Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2010, 22:55   #3
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
“Róg Zamkowy” - tak zwał się wspomniany przez demona pub. Co prawda zamku nigdzie w okolicy nie było, ale za to była ulica zamkowa. Widocznie miejsce wzięło nazwę ze swojego punktu położenia. Klub był dosyć spory, i wydawał się ogromny - ze względu na swoje wyposażenie. Na samym środku stały dwa stoły bilardowe. Pod ścianami zaś były ustawione zestawy: stolik plus cztery krzesła. Nawet całkiem ładne - po typowej spelunie w tym mieście można się było spodziewać dużo niższych standardów. Pomiędzy ów “zestawikami” i stołami do bilarda nie było praktycznie nic. Pusta przestrzeń. Dlatego to miejsce wydawało się dużo większe niż było w rzeczywistości. Czasami dało się zauważyć jeszcze tarczę do rzutek umieszczoną przy samym barze a bar to już zupełnie inna bajka. Pułki uginały się wręcz od drogich markowych trunków. Jeśli do tego dodać marżę ceny... faktycznie przerażały. Dziw bierze, że wogóle ktoś tutaj przychodził się napić a jednak pub był pełen ludzi. Naprawdę dziwne.

Oczywiście jeśli ktoś przeżył w tym ponurym świecie tyle lat co “tajemniczy nieznajomy”, uczył się zauważać pewne subtelności. Zajawka którą podsłyszał od właściciela przydrożnego motelu szybko wyewoluowała w pełnoprawną teorię. Teorię, która zakładała, że ta knajpka o wygórowanych celach jest w stanie zaspokoić naprawdę *rozmaite* rodzaje pragnienia. Jedno łypnięcie jadeitowych oczu wystarczyło aby przypuszczenia zyskały potwierdzenie. Nowoprzyjezdny uśmiechnął się dosyć cierpko. Pijawki... całkiem sporo pijawek. Ochroniarze, barman, co ciekawsze dyskotekowe dziwki i kilku jeśli nie homo, to napewno metrosów. Nie to żeby mężczyzna o ponurym uśmiechu miał im coś do zarzucenia pod względem moralnym. Sam próbował już przyjemności, które zjerzyłyby włosy na głowie u osób posiadających jakiekolwiek standardy. Nawet, a może w szczególności, te etyczne. Ruszył z wolna w kierunku mężczyzny znajdującego się za barem.


Spojrzenie Warrena zetknęło się z tym barmana. Trwało to ledwie chwilę ale w czasie tej chwili na poziomie mentalnym rozpętała się krótka aczkolwiek zaskakująca dla obu stron konfliktu bitwa. Jedna strona nie spodziewała się z początku ataku a druga przegranej. Barman wydawał się bardziej... speszony niż zaskoczony. Widocznie fakt, że ktoś go przyłapał - i był tego świadom! - na umysłowych igraszkach wprawił go w lekkie zakłopotanie.
-Nowa twarz w mieście?
Spytał wyjmując szklankę z lodem i wypełniając ją do połowy Jackiem Danielsem.
-Tak na nowy początek znajomości. Jestem Michael, ale wszyscy mówią mi tutaj po prostu Mike.

Osobnik nie odpowiedział ani jednym słowem. Usiadł pewnie na jednym na stołków i obrócił powoli wokół własnej osi. Trochę jak mały dzieciak, aczkolwiek jego wzrok z dziecinną niewinnością nie miał nic wspólnego. Kończąc obrót oparł się rękoma o blat barku. Palce prawej dłoni dotknęły zegarka. Był to markowy Swatch, najnowszy, z niemal dziesięcioletnią gwarancją. Obramówka stopera przesuneła się do tyłu z cichym *klik* które od razu zostało pochłonięte przez muzykę. Nieumarłe pomioty które miały okazję obserwować aurę należącą do nowego gościa, mogły właśnie podziwiać prawdziwy pokaz fajerwerków w kolorze złota.
- Ładnie stary... super zegarek. Takich to już chyba nie robią. - skomentował barman, ktory aż zagwizdał z podziwu i szerzej otworzył oczy.
- Widzisz “Mike”. Z dzisiejszą technologią jest trochę tak jak z dobrym wychowaniem... bo obsługa w dawnych czasach nie wtykała przynajmniej nosa w nieswoje myśli.

