Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2010, 13:20   #131
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Jared & Tamir

Obaj Jedi byli utalentowanymi pilotami i potrafili pokazać całą gamę sztuczek i trików, przydatnych również w walce. Korzystając ze swych umiejętności pilotażu stanowili ogromne zagrożenie dla przeciwnika. Współdziałając jednak razem tworzyli prawdziwie niszczycielską siłę. Wciąż istniały niedociągnięcia, bywało nawet, że nie rozumieli nawzajem swoich zamiarów. Krótka kampania na Iktoch nie mogła nauczyć ich porozumiewania się bez słów i odczytywania każdego ruchu partnera jeszcze zanim ten nastąpi. Mogła to jednak zrobić Moc, która była potężnym sojusznikiem i uzupełniała braki, tak że para rycerzy pokazywała blaszakom gdzie ich miejsce.

A ich miejsce było na dnie oceanu. Co chwila jeden z nich spadał do wody, ciągnąc za sobą ciemny ogon dymu. Kolejne Vulture'y były niszczone przez śmiercionośne działka myśliwca prowadzonego przez Tamira, bądź rakiety z tego, w którym siedział Jared. Inni Jedi również nie próżnowali. Aayla Secura i Tsui Choi strącali wrogów tak szybko, że ciężko byłoby komuś nadążyć z ich liczeniem. Przeciętny obserwator mógł nawet zwątpić czy niebieskawa dwójka jest w stanie nadążyć za swoim licznikiem.

Każdy jednak koncentrował się na swojej walce. Nikt nie chciał skończyć tak jak mistrzyni Kossex, której szczątki już dawno pochłonął ocean. Podobny los mógł spotkać mistrza Kenobiego i jego padawana. Nie było od nich żadnych wieści.

Walka wciąż trwała, a Jedi dzielnie stawiali opór przeważającym siłom wroga. Mimo przewagi liczebnej droidów, to oni kontrolowali z trudem rozwój sytuacji i likwidowali kolejne zastępy przeciwników. W pewnym momencie Vulture'ów zaczęło wyraźnie brakować, ale właśnie wtedy spośród chmur wyłoniły się kolejne, niczym ogromny rój wściekłych owadów. Rozpoczęły ostrzał z daleka. Uderzając ścianą nie przejmowały się kto jest ich sojusznikiem, a kto wrogiem. Wiele blaszaków walczących już jakiś czas otrzymało bezpośrednie trafienia.

Obrońcy Kamino, korzystając z daru Mocy, znacznie lepiej unikali wrogich wiązek. Nie robili jednak tego idealnie. Kilka myśliwców oberwało powierzchownie i choć nie zagrażało to bezpośrednio pilotom, nie były one w stanie kontynuować boju, więc powoli wycofywały się w stronę lądowisk. Również Tamir oberwał w końcówkę lewego skrzydła. Z trudem udawało mu się utrzymywać równowagę. Nie miał wątpliwości, że dla niego walka w powietrzu dobiegła końca. Pozostawało pytanie czy zdoła wrócić na platformę startową, czy stanie się łatwym celem dla puszek.


Era & Shalulira & Nejl

Ogromne wrota transportowca rozwarły się, gdy tylko dotknął powierzchni. Era nie zastanawiała się długo. Wzmocniła nieco pozycje obronne na platformie, a właściwie stworzyła je z niczego, ale nie wierzyła w możliwość ich utrzymania przy wrogu mającym tak wielką przewagę. Dlatego zarządziła odwrót. Żołnierze mieli spróbować bronić się w wąskich korytarzach, gdzie ważniejszą role odegra ich indywidualne wyszkolenie, a nie liczba.

Tak też się stało. Kolejni piechurzy rozpoczynali bieg w kierunku wejścia do budynku. Jednocześnie byli osłaniani przez Jedi, którzy wspaniale posługiwali się swoimi mieczami, odbijając kolejne wiązki z karabinów droidów. Również działko przeciwlotnicze odgrywało w tej chwili ogromną rolę. Siekało kolejne, wychodzące ze statku, blaszaki, których wraki powoli zaczynały blokować wyjście z C-9979.

Jedynie Lira nie miała zamiaru podporządkowywać się jakiejkolwiek taktyce. Była pewna swoich możliwości i od samego początku rzuciła się do przodu, by ciąć kolejnych, nadbiegających wrogów. Jej płynne ruchy robiły wrażenie nie tylko na niedoświadczonych żołnierzach, ale również na dwójce pozostałych Jedi. Nejl mógł już obserwować odrobinę umiejętności swojej towarzyszki na Rodii, teraz jednak widział, że wówczas nie musiała pokazać wszystkiego. Erze natomiast jej styl walki pod wieloma względami przywodził na myśl Caprice. Po pokonaniu kilkunastu puszek kroczących z przodu, Shalulira zrozumiała, że wysunęła się za daleko i rozpoczęła powrót na pozycje startowe. Następnie wraz z dwójką rycerzy i obsługą działka, wycofała się do budynku, który teraz miał stać się twierdzą.

Dopiero po parunastu minutach pierwsze B1 odważyły się skorzystać z wejścia i zajrzeć do środka. Straty zadane im na zewnątrz dawały do myślenia, tym bardziej, że obrońcy nie ponieśli żadnych strat. Zwiadowcy Konfederacji zostali jednak szybko unicestwieni kilkoma celnymi strzałami. Obrona na razie zdawała egzamin niemal doskonale. Jednak tylko naiwna osoba mogła myśleć, że to już koniec.

Eksplozja wstrząsnęła całym korytarzem. Siła wybuchu rzuciła kilku żołnierzy oraz Nejla na podłogę. W zewnętrznej ścianie powstała dziura, prawdopodobnie od rakiety, bądź broni pokładowej jakiegoś myśliwca. Nie trzeba było długo czekać by droidy wykorzystały ją do ostrzelania swojego przeciwnika. Dwa, z leżących klonów oberwały bezpośrednio i już się nie podniosły. Ricon jakoś zebrał się w sobie i mimo zawrotów głowy oraz piszczenia w uszach, zapalił miecz, jednocześnie próbując odzyskać jak najszybciej pełną sprawność. W tym samym czasie blaszaki przypuściły gwałtowny szturm na wejście do budynku, który połączony z ostrzałem przez powstałą niedawno dziurę, zmusił Republikan do zorganizowanego odwrotu.
 
Col Frost jest offline  
Stary 03-09-2010, 16:58   #132
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Postronny obserwator mógłby nie wierzyć własnym oczom, obserwując to starcie powietrzne. Garstka maszyn Republiki niszczyła przeważające liczebnie Sępy, nie dając im najmniejszych szans. Obserwując tę walkę można by pomyśleć, że to Delty są pilotowane przez droidy, a strącane myśliwce były sterowane przez żyjące istoty. Było jednak inaczej. Wiedział o tym Tamir, każdy inny Jedi, który co jakiś czas migał za owiewką Zabraka, a także wszyscy Kaminoanie. Wiedzieli o tym także głównodowodzący flotą Separatystów i wysyłali kolejne droidy.
Torn wirował w powietrzu w swojej delcie i strącał kolejne maszyny wroga. Przestał liczyć swoje strącenia. Bardziej skupiał się na synchronizacji działania z Jaredem i unikaniu ognia nieprzyjaciela, niż cieszenia się z kolejnego strącenia. Moc była z nim. Czuł ją tak, jak jeszcze nigdy podczas walki. Jego reakcje były szybkie, dynamiczne. Moc dawała mu przewagę nad Sepami, którą młody Rycerz wykorzystywał bezwzględnie.
Od czasu do czasu jego wzrok wędrował na kontrolki. Sprawdzał odczyty i upewniał się, że wszystko jest w normie. Podczas tej walki wyciągał ze swojej Delty ile się tylko dało. Sprawdzał jej możliwości zarówno pod względem zwrotności, jak i prędkości. Toczył już walki w powietrzu, ale nigdy nie były tak dynamiczne i prowadzone w tak zawrotnym tempie. Działka laserowe nie pamiętały, kiedy wypluwały śmiercionośne promienie z taką częstotliwością, jak tego dnia.
Przestrzeń powietrzna zaczęła się przerzedzać. Coraz mniej Sępów było zdolnych do dalszego prowadzenia walki. Maszyny pilotowane przez Jedi prezentowały znaczącą przewagę. Z tego Tamir mógł być zadowolony. Pierwsza fala została odparta i można było powiedzieć, że niebo należało do nich. Do obrońców Kamino. Wiedział jednak, że Separatyści tak szybko nie odpuszczą. Nie wiedział jednak, że zaatakują z taką determinacją. Nie był gotów, na taką falę Vulture'ów lecących na nich rojem, atakujących z zaciętością rozwścieczonego Nexu. To nie dawało wiele czasu do namysłu. Tamir zadziałał więc instynktownie. Wykonał unik, a po nim kolejny. Oddał jeszcze jedną serię, strącając jeszcze jednego Sępa, po czym wykonał nawrót. Wtedy jego maszyna lekko drgnęła, a droid astromechaniczny zapiszczał. Zabrak spojrzał w bok na skrzydło w które dostał. Westchnął ciężko. To trafienie oznaczało dla niego koniec walki.
- Przykro mi Jared, ale muszę cię zostawić. - odezwał się, obierając kurs na platformy. - Przypilnuj mi ogona, kiedy będę wykonywał strategiczny odwrót. Nie daj się zestrzelić i niech Moc będzie z Tobą, przyjacielu. -
Tamir przyspieszył. Wiedział, że Sępy nie odpuszczą, zwłaszcza, że Jedi wykonujący odwrót jest łatwym celem. Ale Zabrak miał zaufanie do umiejętności Corellianina. W końcu kto, jak nie oni, szczycili się sławą najlepszych pilotów w Galaktyce? A Corellianin będący Jedi? To dawało Tornowi podstawy do zachowania spokoju podczas odwrotu i skupienia się na nowym zadaniu. Odwrót i wylądowanie, to nie było coś, na co gotów był się zgodzić młody Rycerz. Era pewnie nie poparłaby pomysłu Tamira, twierdząc, że jest zbyt ryzykowny i narażający jego głowę, ale... cóż, Ery tutaj nie było, a Tamir miał jeszcze zapas rakiet, które aż prosiły się o wykorzystanie. Znalezienie celu nie było trudne. Cele były tak wielkie, że nawet na pułapie, z którego wracał Zabrak, były widoczne. Transportowce Separatystów, a na nich droidy. Jedi chciał wysłać to, co mu zostało w przynajmniej jeden z nich. Obniżając wysokość, wyczekał na moment, kiedy szanse na trafienie będą jak największe. Wtedy miał zamiar odpalić pociski w namierzony transportowiec. Jeśli Moc pozwoli i nie zostanie zestrzelony, ruszy w kierunku najbliższej wolnej platformy, by wylądować. Nie miał zamiaru za wszelką cenę utrzymywać maszyny w powietrzu, gdyż to było niemożliwe. Wszystko, co chciał zrobić, robił zmniejszając pułap, zachowując sporą ostrożność. Teraz wszystko było w rękach osłaniającego go Jareda, uśmiechu Mocy i zdolności Tamira.
 
