Profesor nigdy nie lubiał ludzi, którzy zbytnio obnosili się ze swoją "zajebistością". Jedyne co kojarzyło mu się z takim człowiekiem to litość i pożałowanie. Niestety. Trafili na Eddi'ego. Eddy jako uczeń nie był taki. Przynajmniej Eric zapamiętał go inaczej. Był to wesoły i radosny chłopak, jednak nigdy nie robił z siebie głupka. Najwyraźniej pieniądze zmieniają człowieka. Gdyby trafili na potencjalnych obserwatorów z wrogiego gangu, ich status incognito spalił by na manowce. W koło pełno Chinoli, którym Watson nie ufał. Mieli coś takiego w oczach, ten ich wzrok. Zawsze napawał go niepokojem. Poza tym zawsze układali się z silniejszymi. Zalali Liberty City falą imigrantów. W taki oto sposób powstają Triady i inne wynalazki. Jako, że Eric najbardziej znał Eddi'ego, usiadł naprzeciwko niego. Rozsiadł się wygodnie przy stoliku i założył ręce na stół.
Z rozbawieniem obserwował scenę dialogu pomiędzy "kelnereczką" a jego byłym uczniem. Usta ciągle wykrzywiały mu się w dziwnym grymasie, aż w końcu spoważniał widząc minę dziewczyny. Miał wrażenie, że chciała ich wszystkich zabić. Tu, na miejscu. Gdy odeszła Eric spoważniał. - Eddy do cholery! - krzyknął Profesor i pacnął go w głowę. - Co się stało z dawnym Eddi'em? Eh, nieważne – mruknął. - Ważne jest natomiast to, z czym do ciebie przychodzimy – tu zniżył głos i nachylił się w stronę rozmówcy. - Nie wiem, czy wiesz, ale ostatnio zginął ktoś ważny. Bardzo ważny przynajmniej dla świata przestępczego. To dzięki niemu jestem, kim jestem, a ty także pownieneś mu podziękować tam na górze, bo gdyby nie on, nie parałbyś się tą profesją – zabrzmiał teraz jak prawdziwy nauczyciel i mentor. Mogło to nieco zmylić kolegów, z którymi rozmawiał na dość luźnej stopie. W dodatku tą gadką chciał wywrzeć niejako presję na McPercym. - Słuchaj. I to uważnie. Słuchaj! - ponownie krzyknął widząc jak Eddy rozgląda się za pupą tej kelnerki. - Tym człowiekiem był John Kovalsky. Znany jako "Polak". Nasza trójka – tu pokazał ręką na kolegów - należy do grupy zwanej "Dziećmi Polaka". Chcemy dowiedzieć się, kto tak naprawdę kryję się za śmiercią naszego... ojca– w końcu to powiedział. Ale tak właśnie było. Kovalsky był dla nich niczym dobry ojciec. Czasem surowy, ale zawsze dbał o swoje pociechy.
Gdy Profesor przedłożył nudną historię, przeszedł do meritum. - Szukamy tego skurwiela, lub skurwieli ale w tym musi pomóc nam nie kto inny, jak dobry, poczciwy, zielony, dolar. A dolary zarabia się na interesach, nie? No właśnie. I tu mamy dla ciebie propozycję. Jako diler masz pewnie swoją strefę wpływów. Ja także. Może połączylibyśmy siły i dotarli jeszcze dalej? Można by stworzyć pięcio – osobową grupę dilerów – ja, ty, Stan, i tych dwóch panów obok mnie. Zysk ze sprzedanego towaru byłby ogromny. Posłuchaj.
Możemy otworzyć mini – fabrykę. Sam znam się nieco na hodowli zioła. A może ty masz jakieś pomysły? I czy wogóle wszedłbyś w ten układ? |