Obcy sięgnął po kieliszek i zamoczył usta w trunku, opróżniając na raz jedną-trzecią szklaneczki. Przepłukał gardło. Łagodnie drgnęła mu powieka. Nienawidził Whiskey. Nie-na-wi-dził. Kurwa. Gdzieś podsłyszał, czyiś pogląd, że ta smakuje jak płynny papier toaletowy i... chyba nigdy nie zgadzał się bardziej z czyjąś opinią.
- Bleh. Ja pier... mam lepszy pomysł. Zrób mi jedną Blue Lagoon, Mike. Po drodze możesz także opowiedzieć mi jakąś rubaszną historyjkę na temat tutejszych bywalców. Szczególnie tych, którzy oddychają tylko rekreacyjnie. Heh. Heheheh.


Mike wykonał drinka w iście... widowiskowy sposób. Shaker i butelki z alkocholem latały w powietrzu, nad głową, pod ramieniem, za plecami - po prostu pełen profesjonalizm. Nie uronił nawet kropelki. Widać, że miał lata... a może i dziesięciolecia praktyki. Chwila moment i Blue Lagoon było gotowe.
-To bardzo dobre pytanie. Zanim jednak zacznę rozpowiadać fakty i plotki na temat naszej małej społeczności może powiedz coś o sobie? - oparł głowę na ramieniu schylają się lekko.
- No wiesz... jak zdradzać sekrety to dobrze by było wiedzieć komu. - po jego spojrzeniu było widać, że nie zadowoli się tekstem o “nic nie znaczącym podróżnym”.

- Ach wiesz jak to bywa. Jestem nic nie znaczącym podróżnym... o dość specyficznych zainteresowaniach. Mój tatko był oficerem w SS, matka Żydówką, standardowa historia zakazanej miłości, naprawdę. Nic do czego nie przyzwyczaiłaby Cię już fikcja literacka. Dziadek miał smykałkę do zegarków i jak widzisz spędzając ze mną czas wtłoczył mi do głowy swoje hobby. Teraz przemierzam wspaniałe Stany, szukając najrozmaitrzych rodzajów rozrywki. A nie ma nic bardziej rozrywkowego niż pocięcie jakiejś wampirzycy na cienkie plasterki i obserwowanie jak ta w cierpieniu rzuca się w żelaznych kajdanach. A następnie taplanie się w jej flakach i posoce. Ale chwila! Chwila moment... chyba zboczyłem z kursu podczas opowiadania swojej biografi?
Wyzwolony bełkot był... był całkowicie absurdalny i oderwany od lokalnej rzeczywistości. Niejeden Malkavian uznałby mężczyznę za zupełnie i nieodwracalnie szalonego. Uśmiech który towarzyszył temu wywodowi sugerował zaawansowaną socjopatię.
-Jakież to słodkie i urocze. - skomentował Mike postanawiając podjąć aburdalną rozmowę -Ale tak między nami... krojenie wilków przynosi dużo więcej frajdy. Radziłbym zmienić więc obiekt zainteresowań. Choć tak dla odmiany. - mrugnął porozumiewaczo.

- Ha. Rzecz zasadza się na tym... że Garou można przyrównać do opakowań ekologicznych. Są przyzjadne dla środowiska. Podczas gdy wy jako gatunek... z resztą, przecież dobrze wiesz dokąd to zmierza, nie muszę się wywnętrzać. Pasożyty, bla bla bla, potępione kreatury itp. itd. Plus ciekawa anegdotka. Stosunek z dziewuszką w Crinos można swobodnie zaliczyć do jednego z najdziwniejszych, najbardziej bolesnych, a zarazem najbardziej cudownych doświadczeń życiowych. Rzecz jasna, jeśli przeżyjesz... i nie masz nic przeciwko zregenerowaniu kilkunastu złamanych żeber i strzaskanej miednicy. Jednak... nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytanie Mike.