Gekido jest offline  
Stary 03-09-2010, 17:36   #133
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Nic nie pobudzało tak jak mieszanka Mocy i adrenaliny.
Era czuła gorącą krew pędzącą w żyłach i chłodny deszcz tnący twarz. Krople syczały opadając na srebrne ostrze wokoło sypał się złocisty grad wiązek. Nerwy zgniatały jej żołądek gdy wolno cofała się osłaniając strzelające się klony.
Gdy zamknęła oczy wciąż nosiła pod powiekami obraz dymiących wraków z Elom, zachowała w pamięci swąd spalonego mięsa. Tak wielu wtedy straciła.
Klony, anonimowe w swych białych pancerzach, tysiące identycznych twarzy ich posłuszeństwo, skupienie i mordercza precyzja. Stworzono ich by umierali za Republikę. Ale na Moc nigdy więcej bez sensu, nigdy więcej przez jej złe rozkazy, nigdy jeśli mogła coś z tym zrobić. Zwłaszcza ci, niewyszkoleni, niegotowi a jednak robiący co do nich należy bez słowa skargi.
W całym tym zgiełku zbyt późno zauważyła, że ktoś został z tyłu. A raczej z przodu i to jak na jej gust trochę za bardzo.
Shalulira bo tak z tego co pamiętała nazywała się Jedi zupełnie zignorowała szyk i póki co trzeba przyznać radziła sobie całkiem dobrze. Tyle, że droidów napływało coraz więcej i więcej.
Era westchnęła w duchu. Wojownicy. Czasami umieli zatracić się w swoim kunszcie. Caprice była zaawansowanym przypadkiem, ku swojej zgrozie dziewczyna dostrzegała też pierwsze symptomy u Tamira. Liczyła cicho, że w myśliwcu, bez swojej ulubionej broni w reku Zabrak nie będzie szafował swoim życiem. Przynajmniej teraz nie działo mu się nic strasznego, przecież by to wyczuła.
Nie wiedziała z czego to wynikało takie zamiłowanie do niebezpieczeństwa, chęci sprawdzenia się, przeświadczenia o nieśmiertelności rosnącego wraz z każdą wygraną walką, uzależnienia od poczucia zagrożenia, a może czegoś czego jako ktoś poważnie do zmagań siłowych uprzedzony nie umiała zrozumieć.
Dość że oglądała to przez całe swoje padawaństwo w wykonaniu kobiety dumnej, upartej i nieprzejednanej, która zawsze umiała wpaść w największą z możliwych jatkę po czym wykaraskać się z niej równie szaleńczo ale z niezaprzeczalnym wdziękiem.
W tej jednej chwili uświadomiła sobie jak bardzo tęskni za Caprice. Ale to nie był czas na takie myśli czy uczucia. Musiała bezpiecznie sprowadzić klony do korytarza.
Spojrzała jeszcze raz na zmagania Shaluliry i stwierdziła, że dziewczyna panuje nad sytuacją. A gdyby przestała byli dość blisko by interweniować. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Tymczasem sytuacja pogarszała się z każdą chwilą. Coraz więcej ognia skupiało się na osłaniających odwrót Jedi orz działku, które choć było im teraz nieocenioną pomocą. W końcu z żalem Era ściągnęła jego obsługę do korytarza. Tym razem była zdeterminowana nikogo nie zostawiać z tyle.

W korytarzu nie było słychać nic poza tupotem ich kroków. Zdyscyplinowane jak zawsze klony zajęły miejsca za skrzyniami mierząc w przejście.
Dziewczyna oparła się o ścianę gasząc miecz. Rękojeść w dłoni koiła napięte nerwy. Delikatne duchowe ciepło wygładzało zmarszczki emocji na delikatnej tkaninie myśli Ery.
Patrzyła na wejście czując narastający, fatalistyczny spokój.
Robimy co możemy, reszta w rękach Mocy. Powtarzała w myśli. Gdzieś głęboko zaczynała powoli nienawidzić dowodzenia. Odpowiedzialność potrafiła być duszącym ciężarem. Mimo to tym razem wszystko wskazywało na to, że jej rozkazy były trafne. Mila odmiana po jednej wielkiej chodzącej porażce jaką było Elom.
Czas mijał a droidy poczynał sobie nieśmiało. Czym bynajmniej nie uspokajały Ery.
Co knujecie? Pytała w myśli.
Wolałby nie dostać na to pytanie odpowiedzi. Przynajmniej nie takiej w postaci rozpadającej się na kawałki ściany.
Zaklęła głośno usiłując utrzymać się an nogach gry korytarz drgał pod wpływem wybuchu. Ktoś upadł, po chwili rozległ się wizg i dwa klony zgasły w mocy jak więdnące kwiaty.
Odruch medyka, sprowadził ja na natychmiast do rannych. Srebrne ostrze zatańczyło osłaniając podnoszące się klony i Nejla Ricona kolejnego Jedi przydzielonego do ich armii z którym nie miała dotąd okazji się zapoznać.
- Zabierz rannych i połowę klonów. Za nami są kwatery mieszkalne, wywleczcie stamtąd co się da i budujcie nam jakieś umocnienia. – Czuła się dziwnie wydając polecenia innym Jedi ale jeśli zaraz nie zaczną działać będą mieli kłopoty.
Wiedziała, że pomoc była w drodze. Musieli tylko grać na czas. Za plecami mieli jeszcze spory kawałek prostego korytarza który mogli wykorzystać do obrony. Jednak jeśli dadzą się zepchnąć do labiryntu wąskich przejść wszystko skończy się tragedią. Droidy mogły ich tam zbyt łatwo wykończyć.
Ogarnęła wzrokiem wąski korytarz do którego wlewały się blaszaki. Część umocnień wciąż się trzymała, mogli je jeszcze przez jakiś czas wykorzystać. Kilkanaście klonów ukrytych za skrzyniami i dwie Jedi wciąż były w stanie napsuć krwi Separatystom.
Sięgnęła po Moc i pchnęła jedną z przewróconych skrzyń wprost w powstałą w ścianę dziurę z której wylewały się maszyny.
- Utrzymać pozycję tak długo jak się da – krzyknęła do klonów. Teraz każdy metr mógł zdecydować o powodzeniu obrony.
Skupiła się na mocy krążącej wokół niej, obok wyrwy w ścianie wciąż leżały porozrzucane skrzynie. Nie mogła jej nimi zatkać ale odpowiednio rzucane mogły kupić im trochę czasu.
Pozostało liczyć, ze gdy będą już musieli się wycofać Nejl postara się o to by mieli gdzie.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 03-09-2010, 17:45   #134
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kroczyła nieustępliwie przed siebie zostawiając za sobą makabryczną ścieżkę złożoną z fragmentów droidów porozrzucanych w agonalnych pozycjach. Towarzyszyły im odgłosy strzelających iskier z rozszarpanych złączeń, które zwisały smętnie na podobieństwo wyrwanych organów wewnętrznych.

