Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 19:43   #72
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Alvaro czuł smak krwi w ustach. Smakował cudownie. Dreszcz ciała jaki ona wywoływała jeszcze nie do końca odszedł. Ambrozja, nektar Bogów. Życie. Detektyw czuł, że to co zrobil nie do końca bylo dobre, że teraz wplatał sie w coś co go zniszczy, wypali. Chciał prawdy to ją dostał. Cena jednak była największa z możliwych. To co przed nim odkryto nie było tym co sobie wyśnił ale przynajmniej widział to co ukryto przed wzrokiem większości ludzi. Odsłonięto mu kurtynę sprzed oczu, był niczym Neo w Matriksie. Łyknął swoją tabletkę. Prawda bolała go tak samo mocno jak tą filmową postać. Witamy w prawdziwym świecie. Niech mnie ktoś stąd zabierze. Stał na krawędzi dachu

Skoczył

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UUy6v3oGTOo&list=QL[/MEDIA]

Pęd powietrza smagał go po twarzy wciskając wydychane powietrze spowrotem do płuc. Ostry wiatr wyciskał łzy z oczu detektywa. I dobrze, chciało mu się płakać. Ze złości, ze strachu, z tej całej beznadziei. Za siebie, za zespół siedzący w sprawie „Tarociarza”, za wszystkich świętych.
Upadek.... Alvaro upadł, niczym anioł zrzucony z nieba przez Pana, za niewypełnienie jego rozkazu. Jednak detektywowi do anioła było daleko, może to i lepiej skoro okazało się, ze to takie skurwysyny... więcej aniołow było wśród ludzi, tych zwykłych.
Ostatnie co czuł w swoim życiu był smak krwi jaką wypił stojąc jeszcze na dachu. „Pijcie oto krew moja...” Nie było jednak blasku jakim mógł go otoczyć syn Boży, był tylko....... BBBBÓÓÓÓÓÓÓLLLLLLLLLLLLLL kiedy Alvaro grzmątnął o ziemie. Sięgnął bruku... Mrok ogarnał jego ciało. Mrok i ból. Jego nowy brat i siostra. Nieskończeni.... Wił się się w ciemnościach. Krzyczał. Płakał. Umierał i zmartwychwstał by znowu umrzeć. Rzygał swoimi wnętrznościami, drapał swoje ciało. Wydrapywał swoje gałki oczne... Nie było żadnego dźwięku, żadnych innych uczuć poza cierpieniem

Do czasu

Pojawił się dżwięk. Żadna melodia, żaden głos, nic przyjemnego... Warkot silnika. Wrażenie ruchu. Nadal panował mrok. Alvaro poruszył ręką. Żył. Przynajmniej tak mu sie wydawało. Przez dźwięk jadącego samochodu słyszał głosy. Rozmowy. Żarty.Uniósł rękę. Dotknął powłoki. Leżał w worku. Jak śmieć. Umarlak. Żyjący trup.
Ktoś się pochylił nad workiem bo usłyszął wyraźnie słowa. Wyliczankę

- Zaraz wstanie. Zaraz wstanie. Otwórz flaszkę na śniadanie.

Alvaro mocniej nacisnął na worek w którym leżał

- O proszę. Poruszył się – powiedział ten sam głos. Mężczyzna. Po chwili usłyszał kolejny dźwięk, otwieranego noża sprężynowego. Pojawiło się światło. Rafael mrużył oczy przyzwyczajając się do światla i jednocześnie chwycił za krawędzie powstałej dziury i rozrywał w panice plastikową torbę. Nie chciał leżeć w niej dłużej niż to było konieczne.
Jego oczom ukazało się wnętrze furgonetki oraz twarz mlodego chłopaka. Miał jasną, nieopaloną cerę i dodatkowo jasne włosy. Wiek, Alvaro ocenił na dopiero co przekroczoną dwudziestkę.



- Gdzie ja... – nowo narodzony detektyw rozglądał się

- Witam po drugiej stronie – powiedział chłopak uśmiechając się i zapalając papierosa - Mowiłem ze niedługo się spotkamy

- Wszysycy tutaj pala? – przypomniał sobie gościa z dachu - To ty? – zrozumiał w końcu, choć tak trudno było mu uwierzyć widząc iluzję w jaką się przywdział „palacz” z dachu - Słodki Boze

- Tak – potwierdził szczerząc nadal swoją przystojna gębę w uśmiechu

- Ale tam na dachu byłes inny?