-To mała społeczność. Jest nas niewielu i... nie balujemy tak bardzo jak rodzinka w większych miastach. Już nawet nie pamiętam kiedy kogoś zabiłem. Po prostu siedzimy sobie w tym mieście nikomu nie wadząc i prowadzimy spokojny żywo... to złe słowo... spokojną egzystencję. - mrugnął w kierunku jednej dziewdzyny która właśnie weszła do pubu. Ta oblała się rumieńcem, ale starała się to ukryć. Jeszcze zanim podeszła do lady Mike przygotował drinka. Dziewczyna wzięła go zupełnie jakby zawsze brała tutaj to samo po czym dosiadła się do stolika gdzie siedzieli jej znajomi.
-Kocham tą robotę. - powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.

- Uhuh. To tak jakbyś stwierdził, że tętniak jest rzeczą mniej uciążliwą niż rak mózgu. Poza tym, nie pytałem o waszą egzystencjalną motywację. Nie prosiłem żebyś płakał w rękaw. Nie mówiłem też, że zamierzam kogoś przerobić permanentnie na proszek, ale właśnie postawiłeś pojedynczy plus przy tym rozwiązaniu. Prosiłem po prostu, żebyś mi opowiedział coś miłego o tej nieumarłej zbitce na parkiecie. Słucham więc.


Wskazał na dwie bliźniaczki grające przy jednym ze stołów do bilarda. Nawet ubrane były panny podobnie.
-Mary i Sue. Moje przyjaciółki... jeszcze nie do końca.... sztywne jak ja, ale jak księciu pozwoli może już niedługo uda mi się to zmienić. - mówiąc inaczej kainita zasugerował, że dziewczęta są jego ghoulami. Sądząc bo ich zadowolonych twarzach chyba nie narzekały na taki stan rzeczy. Z drugiej strony nie da się powiedzieć na ile do zadowolenie było związane z prawdziwymi emocjonami a na ile z manipulacją.
-Zapoznać Cię? - zmrużył lekko oczy. Głos przybrał ton bardziej zachęcający.

Mężczyzna opróżnił resztkę drinka jednym haustem. Jeśli do tej pory alkohol wywarł na nim jakiekolwiek wrażenie, nie dało się tego zauważyć.
- Myślisz, że twoje malutkie gierki mające wpływać na mój popęd seksualny i libido dają Ci jakąkolwiek przewagę? Hah. Po prawdzie Mike, nie umiałbyś seksualnie zmanipulować królika żeby ten zaczął kopulować. Ale... będąc szczerym, jestem osobą kapryśną i pełną pasji. Więc powiem Ci jak zrobimy. Dasz mi jedną z nich... na własność, a ja zniknę z tej knajpki jak zły sen, pozostawiając was wszystkich w jednym kawałku. Nie dasz mi jednej z nich... a twoja egzystencja skończy się czasie krótrzym niż 0,001 od odmowy. Brzmi uczciwie?
Mike tylko westchnął i pokręcił głową zniesmaczony. Cały bar - poza ochroną - natychmiast skierował się ku wyjścia zupełnie jakby była to narnolmaniejsza rzecz pod słońcem. Pewnie kolejny mind fuck albo coś w tym stylu. W końcu wewnątrz zostały tylko 4 osoby.
- Panowie zajmijcie się naszym gościem. - po tych słowach zamienił się w smugę i dosłownie śmignął do wyjścia. Cóż... po to jest ochrona by załatwiała takie problemy. Ochroniarze uśmiechneli się do siebie. Pewnie dlatego, że nie widzieli wcześniej tej złotej aury którą miał okazje dojrzeć Michael.
 
Famir jest offline