Wprawdzie Lira wcześniej puściła przodem oddział klonów, ale w ferworze walki zdołała wysforować się przed resztę jej towarzyszy. Stało się, a każdy kolejny droid z chrzęstem padający na ziemię u jej stóp stawał się tylko pokonanym pionkiem, dzięki któremu zajmowała następne pole na planszy tej bitwy. Walka w szyku była dla niej czymś obcym i wręcz nieznanym, bo i przyzwyczajona była do indywidualnego działania. Najwyraźniej to wychodziło jej na dobre, gdyż w tej konkretnej chwili radziła sobie lepiej niż walczące tłumnie klony. To już wystarczająco wpływało na jej przekonanie, że nie musi poddawać się czyimkolwiek rozkazom, a już na pewno nie bawić się w bycie zdyscyplinowanym wojskowym czy życie w szeregu.

Droidy nie były jakoś wyjątkowo trudnymi przeciwnikami. Wątłe i kruche, ich siła leżała w ilości w jakiej atakowały. A skoro to był jedyny problem, to istniało tylko jedno rozwiązanie – zmniejszyć ową liczbę. Z początku jej ruchy prowokowały przeciwników sugerując słabość kobiety, co jednak szybko zostawało negowane, gdy pierwsze maszyny wpadły w tę pułapkę, a kolejne stawały się już ostrożniejsze. W swoich czasami iście tanecznych krokach i atakach była zręczna, gibka, a przy tym zabójczo skuteczna, więc nic dziwnego, że tak się w tym zatraciła. Korzystała też ze zgoła innej techniki, która miała na celu głównie zdezorientować przeciwnika. Wtedy to przez kilka chwil ostrzami zataczała owalne ruchy w powietrzu, by w końcu nagle napiąć mocniej mięśnie i owe ruchy przemienić w cięcia.
I twarz jej się zmieniała pod wpływem walki. Może nie cała, ani też nie była to jakaś drastyczna zmiana, ale od czasu do czasu triumfalny uśmiech malował się cieniem w kącikach warg kobiety. Głównie wtedy, gdy co ładniejszy atak jej się udał. Jak na przykład kiedy dwa ostrza wznosiły się i opadały osłaniając ją przed strzałami z blasterów, a następnie jednym wykonała skośne cięcie, stopniowo robiąc obrót, by znaleźć się za swoją ofiarą. W międzyczasie zmieniła ułożenie dłoni na rękojeści miecza, aby drugie ostrze zagłębić w innym, znajdującym się teraz za nią droidem. Charakterystyczny warkot jasno sugerował, że broń sięgnęła swego celu.
Wycie żółtych ostrzy rozrywało powietrze, było muzyką pola bitwy. Na atak w jej kierunku skierowany reagowała szybkimi unikami, by zaraz potem mogła wyłonić się tuż przed krnąbrnym osobnikiem i z naganą w oczach przeszyć jego korpus jarzącym się żółto ostrzem. Buchały iskry skrzącym złotem owiewając postać kobiety. Kolejna skorupa padała bez życia na ziemię.

Oklaski. Kurtyna.

Nastąpiła butem na bezwładną kończynę leżącego droida, która na ten akt odpowiedziała urażonym chrzęstem. Dużo wyżej zaś Lira omiotła spojrzeniem szeregi nieubłaganie nadciągających druidów. Cmoknęła cicho przez zęby na widok, a następnie gwałtownie przekręciła głowę by zerknąć przez ramię za siebie. Nie tyle ten ruch co kolejny fakt, który mogła dzięki niemu dostrzec, przywołał cichy, acz wyraźny pomruk niezadowolenia mający swój początek w gardzielach kobiety. Wyglądało bowiem na to, że Lira zdecydowanie się oddaliła od reszty swych towarzyszy, a w szale bitewnym nawet tego wcześniej nie spostrzegła. Tylko gdzieniegdzie była w stanie dostrzec mignięcie charakterystycznego opancerzenia klonów, z czego czasami nie miała pewności czy jego właściciel ciągle walczy czy może już padł pod ostrzałem wroga. Zaś dwójka Jedi wypełniających z nią to zadanie ani razu nie rzuciła jej się w oczy. Można by było sądzić, że stworzyła dla reszty przejście pośród droidów, ale najwyraźniej tamci mieli inne problemy przez które nie mogli się przedrzeć. To zaś znaczyło, że nie mogła liczyć na wsparcie kogokolwiek, co zaś równało się niecierpliwości mieszającej się z adrenaliną i Mocą, które to wspólnie wprawiały jej krew we wrzenie. Była pewna swych umiejętności oraz tego, że podwójny miecz świetlny niejako wzbudzał respekt na polu bitwy, jednak nie zamierzała pozwolić, aby te blaszaki niebezpiecznie się wokół niej zacieśniły. Ryzyko byłoby zbyt wielkie, a sama nie dałaby sobie rady z taką ich ilością.

Powoli zaczęła się wycofywać, manewrując przy tym podwójnym ostrzem, aby odbijać lecące ku niej wystrzały z blasterów. Podobno jednym z ogólnie znanych praw we wszechświecie było to, że liczba wystrzelonych i trafionych we właściwy cel strzałów, jest wprost proporcjonalna do tego kto jest tym celem pożądania. Według tej zasady istnieje największe prawdopodobieństwo, że jednym, nawet niecelnym strzałem można od razu powalić pionki z armii, a na Jedi trzeba przynajmniej całego oddziału droidów. Mimo to wiara Liry była ostatnimi czasy nadwerężona, a nawet nadszarpnięta, więc wolała być ostrożna i unikać możliwości nabawienia się niepotrzebnych dziur w ciele.
Po utworzeniu między sobą, a maszynami odpowiednio dużej odległości, obróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki. W tym biegu lawirowała pomiędzy leżącymi droidami i także wycofującymi się klonami, aż wpadła razem z nimi do budynku. Nie oznaczało to jednak bezpieczeństwa, a jeśli nawet to było one zaledwie chwilowe, albo po prostu złudne. Wybuch wstrząsnął wszystkimi w korytarzu, a Lirę rzucił na pobliską ścianę od której później nie miała zbytniej ochoty odchodzić, więc tylko opierała się o nią, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia.