- Dziękuję. Nie pochlebiaj mi. Nie jestem Nim – uśmiech nie zniknął z jego twarzy

- Nic juz nie rozumiemRafael pokiwał przeczącą głową. Czuł się osowiały, ciężko mu było zebrac jeszcze mysli. Popatrzył po sobie. Był nagi. Ciało rzucone do kostnicy

- Tutaj moge wygladac jak mi się podoba – młody chyba zaczął tłumaczyć - Myslisz, ze ten skurwiel, ktory zafundował ci zawal wyglada poza Ilzuja jak rudy goguś?

- Ja nie zyje? Gdzie my jedziemy? – tylko pytania nurtowały głowę Rafaela

- Nie żyjesz. Oficjalnie i nieofcjalnie – mody człowiek zgasił papierosa o podłogę furgonetki - Jedziemy do mnie. Musimy dać ci jakieś ciuchy i pokazać co i jak

- Chcę byś mi trochę wytłumaczył co i jak – Przetarłem dłońmi twarz - Ta krew była niezbedna? To jakis rytuał?

- No – zapalił kolejnego papierosa - obudzilem w tobie .. uśpione moce. Demona.

- Demona...? To sie niezbyt dobrze kojarzyAlvaro wystraszył się nie na żarty

- Ee tam – machnął ręką uzbrojoną w dymiącego papierosa

- To może łatwiejsze pytanie. Jak masz na imię? Jak mam się do ciebie zwracać?

- Jackob

Alvaro skinął głową

- Moje imię juz znasz. Teraz kolejne pytania. Czym sie zajmujemy w tej całej hierarchi anielsko-demonicznej?

- Przeżyciem – rzekł i zaśmiał się dziwnie

- A po co jestesmy? Jaki jest cel tego kim zostałem?Rafael nie mół zatrzymac lawiny pytań. Czuł się tak głupi wobec tych wszystkich tajemnic świata. Czuł się jak w jakimś zwariowanym psychodelicznym filmie - Kto jest nad nami?

- A masz madrzejsze pytania? Co?Jackob zaciągnął się papierosem z lubością - Mam ci tajemnice wrzechswiata opowiedziec?

- Słuchaj. Przed chwila opadła jakas cholerna gęsta mgła z mych powiek. Wszystko dla mnie jest nowe, poza tym wszystko wokoło wydaje się niebezpieczne. Jak mam sie w tym znaleźć co? Własnie umarłem.

- Nie umarłeś tylko się obudziłeś. Żyj jak żyleś do tej pory. Nic się nie zmieniło. jak na razie – usmiechnał się ponownie.

Alvaro zaczynał lubić tego gościa. Niezależnie od tego jak naprawdę wyglądął. Może i on sam już teraz tak wygląda. Po prostu go lubił.

- Chcesz dokopać Astarothowi – kontynuował Jackob - My też

- Kim jestes to "my"? Tyle chyba moge wiedziec?

- Dzieci nocy. Nieumarli. Wampiry. To oznacza, my – powiedział to tak zwyczajnie

- Mam nadzieje ze teraz nie bede musiał biegac jak Drakula u Coppoli po ścianach z dzikim pragnieniem krwi wymalowanym na twarzy?

- Krew. HahahahaJackob wybuchnał przyjemnym dla ucha śmiechem - Krew, brahu to jedynie droga. Jak na razie najlepsza do tego co chcemy, lecz tylko droga. I owszem – spoważniał - bedziesz za nią ganiał jeśli bedziesz chciał przeżyć. Chociaż dobra pizza peperonii tez nie jest zła – zgasił papierosa

- Coś chyba długo nie pozyje w tym swoim nowym wcieleniuRafael szepnął pod nosem

- Oj tam - mruknął Jackob - Krew jest nektarem

- No dobra – rzekł ponownie były detektyw po dłuższej chwili. Za dużo bylo tych „byłych” Były ksiądz, były detektyw. Były żyjący - Przejdzmy do sedna sprawy. Jak dopasc Astarotha?

- Zabic jego Przebudzonych nim zyskają pełnię mocy – w jego ustach zabrzmiało to tak cholernie prosto - Ty ich wytropisz, my ich zniszczymy. Oczywiście z twoja pomocą

- To jedyna droga? Nie mozna go jakos zapuszkowac?

- Zapuszkować? jak sardynkę? – zdziwił sie wyraźnie wampir palacz.

