Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 22:38   #21
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Imię i nazwisko: Lauri Mäsienta,
Narodowość: pół-Karel pół-Fin
Profesja: oficer w armii Szwecji, jeden z oficerów „Hakkapelitas”, okultysta

1610 r.

Karelia zawsze była mi bliska. To magiczne miejsce trzymało w sobie duchy naszych przodków. Ile tajemnic w sobie skrywa – to wie tylko ktoś kto się tam urodził. Miałem szczęście przyjść właśnie tam na świat, co dało mi wielką szansę do pozostania w przyszłości wielkim człowiekiem. Nie wierzysz w to? Nie musisz... Ja pokazuje to czynami, wkrótce nie będziesz musiał wierzyć, bo zobaczysz.

Nie mieszkałem tam długo. Rodzice przenieśli się w głąb Szwecji. Moja matka była Karelką, a ojciec Finem, ale w przeciwieństwie do swoich pobratymców popierał szwedzki rząd, który zgodnie z jego poglądami dałby Finlandii więcej, a przy tym chronił przed Rosją. Chociaż i tak nie było łatwo. Szwedzi nie lubili Finów, a tym bardziej Karelów, którzy byli dla nich rosyjskimi poplecznikami. Ale mój ojciec dał sobie radę. Był w stanie pokazać się od tej najlepszej strony.

Ja miałem lepiej. W 1600 roku byłem dwudziestoletnim kadetem w armii szwedzkiej. Obiecujący, piekielnie ambitny, pozbawiony wszelkich moralnych barier przed dokopaniem przeciwnikowi. To były czasy, gdy walczyliśmy z Polską i Litwą. Występowaliśmy właściwie przeciwko całej Europie. Nie było trwałych sojuszy, szykowaliśmy się na walkę nieustanną. Wtedy założyliśmy Hakkapelitas czyli „rozrywających na strzępy”. Ten oddział złożony z byłych więźniów, ludzi o wątpliwej reputacji psychopatów – był zarazem najbardziej elitarnym. Rżnęliśmy Słowian oraz Bałtów bez żadnej litości. Wychowała mnie wojna i nienawiść. Władza dawała mi siłę, która rozwijała. Stałem się kimś więcej...

Karelia. To miejsce odwiedzałem wielokrotnie. Byłem wyznawcą Lutra jedynie z zewnątrz. W rzeczywistości zawsze kultywowałem pierwotne siły żywiołów, potęgę natury. Ja, Lauri Mäsienta, stałem się innym od innych ludzi. Mogłem nauczyć się kontrolować te siły. Trudno to pojąć, wiedziałem, że istoty żywe jak i otoczenie nie należały do stałych rzecz. Można ją naginać według własnych uznań. Stając na czele swoich oddziałów, widziałem jak w tych ludzi wchodzi coś więcej. Stawali się bardziej wojowniczy, mógłbym nawet powiedzieć, że fanatyczni.

Interesowałem się okultyzmem od szesnastego roku życia. Wiedziałem, że niesie to ze sobą pewne konsekwencje, ale warto było je przetrawić dla obiecanej potęgi. Zacząłem od świata duchów. Początkowo pojedyncze słowa, jakby echo z odległych światów. Wiele w tym ryzykanctwa, gdyż nie wiesz na kogo się natkniesz podczas seansów. Zajmowałem się astrologią, która powiedziała mi, że moim przeznaczeniem jest walka oraz chwała. Gwiazdy kryły wiele tajemnic. Mając osiemnaście lat rozpocząłem korespondencję z wielkim umysłem naszych czasów – Johnem Dee. Edward Kelley niestety już nie żył. Opisałem mu w liście swoje spostrzeżenia i osiągnięcia. Moje wędrówki w światach astralnych, znajomość języka enochi, astrologii, obietnicę wielkiej wiedzy. Po kilku latach otrzymałem odpowiedź...