Ciało jej drżało lekko z podniecenia wywołanego tymi chwilami spędzonymi w tańcu z nowym mieczem. Nie była jakąś wielką miłośniczką walki, ani też nie robiła wszystkiego aby do takowej doprowadzić dla swej przyjemności, ale odczuwała to przyjemne uczucie, gdy stawała się jednością Mocą i jaśniejącymi ostrzami. Niby miewała swoje sukcesy we wszelkiego rodzaju perswazji, ale nie zawsze, a kiedy zawodzą pokojowe rozmowy, to wtedy należy inaczej rozwiązać problem. Bardziej dobitnie i bez możliwości sprzeciwu drugiej strony.

Pośród ogólnego gwaru wychwyciła głos Ery wypowiadający rozkazy klonom. Osobiście Lira była zadowolona z tego, że ktoś panuje nad ich wojskiem, bo i ona sama nigdy nie była, ani też nie zamierzała być dowódcą. Nie do niej należała ta rola, bo niosła za sobą zbyt dużą odpowiedzialność za inne istnienia. Przy okazji, nigdy nie przepadała za przebywaniem w towarzystwie większej ilości osób, więc dla niej wszystko się układało dobrze.
Rzuciła spojrzeniem na kolejną serię wlewających się do korytarza maszyn, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Wprawdzie już trochę ich przetrzepała na zewnątrz, ale to zdawało się teraz nie mieć żadnego znaczenia. Skupiła się i odetchnęła głęboko kilka razy sięgając do Mocy, zarówno tej z trywialną łatwością jej dostępnej, jak i tej skrytej w najdalszych zakamarkach duszy. Porażka w tej misji nie wchodziła nawet w rachubę.
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 04-09-2010, 20:29   #135
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Soresu nie byl tak spektakularny jak Ataru, Nie mial tej finezji cechującej Makashi daleko było też do zabójczego Vapadu, który jak dotąd miał jedynie dwóch mistrzów. Ten Styl był uważany za dość standardowy, często będący drugim stylem, który uczono padawanów. Nejlowi to nie przeszkadzało, bowiem siła Soresu tkwiła w doskonałej tarczy jaką dawała. Mówiono, że obrony mistrza III formy nie jest w stanie złamać żaden styl, a zwycięstwo redukowało się do tego kto będzie bardziej wytrwały. Oczywiście młodemu jedi daleko było do takiego mistrzostwa i choć ostatnio nieco większej uwagi przyłożył do ćwiczeń fechtunku, to jednak długo nie będzie tak dobry jak inni mistrzowie tego stylu. teraz jednak, co było najważniejsze był na tyle skuteczny, By bolty energi, kierowane w jego stronę odbić z rykoszetem, a część posłać z powrotem w stronę kolejnych droidów. W pewnym sensie przypominało to szybki, monotonny taniec, w którym Ricon to poruszał sie nieco do przdu, by znów cofnąć się do linii obrony zostawiając za sobą smugę zielonego światła miecza. Zdawać by się mogło wręcz, że taki stan rzeczy mogą utrzymać przez w nieskończoność. Było to niestety zwodnicze przekonanie, które w pewnym momencie zrodziło się w umyśle młodego jedi.

Tym mocniej zaskoczyła go huk eksplozji, który nagle wstrząsnął korytarzem... Nim jakkolwiek zdołał zareagować, poczuł falę uderzeniową, która wyrzuciła go dobrych kilka metrów w bok, aż resztę energii zamortyzowała ściana.
I nastała przeraźliwa głucha cisza i ciemność... Ale za to zmysły wypełnił tępy ból promieniujący po całym ciele. Czyli chyba żył... Zawdzięczał to mocy, czy szcęściu? Nejl wiedzial aż nadto dobrze, że często się tego nie da określić. Chwilę jeszce trwało, nim ciemność przerodziła się w niewyraźne kształty, a potem ogniskowały się nabierając odpowiedniej wyrazistości dopiero, gdy rozpoznawal jako tako białe uniformy klonów, a do uszu znów powracały wysokie dźwięki boltów. Nic, trzeba bylo się podnieść. Spróbował się zerwać, lecz fala bólu przygwoździla go do podłogi. Dopiero z a drugim razem pokonał granice bólu i na pół pochylony , kozystając z niewielkiej z bocznego korytarza jako osłony, szybko rozglądnął sie wokół by ocnić sytuację. Tam gdzie wcześniej stał, w ścianie zionęła dziura przez którą wylewając się droidy. Na podlodze leżały jeszce dwa ciał klonów, które nie miały tyle szczęścia co on. Ilu jeszcze ujrzy jednakowych ciał, w trakcie, tej wojny? Nie miał jednak na to czasu gdy ciągle ściskająca miecz niemal instynktownie aktywowala klingę i wykonała nim pozornie bezwładny zamach. Nie bylo czasu by nakierować bolt, poszybował wiec on rykoszetem w sufit. Jak wyrwany ze snu błyskawicznie ruszylw bok w stronę ty gdzie pozycji zaciekle bronia pozostałych jedi. Ból po uderzeniu nadal dawał o sobie znać lecz górę wzięła adrenalina .
- Zabierz rannych i połowę klonów. Za nami są kwatery mieszkalne, wywleczcie stamtąd co się da i budujcie nam jakieś umocnienia. – Może bardziej pokrzepiającym było pytanie "nic ci nie jest?", choć z drugiej strony w tej sytuacji, gdy nagle natarcie stało się jeszcze bardziej zaciekłe, było również pewno głupie, a przy tym nie było na niego czasu. Na próżno też mógł liczyć na choć cień zainteresowania Liry. Trzeba bylo jednak dzialać, kiwnał więc Erze, że rozumie, i ruszył na przeciwną strone korytarza, odbijajc pojedyncze strzały.
- Sierżancie, zbieraj pluton i rannych i do tyłu w stronę części mieszkalnej!- krzyknął do jednego z klonów, który o ile pamiętał miał właśnie ten stopień, tak by dosłyszał go w huku kolejnych wystrzałów- Budujemy barykady!
Oslanaiajac odwrót tych właśnie żołnierzy któży mieli na prędze przygotować kolejną linię obrony począł powoli oddalać się od potyczki, a gdy tylko strzały które do niego docierały stały sie odpowiednio rzadkie odwrócił się do tyłu, by dogonić sierżanta.

Zatrzymał sie dopiero przy kwaterach i rozejrzał w wokół. Tu było ciszej, choć bitwa wcale nie dala o sobie zapomnieć. Lepiej było bronić się jeszcze przed kwaterami gdzie przejście było węższe, a przy okazji można było skorzystać z samych pomieszczeń jako osłony. tyle jeśli chodziło o misterne plany, czas było je wdrażać w życie. Zapiął miecz do pasa i odgarnąwszy mokre włosy z czoła zaczął zdecydowanie wydawać rozkazy
- Zanieść rannych na tyły do którejś z kwater. Jest tu sanitariusz? Niech ich opatrzy. Reszta niech wyciąga co się da z pokojów i formuje osłony- tutaj wskazał miejsce jeszcze przed pierwszymi drzwiami. Na chwilę umilkł po czym odezwał się jeszcze do jednego z żołnierzy: Idź do przodu, ostrzegaj gdy nasi się będą zbliżać. - Pewno sam to wyczuje, wolał jednak mieć jeszcze dodatkowy bufor bezpieczeństwa, by tym lepiej przygotować się do walki. Może, jeśli zdarza, będą mogli zacząć szykować kolejne osłony w głębi kwater? Teraz jednak i tak musieli skupić się na tej pierwszej barykadzie.
Chciał już ruszyć w stronę najbliższych drzwi by pomóc przyłączyć się do spontanicznych przemeblowań, gdy wzrok jego zatrzymał się na dłoni, którą odgarniał włosy. była czerwona od krwi. Pewno przy eksplozji się zranił. Jak blisko był od śmierci?
Kolejne pytanie zostawił jednak za sobą zaciskając dłoń i ruszając by pomóc w szykowaniu obrony.
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline  
Stary 07-09-2010, 16:00   #136
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Jedi byli obrońcami republiki ... obrońcami galaktyki. W swoim myśliwcu w ogniu toczącej bitwy Jared czuł się nadzwyczaj dobrze. Pilotaż zawsze dawał mu wolność. Zawsze było to miłe uczucie, gdy mógł zasiąść za sterami maszyny. Niewiele rzeczy mogło dosięgnąć go w kokpicie, a z góry każdy świat wydawał się lepszy. Tym razem było oczywiście inaczej. Teraz mała grupka Jedi w swoich maszynach stanęła naprzeciwko wielkiej armadzie grożącej małemu światu. Przegrana tutaj miałaby ogromne konsekwencje. Plan wydawał się dobry, ale gdy wokół szalała śmierć ... gdy obok maszyny Jedi przelatywały śmiercionośne wiązki plan wydawał się odległą perspektywą. Teraz trzeba było przeżyć. Ich upór tutaj da możliwość reszcie floty zadania poważnych strat przeciwnikowi. Przybliży zwycięstwo republiki.

Codd wykonał kolejny zwrot. Osobiście uważał się za jednego z najlepszych pilotów w zakonie. Tamir pokazywał jednak, że również posiada niebagatelne umiejętności. Oczywiście nie mógł równać się z Corellianinami, ale przecież dla przedstawicieli innych nacji była osobna liga ... nikt w końcu nie mógł się równać z mieszkańcami jego świata. Chociaż nikt nie miał prawa tego zauważyć na twarzy Jedi pojawił się szeroki uśmiech. Robił to do czego został stworzony, w sposób w jaki umiał to robić najlepiej. Powstrzymywali ciemność przed pochłonięciem jasności.

W momencie, w którym wydawało się, że to koniec nadleciała kolejna fala. Dzięki mieszance mocy, osobistego szczęścia i umiejętności Jared uniknął trafienia. Niestety Tamir podzielił los kilku innych Jedi i został trafiony. Gdy poprosił o pomoc Corellianin wiedział, że musi mu jej udzielić. Byli Jedi, byli towarzyszami broni ... to znaczyło wiele, ta wojna potrafiła stworzyć nić braterstwa. I to był dowód na to, że nawet w ogromnym kotle zła może powstać coś dobrego. Wszędzie mogła tlić się iskra dobra.

-Tamir nie ma problemu, w końcu już raz ci pomogłem, to będzie co prawda 2:0 dla mnie ... ale kto by to liczył - odpowiedział mu żartobliwym tonem, jednocześnie robiąc swoim myśliwcem zwrot, aby móc oczyścić przelot Tornowi i umożliwić mu bezpieczne lądowanie. Przyrządy, doświadczenie i moc powinny w tym pomóc. Jedi był gotowy zniszczyć każdego przeciwnika, który mógłby zagrozić drugiemu rycerzowi ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 07-09-2010, 16:52   #137
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir & Jared


Tamir powoli skierował dziób swego myśliwca w kierunku pierwszego, wypatrzonego transportowca blaszaków. Ogrom tego statku powodował, że zestrzelenie go przez pojedynczy myśliwiec było praktycznie niemożliwe, jednak Zabrak był Jedi, a Jedi byli specjalistami od zadań niemożliwych. Młody rycerz wolał nie przyspieszać. Uszkodzone skrzydło sprawiało mu spore problemy z utrzymaniem kursu, a przy większej prędkości mogło to być jeszcze trudniejsze.

Torn zaczął obniżać pułap. Musiał to zrobić jeżeli miał trafić w punkt, który powinien spowodować eksplozję silników. Robił to jednak zbyt szybko. Jared, obserwujący wszystko z góry, już miał ostrzec swego przyjaciela, gdy dojrzał jego błąd, ale było już za późno. Tamir nacisnął spust w tym samym momencie, w którym spora część skrzydła oderwała się od reszty statku. Rakiety trafiły transportowiec w jedno z ogromnych skrzydeł, chronionych grubym pancerzem, nie powodując żadnych uszkodzeń.

