Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 19:27   #24
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Poruszanie się pod przewodnictwem Soe było pouczającą lekcją. Dziewczyna momentami nawet zazdrościła jej swobody poruszania się po zawiłościach miejskich uliczek. Dość szybko pojęła, że stwierdzenie iż sami nie dotarliby do połowy odwiedzanych miejsc, było sporym niedopowiedzeniem. Była pewna, że nawet zdolność Karego do wracania w miejsca, w których uraczono go świeżym sianem nie wyciągnęłaby jej z przerażającej gmatwaniny domów. A raczej, biorąc pod uwagę okolicę w jakiej się znajdowali, czegoś, co ludzie nazywali swoimi domami. O ile bogate rezydencje i wystawne domy oglądane wcześniej z daleka mogły przyciągać uwagę i rodzić wyobrażenia o mieszkaniu wewnątrz nich, o tyle mijane teraz rudery budziły zdziwienie, nic więcej. Soe co rusz znikała w którejś, zostawiając ich w bezpiecznej odległości i Dziewczyna doskonale rozumiała już skąd brała się jej postawa. To było coś więcej niż zwykłe niedopasowanie. Przyzwyczaiła się, że gdziekolwiek by się nie znalazła, ludzie traktowali ją jak obcą, tutaj jednak miała wrażenie chodziło o coś więcej niż ludzką sympatię. Przyciągali spojrzenia niechętne i wrogie. Pomimo spokojnej z pozoru postawy czuła chłód nieustającej groźby na karku. Byli celem. Teraz decyzja o poruszaniu się wszędzie razem wydała jej się jeszcze szczęśliwsza. Co było dziwne samo w sobie. Nigdy wcześniej nie czuła wsparcia płynącego z obecności innych osób.

”Wiesz, że nie ciebie miałam na myśli. Tylko...każde z nich ma broń, a ty...” Urwała przypominając sobie czyj pomysł wyciągnął ją z matni i minęła dłuższa chwila zanim dokończyła niechętnie. „Potrafisz mi pomóc.”

Zbieranie informacji przeciągało się i w miejsce niepokoju pojawiło się znudzenie. Tym bardziej, że poza złodziejką żadne z nich nie zamieniło nawet słowa z miejscowymi. Może Dziewczynie na rozmowach akurat niespecjalnie zależało, ale przeciągające się wędrówki po zakamarkach portowej dzielnicy i wystawanie pod zapomnianymi przez wszystkich spelunami nie należało wcale do najprzyjemniejszej formy spędzania czasu. Nigdy wcześniej nie czuła się chora, ale widok powykręcanych i zaniedbanych do granic budowli wywoływał w niej tak dziwne uczucie na krawędzi umysłu, że zaczynała myśleć, iż właśnie Marienburg o chorobę potrafiłby ją przyprawić.

Odnalezienie mieszkania łowcy czarownic nie przybliżyło ich do żadnego rozwiązania. Poza zmarnowanym czasem oraz rosnącym uczuciem głodu i pragnienia nie zmieniło się nic. Przynajmniej do momentu, w którym pojawił się mały obdartus z wiadomością. Początkowo Dziewczynie nie wydało się to nawet dziwne. Gdyby nie głos uporczywie bębniący jej w głowie, uznałaby to za normalną w tych dziwnych okolicach sytuację.

Zastanawianie się skąd wiedział odłożyła na później. Nie raz przekonała się już, że i przeczuciem i wiedzą przerastał ją o głowę. Dla niego zasadzka nie była zaskoczeniem. Dla niej, pomimo ostrzeżeń, owszem. Najtrudniej było uwierzyć w ludzką wrogość, choć na przykłady natykała się przecież na każdym kroku. W gruncie rzeczy nie powinno dziwić jej, że upatrywano korzyść w cudzej krzywdzie. Nie jej. Przy pasie nosiła broń właśnie na takie okazje. Pierwszy raz jednak miała jej użyć w swojej tylko obronie.

Zdecydowała zanim jeszcze mężczyzna skończył mówić. Jego słowa i obmierzłe spojrzenia pozostałych wywoływały odrazę. Nie strach czy złość, ale wstręt w jednej chwili zamykający ją w swoich kleszczach. Mężczyzn było kilku. Twarz tylko jedna.

Pokój na szczycie wieży.
Nienawidziła go.

Tym razem było inaczej. Bez delikatnych splotów wokół szyi miała wybór. Zawahała się tylko na moment.

Bolało.
Za każdym razem, gdy wyrywał z niej kawałek ducha.

Tym razem będzie inaczej.
„Bądź przy mnie.”
Szabla zadrżała lekko w dłoni. To nie żart. Tym razem dla siebie. Nie było pociągającego za sznurki maga. Rechot mężczyzn wywoływał nieprzyjemne skojarzenia. „Każ im być cicho.”


Naprzeciw niej stał Josef. Zamiast podbiec czy rzucić się prędko ku niemu podchodziła powoli, wciąż jeszcze niepewną ręką dzierżąc broń. Niepewna co zrobić. Josef nie czekał. Machnął pałką na odlew, niecelnie, niemal wytrącając ją jednak z równowagi. Odpowiedziała za wolno, zbyt spięta wewnętrznego głosu nie posłuchała na czas. Przełknęła ślinę. Dziadyga patrzył z nienawiścią.
„Powiedz. Powiedz kiedy.”
Szabla mignęła w powietrzu i przejechała po piersi zaskoczonego starucha. Krew bryznęła na boki, a przeciwnik zachwiał się, z niedowierzaniem patrząc na ohydną ranę. Pałka wypadła mu z rąk.

Patrzeć nie było trudno. Na czerwień rozlewającą się w kałużach. Zwiędłe, pomarszczone ciało. Nie skrzywiła się nawet opuszczając ostrze. Nieobecne, błękitne oczy nie spojrzały na niego więcej.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline