrick! Co do licha się dzieje?! - zaczął zastępca
Mac Nammary.
-
Wiozę Ashwooda, ktoś zaatakował więzienie i chciał go zabić, ledwie udało mi się go uratować. Gdzie mam zabrać tego dzieciaka?
- Mamy tam mały posterunek, jest nie daleko, tam go zabierz, będą przygotowani na przejęcie aresztanta. - Chce mieć tam wsparcie! Najlepszą ochronę, nie po to wyszedłem cało z tego gówna by teraz wpaść w akcje rodem z Ataku na posterunek 13.
- Będzie S.W.A.T.
- W porządku - powiedział
Baldrick -
I chce za to jakiÅ› pieprzony awans, bez odbioru.
Zakończył i spojrzał na
Ashwooda, chłopak przebudził się i zaczynał niepokojąco głośno wyć, tak że
Terrence miał ochotę czymś zatkać sobie uszy. Po chwili chłopak zaczął płonąć jasnoniebieskim ogniem, o dziwo sama tapicerka auta pozostała nieuszkodzona.
-
Andy co się dzieje? Ashwood zaczynał wyć coraz głośniej, miał szeroko otwarte usta z których wylewały się kolejne płomienie, detektyw załączył policyjną syrenę i dodał gazu, ręką sięgając po radio. Wezwać lekarza, który i tak nie będzie w stanie pomóc, podał kilka rozkazów, jednak przez nasilające się trzaski sam już nie wiedział czy ktokolwiek go zrozumiał. Wtedy nagle z głośnika wydobył się mocny, charyzmatyczny, męski głos.
- Zjedź na Red Hook.
- Kto mówi?
- Zjedź nim będzie za późno.
- Kto mówi!?
- On zaraz przestanie nad tym panować!
- KTO MÓWI!
- Zjedź, jeśli chcesz przeżyć!
Tutaj sygnał się urwał i radio powróciło do wcześniejszych trzasków,
Andy zaczął wyć coraz bardziej zagłuszając nawet policyjną syrenę, w dodatku ludzie wokół zaczęli wariować i naciskać ich klaksony.
Ashwood wciąż płonął, lecz kiedy
Terrence się odwrócił zobaczył coś czego wcześniej nie było, jasnoniebieski ogień zaczął przybierać dziwną formę, jakby upodabniając się do anioła. Czuł, że powoli zbliża się do momentu w którym stanie się coś strasznego, wielkim
bum! niczym w filmach Hitchcocka, czy powinien zjechać nim będzie za późno?
Baldrick stanął przed dylematem, mógł zjawić się na komisariacie i pozwolić by chłopak zginął bądź zniknął jak
Brook albo udać się za głosem i swoim własnym przeczuciem, iż ma jeszcze szansę czegoś się dowiedzieć i zrozumieć. Wiele już przez tego chłopaka przeszedł, nie chciał jego śmierci, nie wiedział też co zrobi z nim facet, którego usłyszał na głośniku.
- Muszę zjechać na Red Hook - oznajmił przez radio -
Wyślijcie wsparcie.
Oby było warto.