Zabrak już tego nie widział. Jego myśliwiec wpadł w ruch wirowy i runął jak kamień w dół. Jedi nie mógł nawet spróbować wydostać się na zewnątrz. Został wciśnięty w fotel i mógł jedynie bezradnie przyglądać się przelatującym mu przed oczami obrazom. Codd obserwujący całą sytuację również nie mógł niczego zrobić. Patrzył jak statek jego towarzysza uderza w wodę i znika w odmętach oceanu.


Era & Shalulira & Nejl

Nejl i jego klony robili co mogli. Wywlekali z mieszkań co tylko się nadawało na wszelkiego rodzaju zapory i osłony. Wylewali z siebie siódme poty, ale to było za mało. Nie starczyło im czasu. Prace wciąż trwały, gdy przybiegł żołnierz, postawiony przez Ricona na czujce.

- Nasi zaraz tu będą – zameldował.

Oddział młodego Jedi błyskawicznie zajął pozycje obronne, zdając sobie sprawę z tego, że zaraz za ich sojusznikami zbliżają się droidy. Jednak, gdy klony prowadzone przez Erę i Lirę przekroczyły wejście do holu nie było słychać strzałów ani innych odgłosów walki. Przybyli, choć było ich dosłownie kilku, spokojnie zdążyli zająć swoje pozycje. Blaszaki wciąż jednak nie nadchodziły.

Napięcie rosło, gdy obrońcy Kamino czekali na swojego przeciwnika. Gdy pierwsze B1 wpadły do środka niektórzy nawet odczuli ulgę. Kilka strzałów dosłownie zmiotło zwiadowców z powierzchni gruntu. Nie trzeba było długo czekać, by pojawili się kolejni, a już chwilę później znów rozgorzała regularna bitwa. Droidy wdzierały się do środka przez wąskie przejście, skutkiem czego były dziesiątkowane, a co więcej, niemal wszystkie upadały w tym samym miejscu, tworząc dość niezwykłą barykadę.

Wydawało się, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku i klony wraz z Jedi zdołają utrzymać tą pozycję dłużej. Niestety puszki nie zamierzały wysyłać kolejnych żołnierzy tylko po to by ci kończyli na śnieżnobiałej posadzce. Wejście do holu nagle eksplodowało, rozrzucając kawałki droidów po całym pomieszczeniu. Prawdopodobnie wróg wysadził je używając wyrzutni rakiet. Gęsty dym wypełnił okolice wejścia, a pomiędzy nim co niektórzy z broniących się dostrzegli dziwne kształty. To trzy droideki wtoczyły się do środka, błyskawicznie stając na nogi i włączając swoje osłony. Był to przeciwnik z którym klony i Jedi nie mogli wygrać.
 
Col Frost jest offline  
Stary 07-09-2010, 17:46   #138
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Myśliwiec wirował spadając do wody. Świat wirował razem z nim, tak jak myśli w głowie Tamira. Wszystko działo się za szybko i było za późno na uratowanie maszyny. Zabrak nie był pewien, czy nie było już za późno na uratowanie samego siebie, a o katapultowaniu się, nie było mowy.
Myśli pomknęły w kierunku chwil spędzonych z Erą. Wtedy, gdy czuł się szczęśliwy, spokojny, spełniony. Kiedy nie musiał martwić się o swoje życie. O to, czy zobaczy następnym wschód słońca i czy zachód, który oglądał, nie był ostatnim w jego życiu. A miał go przed sobą wiele. Miał osobę, dla której warto było chcieć żyć. Warto było wstawać i walczyć o pokój w Galaktyce. A teraz, przez swoją brawurę, mógł to wszystko stracić.
Silne uderzenie o taflę wody sprawiło, że Rycerzem szarpnęło. Myśli gdzieś uciekły. Obraz jego i Ery całujących się w promieniach zachodzącego słońca na Coruscant uleciał. Teraz widział tylko wodę napierającą na owiewkę kokpitu. Uświadomił sobie, że wciąż żyje. Że Moc nie pozwoliła mu jeszcze umrzeć, ale musiał się spieszyć, gdyż jego myśliwiec szedł na dno, by na nim rdzewieć w pokoju. A Tamir nie chciał, by Delta stała się jego trumną, a morze Kamino jego grobem. Pierwszym co zrobił, było oswobodzenie się z pasów. Teraz nie były mu już potrzebne. Gdy był już wolny, zaczął nabierać powietrze w płuca. Wziął kilka głębokich wdechów, by po chwili wypuścić powietrze. Kiedy w końcu wziął naprawdę głęboki wdech, uderzył w owiewkę za pomocą Mocy, chcąc się uwolnić. Podświadomie był gotów na uderzenie zimnej wody. Liczył tylko na to, że uda mu się wyswobodzić i na wdechu, który wziął, wypłynąć na powierzchnię.
 