- Wsadzić do takiego więzienia skąd niebyłby w stanie wyjść – spokojnie tłumaczył Alvaro

- Toś mnie rozbawił – znowu się uśmiechnął klępiąc się jedną ręką w udo - Możesz go kopnąć w jaja, na jakiś czas się zegnie. Ale jak sie potem odwinie. Chłopie, to pierdolony anioł smierci. jeden z wredniejszych. Nawet nasz pan czuje przed nim respekt. Nie ma takich wiezień , chłopie.

- Nasz Pan?Rafael błyskawicznie zmienił temat wykorzystując kolejną chwile szczerości Jackoba - A wiec jest jakis Pan? Kto to?

- Togarini, chłopie

Świeżo narodzone Dziecię Nocy, siedzące teraz nago w furgonetce zaczęło intensywnie grzebać w pokładach swojej pamięci.
Togarini. Protektor Zdobywców Śmierci. Ten który ma pod swoją opieką nekromantów i wszystkich tych, którzy walczą z nieuchronnym przeznaczeniem jakim była śmierć. Anioł Śmierci. Upadły.

- No to trafiłem – westchnął głośno Alvaro - Że tez druga strona sie nie zgłosiła po moja CVke

- Druga ma to w dupie

Rafael sposępniał
- No dobra. Co da to, ze zniszczycie, zniszczymy Przebudzonych?

- To że Astaroth straci potężne sługi. Posiadasz wiedze na temat tego co zrobił. Opowiesz nam a rankiem zastanowimy się co dalej. Zaplanujemy zadania i uderzymy przed zmrokiem – sięgnął po kolejną fajkę. Rafael chciał zapalić. Tak mocno jak nigdy dotąd, jednak z drugiej strony starał się tego nie robić by nie tracić jednej z niewielu nici łączących go z niedawno co utraconym zyciem. Wszak chęć rzucenia palenia powstała zaledwie kilkanaście godzin temu, wtedy kiedy był jeszcze człowiekiem. Dodatkowo Jackob go nie czestował, i całe szczeście bo gdyby to zrobił to Rafael na pewno by się skusił. Niczym jakimś jabkiem, tak jak Ewa w Rajskim Ogrodzie.

- Moja wiedza nie jest pełnaRafael na nowo przełamał ciszę - ale sie postaram. Rozumiem ze innej drogi nie ma?

- Innej nie znam. Wiem, że chcialeś zemsty. W ten sposob ją wywrzesz. Pojdziemy na browca, zjemy coś , napijemy sie troszkę krwi i zobaczymy co się da ugadać.

- Zemsty i sprawiedliwosci. Ludzie to bydło dla aniołówRafael nie mógł się z tym pogodzić. Ta wizja aniołów strasznie się różniła od tej jaką swobie wyobrażał - Pewnego dnia wszytsko sie zmieni. Ludzie się odkują - W dzień nie działamy? Słonce nas spopieli? To głupie co pytam ale ja nic nie wiem na ten temat, a filmy i książki to raczej bajdurzenie?

- Jasne ze nie – ponownie się uśmiechnął – Słońce troszkę nas podrażni, więc opalanie odpada – rozłożył teatralnie ręcę - ale nie spopieli. Moze poparzyć, jak wyjdziesz w południe, ale nie zabije

- Dziecie nocy. Kurwa mać - Alvaro zaklął po raz pierwszy od kilku lat. Musiał z tym walczyć. Nie przystoi przeklinać, niezależnie czy jest się wampirem czy nie - masz komórke?

- Mam komórkę

- Moge?

- Gdzie?

- Telefon – Alvaro zaczął tłumaczyć o co mu chodziło - taka rzecz przez któa mozna sie porozumiewac na odległość

- Pytam się, jełopie jeden, gdzie chcesz dzwonić. Wiem, wyimaginuj sobie, co to jest komorka – brakowało, żeby jeszcze Jackob pokazał język. Na szczeście nie zrobił tego.

- To dobrzeRafael uśmiechnął sie o mało co nie wybuchajac śmiechem na głos - widzisz, juz do was pasuje. Chce wysłać smsa przyjacielowi. Komus kto moze pomoc.

- Serio. To moze się z nim po prostu zgadaj.

- Daj ten telefonRafael wyciagnął rękę w kierunku Jackoba

- Hahahaha. Podobasz mi się. Masz – podał mu przenośny aparat

- DziekiAlvaro odebrał telefon i chwilkę się w niego wlepiał. Potem westchnął i wstukał znany mu już na pamięc numer dr Cohena. Przyłożył telefon do ucha czekając na połączenie. Jackob szczerzył zęby w uśmiechu. Przerośnietych kłów nie miał. Może to kolejny mit.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 08-09-2010 o 00:46.
Sam_u_raju jest offline