Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2010, 13:43   #24
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Siedzę przy stoliku w wagonie restauracyjnym. Patrzę na przesuwające się za oknem obrazy. Jeden jest nieruchomy. To mężczyzna w białej koszuli z błyszczącymi guzikami, trzymający coś połyskującego w ręku. Dlaczego on jest nieruchomy, dlaczego nie znika wraz z innymi obrazami. Zamykam oczy, otwieram … ciągle tam jest.



Yhmm głośnie chrząknięcie dociera do mnie. Odwracam głowę … no tak … teraz wszystko jasne … kelner.

- Zupa cebulowa i strogonow – rzuciłem szybko, bez zastanowienia. Niech on już odejdzie, stoi tu za długo. A tak, jeszcze zamówienie Bowmana, niech tylko go nie zatrzymuje, niech szybko coś zamówi.
- Mam ochotę na stek. Dobrze wysmażony stek. - powiedział do garsona - Macie tu porządny kawałek steku?
- Ależ naturalnie, choć proponował bym...
- Nie - uciął krótko - Mam ochotę na stek. I szklaneczkę czegoś mocniejszego.
- Tak, tak ja tez poprosze coś mocniejszego - wtrącam.

Kelner zniknął. Wreszcie można spokojnie porozmawiać. Bez spojrzeń na karku.

- A więc doktorze Bowman, los splótł nas znowu. Najpierw kawiarnia niedaleko Xhystos Asylum, a teraz podróż tym samym pociągiem.
- Zapewniałem przecież, że wkrótce znów się spotkamy. - odpowiedział z tajemniczą miną.
- Przyznam, że myślałem, iż jest to kwestia życzenia. A nie spełniającej się przepowiedni. - uśmiechnął się tylko. Zabębnił szybko palcami o blat stołu. - Proszę mi wybaczyć mą wścibskość, ale czy to ... dłuższy wyjazd?
Uśmiech zdawał się nie znikać z twarzy tego człowieka. Nie byłem pewien, czy zdawał sobie nawet z tego sprawy, bo jakoś dziwnie nie pasował do twarzy i tych poważnych oczu.
- Taak. Taką mam nadzieję... - odpowiedział po chwili wpatrywania się w uciekające za oknem widoki - Widzi Pan, profesorze, Xhystos? Proszę się przyjrzeć uważnie. Sądzi Pan, że jest za czym tęsknić?
Stalowe kadłuby budynków sterczały w hałdach gruzu niczym pomniki kataklizmu. W dali, pomiędzy nimi przemykały niewielkie postacie.
- Za czym? Raczej za kim doktorze. W Xhystos została moja rodzina, dom … pies. Wszystko co kochałem. Niestety nie można ich zabrać. Ale Pan doktorze również coś pozostawił w mieście. Chociażby pacjentów.
- Cóż, im wcześniej, tym mniej później nieporozumień - stwierdził pod nosem jakby nie do mnie - Winienem Panu wyjaśnienia.
Garson, ten sam, który przyjmował zamówienia pojawił się z tacą i dwoma szklankami. Biały kołnierzyk ciasno wpijał mu się w gruby kark. Wielkie chłopisko, przeleciało mi przez głowę. Kiedy odszedł doktor podjął na nowo nieco ściszonym tonem.
- Na początek musi Pan wiedzieć, że żaden ze mnie doktor... - musiałem mieć zdziwioną minę. Zobaczyłem to w oczach tamtego.
- Nie rozumiem, doktorze ... Panie Bowman.
- Myli się Pan również w kwestii moich personaliów. - odparł z rozbrajającą szczerością - Nie nazywam się Bowman.
- Ale rozmawialiśmy wczoraj w kawiarni niedaleko Xhystos Asylum, tak? - może to nie był on, hmm ale twarz, gest w jakim przekładał stronice karty dań, już sam nie wiem.
- Naturalnie.
- To dobrze, bo widzi Pan doktorze ... Panie ... to jak pan się u licha nazywa? - chwilę trwało, nim oderwał wzrok od szyby okna. Wreszcie spojrzał mi w oczy.
- Nazywam się Persival Fryderyk Blum.
- A więc co znaczyło to wczorajsze przedstawienie, przez Pana nie spotkałem się z doktorem Bowmanem. Oczekiwał mnie, to mogło być ważne. - jeszcze kilka dni temu zdenerwowałbym się, a teraz czuje zupełną obojetnośc. Xhystos Asylum i doktor Bowman zostali daleko.
- Doktor Bowman, zapewniam Pana, profesorze ma obecnie o wiele poważniejsze zmartwienia, niż nie zrealizowane spotkania.
- To niczego nie tłumaczy Panie Blum.
- Wybaczy Pan, ale nie rozumiem.
- Poważniejsze zmartwienia doktora Bowmana zupełnie nie tłumaczą pańskiej obecności w kawiarni i podawania się za niego. To ja nie rozumiem Panie Blum.
- Cóż... - wydał się zakłopotany - Musi Panu wystarczyć, profesorze, zapewnienie, że dziś poznał Pan MNIE.
Zapachniało zupą cebulową i skwierczącym kotletem. Sztućce zatańczyły w ruchliwych dłoniach tamtego. Bowmana, Bluma czy diabli wiedzą kogo.

Wyśmienita zupa i co najważniejsze gorąca. Nie jestem głodny ale smak oraz obawa przed pozostawieniem pełnego talerza pobudzają. Obserwuję Bowmana czy też Bluma jak z pasją kroi kolejne porcje mięsa. Widzę w nim zmianę. Wczoraj w kawiarni był pobudzony, poruszony, napięty i pełen obaw. Jakby nad czymś gorąco się zastanawiał, silne pragnienie graniczące z obsesją. Dziś spora zmiana. Spełnienie, osiągnięcie celu. Jest najwyraźniej z czegoś zadowolony. Ale obsesja nie zniknęła. Zestawienie ze sobą tych dwóch spotkań daje mi pewien obraz. Dzisiejsze zadowolenie w porównaniu z wczorajszą obawą dają odpowiedź.



- Opuszczenie Xhystos było pańskim celem Panie Blum, prawda? - spojrzał na mnie szybko znad talerza z miną jakbym wygłosił prawdę oczywistą. Nim odpowiedział przez chwilę gapił się w stronę pozostających za nami widoków, żując kęs tak, jakby chciał poczuć smak każdego włókna.
- Ma Pan rację, profesorze. Całkowitą. - odparł - Tak, jak wszystkich pasażerów tego pociągu.
- Wszystkich? Czemu Pan tak sądzi? - rozmowa zaczynała być dla mnie coraz bardziej interesująca. On wydawał się zaskoczony.
- Ci, co chcieli by pozostać, zostaliby na stacji.
- Niektórzy z podróżnych mogli nie mieć innego wyjścia - pytanie, stwierdzenie sam nie wiem jak to zabrzmiało. - Na przykład Pan, wyjazd bardzo Pana uspokoił.
- A Pan? - spojrzał na mnie przez grube szkło szklanki - Należy do tych niektórych?
- Mnie akurat ten wyjazd nie uspokaja ... w przeciwieństwie do Pana. Może Xhystos nie jest idealne, ale jest ... stanowi odniesienie do tego co nieznane.
- Było profesorze - brutalnie mi przerwał. - BYŁO. - powtórzył z naciskiem.
- Czyżby spotkało tam Pana coś ... przykrego?
- Mniejsza o to, co mnie spotkało. Nie bawmy się w analizy. Nie jesteś Pan w końcu w pracy. - odparł ze szczerym uśmiechem.
- I tu się Pan myli - odpowiadam z zupełnie niewymuszonym uśmiechem. Przez chwilę przestał jeść. Tylko przez chwilę, bo zaraz zabrał się na powrót do przeżuwania. Jadł milcząc.


Rozmowa staje się dla mnie coraz bardziej interesująca. Co prawda Blum, udziela niepełnych, wymijających odpowiedzi … ale to przecież dopiero nasze drugie spotkanie. Nie zauważyłem nawet jak garcon podał drugą część obiadu. Teraz czuję jak apetyczny aromat unosi się z naszego stolika po całym restauracyjnym wagonie.


- Pociąg kończy bieg przy lądowisku, a stamtąd drogi wiodą do innych miast. Gdzie Pan jedzie, Panie Blum?
- Tam gdzie i Pan. - Nawet na mnie nie patrzył. Wpatrywał się w grupkę dziwacznie odzianych ludzików pędzących przez ruiny wzdłuż torowiska.
- Chyba się Pan myli, Panie Blum ... czyżby wybierał się Pan do Samaris?

Uśmiech. Zupełnie nie pasujący do tej twarzy uśmiech był jedyną odpowiedzią na moje pytanie.

- Zadam Panu bezpośrednie pytanie ... proszę mi wybaczyć, ale od jakiegoś już czasu kołacze mi się w głowie. A więc Panie Blum ... czy coś stało się doktorowi Bowmanowi? - sztućce zawisły w powietrzu, wpatruję się w twarz Bluma, który wydawał się rozbawiony takim obrotem rozmowy.
- Cóż. Nie posiadam żadnej wiedzy na ten temat, drogi profesorze.

Kłamał.

- Czyżby ... przecież posiadał Pan jego fartuch wraz z identyfikatorem.
- Zostawmy drogiego doktora Bowmana i jego zmartwienia jemu samemu, profesorze Watkins. W obecnej chwili on, wraz z całym Xhystos niewiele mnie interesują. Zajmijmy się raczej tym, co przed nami. Oglądanie się za siebie, proszę mi wybaczyć szczerość, jest cechą ludzi małostkowych. Świat staje przed nami otworem, wita nas z rozwartymi ramionami. To się liczy, profesorze.