Gekido jest offline  
Stary 07-09-2010, 18:22   #139
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Caprice powiedziała kiedyś Erze, że rycerz Jedi powinien zawodowo uwielbiać sprawy beznadziejne. Bo na tym polegało jego życie, by z niemożliwego robić rzeczy realne.
Cóż widocznie D’an jeszcze tej umiejętności nie opanowała bo jedyne co czuła gdy dotarło do niej, że ma za pomocą trzydziestu klonów obronić całe miasto to była mieszanina wściekłości i bezradności. Nie była mistrzem z rady wybijającym w pojedynkę pół separatystycznych armii. Nie była nawet żołnierzem. Była lekarzem i to tylko pogarszało sprawę. Bo wokół niej umierali ludzie a ona nie mogła zrobić nic by im pomóc.
Teraz pod ostrzałem desperacko walczyła o każdy kolejny centymetr przestrzeni jak o ostatni oddech.
Nie musisz wygrać, musisz wytrzymać, upominała siebie samą w myśli. I to właśnie próbowała robić. Nie była może w walce tak dobra jak Shalulira, ale trzymała poziom i pozycje tak długo jak tylko się dało. Ci których wysłali do budowania kolejnego stanowiska potrzebowali czasu. Tak samo flota, która lada chwila miała przybyć z odsieczą.
Lada chwila – czytaj Moc wie kiedy im się łaskawie zachce, pomyślała. Dobrze wiedziała, że jest trochę niesprawiedliwa ale nerwy i napięta sytuacja powoli doprowadzały ja do tłumionej wściekłości.
Najbardziej bolało ją to gdy gdzieś obok padał klon, nie umierał od razu, ale tracił przytomność od ciężkiej rany. Wiedziała, że mogła go uratować. W Mocy umiała zdiagnozować ranę, w myśli układała plan postępowania ale nie miała nawet środków by go wyciągnąć rannego spod ostrzału, nie możliwościach już o możliwościach zajęcia się nim. Zbierała każdego powalonego klona do którego byli w stanie dotrzeć, ale czasem po prostu się nie dało, albo było już za późno.
Czas dłużył się niemożliwe, każdy krok był jak wielka wyprawa gdy cofali się na nowo powstałe umocnienia.
Na szczęście Nejl stanął na wysokości zadania i przez chwilę mogli odsapnąć za umocnieniami. Główny ciężar obrony przejęły klony i dobrze się w tym sprawdzały.
D’an przez chwilę siedziała bez ruchu usiłując nie myśleć o tym jak zła była ich sytuacja. Potem podniosłą wzrok na Ricona.
- Dobra robota – zwlekła się i oceniła sytuację. Zdrowe klony i Lira powinny jakoś sobie poradzić. Sięgnęła więc po apteczkę którą starym zwyczajem wypakowała po brzegi i zabrała ze sobą.
Niewielu rannych ocalili ale zajęcie się nimi koiło trochę jej własne nerwy. Obejrzała wiec ich wszystkich, w tym poszkodowanego w wybuchu Nejla i zrobiła co była teraz w stanie. Było jak tamowanie wyciekającej jak w czasie krwotoku nadziei. Znajome ruchy, poszarpane tkanki i opatrunki. Tak naprawdę nakładała je na siebie samą. Skupiała całe pozostałe w niej siły i nerwy.
Nie było tak źle. Ciasny korytarz i umocnienia chwilowo dawały im szanse przetrwania. Nie na zawsze, wiadomo było, że w końcu droidy znajdą jakiś sposób na ich sforsowanie. Oby zrobiły to po tym jak flota Republiki ruszy do kontrataku.
Gdyby sama ciężka praca i nadzieja wystarczały życie byłoby o wiele łatwiejsze. Ale nie wystarczały.
Wybuch rakiety rozsądzającej kopczyk z droidami sprawił, ze Era niemal się przewróciła. Natychmiast spięła się w sobie oczekując najgorszego. Nie dało na siebie długo czekać. Do korytarza wtoczyły się drideki i dzielnie osłaniając piechotę ruszyły do natarcia.
D’an poczuła się nagle bardzo bezradna i zmęczona. Byli garstką, nie mieli ciężkiego sprzętu i całe miasto do obrony. Szczęście w nieszczęściu cywilów ewakuowano, ulice były puste. Mimo to nie ulegało wątpliwości, że długo już pod natarciem droidów nie wytrzymają.
- Wycofujemy się do laboratorium – rozkazała wskazując żołnierzom korytarz. Wylęgarnia klonów była tym co mieli obronić przede wszystkim. Nie miała pojęcia jak, miała nadzieję, że to się jakoś wyklaruje na miejscu. Tymczasem zajęła się osłoną zbierających się do ucieczki klonów.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 08-09-2010, 21:17   #140
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Hawkeye:


Jedi latał nad miejscem katastrofy, nie wierząc w to co się przed chwilą stało. "Jasna cholera Torn!" przeleciało mu przez myśl. Dlaczego Jedi, musiał spróbować ataku? Gdyby spróbował bezpiecznie wylądować nic takiego by się nie stało. A teraz jego myśliwiec pogrążył się w falach. Corellian wpatrywał swój wzrok, w miejsce, w którym przed chwilą zniknęła republikańska maszyna. Wiedział, że to nic nie da. Po głowie cały czas krążyły mu setki myśli. Co się stało z pilotem? Czy przeżył upadek? Czy jest ranny?

W tym momencie walczyły w nim dwa silne instynkty. Jeden kazał mu pomóc Tamirowi. Codd nie wiedział jednak nawet za bardzo jak się za to zabrać. Nie miał odpowiedniego sprzętu, jego myśliwiec nie mógł zanurkować w falach oceanu tej planety. Drugi instynkt wzywał go do walki, którą w górze jeszcze toczyli jego towarzysze.

-Niech to Hutt pochłonie! - krzyknął do nikogo konkretnego, po czym wprawnym ruchem przełączył się na komunikację z kontrolą lotów

-Kontrola lotów tu Codd, maszyna Torna wpadła do morza, podaję koordynaty, przyślijcie pomoc - Jedi beznamiętnym głosem podał swoją pozycję i czekał na odpowiedź.

-Przyjęliśmy - Jedi nie mógł dłużej czekać, ponownie przełączył swój komunikator, aby skontaktować się z dowódcą eskadry

-Tu Codd, Tamir został zestrzelony, jestem nad jego pozycją, proszę o dalsze instrukcje

-Wracaj tutaj, nadal mamy sporo blaszaków

Maszyna Corellianina wykonała kolejne kółko, gdy ten wpatrywał się w powierzchnię morza. Milczał, chciał pomóc przyjacielowi. Nie mógł. Ta bezsilność była najgorsza. W końcu pokręcił głową. Skoro tutaj nie mógł nic zrobić, mógł przynajmniej polecieć tam gdzie jego obecność sprawi różnicę.

Wprawnym ruchem pilot przyspieszył swoją maszynę i wykonał beczkę i obrót, aby obrać kurs na bitwę. Sprawdził swoje odczyty. Jeżeli uda mu się schować za myśliwcami republiki, powinny one zasłonić sygnaturę jego silnika, oraz utrudnić obserwację wizualną. Dzięki temu jego pojawienie się powinno być pewnym zaskoczeniem dla blaszaków. Jeżeli to mu się uda. Jego pierwszy atak, powinien posłać parę z nich do diabła.

Myśliwiec młodego Jedi cały czas przyspieszał, gdy ten ponownie przygotowywał się do śmiertelnej walki ...
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172