Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 18:22   #139
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Caprice powiedziała kiedyś Erze, że rycerz Jedi powinien zawodowo uwielbiać sprawy beznadziejne. Bo na tym polegało jego życie, by z niemożliwego robić rzeczy realne.
Cóż widocznie D’an jeszcze tej umiejętności nie opanowała bo jedyne co czuła gdy dotarło do niej, że ma za pomocą trzydziestu klonów obronić całe miasto to była mieszanina wściekłości i bezradności. Nie była mistrzem z rady wybijającym w pojedynkę pół separatystycznych armii. Nie była nawet żołnierzem. Była lekarzem i to tylko pogarszało sprawę. Bo wokół niej umierali ludzie a ona nie mogła zrobić nic by im pomóc.
Teraz pod ostrzałem desperacko walczyła o każdy kolejny centymetr przestrzeni jak o ostatni oddech.
Nie musisz wygrać, musisz wytrzymać, upominała siebie samą w myśli. I to właśnie próbowała robić. Nie była może w walce tak dobra jak Shalulira, ale trzymała poziom i pozycje tak długo jak tylko się dało. Ci których wysłali do budowania kolejnego stanowiska potrzebowali czasu. Tak samo flota, która lada chwila miała przybyć z odsieczą.
Lada chwila – czytaj Moc wie kiedy im się łaskawie zachce, pomyślała. Dobrze wiedziała, że jest trochę niesprawiedliwa ale nerwy i napięta sytuacja powoli doprowadzały ja do tłumionej wściekłości.
Najbardziej bolało ją to gdy gdzieś obok padał klon, nie umierał od razu, ale tracił przytomność od ciężkiej rany. Wiedziała, że mogła go uratować. W Mocy umiała zdiagnozować ranę, w myśli układała plan postępowania ale nie miała nawet środków by go wyciągnąć rannego spod ostrzału, nie możliwościach już o możliwościach zajęcia się nim. Zbierała każdego powalonego klona do którego byli w stanie dotrzeć, ale czasem po prostu się nie dało, albo było już za późno.
Czas dłużył się niemożliwe, każdy krok był jak wielka wyprawa gdy cofali się na nowo powstałe umocnienia.
Na szczęście Nejl stanął na wysokości zadania i przez chwilę mogli odsapnąć za umocnieniami. Główny ciężar obrony przejęły klony i dobrze się w tym sprawdzały.
D’an przez chwilę siedziała bez ruchu usiłując nie myśleć o tym jak zła była ich sytuacja. Potem podniosłą wzrok na Ricona.
- Dobra robota – zwlekła się i oceniła sytuację. Zdrowe klony i Lira powinny jakoś sobie poradzić. Sięgnęła więc po apteczkę którą starym zwyczajem wypakowała po brzegi i zabrała ze sobą.
Niewielu rannych ocalili ale zajęcie się nimi koiło trochę jej własne nerwy. Obejrzała wiec ich wszystkich, w tym poszkodowanego w wybuchu Nejla i zrobiła co była teraz w stanie. Było jak tamowanie wyciekającej jak w czasie krwotoku nadziei. Znajome ruchy, poszarpane tkanki i opatrunki. Tak naprawdę nakładała je na siebie samą. Skupiała całe pozostałe w niej siły i nerwy.
Nie było tak źle. Ciasny korytarz i umocnienia chwilowo dawały im szanse przetrwania. Nie na zawsze, wiadomo było, że w końcu droidy znajdą jakiś sposób na ich sforsowanie. Oby zrobiły to po tym jak flota Republiki ruszy do kontrataku.
Gdyby sama ciężka praca i nadzieja wystarczały życie byłoby o wiele łatwiejsze. Ale nie wystarczały.
Wybuch rakiety rozsądzającej kopczyk z droidami sprawił, ze Era niemal się przewróciła. Natychmiast spięła się w sobie oczekując najgorszego. Nie dało na siebie długo czekać. Do korytarza wtoczyły się drideki i dzielnie osłaniając piechotę ruszyły do natarcia.
D’an poczuła się nagle bardzo bezradna i zmęczona. Byli garstką, nie mieli ciężkiego sprzętu i całe miasto do obrony. Szczęście w nieszczęściu cywilów ewakuowano, ulice były puste. Mimo to nie ulegało wątpliwości, że długo już pod natarciem droidów nie wytrzymają.
- Wycofujemy się do laboratorium – rozkazała wskazując żołnierzom korytarz. Wylęgarnia klonów była tym co mieli obronić przede wszystkim. Nie miała pojęcia jak, miała nadzieję, że to się jakoś wyklaruje na miejscu. Tymczasem zajęła się osłoną zbierających się do ucieczki klonów.
 
Lirymoor jest offline