- Czy panowie życzą jakiś deser? - kelner stanął nad nimi z nieodłącznym notesem w ręku.
- Deser? Tak, z przyjemnością. - odparł ożywiony Blum - Co Pan proponuje?
- Może jagody w galeretce...? - nachyliło się usłużnie chłopisko - Albo piramidki z czekolady.

Piramidki. Sprzedawano takie, gdy byłem dzieckiem, w Imperium Czekoladek Ludwiq'a Roubaud...

- Niech będzie.
- Ja poproszę puchar lodów oraz mocną kawę.
- Służę...- rzucił sucho mężczyzna i odszedł powoli.


Odprowadzam garcona wzrokiem, gdy znika za zasłoną przenoszę wzrok na Bluma - Wracając do rozmowy. Częściowo się z Panem zgadzam. Patrzenie wstecz bywa niewskazane jeśli pozostawiamy za sobą negatywne, silne emocjonalnie przeżycia. Jeśli przeszłość nie wiąże się z niczym przykrym, sięganie do kart historii nie jest niczym złym. Ale jak widzę Pan bardziej patrzy w przyszłość?

- W rzeczy samej.
- Proszę więc traktować każdy nowy dzień jako paliwo, energię do życia. W ten sposób będzie miał Pan pewność, że złoże energii nigdy się nie wyczerpie.
- Taki właśnie mam zamiar profesorze. Przyjemność przeżywania polega na intensywności bodźców. - odparł - A właśnie. Miałem do Pana, jako uznanego specjalisty w tej dziedzinie, pytanie natury naukowej. Byłbym zapomniał pod gradem pańskich pytań - wtrącił z uśmiechem - Otóż interesuje mnie zagadnienie hospitalizacji w przypadku choroby maniakalno-depresyjnej, o której czytałem w Pana opracowaniu. Czy to odosobnienie jest naprawdę wskazane?


- Drogi Panie otóż choroba maniakalno-depresyjna ma tendencję do fazowości, z okresami gorączkowej nadaktywności … zwanej manią, które w sposób nieregularny występują naprzemian z okresami głębokiej depresji. Okresy ekstremalne przeplatają się przy tym z okresami normalności. Przyczyną nagłego ataku manii lub depresji może stać się stres, zwłaszcza u osób, u których rzadko dochodzi do nagłych ataków tego rodzaju. Często jednak trudno określić przyczynę bezpośrednią, a choroba postępuje stopniowo. Rozpoznanie fazy maniakalnej, która rozpoczyna się jako hipomania jest łatwiejsze dla otoczenia pacjenta niż dla niego samego. W tym okresie chorzy budzą się wcześniej i stopniowo popadają w nadmierną aktywność, łatwo się rozpraszają i są podnieceni. Efektywność ich działań spada z uwagi na roztargnienie i narastający niepokój. Mogą wykazywać pobudzenie płciowe, udają się na wielkie zakupy lub entuzjastycznie podejmują, a następnie porzucają rozmaite nowe projekty. Często popadają w irytację, a nawet nagłą wściekłość. Hipomania rzadko osiąga stan pełnej manii. Wówczas pojawia się dziwaczny sposób wypowiadania, ozdobiony rymowaniem, żarcikami i nielogicznymi zestawieniami słów. Wiele osób w tym stanie śpiewa, tańczy lub wybucha śmiechem bez żadnej przyczyny, aby następnie na krótką chwilę popaść w przygnębienie. Zaburzenia koncentracji sprawiają, że chorzy zapominają o jedzeniu; mogą z tego powodu chudnąć i popaść w wyczerpanie. Na koniec pojawiają się urojenia dotyczące własnej wielkości lub silny gniew z powodu nieakceptacji przez otoczenie dziwacznych planów. Wtedy to właśnie pozostawienie chorego samemu sobie może być dla niego, jak również otoczenia niebezpieczne. Stąd też takie osoby izoluje się. Najpierw częściowo z dostępem do świata zewnętrznego, mogą wtedy oni przyjmować gości, rodzinę, czytać prasę, ale niestety jeśli choroba przybiera większe rozmiary izoluje się ich bezwzględnie. To dla ich dobra Panie Blum.


Koła pociągu stukotały miarowo. Rozpędzająca się maszyneria wydawała ze swoich niewidocznych dla pasażerów trzewi charakterystyczne odgłosy. Stołującym się mężczyznom zdawało się, że słyszą słaby, jednostajny szum czy też chrzęst - mogły być to pracujące tłoki lub może jakieś przekładnie. Pociąg drżał nieco, osiągając coraz większą prędkość.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 08-09-2010 o 17:50.
Irmfryd jest offline