W 1601 roku dotarłem do Londynu. Po raz pierwszy byłem w tym magicznym miejscu. Stolicy tworzącego się imperium. Chłonąłem dźwięki, zapachy i duszę tego miasta, lecz starałem się nie przejeść nim. Nie chodziło mi o dwór królewski, chociaż jako członek szwedzkiej misji dyplomatycznej miałem prawo uczestniczyć w audiencji u królowej. Chodziło mi o coś innego. Chciałem poznać swojego idola.
John Dee był bardzo stary i chyba przewidywał już powoli swoją śmierć. Spotkałem go w ogrodach królewskich. Wyszedł do mnie ze swojej samotni. Pomarszczony, zsiwiały o długiej brodzie i obłędnym spojrzeniu. Właśnie tego się obawiałem u niego – szaleństwa.
- Chodź ze mną, byśmy nie zawadzali żywym – rzekł do mnie.
Poszedłem posłusznie za nim. Byłem teraz w jego mocy, nawet bez czarów. Poprowadził mnie wprost do swojego gabinetu i ujrzałem go takim, jaki widziałem w wyobraźni. Zachowany porządek, gdzieś rozłożona księga, surowe łóżko, liczne eksponaty, o części których nie miałem pojęcia. Pełen ekwipunek królewskiego astrologa.
- Dostałem twój list, Finie – powiedział jedynie.
Nie kazał usiąść. Sam zaczął przeglądać swoje zapiski.
- Twierdzisz, że Karelia daje moce, a czy możesz mi rzec, które miejsce ich nie daje? - spytał odwracając się.
- Karelia jest inna od tego co widziałem – odpowiedziałem. - Zrodziłem się tam, mam talenty. Wiele jeździłem i nie widziałem ani jednego, który by znał się na magiach jak ja. W Finlandii słyszę siły natury, widzę...
- Skończ z tym – przerwał ostro. - To wszystko to bajdurzenia młodzika. Nie masz pojęcia o magii, o sztukach, to czym się zajmujesz jeno zabawą jest.
Miałem już wychodzić urażony słowami starca, gdy powiedział ponownie;
- A jednak ujrzałem w tobie kogoś innego, również przez krainy z jakich pochodzisz... może nawet mojego następcę...
- O czym mówisz, asan? - spytałem zaskoczony.
- Mniejsza o twą wiedzę, powiem ci, co ongiś rzekł mi mistrz Kelley – usiadł ciężko na krześle. - Moje dni są policzone, więc już się nie spotkamy ponownie, Finie.
Zastygłem. Co miał mi powiedzieć mistrz Dee?
- Jesteś wodzem i twa moc właśnie w tym się pokłada, musisz jej składać ofiary i być wiernym jedynie sobie – rzekł.
- A państwo... mój honor?
- To ułudne, pod mieczem się urodziłeś, twój umysł wędruje w gwiazdach, a ręka sprowadza śmierć – mówił. - Jesteś panem dla siebie, własnym wojownikiem. Tak jak malarz tworzy, by dać ujście swoim talentem, tak i ty winieneś rządzić by poczuć prawdziwą potęgę.
- Czy to oznacza, że moim przeznaczeniem jest walka?
- Możemy nazwać to przeznaczeniem – uśmiechnął się lekko do swoich myśli. - Twoim przeznaczeniem może być również utopienie się w Bałtyku. Myślę o tym, byś był wojownikiem, by twoje ręce wciąż były we krwi, a i byś nie był podrzędnym pachołkiem.
Słuchałem tego jak jakiejś klątwy, która na mnie spadła. Jednak byłem tym wodzem, więc dobrze obrałem swą drogę.
- Jeszcze jedno, Finie – powiedział czytając notatki. - Czy w Finlandii... czy widziałeś tam ich?
- Nie rozumiem, panie.
- Oni kryją się w odludnych miejscach, bo boją się ludzi. O tym właśnie mówił Kelley. To istoty potężniejsze od nas, ale z jakiś powodów skłócone i ukrywające.
- Opowiedz mi o nich... - zacząłem, ale John Dee przerwał.
- Nic nie wiemy, oprócz tego, że gdzieś tam są i wędrują niczym duchy. Być może Finlandia to jeden z ich domów...

Zatem byłem wojownikiem. Na czele Hakkapelitas – jednej z najbardziej okrutniejszych armii w Europie, nieśliśmy zagładę żywym ku chwale ojczyzny. Jednak ja wciąż żyłem radami Dee. Trzy lata po jego spotkaniu, zmarła królowa Elżbieta a Dee wygnano. Ja natomiast walczyłem w Europie. Bowiem nastał niespokojny czas i nie mogliśmy bezczynnie obserwować tego wszystkiego.
Dzisiaj stoimy u wrót Polski. Po duńskim zagrożeniu nie zamierzaliśmy dokonywać dalszych podbojów, ale raczej próbować umacniać władzę na zdobytych terenach. Przeliczyliśmy się. Kiedy tylko ruszyliśmy pod Kłuszyn, skończyło się to rzezią. Straciłem tam nie tylko oddział, ale też swoje życie.

