Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 21:14   #8
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Cisza i zaciekawione spojrzenia, które przywitały ją przy wejściu na salę sprawiły, że przez króciótką chwilę zastanawiała się czy przypadkiem nie jest gdzieś ubrudzona.
Zaraz jednak porzuciła tą myśl, gdyż Marinne z pewnością nie pozwoliłaby na taką kompromitację. Wyprostowała się na całą wysokość swych 150 centymetrów i z naturalnym wdziękiem podążyła za sługą. Przez cała drogę do stolika czuła niemal wwiercające się w nią spojrzenia. Co było tego przyczyną? Obrazy się nie spodobały? Strój zbytnio odbiegał od obecnej mody? Choć wiele myśli przelatywało jej przez głowę na twarzy ciągle gościł spokojny uśmiech. Lokaj pokazał jej miejsce przy stole i karteczkę z nazwiskiem, zdążyła
również zerknąć na pozostałe. Nazwisko hrabiego wprawiło ją w pełną konsternację, która na parę sekund zdołała zaburzyć opanowany wyraz twarzy baronessy. Hrabia będzie siedział z nią przy tym samym stole?! O co w tym wszystkim chodzi? O ile była w stanie uwierzyć w zainteresowanie jej obrazami, których wartość zresztą wzrośnie, gdy tylko zobaczą ją z hrabią. To wspólne siedzenie przy jednym stole nie mieściło się raczej w ramach “ukazania światu postaci malarki”.
- Baronessa Isabell de Vicconi? Malarka? Witam panią serdecznie. - radosny uśmiech i pocałunki powietrza przy kolczykach wykonane przez obie kobiety. - Jestem madame Carolaine Berde. To zaś kawaler Filipe Tain oraz - tu obejrzała się i z pięknym ale teraz już sztucznym uśmiechem zauważyła trzecią osobę. - baron Muller z Ragady. - Obaj panowie ukłonili się i pocałowali wyciągniętą dłoń. Madame Berde nie pozwoliła sobie jednak na przerwę w wymowie. – A gdzie szanowny małżonek? Mam nadzieję, że nie zachorował? Byli byśmy bardzo nieszczęśliwi gdyby coś mu się stało. Salon musi przecież mieć jakichś przeciwników. – ponownie przepiękny, szczery uśmiech.
- Niezmiernie mi miło panią... - madame została obdarzona promiennym uśmiechem. - I panów poznać. - tu ujmujący uśmiech, dygnięcie zgodne z etykietą i ponowny zwrot w stronę madame Berde. - Mój mąż? Czuje się doskonale, ale dziękuję za troskę. Po prostu nie przepada za takimi balami. - słowo “takimi” zostało zaakcentowane w bardzo delikatny sposób, a zdanie zakończono zasmuconym westchnięciem. - Pani również sama przybyła? Czy może któryś z szanownych panów jej towarzyszy? - na twarzy Isabell pojawił się łagodny uśmiech.
- Och, kawaler Tain to przyjaciel mój i całego domu Berde. Zaś z baronem ledwie się znamy. - powiedziane to było tonem oznaczającym ni mniej ni więcej a: “jesteśmy sobie bardzo niechętni”. - Zaś mój małżonek - westchnęła teatralnie - niestety nie mam Pani szczęścia. Mój świętej pamięci Bernard nie żyje już od dwóch lat. Ale nie należał on do salonu. - baronowa śmiesznie przeciągała wszystkie r, ż i u. Czasem nawet zamieniała je na “H” - To był człowiek z innego świata, artysta. Tak jak Pani. Mój Bernard bardzo przeżywał wszystkie polityczne zawirowania. To musi być straszne dla tak wrażliwych, artystycznych dusz. Jak Pani sobie z tym radzi? Tu zachwyca nas pani na balu u królowej a w domu ... - zawiesiła głos. Wszak wszyscy domyślali się, co mówi się o królowej w domu baronessy.
Isabell uśmiechnęła się łagodnie.
- Na szczęście Edward zdaje sobie sprawę z mojej wrażliwości i raczej unika tematu polityki w mej obecności. - “Gdyż doskonale wie, jak reaguję na słowa wszelkiej krytyki wobec Królowej.” Westchnęła delikatnie. - Niestety życie w takiej nieświadomości ma też swoje minusy. Nie miałam chociażby pojęcia, że mój mąż jest aż tak popularny. - pokręciła z niedowierzaniem głową. - Ciekawe, czegoż to jeszcze się dziś dowiem...
Dalszą konwersację przerwał herold okrzykując wejście hrabiego Berlay. Obie panie spojrzały w stronę wejścią i baronessa westchnęła bezgłośnie. Nie spodziewała się ujrzeć tak przystojnego i pełnego klasy mężczyzny. Ukłoniła mu się z całą swą gracją i pięknym uśmiechem, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nie mógł jej ujrzeć w tym tłumie. Gdy hrabia przeszedł już całą salę, madame przeprosiła ją mówiąc, iż widzi właśnie kogoś znajomego i oddaliła się wraz z kawalerem Tainem, a na jej miejsce weszły trzy kolejne osoby. Wianuszek wokół Isabell nie malał, a panowie chętnie zapisywali się do karneciku.
Skrupulatnie wykorzystywała zainteresowanie czarując swych rozmówców dworską konwersacją, spojrzeniem i pięknym uśmiechem. Choć tyle czasu nie bywała na balach, z ulgą spostrzegła, że nie do końca wyszła z wprawy. Ożywione dyskusje nie przeszkodziły jej w ujrzeniu nadejścia markiza Dietra Boudlera w masce w kształcie niebieskiej myszy. Zanotowała w pamięci fakt, że on również kłaniał się przed herbem.
Konwersacje pełne uprzejmości i uszczypliwych uwag zajęły ją skutecznie do czasu przybycia królowej. Widok granatowego tygrysa na ręce Jej Wysokości zaskoczył. Słyszała, iż hrabia Berlay należy do bliskich współpracowników królowej, ale nie sądziła, że aż tak bliskich...
Dlaczego ktoś taki zainteresował się jej osobą?

YouTube - English Baroque Festival Part II

Pierwszy taniec, którego oczekiwała z pewną niecierpliwością, okazał się być bardzo znany i niezwykle łatwy dla kogoś takiego jak ona. Nie na darmo przez te wszystkie lata samotnie w domu ćwiczyła wiele różnych tańców opanowując kroki do perfekcji. Zamierzała hrabiemu Berlay pokazać jak wygląda prawdziwe “Eltarie”. Teraz jednak tańczyła z kawalerem Shanem Movey. Przystojnym, uśmiechniętym mężczyzną, który zdawał się być zachwycony jej obrazami.
Panownie zaczynali tańcząc w szpalerze utworzonym przez damy, by później podejść do swych partnerek. Dwa kroczki w przód, obrót głowy w stronę partnera, dłonie wyciągnięte, kawaler Movey dotyka jej dłoni, wspólny obrót w kółeczku. Leciutki ukłon, zmiana partnera, powtórka kroków i wejście do kółeczka z innymi paniami.
Znów tańczyła, znów się bawiła, nic więcej nie było ważne. Teraz liczył się tylko bal...
 
Blaithinn jest offline