- Odwrót! Odwrót! - krzyczałem, ale mogłem jedynie obserwować rzeź jaką zaserwowali nam Polacy. Tchórzliwe wojska Szwecji i Rosji padły, a jedynie my-Finowie trzymaliśmy się razem. W pewnym momencie konia pode mną zabito, a ja spadłem prosto pod szable słowiańskie. Któryś z nich odciął mi lewą rękę od łokcia w dół. Czułem, że nogi mam złamane. Czekała mnie powolna śmierć z wykrwawienia. Przynajmniej na polu bitwy.
Ucichło. Słyszałem tylko czyjeś kroki. Pewnie przybyli ograbić nasze ciała, a więc znajdą mnie wciąż żywego. Żywego – dlaczego? Powinienem był już umrzeć.
Ujrzałem wtedy nad sobą jego po raz pierwszy. On nie należał do ludzi. On nie powinien był żyć.
- Ból odejmuje mi rozum – rzekłem, próbując resztkami sił odczołgać się od tej istoty.
- Nigdzie nie odejdziesz, gdyż jedynie moja wola utrzymuje twoje ciało przy życiu – mówił. - Dusza twa już dawno martwa, ale ją zabiłeś sam.
- Dobij mnie i daj wreszcie odpocząć – wyszeptałem.
- Nie chcesz zyskać władzy i potęgi? U mojego boku zdobędziesz to wszystko – dodał.
Przestałem próbować uciec. Nie czekało mnie już nic.
- Kim jesteś, że stawiasz takie warunki?
- Jestem kim jestem, ale powiedzmy, że w tej chwili będę twoim zbawcą i darczyńcą. Widziałem co potrafisz, masz wpływ na swoich podwładnych, jesteś dowódcą...
- Dobijesz mnie już?
- Nie... chcę cię czegoś nauczyć... Trafisz w swoje rodzinne strony, gdzie pokażę ci istoty znające zagadnienia, które próbowałeś zgłębić.

***

Cisza. Czułem, że jestem inny, wyższy, twardy, nieporadny. Potem odgłos jakby rozdzieranego płótna. I wypadłem z kokonu w ten świat.

Zwali się Sadesyks. Czerpali wiedzę z gwiazd, chociaż od tysięcy lat siedzieli pod ziemią. Tłumaczyli wiele rzeczy, a ja się uczyłem. Pokazywałem im żądzę władzy i potęgę, oni budzili we mnie wiedzę. Wreszcie wrosłem w ich kulturę, a potem zapomniałem o swym życiu. Do czasu, aż rozeszły się wici i wyszedłem na zewnątrz. Po setkach lat.

***

Stałem nad uwięzioną Opiekunką. Umierała, ale to bez znaczenia. Lwy i ludzie w końcu nie zawierają układów. Nie czułem z tego powodu wyrzutów sumienia. Rozkaz Samuela brzmiał bardzo wyraźnie, nie udało nam się. Przynieśliśmy ile zdołali, a od niego tylko zależy ile z tego wykorzysta.

Marzyłem o tym, by pewnego dnia pozbyć się Samuela. Tak, ten dzień kiedyś nastąpi. Wtedy uwolnię się od przysięgi, którą kiedyś złożyłem, by ocalić własne życie. Potem będę mógł umrzeć. Bo tylko śmierć niosła ze sobą obietnicę wytchnienia. Przedtem poczuję jeszcze rozkosz władzy, ludzi i Salartus cuchnących strachem. A jeśli bogowie pozwolą, to posmakuję krwi tej hybrydy.

---

Charakter Lauriego różni się nieco od Lauhela. Lauhel był w stanie działać razem z drużyną, miał swoje antypatie oraz sympatie. Poświęcił się dla swoich pobratymców, cenił sztukę, chciał dobrze dla swojej rasy.
Lauri natomiast nie ma już w życiu żadnych perspektyw. Pogrążony w nieustannej melancholii, nienawidzi wszystkich na około. Możliwe, że to kwestia tego, iż ludzi nie widział od czasów XVII wieku. Z Salartus potrafi cenić jedynie Sadesyksów, z którymi spędził w końcu około 400 lat. Chociaż i Lauhel lubił władzę, to jednak widział w tym jedynie narzędzie do spełnienia ich misji. Natomiast Lauri dąży do władzy agresywnej przez własną próżność oraz żądzę. Marzy o tym by po raz ostatni poczuć się wolnym.

Jeśli chodzi o wygląd, Lauri jest wysokim, chudym człowiekiem. Łysy, kościsty, chodzi lekko przygarbiony z nieustannym zamyśleniem na twarzy. Poniekąd przywodzi na myśl trupa, ale jeśli ktoś już widział Lauhelmaasiela, to znajdzie wiele podobieństw.
---

Umiejętności Lauriego bez rzutów;


Sztuczki;
* Mizantropia – w danej istocie można zniwelować wszelkie wątpliwości oraz dylematy moralne, tak, że nie będzie miała oporów przed np. zabiciem bezbronnego wroga. Trwa to, aż nosiciel wróci do swoich pierwotnych myśli, czyli zwykle (MOC/5) minut.

* Odjęcie bólu – za pomocą dotknięcia, żołnierz potrafi na pewien czas pozbawić uczucia bólu daną osobę lub siebie. Dzięki temu delikwent może normalnie funkcjonować. Nie działa jako uleczenie ran.

Dary;

* Spirytyzm – Fin poddaje się medytacji, aby w ten sposób skontaktować się ze światem duchowym – najczęściej by uzyskać wskazówkę. Informacja, którą przyniesie, rzadko będzie jednoznaczna.
 
Terrapodian jest offline